Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2012, 18:44   #149
JohnyTRS
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Załadowany samochód nie przyspieszał zbyt chętnie, co nie napawało Johna otuchą. Miał na pokładzie ciężko rannego kolegę, nieprzytomnego studenta oraz martwego komandosa. Beczka śmiechu po prostu. Potrzebny był lekarz. Jechał w kierunku autostrady, w kierunku węzła drogowego. Popatrzył na Marka, nie wyglądał najlepiej. Przyspieszył, lecz po chwili musiał zwolnić. Po kilku minutach wyjechał na autostradę, skierował się w stronę wielopoziomowego skrzyżowania, z kilometrami estakad. Projektant tym razem pomyślał i były pasy awaryjne. Gdy tylko John wjechał w cień pod jedną z nitek drogi, zatrzymał się na zakreskowanym pasie betonu, włączył światła awaryjne.

Jego spodnie miały tą zaletę, że miały stosunkowo dużo kieszeni. W jednej z nich mieściła się mała apteczka, tzw. pakiet I pomocy. Rozpakował go, nie było w nim przeciwbólowego, co mógłby spróbować zaaplikować Markowi. Było za to kilka bandaży, dzięki którym Mark się nie wykrwawi się podczas jazdy. Zajęło to dosłownie chwilę, w akompaniamencie stęków i jęków Stanleya. W biegu zamknął drzwi i zajął miejsce za kierownicą. Włączył się do ruchu, wrzucił kolejny bieg, na którym mógł spokojnie jechać i wyjął telefon, wybrał numer. Gość nazywał się Dieter i miał własny gabinet na obrzeżach centrum, wśród pustostanów i mieszkań komunalnych. Gabinet to za mało powiedziane…

-Dieter, tu John Spencer, mam pilny przypadek… tak, mam kasę w innej formie, kolega potrzebuje chirurga, z katarem bym nie jechał… znaczy mam kasę ale nie w formie czystych eurodolców… a spadł taki z kilku metrów, z przewietrzonym mózgiem, to żal było zostawić – zażartował – pilna sytuacja, jadę do ciebie, niebieski Rover, na pewno rozpoznasz. To jesteśmy umówieni, daj jeszcze Tony’ego do telefonu… Cześć Tony, tu John Spencer, ten reporter z wielką spluwą… słuchaj, masz może jeszcze kontakt z tymi militarystami, co nienawidzą korporacji… Tak, chodzi mi o Szare Szczury, daj im cynk, że niedługo w ich rewirze może pojawić się uszkodzona Aerodyna Arasaki… Spokojnie… nie ma pełnej załogi i ma uszkodzony silnik, wyje jak stąd do Nowego Jorku… Jakby się nią zainteresowali to byłbym wdzięczny… Na razie… część. – rozłączył się.

Lekarz był już umówiony, trzeba było pozbyć się jeszcze Aerodyny. Miał nadzieję, że Szare Szczury, ten ideowy gang, będzie miał ochotę i będzie w stanie (o możliwości się nie pytał, wiedział, że są w stanie wytoczyć ciężką artylerię, ale na jak długo?


Analog zajechał pod gabinet doktorka. Stan Marka nie był najlepszy, bandaże były całe we krwi. Gabinet Dietera mieścił się w jednym z wielu komunalnych bloków, w których wiele mieszkań, szczególnie tych na parterze, było wykupionych i przerobionych na inne cele. Przelewy przez Sieć i miałeś gdzieś jakichś urzędników, którzy i tak nie zapuszczali się w takie miejsca bez ochrony. Być może dlatego, że swoją posturą wprost mówili „ boję się, trzęsę ze strachu, jestem idealnym celem”. Dieter miał wykupione kilka klitek na parterze oraz piwnice pod tymi mieszkaniami. W sumie było to jakieś 100 metrów kwadratowych, przy czym od tej powierzchni należało odjąć miejsce na spory garaż, w którym zmieszczą się trzy-cztery pojazdy. John przystanął przed wjazdem, zobaczył, że ochroniarz Dietera, Tony, go rozpoznał. Brama garażowa zaczęła się unosić, a Analog wjechał do środka. Kilka sekund później stał w ciemności, gdy zamknęła się brama. Zapaliło się światło, ukazując wnętrze pokryte plastikowymi panelami ściennymi, odpornymi na chemikalia i lekkie uszkodzenia mechaniczne, w kolorze bladej ciemnej zieleni. Oświetlenie stanowiło kilka żarówek, zawieszonych na kablach biegnących pod sufitem. Oprócz samochodu kolegi Marka, którym przyjechali, w garażu stał stary dobry Spike – solidnie opancerzony dwuosobowy jeep w kolorze ciemnej szarości z artystycznym czarnym graffiti na karoserii. Oprócz niego w pomieszczeniu stało kilka zakurzonych urządzeń.

