Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2012, 17:08   #37
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Teresa stała jak wryta. Krzysztof Cichy łypał na nią ze zdjęcia, ubrany w galowy mundur. Żywy i uśmiechnięty.
Paweł gładził palcem ojcowskie oblicze na fotografii i mamrotał coś niezrozumiale. Wydawał się... nieobecny. Znała go na tyle aby być pewną, że to nie skutki alkoholu. Zdążył w siebie wlać ledwie dwa piwa. Poza tym te słowa... Nie brzmiały jak pijacki bełkot. Były charczące, upiorne. Jak piekielna mowa, która niosła w sobie ukryte znaczenie.

Pochyliła się nad Pawłem mimo strachu, który rodził w niej ten jego gardłowy pomruk.
Paweł zdawał się jej nie zauważać. Powtarzał jak mantrę te dziwne pozlepiane sylaby. Jak mroczną modlitwę. Albo zaklęcie czarnej magii. Mogłaby się zaśmiać gdyby nie powaga tej chwili. Paweł i czarna magia. On był przecież jednym z najbardziej przyziemnych i nieskomplikowanych ludzi jakich znała.
- Ajęjibazakus – powtórzyła za nim szeptem wychodząc do pokoju. - Ajęjibazakus.

Nie wiedzieć czemu słowa, które wypowiadał w amoku wydały się istotne. Zaległa na kanapie, wyciągnęła notatnik i nagryzmoliła to, nie do końca widząc w jakim celu. Jednym uchem słuchała wiadomości płynących z telewizora i wpatrywała się tępo w bezsensowny wyraz.

A-J-E-J-I-B-A-Z-A-K-U-S

Dłuższą chwilę dumała nad rzędem liter. W końcu przeczytała od końca czując jak zaciska jej się gardło.

S-U-K-A Z-A-B-I-J-Ę J-Ą

Z zamyślenia wyrwało ją stukanie do drzwi. Zmięła karteczkę, wsunęła do kieszeni spodni i opieszale zajrzała na korytarz.

* * *

Długo bił się z myślami, długo walczył sam ze sobą, ale w końcu zdecydował że nie może tego przed nią kryć. Nie po tym jak zaginął Czarek... przecież jej to też dotyczyło. Miała prawo wiedzieć. To, że może zrzucając z siebie ciężar choć trochę na nią może poczuje się lepiej powodowało że znów zaczynał zgrzytać zębami. Parę razy miał ochotę zawrócić, ale w końcu stanął pod drzwiami mieszkania. Zadzwonił wcześniej, powiedział że wpadnie aby umówić się na wyjście na cmentarz.
- Dzień dobry pani Wando. Siostra w domu? – zagadał szybko mijając w progu starą raszplę, szukając wzrokiem Tereski. – Ja tylko na chwilę, nie chcę głowy zawracać.


Tereska wyszła na korytarz skinąwszy Hirkowi na powitanie.
- Wejdź. Napijesz się czegoś? - po czym jej wzrok zawisł najpierw gdzieś w głębi kuchni, na czymś czego Hirek nie mógł dostrzec z korytarza. Później zajrzała do dużego pokoju okupowanego przez teściową. Mina zrzedła jej jeszcze bardziej bo wyglądało na to, że nie ma mowy o kawałku prywatnej przestrzeni. - Chyba, że... - wskazała na płaszcz.


- Wyjdźmy może. – podchwycił szybko pomysł. – Radek czeka w samochodzie, pokażę ci ten wieniec na grób Andrzeja.
Łgać zawsze umiał koncertowo. Wyszedł już za próg i poczekał aż siostra narzuci coś na siebie. Szli schodami kiedy zaczął:
- Tereska, muszę ci coś... Pewnie pomyślisz że mi odwaliło na amen, ale muszę ci to powiedzieć. Nie mogę... inaczej przecież zwariuję do reszty. – gadał chaotycznie jakby sam do siebie, trąc w zamyśleniu policzek nerwowymi ruchami dłoni. – Nie chciałem na początku... bo przecież masz dość swoich własnych problemów. Ale nie mogę inaczej. Nie po tym... masz prawo wiedzieć.


Przed klatką owinęła się szczelniej płaszczem i wysłuchała go z tym anielskim spokojem wymalowanym na twarzy.
- Hirek... Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć.

Sięgnął bez słowa do kieszeni i wydobył obrączkę, po czym zawahał się chwilę ale w końcu położył ją na wyciągniętej dłoni i pokazał:
- Znalazłem to jeszcze przed pogrzebem Andrzeja. I tak, wiem, przecież to kurwa niemożliwe! Przecież zakopaliśmy ją... – wciągnął chrapliwie powietrze, oglądnął się przez ramię po czym ściszył głos. – Znalazłem ją w zamkniętej na głucho kancelarii, kiedy ślęczałem nad papierami. Zamkniętej, rozumiesz? Nikt tam nie wchodził, a jednak usłyszałem jak upadła na podłogę jakby ktoś rzucił mi ją pod nogi.
Urwał na moment ale zaraz podjął tym samym nerwowym głosem:
- A potem... podczas pogrzebu... Widziałem go. Tereska, tak jak ciebie widzę teraz. Przez krótką chwilę ale widziałem. Patrzył na mnie. Powiedz mi? Wariuję?


Ostatnie słowo zostało stłumione przez dłoń Teresy, która wylądowała na jego ustach.
- Nie mów o nim - szept zabrzmiał nad wyraz stanowczo. - Nie tutaj. Nie pod jego własnym domem...
Odgarnęła z czoła grzywkę i dłuższą chwilę przyciskała palce do skroni.
- Nie wariujesz - powiedziała wreszcie. - Ktoś wie. Może nawet ten człowiek, który zabił Czubka. A teraz miesza nam w głowach. Nie wiem tylko co chce osiągnąć... - zastanawiała się na głos. - Paweł mnie zabije - choć słowa zabrzmiały śmiertelnie poważnie głos nie zmienił monotonnej tonacji. - Zabije mnie jeśli się dowie.


- Ale kto? Kto mógł się dowiedzieć? Po tylu latach! Tereska do cholery, przecież to nie ma sensu! – zaraz wrócił do szeptu. – Skąd wiedział gdzie szukać obrączki? I dlaczego teraz?
Zasypywał ją gradem pytań na które przecież wiedział ze nie zna odpowiedzi. Wszystko to jednak kotłowało się w nim i musiało znaleźć jakieś ujście. Odsapnął w końcu i uspokoił się na tyle by zacząć choć trochę racjonalnie myśleć.
- On nie może się o tym dowiedzieć. Nikt nie może. Wezmę to cholerstwo i wrzucę do rzeki. – Zacisnął rękę na żółtym krążku. – Ktokolwiek to robi chce nas przestraszyć. I siostra, robi świetną robotę.
Wykrzywił usta w czymś co miał przypominać uśmiech.
- Wiesz że na początku myślałem że to właśnie Paweł? Ale to chyba nie w jego stylu, on jest zbyt narwany by bawić się w subtelności. Zanikające ślady sińców pod okiem kobiety były prawie nie widoczne, ale potwierdzały jego teorię.


- Jest tylko jeden sposób, prawda? Żeby sprawdzić czy to jego obrączka - załapała za klamkę gotowa wrócić do mieszkania. - Ale nie dziś. Jutro. Weź jakąś saperkę. Spotkamy się na Przemysłowej po dwudziestej drugiej. Jak Antek już zaśnie.

Wiedział, że miała rację, ale ciągle odpychał od siebie tą możliwość. To da im pewność. Tyle że... Obiecał sobie przecież że nie będzie już nigdy do tego wracał. Do tego dnia. Tylko co z tego, skoro to samo się pchało do ich życia, wracało zza grobu by ich dręczyć.
- Jutro. – skinął w końcu głową. – Spotkamy się na wiadukcie. Ale z rana musimy groby obskoczyć. Spotkamy się u Czubka na cmentarzu. Ja będę po dziewiątej.

Skinęła i zniknęła w ciemnej klatce.

Wróciła na górę wsłuchując się w przytłumiony monolog Pawła. Antek siedział po przeciwnej stronie stołu i wpatrywał się w podetknięte pod nos zdjęcie.
- Zamordowali go. Rozbili mu głowę aż mózg było widać przez dziurę w czaszce.
- Ale dlaczego? - odezwał się Antek, bardziej zaciekawiony niż przestraszony.
- Jak dlaczego? Okradli go, kurwie syny. Teraz się dla paru banknotów ludzi zabija, takie czasy podłe. Zabrali mu portfel, zegarek. Nawet obrączkę z palca zdjęli. Bandyteria.

Teresa stała w korytarzu próbując stopić się ze ścianą dlatego kiedy Paweł chybnął z kuchni niemal się z nią zderzył.
- A co ty tak się tu zaczaiłaś? - zagadnął wrogim tonem.
Zarzucił na siebie kurtkę szykując się do wyjścia i ewidentnie unikając jej spojrzenia.

- Dokąd idziesz? - zapytała niepewnie Teresa choć podejrzewała, że okres tygodniowej abstynencji właśnie dobiegł końca.
- Po papierosy. Zaraz wracam.

Musiał mieć problemy z trafieniem do kiosku bo wrócił po trzeciej w nocy. Spowity oparami wódki, moczu i krwi.
Teresa podniosła się na łokciach i widząc jego obitą twarz zapytała co się stało. Ale on zaległ tylko w ubraniu wprost na pościeli i nie poświęcił jej jednego choćby spojrzenia.

* * *

Rano teściowa wróciła z plotek od sąsiadki i wyraźnie z siebie zadowolona zdała szczegółową relację z „osiedlowego gwałtu”.

- To jakaś pomyłka, Wando – nigdy nie nazywała teściowej „matką” a pani Cicha nigdy nie przestała żywić z tego powodu urazy.
- Jaka pomyłka? - oburzyła się. - Bożenka mi zdała relację z pierwszej ręki. Ponoć Zielińska była nieprzytomna a on na niej leżał z opuszczonymi gaciami. A może ja czegoś nie wiem, he? Może on ginekologię skończył w międzyczasie i ją dowcipnie badał. Swoim przyrodzeniem – Wanda zarechotała jak rodowita wiedźma nie kryjąc nawet, że ploteczki od rana poprawiły jej humor.
- A ty Wando plotki akceptujesz jak słowo boże. Ludzie są mściwi. I chętnie by zszargali opinię porządnych ludzi byle mieć odrobinę sensacji.
- Ty mnie Teresko nie pouczaj. Plotki wyssane z palca nie są. Zawsze w nich prawdy większość siedzi. A ten twój znajomy Patryk to mi się nigdy nie podobał. Niechlujny taki, twarz ma często obitą jakby na ringu dorabiał. Nie mówiąc, że to przecież alkoholik jest.
Teresa przyjęła spojrzenie jej wścibskich oczu i odpowiedziała siląc się na spokój mistrza zen.
- Wobec tego ma wiele wspólnego z twoim synem, prawda?
Oczy Wandy Cichej otwarły się z oburzenia i przypominały teraz dwie bezdenne studnie wypełnione zatrutą wodą.
- Ty... - wysyczała. - Niewdzięczne dziewuszysko. Pawełek się z tobą ożenił, chociaż wcale nie musiał. Skoro się z nim puściłaś przy pierwszym zapoznaniu to przyzwoitości w tobie nie ma, nikt nie zaprzeczy. I z innymi pewnie też sobie nie żałowałaś. A ja Pawełkowi mówiłam, żeby się zastanowił. Nawet nie ma pewności, że to jego dziecko jest.
Teresa zniosłaby te słowa ze stoickim spokojem, jak zwykła to czynić zazwyczaj. Teraz jednak usłyszała głębokie westchnienie i dostrzegła za swoimi plecami stojącego w progu Antka. Nie była pewna jak długo przysłuchiwał się rozmowie ale wnioskując z wyrazu jego oczu - wystarczająco długo.
- Antek, ubieraj się. Na groby idziemy – rzuciła Teresa i bezzwłocznie zaczęła wciągać kozaki.
- Jak to na groby? - zaskrzeczała teściowa z wyraźnym rozczarowaniem. Wykazywała zapał rycerza szykującego się na krucjatę a Teresa właśnie ją uświadomiła, że wojna została odwołana.
- Poza tym Pawełek jeszcze śpi przecież – Wanda odwołała się do osoby syna jako do ostatecznego argumentu. - Zawsze razem chodzimy.
- Pawełek pośpi pewnie do wieczora – odpowiedziała rzeczowo Teresa i pomaszerowała do kuchni po pakunki. - Jak będzie chciał pójdzie sobie wieczorem. Sam.

* * *

Teresa zapukała do drzwi Gawrona uzbrojona w reklamówkę ze zniczami i dwie wiązanki chryzantem. Antek kręcił się niecierpliwie a z jego ust raz zarazem wyrywały się opasłe balony rozwiewając chemiczny bananowy zapach modnych na potęgę gum Turbo, na których jej syn miał niezdrową obsesję kolekcjonując papierki z samochodami.
Kiedy drzwi się uchyliły Teresa wparowała do środka rozcierając zmarznięte dłonie ułożywszy uprzednio toboły na podłodze w korytarzu.
- Antek rozbierz się i włącz sobie telewizję, dobra? Wujek się tylko wyszykuje i zamienię z nim dwa słowa.
Pękający balon wzięła za odpowiedź twierdzącą bo chłopak zniknął w dużym pokoju a Teresa zmierzyła Patryka spojrzeniem zmrużonych oczu i zaczęła konspiracyjnym szeptem.
- Powiesz mi o co chodzi z Baśką? Moja teściowa od rana trajkocze jak to „Gawron zgwałcił tą małą Zielińską na klatce schodowej”. Przecież to jakiś absurd. Jak się w to wplątałeś?

Gawron - ubrany w tej chwili jedynie w szorty - przedstawiał sobą obraz nędzy i rozpaczy. Do siniaków po wypadku samochodowym doszły poobijane dłonie, monstrualny siniak na piszczeli, twarz niewątpliwie nosząca ślady kobiecych paznokci i porządnie przekrwione lewe oko. Zapytany o gwałt, jedynie niemrawo machnął ręką.

- Eee tam. Radio Erewań. Nikt nikogo nie zgwałcił. Baśka straciła przytomność na klatce, a jak się ocknęła, to miała jakąś jazdę. Cała historia. - wymruczał półprzytomnie. - Która właściwie jest godzina?


- Wpół do dziewiątej – odparła przyglądając się dopiero teraz jego twarzy. - Co ci się stało Patryk? Paweł też cały pokancerowany wrócił. Jakieś bandy chuliganów grasują nam na osiedlu czy co? Chcesz żebym ci to opatrzyła?

- Chcieliśmy Ameryki to mamy. Ulica Sezamkowa w telewizji i sataniści biegający po nocach na Halloween. - uśmiechnął się krzywo i ruszył w stronę kuchni. - To tylko Baśka. Morda nie szklanka, zejdzie.

- Baśka cię tak załatwiła? - Teresa nie kryła zdziwienia. - No ale wytłumaczyłeś jej, że zemdlała a ty tylko chciałeś jej pomóc? Niech ich wszystkich zgaga dopadnie! – w ustach Bułki zabrzmiało to jak najdosadniejsze przekleństwo. - Ale ona musi to zweryfikować bo będziesz miał zszarganą opinię. Ona chyba nie myśli, że ty byś jej naprawdę mógł krzywdę zrobić? - zapytała ale ślady kobiecych paznokci ciągnące się od szczęki aż po skroń zaprzeczały tej tezie. - Czy wszystkim coś na mózg siada? To pewnie skutki Czarnobyla. Te omamy – skończyła wyjaśniająco i dobrała się jednak do apteczki jak dzieciak do torby słodyczy. W skupieniu przebierała w pudle.
- Te leki pamiętają chyba jeszcze młodość starej Gawronowej... Patryk, na Jezuska z Nazaretu, chociaż wodę utlenioną sobie kup świeżą.

- Tam zaraz załatwiła. Spanikowała i drapała na oślep. Sytuacja była trochę... nie wdając się w szczegóły, powiedzmy, że głupio wyszło. Zdarza się. - Gawron wstawił czajnik na gaz i zaczął rozglądać się za kawą. - I na co mi woda utleniona, odziedziczyłem takie zapasy płynu Lugola, że dla połowy miasta by wystarczyło. Tak w temacie Czarnobyla. Zostaw. To naprawdę nic takiego.
- No dobrze – dała w końcu za wygraną. - Ubieraj się i wychodzimy. Umówiłam się z Hirkiem za godzinę na grobie Czubka. A z Baśką pomówię. Może i wpadła w panikę ale nie ma prawa cię oskarżać o coś takiego. Nie chcę żeby za Antka wujkiem ciągnęła się opinia gwałciciela – uśmiechnęła się mimo woli bo w pewnym sensie zdarzenie to wydało jej się zabawne. Gawron, który schodził z wiadrami węgla i rymnął na Baśkę, za co tamta podrapała go jak kotka z wścieklizną. - Poza tym, przecież tobie się Baśka nigdy nie podobała. Znam cię od dziecka Gawron, ale prawdę mówiąc to nie pamiętam żeby ci w ogóle jakaś dziewczyna w oko wpadła. Może ty wolisz chłopaków co? - nie zabrzmiało nawet odrobinę szyderczo. - Mnie możesz przecież powiedzieć. A nawet powinieneś jeśli nie masz standardowych preferencji bo urabiam jedną koleżankę z pracy. Wiesz, przedstawiam cię w samych superlatywach i już nakręcam randkę w ciemno.
- Gwałciciela? Gdzieżby w życiu. Wystarczy, że ciągnie się opinia pijaka, nieroba i, najwyraźniej, pedała. - Zarechotał. - Daj spokój, Tereska, naprawdę nie potrzebuję swatki. Po prostu nie uznaję czegoś takiego jak bezpłatny seks. Zawsze są jakieś dodatki małym druczkiem. Poza tym... rozejrzyj się. Wyobrażasz sobie kobietę żyjącą w tym miejscu?
- Wyobrażam sobie, że to miejsce wyglądałoby inaczej gdyby mieszkała tu także kobieta – odparła z dyplomatycznym uśmiechem. - Koleżanka, która sprząta tu doraźnie nie wystarczy. Poza tym może byś się wreszcie ustatkował. Nie można być nierobem i... - nie dokończyła. - No nie można całego życia zmarnować, prawda? A Iwonka to fajna dziewczyna. I nawet ładna. Umówię was i sam się przekonasz.
Puściła mu oko i wyszła z kuchni wydzierając się z typową dla matek nutą.
- Aaaantek! Zbieramy się.
Chyba chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w końcu tylko pokręcił głową, zrezygnowany.
- Idźcie. Ogarnę się i spotkamy się na cmentarzu.

- Tylko nie zamarudź - dodała i klepnęła go po męsku w ramię.
Przez twarz Patryka przebiegł grymas bólu, który usilnie próbował zamaskować. Było w tej minie coś rozbrajającego. Po epizodzie z Baśką chyba bardziej od opinii gwałciciela przerażała go opinia "tego, którego pobiła dziewczyna".
 
liliel jest offline