Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2012, 14:20   #20
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Rozdział IV

Leśna bestia i łowcy grzybów.


Krajobraz zmienił się całkowicie. Otwarta przestrzeń ustąpiła niewielkiej dróżce, która sprawiała wrażenie jakby w każdej chwili mogła zostać pochłonięta przez resztę lasu. Światło zostało stłumione przez ogromne drzewa, które robiły wszystko by sięgnąć nieba. Las ten w pierwszej chwili niczym nie odróżniał się od swoich odległych kuzynów, którzy wędrowcy kojarzyli ze swoich rodzimych stron. Było cicho. Zbyt cicho jak na gusta Caina. Czasem tylko rozlegało się pohukiwanie sowy, ale brakowało typowych odgłosów ptaków i innych leśnych stworzeń. Poza tym od pewnego momentu wszyscy troje zaczynali czuć na sobie czyjeś spojrzenie. Złowieszcze żółte ślepia rzeczywiście błyskały czasem w ciemnościach, ale na tyle krótko, że mogło to zdawać się jedynie złudzeniem. Niepokój udzielił się także ich osiołkowi, który czasem zatrzymywał się i błagał ich wzrokiem, żeby zawrócić. Karolina i Alicja robiły wszystko, żeby uspokoić zwierzę, ale same nie czuły się tu bezpiecznie. Z czasem droga robiła się coraz szersza. Innym razem była tak krótka, że musieli iść gęsiego a długie gałęzie dotykały ich swoimi ramionami. Im głębiej wchodzili w las tym drzewa zdawały się mieć coraz dziwniejsze kształty a nawet kolory. Zdarzało się, że drewno i roślinność była jednakowo zielona, czerwona czy nawet niebieska. Kiedy wszystko wokół przeszło w spektrum fioletu grupa minęła niewielki strumyk, który zapewne miał swoje ujście w rzece obok obozu cyganów. Ryby, które z niego wyskakiwały odbijały się od tafli wody i szybowały przez chwilę używając maleńkich czerwonych skrzydeł. Wędrowcy obserwowali je przez chwilę. Karola próbowała nawet użyć liny, żeby wypróbować nowo pozyskany przedmiot, ale nie udało jej się złapać żadnej ze sporych ryb znajdujących się w dole. Zawiedziona przestała po kilku próbach. Co prawda nie mieli pojęcia dokładnie jaka mogła być w tej chwili pora dnia, ale zaczynali odczuwać symptomy zmęczenia a mała ilość światła nieodmiennie kojarzyła się z nocą. Cain był nieugięty i nie zgadzał się jednak na przerwę.

-Jeszcze 15 minut - powtarzał ciągle tym samym tonem ku rozgoryczeniu Alicji.

W końcu jednak i on musiał poddać się gdy droga była już ledwie widoczna. Nie wchodzili głębiej w las, zostali przy drodze, jedynie lekko schodząc z drogi by pozbierać leżące tu i ówdzie drewno. Karolina tymczasem długo próbowała uzyskać ogień harcerskimi sposobami, ale jej starania zakończyły się sukcesem. Po chwili na środku drogi płonęło małe ognisko odpędzające ciemności, które dodatkowo zapewniało kojące ciepło po długim dniu marszu. Kiedy rozkładali śpiwory do ich małego obozowiska podeszła niewielkich rozmiarów istota, która zrobiła to tak cicho, że Alicja wrzasnęła stając z nią nagle twarzą w twarz.

-Pomocy!

Jedyny mężczyzna niczym rycerz wyskoczył do przodu zasłaniając kobiety własnym ciałem i przyjął obronną postawą z mieczem w dłoniach.

-Czym jesteś i czemu zakradasz się do nas jak złodziej!?

-K’az la mok? Mo’sak! Mo’sak! Ludzie? Wędrowcy? Nie zabijaj, nie zabijaj!

W blasku ogniska istota wydawała się jeszcze bardziej szkaradna. Pomarszczona skóra koloru mchu, długi zakręcony nos, wścibskie świńskie oczka i szybkie nerwowe ruchy. Dodatkowo wydawało się, że gość spędził jakiś czas w tym lesie sądząc po niedbałym rudym zaroście na twarzy, zaniedbanym wyglądzie i brudnym ubraniu, które notabene było zrobione z kwiatów, drewna, grzybów i innej roślinności. Patrząc na niego można było odnieść wrażenie, że porasta go trawa, w rzeczywistości jednak miał po prostu zieloną skórę. Z całą pewnością istota nie wzbudzała zaufania swoim wyglądem i charakterem.



-Kim jesteś? Czego chcesz?

-Ja być Purchan. Goblin, łowca grzybów, wy wędrowcy. Wy mi pomóc?

Trójka osób spojrzała po sobie niepewna co robić dalej. W końcu Cain cofnął się trochę i opuścił trochę gardę. Goblin nie wydawał się uzbrojony, ale mężczyzna czujnie śledził każdy jego ruch.

-Mów co masz mówić zanim zmienię zdanie.

I Purchan mówił. O swoich braciach i siostrach rozszarpanych przez leśną bestię. O tym jak reszta jego plemienia uciekła a on sam zgubił się i został w tyle. Jak spędził lata w tym miejscu żywiąc się wszystkim co tylko znalazł a znajdywał niedużo bo bestia zjadła albo przepłoszyła większość zwierząt w lesie. “To wyjaśnia tą ciszę” - powiedziała Karola. Purchan pokiwał szybko głową i zaczął jeszcze bardziej nerwowo rozglądać się na boki i kręcić w miejscu. Okazało się, że przysmakiem goblina stały się grzyby, których rodzajów i smaków było w otaczającym ich lesie całe mnóstwo. Miał on przy sobie małą książeczkę, której tytuł napisany koślawymi literami głosił “poradnik małego grzybiarza”. Lektura ta zawierała uproszczone rysunki, nazwy i krótkie dopiski w stylu - “jadalny”, “wpieprzać na zimno”, “prawie jadalny”, “powoduje utratę smaku”, “ja tam bym nie jadł, ale Gar’zoh mówił, że zjadł i żyje (dopisek na dole) Gar’zoh umarł w mękach, ale nie ma pewności czy na niestrawność”. Goblin opowiadał podniecony o kolejnych rodzajach grzybów aż wreszcie Cain musiał mu przerwać bo gadałby tak jak najęty pewnie jeszcze długie godziny. Nie sposób było zauważyć, że długi czas w odosobnieniu sprawił, że Purchan trochę zdziwaczał. Przynajmniej wedlug ludzkich standardów bo o goblinach wędrowcy zbyt dużo nie wiedzieli. Karola dorzuciła drwa do ognia i odezwała się powoli do stwora chcąc by ten dobrze zrozumiał znaczenie jej słów.

-Możesz nam jakoś pomóc? Pomóc w wyjściu z tego lasu?

-Pomóc wam... O wam się przyda pomoc moja. Tam dalej jest poplątaniec drogowy jak w żołądku jak w plemiennej khunie.

-Khunie...? - Alicja powtórzyła z wyrazem niesmaku na twarzy, który mimowolnie pojawił się na jej wzdrygniętych ustach.

Zniecierpliwiony Cain machnął jednał dłonią na znak, że nie ma ochoty słuchać wulgarnych historii o gobliniej rasie.

-Nieważne. Mów dalej.

-Wyjść z lasu się uda wam gdy tylko ktoś kto las zna jak ja albo... Uhm bardziej, lepiej? - goblin przerwał niepewny czy jego tlumaczenie jest zrozumiałe przez ludzi.
-Wskażę drogę wam taki ktoś. O - pokazał wymownie kciukiem prawej dłoni na siebie i dumnie wypiął porośniętą zielem pierś.

-No to dawaj. Idziemy - w ustach Caina brzmiało to jak komenda a nie prośba. Mężczyzna był widocznie przyzwyczajony, że słuchają go wszyscy wokół.

Goblin już wyrywał się do odpowiedzi, ale jego głos został zagłuszony przez nagłą wymianę zdań pomiędzy wędrowcami.

-Zaraz zaraz. W takich ciemnościach? Poczekajmy do rana - Cain skrzywił się, że ktoś ma czelność podważać jego autorytet, ale nie zaprotestował gdyż w słowach Karoli było wiele rozsądku.

-Właśnie. Mieliśmy przecież odpocząć - dodała Alicja.
-Nie wiem jak wy, ale ja nie zasnę przy tym eee goblinie.
Nikt inny nie powiedział tego głośno, ale faktycznie nie czuli się zbytnio bezpiecznie przy tej istocie. Sytuację uratował Cain.

-W takim razie wystawimy warty. Zmieniamy się co dwie godziny. Mogę stać pierwszy i to nawet trzy godziny jeśli chcecie.

Kobiety z ochotą przystały na propozycję mężczyzny. Chociaż były odrobinę zdziwione jego nagłą uprzejmością. Ciężko było bowiem podejrzewać Caina o nagłą przemianę sercową, szarmanckość i szlachetne pobudki. Może po prostu jego zachowanie było typowe dla samców alfa, którzy muszą udowodnić wszystkim swoją pozycję w stadzie? Zielony gość nadął się obrażony, zaczął tupać z irytacji i machać rękoma żeby w końcu zwrócić na siebie ich uwagę.

-Ja nie powiedzieć, że pomóc wędrowiec za darmochę. Nola po’ak kanna’k - Purchan wyszczerzył się okropnie i wyjaśnił robiąc dłonią gest jakby spodziewał się zapłaty - Nic za darmo u goblinów. Purchan nie być głupi.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day
traveller jest offline