Dieter i Tony stali w drzwiach do reszty pomieszczeń. Tony to był zwykły mięśniak, który oprócz pomagania doktorowi potrafił gotować, a raczej tak przyrządzać te pierdolone syntetyczne gówno ze sklepów, żeby nabrało zjadliwego smaku oraz konsystencji z pomocą kilku środków. Doktorek zawsze powtarzał, że w mieście jest dużo prawdziwego mięsa, szkoda że jest to mięso homo sapiens.

Dieter był starszy od Analoga, miał bodajże 40 lat, ale dzięki licznym operacjom plastycznym wyglądał młodziej niż John. Miał syntetyczne włosy, które zmieniały kolor, a jego nerwy wzrokowe były podłączone do ruchomych kamer, ukrytych za wbudowanymi, ciemnozielonymi lustrzankami. Pod lewym uchem miał gniazdo do jakiegoś złącza z japońską wtyczką (gniazdo miało rozpoznawalny kształt).
Analog zgasił silnik i szybko wysiadł z samochodu. W locie John uścisnął błyszczącą cyberrękę Dietera i otworzył drzwi pasażera. Mark prawie wypadł z samochodu
-Na główną salę z nim – zakomenderował Dieter i Tony zaniósł Marka w głąb budynku. Reporter się nie spodziewał po mięśniaku, że potrafi „z gracją” obchodzić się z klientami. – Nieźle go poszatkowało, to będzie kosztować, ceny ostatnio wzrosły. Mówiłeś że czym płacisz?
Analog podszedł do bagażnika, z którego wyciągnął na podłogę zakrwawioną postać.
-Arasaka… – Dieter bez trudu rozpoznał pracodawcę zimnego – nim płacisz?
-Tak, oprócz pozszywania mojego kolegi potrzebuję jakiegoś niewielkiego, w miarę dobrze wyciszonego pomieszczenia, do tego jakiś stołek, zaciski paskowe albo linę oraz coś, z czego zrobię knebel. Mam sprawę do załatwienia, wskazał palcem na studenta leżącego na tylnej kanapie. Tyle wystarczy? – wrócił do tematu komandosa.
-Pewnie, jak będę się zajmował twoim znajomym to Tony go przygotuje.
-Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę. Wiem że to będzie kosztować, ale chcę wiedzieć, czy mógłbyś mu trochę zmodyfikować bebechy, żeby był niepodatny na narkotyki?

Dieter milczał, po chwili się odwrócił i ruszył do Sali operacyjnej.
-Potem porozmawiamy… - odpowiedział Dieter, zostawiając Analoga w garażu – Tony, jak rozbierzesz tego na stole to zaprowadź Johna do piwnicy, do tego pustego pomieszczenia. Skombinuj jeszcze jakieś sznury lub paski oraz knebel. Potem przenieś do trupiarni tego co leży za samochodem i przygotuj do obróbki!
John poszedł za nim, po przejściu słabo oświetlonym korytarzem zobaczył Marka leżącego na stole, z odsłoniętym i zakrwawionym torsem.


Wycofał się, wrócił do samochodu. Wrócił po studenta (który był nieprzytomny już bardzo długo), sprawdził mu puls i prawie ciągnąc go po podłodze dotarł do piwnicy gdzie zaprowadził go Tony, błyszcząc swoimi srebrnymi kolczykami. Pomieszczeniem była klitka, 2 metry na 2, bez okien, o gołych betonowych ścianach i takiej samej podłodze i suficie, który był w kilku miejscach obtłuczony i widać było rdzawe zbrojenie. Oświetlenie stanowiła pojedyncza żarówka bez żadnej osłony. Posadził studenta na plastikowym, składanym stołku z Wall-Marktu, w kolorze jaskrawej czerwieni, zdjął mu wszystkie ozdoby z rąk i szyi, oraz opróżnił kieszenie. Wszystko rzucił w róg. W gabinecie nie było niczego, co by dobrze nadawało się na knebel. John dysponował jedynie… szmatą do podłogi. Przywiązał Dereka do stołka, związał mu nogi i ręce. Zgarnął jego rzeczy, zgasił światło i zamknął od zewnątrz drzwi.

Musiał odpocząć. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że był nadal zbyt pobudzony, żeby iść spać. Wrócił więc do samochodu i zajął się bronią komandosa. John nie interesował się zbytnio bronią długą, a zainteresowanie skupiał głównie na pistoletach.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline