Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2012, 06:16   #29
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Specjalnie szedłem wolno dopóki wojskowy nie zniknął w budynku, otworzyłem przed dziewczyną kurtuazyjnie drzwi i weszliśmy do środka. Rozkład pomieszczeń w głównym budynku mniej więcej kojarzyłem, prawie też zapoznałem się z rozkładem cel, gliny były przewrażliwione i kiedyś prawie mnie zawinęły za pewną błahostkę. Na szczęście w porę udało mi się dać w łapę. Po prawej a pancerną szybą siedział glina w nienagannym mundurze. Gdy podeszliśmy zmarszczył trochę brwi jakby kogoś z nas kojarzył. Wolałem by był fanem Mariny.
- Witam. Młodszy aspirant Jay Cofee. W czym mógłbym pomóc?
- Z koleżanką chcielibyśmy zgłosić stręczycielstwo, groźny karalne i użycie przemocy słownej i fizycznej.
Po drodze przypomniałem sobie te śmieszne przedwojenne nazwy, które chyba nawet tutaj prawie nic nie mówiły. Grunt, że sprawiały wrażenie fachowości.
- Dobrze. Za chwilę wszystko spiszemy. Proszę chwilę poczekać. - chwytając za słuchawkę na ścianie mężczyzna wybił 3-liczbowy kod po czym powiedział. - Daree jest sprawa dla Ciebie.
Usiedliśmy grzecznie na wygodnych, miękkich krzesłach przy bufecie, który obsługiwał starszy facet. Tak na oko mój teoretyczny rówieśnik. Gdybym miał jeszcze jakąś kasę to bym kupił coś do picia. Czas umilaliśmy sobie rozmową, dziewczyna była lekko podenerwowana. W końcu pojawił się Pan Władza Daree, wysoki, wysportowany, koło trzydziestki gładko ogolony mundurowy. Jak z jakiegoś plakatu.
- Dzień dobry. Starszy przodownik Darek Wojchanowski. Zapraszam za mną.
Uwielbiałem nazewnictwo NY. Valentina powinna czuć się tu jak ryba w wodzie. Wstałem i przedstawiłem się, próbując sobie przypomnieć czy Marina podawała swoje nazwisko. Nie pamiętałem.
- Michael a moja urocza znajoma to Marina.
Ruszyliśmy korytarzami, strasznie zatłoczonymi. Ktoś biegał, chodził, gadał, opieprzał podwładnych i słuchał opieprzu od przełożonych, młodzi biegali w górę i dół schodów z żarciem i kawą. Mały też powinien mi przydzielić młodego. Kawa się sama nie zrobili. W końcu podeszliśmy do ściany a jej idealnie wkomponowane w ścianę listwy rozsunęły się ukazując windę. Z bajeranckim lustrem. Już prawie zapomniałem, że coś takiego istnieje. Na szczęście jechaliśmy sami bo w czwórkę byłby już tłok. Glina przyłożył do czytnika magnetyczną kartę i wpisał parocyfrowy kod. Ruszyliśmy a Marina miała zabawną, niepewną minę jakby całość miała się zaraz rozwalić, faktycznie trochę trzęsło ale bez przesady.
Pierwsza rzecz jaką zauważyliście w komisariacie to straszny tłok. Ludzie biegali, chodzili, gadali, nosili kawę i żarcie do góry i w dół schodów. Morgan został lekko zdziwiony, gdy funkcjonariusz podszedł do ściany a jej drewniane listwy się rozsunęły ukazując windę. Po wejściu do środka mężczyzna przyłożył do jednego czytnika jakąś magnetyczną kartę i wpisał parocyfrowy kod. Winda ruszyła.
Wyszliśmy i skierowaliśmy się po do trzecich drzwi po lewej na tym piętrze. Nieduży gabinet z dwoma fotelami dla petentów i ekspresem do kawy. Pączki pewnie były gdzieś pochowana. Daree usiadł i wyjął notes i pióro prosząc nas o zajęcie foteli. od razu przeszedł do rzeczy.
- Jaka to sprawa?
- Koleżanka była ofiarą wymuszenie, gróźb karalnych i przemocy. Znajomy, Michael McCaine, może Pan Władza kojarzy, dużo mi mówił o sprawiedliwości w Nowym Jorku, której nie uśiwadczy się nigdzie indziej. Marina, mogłabyś panu o tym opowiedzieć?
- Nie kojarzę Pana znajomego, ale sprawiedliwość u nas jest faktycznie na bardzo wysokim poziomie. Załatwiamy sprawy od reki można rzec i pomagają nam w tym wojskowi i najemnicy. Nie ciągną się sprawy latami jak przed wojną.
Niebieski był dumny jakby faktycznie tak było i to dzięki niemu. W rzeczywistości NY mógł się pochwalić najbardziej rozbudowaną szarą strefą. No dobra w innych miastach ona praktycznie się nie zdarzała. Po prostu nie opłaca się nic sprzedawać na lewo jeżeli po zapłaceniu odpowiedniego podatku-haraczu dla miejscowego bossa, rządu czy innej mafii można było to robić na legalu. Wracając do polaka to liczyłem, że słyszał o Małym, jeżeli nie to sprawa mogła łatwo trafić do szufladki "brak dowodów, idę po pączki". Marina chwilę zbierała myśli a potem zaczęła opowiadać.
