Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2012, 21:06   #27
kevorkian
 
kevorkian's Avatar
 
Reputacja: 1 kevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skałkevorkian jest jak klejnot wśród skał
14 Kaldzeit 2522

Hans


Von Mutig ruszył w stronę kamiennego kręgu ulokowanego na zachodnim krańcu wyspy. Gdy dotarł na miejsce słońce z wolna kryło się za linią drzew. Ostrożnie obejrzał głazy - zarówno układ jak i zdobienia były wierną kopią oglądanych poprzednio kompleksów. W zagłębieniach centralnego kamienia dostrzegł ślady zakrzepłej krwi, których nie zdołał wypłukać deszcz. Gleba u jego podstawy miała brunatne zabarwienie od posoki, która z niego ściekła. Nietrudno było się domyślić, że odprawiono tu identyczną ceremonię jak na północy. Sprawdził jeszcze grunt wewnątrz kręgu szukając śladów nieznajomego i jego “pomocników” jednak niczego nie dostrzegł. Nagle usłyszał za sobą szelest dochodzący z zarośli okalających polanę, na której wzniesiono kompleks.

- Kto tam jest? - zawołał butnie, choć serce podchodziło mu do gardła.

- To tylko my - z krzaków wyłonił się staruszek, z którym rozmawiali przed kilkunastoma godzinami. Towarzyszył mu chłopiec w wieku około dwunastu lat. - Przez cały dzień nie widzieliśmy śladu tych bestii, więc postanowiliśmy wrócić z lepianek do Streughofen. Na miejscu zastaliśmy kolejnych przybyszy. Czterej to strażnicy wysłani tu przez Aldersburg, piątego wziąłem za urzędnika, tak przynajmniej wygląda. Ten człowiek szuka kogoś kto wygląda jak pański towarzysz. Mówi, że musi się z nim pilnie zobaczyć. W ogóle gdzie się podział pana kompan?

- Przybysze, w taką pogodę? - Hans puścił ostatnie pytanie mimo uszu. - Jak się tu dostali?

- Wypłynęli jeszcze w środku nocy jak jeszcze było spokojnie na morzu, strażnicy mówią, że w mieście jest teraz wielkie poruszenie, z powodu tych błysków na niebie. Zniosło ich z kursu i dlatego przybyli dopiero teraz.

- A Wy co tu robicie? Za bezpiecznie we wsi Wam było?


- Miastowy dał trochę grosza -
chłop pokazał trzymane w garści dwa karle - za odszukanie waszego kompana. A że na wyspie niewiele miejsc godnych oglądania to i przynajmniej pana łatwo było znaleźć. A towarzysz też sobie kręgi ogląda?

- O towarzysza się nie martwcie. Macie we wsi łopaty?

- Mamy, a co?

- To świetnie. Trzeba tu będzie dół wykopać. Prowadźcie do wsi, rozmówię się z onymi przyjezdnymi.


Hans razem kmieciem i dzieckiem, które mu towarzyszyło ruszył w stronę Streughofen. Na miejscu zastał czterdziestoletniego jegomościa o krępej budowie ciała i owalnych rysach twarzy. Nieznajomy ubrany był w czarny strój identyczny z tymi, które nosili Aldersburscy urzędnicy. Jegomość stał na plaży i rozmawiał o czymś z dwoma strażnikami. Pozostałych gwardzistów Hans nigdzie nie dostrzegł. Podszedł do nich powolnym, dostojnym niemal krokiem, aby zdążyli go zauważyć.

- Dobry wieczór Panom -
zagadnął, gdy już się zbliżył.

- Pan von Mutig jak mniemam - odezwał się urzędas - dotychczas nie miałem przyjemności poznać pana osobiście. Uprzejmości będzie jednak trzeba odłożyć na później. W tej chwili najbardziej mnie interesuje, gdzie podziewa się Strauss.

- Przepraszam, nie dosłyszałem Pańskiego nazwiska. Mógłby Pan powtórzyć? - odparł jak najuprzejmiej Hans.


- Ah, gdzie moje maniery, Jakub Lentke - mężczyzna skłonił się nieznacznie.

- Miło mi poznać. Strauss jest, jak mi się zdaje, bezpieczny. Czatuje na osobę odpowiedzialną za ostatnie nocne wydarzenia. Czy pilno się Panu z nim widzieć?

- Owszem, zaszły pewne nieprzewidziane okoliczności, niektóre tyczące się również pańskiej osoby, o których Javler musi się natychmiast dowiedzieć.

- A cóż to za okoliczności się mnie tyczą? Czy nie jestem pierwszym, który powinien o nich usłyszeć?

- W zasadzie teraz to nie ma już większego znaczenia, a więc jest wielce prawdopodobne iż został pan lub też zostanie w najbliższej przyszłości bez pryncypała. Kiedy wypływaliśmy z portu w stronę rezydencji Vellerów zmierzał spory tłumek mieszczan uzbrojonych we wszystko co im się nawinęło pod rękę. Niestety tym razem sprawa może nie rozejść się po kościach jak to miało miejsce w czasie gdy gawiedź próbowała po raz pierwszy zlinczować Klausa. Zanim opuściliśmy Aldersburg udało mi się znaleźć krótką chwilę na rozmowę z jednym z moich podwładnych zatrudnionych w porcie. Wedle jego słów kilku ludzi, zapewne opłaconych przez przeciwników politycznych Felixa, od jakiegoś czasu rozpuszczało w Budach i dokach miasta plotki o tym jakoby Klaus wcale nie zaginął tylko został przez rodzinę ukryty by chronić go przed inkwizycją. Pokaz świateł z zeszłej nocy i morderstwo strażnika sprzed paru dni przepełniło czarę. Ponieważ w chwili obecnej ani burmistrz ani komendant straży w obawie przed utratą stanowiska nie zdecydują się wesprzeć Vellerów, jest wysoce prawdopodobne iż będziemy mieli lincz.

- W istocie są to smutne wieści, tym bardziej, że oskarżenia rzucane przeciw Vellerow są z dużą dozą prawdopodobieństwa niesłuszne. Ale chyba nie tylko po to fatygował się Pan taki kawał? Na dodatek z taką obstawą?

- Muszę się rozmówić z Javlerem na jeszcze jeden temat ale to już sprawa między nami.

- Rozumiem. Ale nie wszystko. Wyruszył Pan wieczorem, tak?

- Wyruszyliśmy w nocy. Jakąś godzinę czy dwie po dostrzeżeniu wspomnianych wcześniej zjawisk.


- No to muszę przyznać, że rozzłoszczony tłum wykazał się sprawnością mobilizacji godną Wojsk Imperialnych. Kiedy Pan zamierza wracać?

- Mam zamiar wypłynąć jak tylko znajdę Straussa i zbiorę mieszkańców wioski - wskazał na zacumowany kilkadziesiąt metrów od brzegu mały kuter rybacki - statek powinien bez większych problemów pomieścić nas wszystkich i jeśli wiatr dopisze w ciągu kilku godzin będziemy w mieście.

- A po cóż Panu wszyscy mieszkańcy? Którzy z resztą są tu w zdecydowanej większości.

- Mam zamiar ewakuować ich do miasta.

- Z jakiego powodu, albo jakim celem?


- W celu zapewnienia moim ludziom spokojnych warunków pracy. Mam zamiar sprowadzić tu większy zespół kiedy tylko będzie to możliwe aby dokładniej zbadać co tu się stało. A tego rodzaju prace najlepiej wykonuje się bez świadków.

- Eh, panie Lentke. Coś mi się wydaje, że za dużo Pan kombinuje. Ale chodźmy, zaprowadzę Pana, do Pańskiego człowieka. Droga i tak jest daleka, zdążymy pogawędzić.

- Wydaje mi się, że Panowie Strażnicy bardziej się przydadzą tutaj. Dopóki nie jest to całkowicie konieczne wolałbym nie płoszyć sprawcy zamieszania.

- Pańskie obawy są zbyteczne - Jakub zachichotał - to ludzie godni zaufania. Niech pan prowadzi.

- To akurat zależy o czyim zaufaniu mowa.

- Panie von Mutig oni pójdą z nami czy się panu podoba czy nie, więc proszę nie utrudniać.

- Panie Lentke - powiedział von Mutig z uśmiechem - zanim wyruszymy mam jeszcze jedno pytanie. Tylko proszę o szczerą odpowiedź. Prowadzę tu śledztwo, bo chcę znaleźć zaginionego człowieka. Pan tu przypływasz i zaczynasz się rządzić, delikatnie mówiąc komplikując mi moje prace. Pytanie brzmi: Pan mnie wnerwiasz dla samej satysfakcji, czy masz Pan jakiś konkretniejszy cel?

Lentke rozejrzał się na boki po czym skinął jednemu ze swoich ludzi. Ten podszedł do Hansa i wymierzył mu potężny cios w splot słoneczny. Von Mutigowi zabrakło tchu. Strażnicy chwycili go za ramiona i powlekli w stronę lasu w kierunku wskazanym przez Lentkego. Nie zaszli zbyt głęboko gdy Jakub polecił im ułożyć Hansa pod drzewem.

- Panie Mutig, niewiele mnie obchodzi czego pan szuka. Ja mam tu do wykonania zadanie i nie spocznę póki nie dopnę swego. Możemy dogadać się ze sobą jak ludzie cywilizowani. Możemy również porozmawiać w taki sposób, w jaki obeszliśmy się z ludźmi, których nasłał pan by śledzili Straussa. To jak będzie?

- Po pierwsze, panie Lentke, von Mutig. Niech Panu nie wejdzie w nawyk zapominanie o takich szczegółach. Po drugie, czy ja wyglądam na kogoś, kogo stać na nasyłanie ludzi? A po trzecie, od samego początku czekam na tę część, w której będziemy rozmawiać jak ludzie cywilizowani. Pan coś ode mnie chcesz, a nic nie dajesz w zamian.

- A pan nie jest w pozycji umożliwiającej dyktowanie warunków. Wymówki na temat braku środków może pan sobie darować - ktoś kto rozdaje karle wieśniakom może sobie pozwolić na kilka srebrników, bo z grubsza tyle kosztuje wynajęcie jakiegoś moczymordy z aldersburkisch doków. Ale wracając do tematu - ci ludzie zanim zafundowaliśmy im wycieczkę na dno Morza Szponów znani byli z wykonywania zleceń na rzecz Kartza, do czego zresztą przyznali się przed śmiercią. Pański interes czemu szuka pan młodego Vellera. Jeśli o mnie chodzi ma coś co należało do moich zwierzchników i mam zamiar to odzyskać nie licząc się z kosztami.

- I teraz zaczynasz Pan gadać z sensem. Ale Veller najprawdopodobniej nie żyje, jak pewnie już Pan słyszał od Javlera. Szukasz Pan zupełnie kogo innego w tej chwili.

- Kogo zatem i jeśli wolno wiedzieć czemu pana zainteresowało zniknięcie Vellera bo wiem, że rozpytywał pan o niego jeszcze zanim zaczął pan pracować dla Kartza. W dodatku jestem prawie pewien, że szukamy go z różnych powodów. Sądząc po towarzystwie, w jakim się pan ostatnio obracał, mam tu na myśli szczególnie sklepikarza z Bud i pewnego aldersburskiego urzędnika, mniemam iż przejawia pan niezdrowe zainteresowania dziedzinami wiedzy, za zgłębianie których można w tym kraju trafić na stos. Proszę się nie obawiać - nie mam zamiaru oddawać pana w ręce inkwizycji. Co do przyczyn mojego zainteresowania poczynaniami Klausa, cóż powiedzmy, że są one nieco bardziej przyziemne.

- Przede wszystkim, proszę mi powiedzieć ile błysków zaobserwowano. Bo jeśli więcej niż cztery, to moje zainteresowania mogą się okazać bardzo zdrowe.

- W chwili gdy wypływałem zaobserwowaliśmy trzy błyski, jakiś czas potem czwarty. O większej ich liczbie nic mi nie wiadomo.

- To całe szczęście. A szukasz Pan osobnika znanego ostatnio jako doktor Kell. A śmiem podejrzewać, że wcześniej pod innym nazwiskiem. Wiele wskazuje na to, że zabił on Klausa. Ciekawe tylko czy to czego Pan szukasz było dla niego interesujące, czy raczej potrzebujesz Pan znaleźć ostatnią kryjówkę Vellera.


- Javler wspomniał o nim, ponoć były współpracownik Klausa, o którym nikt nie wie skąd się wziął. Zakładam, że światła były efektem odprawienia jakiegoś rytuału?

Hans pokiwał głową.

- A morderstwa powodem... Czy odwrotnie.

- I sądząc po pana pytaniu, możemy się spodziewać, że będzie ich więcej.

- Będzie ich dziewięć, zakładając, że żadnego nie przegapiono wcześniej. Skutek dziewiątego może być tragiczny.


- Niestety podejrzewam, że ktokolwiek za tym stoi poczynił większe postępy niż moglibyśmy przypuszczać. Bazując na podstawie tego czego dowiedziałem się od tutejszych myślę, że masakra w lesie miała przede wszystkim posłużyć dostarczeniu ofiar koniecznych do przeprowadzenia ceremonii. Jak panu zapewne wiadomo miasto od jakiegoś czasu trapi fala morderstw. W kontekście sprawy szczególnie martwi mnie rzeź, jakiś czas temu dokonana w pewnej karczmie w budach. Myślę, że Kell czy jak go tam zwą jest o włos od realizacji swoich zamierzeń. Ma pan jakieś domysły gdzie mógłby odprawić kolejne rytuały?


- Mam. Mógłbym rzec, że wiem dokładnie. Tylko nie wiem, w jakiej kolejności. A miejsc jest, jak pewnie Pan już policzyłeś, pięć. I niestety może go być trudno powstrzymać, a przemieszcza się szybko. Albo przemieszczał. Masz Pan dostęp do ksiąg, które przeciętny mieszkaniec nazwałby zakazanymi?

- Niestety nie, mam za to dostęp do... pewnych narzędzi, które pomogą wam wyrównać szanse w starciu z kimś obeznanym z tego rodzaju literaturą.


- To miłe. Przypomniałem sobie, że rytuałów do odprawienia miało być pięć, albo sześć. Przynajmniej tak wynikało ze znalezionych przez nas notatek. Wczoraj odprawił cztery. Będzie problem z przeszkodzeniem mu w ostatnich dwóch, chyba że jesteś Pan w stanie ochronić pięć zespołów i jeszcze przed północą je rozstawić w odpowiednich miejscach.

- Szczerze powiedziawszy z wyspy niewiele jestem w stanie zrobić. Stąd moje początkowe nalegania na pośpiech. Co innego na lądzie. Tam będę wstanie zorganizować nawet więcej niż pięć grup i w ciągu paru godzin rozlokować je po okolicy.

- Chyba na smokach -
mruknął pod nosem Hans. - Zatrudnij mnie Pan - powiedział na głos, nie wkładając w to zbyt wiele uniżoności.

Lentke uśmiechnął się pod nosem.

- Pomożemy sobie nawzajem a potem się rozejdziemy. Tyle mogę panu zaoferować.

- Szkoda, bo potrzebuję pieniędzy.

- Skoro mamy wszystko wyjaśnione prowadź pan do Straussa. Zmarnowaliśmy na tej wyspie wystarczająco dużo czasu.


Von Mutig w towarzystwie Lentkego i dwóch strażników ruszył w stronę jamy, gdzie zostawił Javlera.

Javler i Hans

Strauss wydał się lekko zaskoczony gdy ujrzał von Mutiga idącego w kierunku groty razem z Jakubem Lentke i dwoma strażnikami, których twarze skądś kojarzył.

- Witaj Javler, - zaczął Jakub - ze względu na wydarzenia jakie miały miejsce ostatniej nocy tutaj i w Aldersburgu zdecydowałem się pofatygować do was osobiście. Od tej chwili będziemy współpracować z twoim kompanem zanim jednak wrócimy do miasta chciałbym zamienić z tobą kilka słów na osobności. Pan von Mutig zostanie tutaj a my się przejdziemy - mówiąc to wskazał kierunek, w którym chciałby się udać.

Javler


Kiedy odeszli kawałek od miejsca gdzie znajdował się wylot tunelu wiodącego do jaskini Lentke rzekł:

- Mamy kilka rzeczy do omówienia. Po pierwsze jak już wcześniej powiedziałem od tego momentu twój koleżka będzie z nami współpracował. Mimo to nie wie dlaczego zależy nam na odnalezieniu młodego Vellera i chcę, żeby tak zostało. Czy to jest zrozumiałe?

- Masz na myśli dziennik? Co do niego, to już raczej go nie znajdziemy.


- Może tak może nie - dopóki nie będę miał potwierdzenia, że młody Veller wącha kwiatki od spodu dopóty odnalezienie tego dokumentu to nasz priorytet. Kolejna sprawa. Zeszłej nocy, kiedy ruszaliśmy w drogę miałem okazję podziwiać sporych rozmiarów tłumek zmierzający w stronę rezydencji Vellerów. Ktoś od jakiegoś czasu rozpuszczał plotkę, że Klaus tak naprawdę nie zaginął tylko rodzina ukryła go przed władzami miasta a w konsekwencji - również przed inkwizycją. Wczorajsze światła na niebie to było za dużo dla niektórych i gawiedź wiedziona przez kilku prowodyrów postanowiła zlinczować starego Vellera. O tym czy się udało dowiemy się po powrocie do miasta. Ponadto twój pobyt w Aldersburgu ulegnie przedłużeniu. Po tym jak sprawa z Klausem się skończy będę miał dla ciebie jeszcze jedno zadanie. Otóż według listu jaki otrzymałem dwa dni temu moi zwierzchnicy na podstawie źródeł, którymi jak na razie nie zechcieli się ze mną podzielić, przypuszczają, że na wyspie znajduje się artefakt o wielkiej mocy i, co za tym idzie, wielkim znaczeniu dla naszej organizacji. Gdzie się znajduje i czy jest on w jakiś sposób powiązany z tutejszymi kręgami - nie wiem. Za kilka dni w mieście pojawi się zespół, który ma nam pomóc w poszukiwaniach, gdy tylko sprawa z Klausem przyschnie. W tym celu postanowiłem ewakuować ludność Liennd. Próbowałem wcisnąć von Mutigowi bajeczkę na ten temat ale chyba w nią nie uwierzył. W każdym razie o tym również ani słowa. Jasne?


- Wiesz coś więcej o tym artefakcie? Mam na myśli wielkość, kształt..?

- Niestety nie. Wiem za to, że ludzie, którzy będą nam pomagać będą mieli jakieś dodatkowe informacje. Sęk w tym, że obecność inkwizycji może nam nieco utrudnić poszukiwania. Tym bardziej, iż według naszych źródeł w Zakonie Pochodni sprawa Vellera nie jest jedynym powodem ich obecności tutaj. W liście dano mi do zrozumienia, że wśród świty inkwizytora będą osoby wysłane tu przez sigmarytów celem odnalezienia wspomnianego artefaktu. I jest wielce prawdopodobne, że wiedzą o nim więcej od nas.

- Może chodzić im o sklepikarza z Bud. Uważa, że nikt go nie tknie, a posiada wiele zakazanych ksiąg na swych półkach. Wręczył mi też to -
Javler wyciągną z kieszeni mały posażek,mówiąc - nie patrz mu w oczy gdy trzymasz go w dłoni. Ma nadzwyczajną moc, pokazuje jakieś wizje, bez wątpienia ma wpływ na umysł patrzącego, ale czy może rozchodzić się o to? Ja go nie potrzebuję.

- Wątpię aby tego szukali. Choć kto ich tam wie. Podsumowując - rzekł Lentke oddając Javlerowi figurkę - w pierwszej kolejności macie się zająć ustaleniem czy Veller żyje a jeśli tak to gdzie jest i czy dalej ma poszukiwany przez nas dokument. W międzyczasie moi ludzie będą próbowali jak to tylko możliwe spowalniać postępy inkwizytorów w sprawie. Chciałbyś omówić coś jeszcze czy możemy wracać?

- Dlaczego tu w ogóle jesteście? Co ustaliliście w sprawie tego Mutiga, czemu będzie z nami współpracował? Wydaje mi się, że zna jakieś tajemne sztuczki, a zapewne rozumie te wszystkie księgi i pisma, i litery jakich ja nigdym nie widział.

- Może sobie być nawet arcymagiem chaosu - szuka Vellera lub kogoś, kto może wiedzieć co się z nim stało a to czyni nas, przynajmniej chwilowo, sojusznikami. Co się stanie potem to już inna sprawa. Twoim celem jest znalezienie Klausa i dopóki tego nie dokonasz nic innego nie powinno cię interesować.

- Ile czasu nam zostało do przyjazdu inkwizycji? Bo jak narazie nie mam pojęcia gdzie mógłby przebywać, jedyne co się zdaje toto, że faktycznie nie żyje, chociaż twoja teoria o tym, że Veller jest w domu nie jest wcale głupia...

- Teoria nie jest moja i niestety jest głupia – zastanów się, gdyby rodzina faktycznie chciała go ukryć jest chyba bardziej prawdopodobne, że wywieźliby go potajemnie jak najdalej od Aldersburga a nie trzymali tuż pod nosem rozwścieczonej gawiedzi oczekując aż w mieście pojawi się inkwizycja? Bądź co bądź pomocników ani pieniędzy im nie brakuje. Co naszych dalszych poczynań to ustaliłem podczas mojej rozmowy z von Mutigiem, że po powrocie do Aldersburga zorganizujemy kilka grup i rozlokujemy je po okolicy w pobliżu miejsc gdzie mogą zostać odprawione kolejne ceremonie.

- Dajcie mi jakąś broń i zacznijmy to polowanie. Bo z samym scyzorykiem nie mam najmniejszej ochoty kogoś szukać.

- Dostaniesz jak wrócimy do łodzi.


Wrócili do groty. Po drodze Lentke wypytał go o szczegóły ostatnich zajść na wyspie.

Hans i Javler


Cała piątka: Hans, Javler, Jakub i strażnicy ruszyli w stronę brzegu. W drodze powrotnej Staruss wypytał von Mutiga o rezultaty jego wizyty w kręgu na zachodzie wyspy. Szlachcic streścił mu przebieg wizyty i swoje spostrzeżenia, których zresztą nie było zbyt wiele. Kiedy dotarli na miejsce ludzie Lentkego przystąpili do ewakuacji osady. Zajęło im to kilkanaście minut. Gdy wszyscy byli na pokładzie kutra Lentke wskazał Javlerowi zgromadzone na rufie pakunki mówiąc, by wybrał sobie stamtąd jakąś broń. Kuter z wolna pożeglował w stronę Aldersburga. Obaj towarzysze odprowadzali wzrokiem tonącą w mroku wyspę.
 
__________________
zaprzysięgły wróg wielkich liter
kevorkian jest offline