- Zaczynając od początku to parę lat temu poznałam pewnego gościa. Nazywali go Ricardo. Na początku był w porządku, ale ostatnio zrobił się bardzo dziwny. Chce ode mnie pieniędzy za ochronę i często wspomina, że nie chciałby aby coś mi się stało jak bym wracała do domu. A wie też gdzie mieszkam. Znam jego stary adres. Mieszkał tam może dwa lata temu, ale czy nadal nie mam pojęcia. Może mi Pan pomóc?
- Ricardo. To stary rozbójnik. Chodzi normalnie tylko dlatego, że zawsze na groźbach się kończy. Ostatnio jednak dostał już żołtą kartkę. Wszystko ładnie spiszemy. Ten adres i co Państwo pamiętacie a potem... wyślemy naszych aby zajęli się tą sprawą. Zatrzymamy go na jakiś czas a potem już na pewno nie będzie Pani niepokoił.
Postanowiłem jeszcze wtrącić swoje trzy grosze. A nóż kolo kojarzył kogoś z Duchów i zajmie się sprawą pilniej.
- Jeśli to coś panu pomoże to, oczywiście po za naszymi zeznaniami, możemy podać jeszcze dwójkę świadków. Robert Hopkins, najemnik z grupy zwanej “Duchami Przeszłości” i Natalia Brown, wykłada chemię na państwa uniwersytecie. Co do samej sytuacji... Wraz z Bobem, Nancy oraz grupką znajomych z po za miasta szliśmy do centrum. Chcieliśmy im pokazać Nowy Jork, zresztą sam chciałem odświeżyć wspomnienia. Przystanęliśmy, żeby posłuchać śpiewu Mariny i wtedy Ricardo do niej podszedł i próbował zabrać pieniądze, która zarobiła. Wtedy wraz z Bobem zareagowaliśmy, w tym momencie Ricardo zaczął grozić, głównie Marinie ale i mi, w końcu widząc tyle osób uciekł. Pamiętając co Mike mi mówił postanowiliśmy zgłosić to państwu, żeby taka sytuacja nie powtórzyła się ponownie.
Glina nie kojarzył ewidentnie Lunety ani Nan ale nazwa Duchów coś już zadziałała. Starał się nie dać tego po sobie poznać ale jednak. Kosz za trzy punkty dla Rannera.
- Dobrze Państwo zrobili. Niepotrzebne śmieci trzeba eliminować a my tylko czekaliśmy na jeszcze jedną sprawę odnośnie tego Ricardo. Jak go nie złapaliśmy na mieście to w ruinach, ale adresu nie mieliśmy. Teraz będziemy mogli go znaleźć i odpowiednio się nim zajać. Szybko nie wyjdzie i nie wiadomo czy wyjdzie.
- Dziękuję bardzo za pomoc. Aż ciężko mi uwierzyć. Najpierw Mike, potem to. Może w końcu spokojnie będę mogła śpiewać.
- Również dziękuję. Cieszę się, że to co mówił mi Mike pokrywa się z prawdą. Dobrze, że jest takie miasto jak to w którym można odpocząć bezpiecznie. Jak ponoć kiedyś było można. A i to co pan mówił nawet lepiej. Ojciec strasznie narzekał na niegdysiejszą biurokracje i umywanie rąk policji. Przed wojną była to ponoć prawdziwa plaga.
Nie wchodziłem już więcej gliniarzowi w dupę i tak ewidentnie nie poczęstuje nas kawą. Powstrzymałem się od rzucenia na odchodne "niech żyje Collins" czy innego głupiego tekstu. Jako, że gliniarz nas nie odprowadził zeszliśmy po schodach i wyszliśmy z komisariatu. Do końca bawiąc się w błędnego rycerza postanowiłem odprowadzić Marinę i dopiero ruszyć do knajpy. Po drodze rozmawialiśmy o pierdołach. O NY, tym jak to z Lunetą służyłem na Froncie, jak teraz robię jako najemnik dla Posterunku w wolnych chwilach przetracając żołd w pięknym i nadgniłym Wielkim Jabłku... Dziewczyna była całkiem ładna. Długie ciemne włosy, delikatne piegi i ładna twarz. Jasne. Do tego zmiana skórna na szyi, przetłuszczone włosy (jakbym wyglądał lepiej) i spracowane ręce, teraz każdy miał takie. Za dużo ostatnio przebywałem z mrożonkami i miałem zbyt wygórowane oczekiwania. Co do dziewczyny to jej najgorsza "powojenność" kryła się w psychice. Brak elementarnego wykształcenia, spojrzenie tylko z jednej, wąskiej perspektywy i wiele innych drobnych rzeczy. Naprawdę byłem zbyt wyczulony dzisiaj na pierdoły.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline