Gdy pierwszy z przybyłych spojrzał na portal, ten dziwnie zatrzeszczał. Nagle dało się słyszeć coraz głośniejszy, niski krzyk. Magiczne przejście dziwnie rozbłysło i na posadzkę z wielkim impetem runęła krępa postać.-Oleresie myliłeś się…nigdy nie powinno się wbiegać w portal-wymruczał niski humanoid powoli podnosząc się z podłogi. Jak się okazało był to krasnolud. Zadbana broda okalała jego dość jasną twarz, a czarne oczy, z których bił nienaturalny spokój, starały się ogarnąć wszystko co otaczało młodzieńca. Pod ciemno zielonym płaszczem znajdowała się, doskonałej roboty krasnoludzka zbroja, która zapewniała ochronę nawet przed najpotężniejszymi ciosami. Rzeczą, która z pewnością zwróciłaby na siebie uwagę nawet najwytrawniejszych złodziei był piękny topór wiszący przy prawym udzie wojownika. Broń tą spowijało dziwne, połyskujące białe światło, a na rękojeści żarzyło się pięć złotawo-czerwonych run. Krasnolud z zaciekawieniem spojrzał na gnoma i niskiego człowieka, szczerze uśmiechających się do niego.- No masz...zapamiętaj Błyskaczu, za wszystkie dziwactwa tego świata odpowiedzialne są gnomy i zwariowani słudzy Boccoba- wymruczał pod nosem, klepiąc delikatnie topór ręką, jakby był jego najwierniejszym przyjacielem. Krępy mężczyzna sprawiał wrażenie bardzo podejrzliwego i nieufnego, lecz nagle, nie wiadomo z jakiego powodu stał się pewny siebie. -Witajcie! Czy bylibyście tak łaskawi i powiedzieli mi gdzie jestem, bo sądzę, że nawet spity niziołek ma lepszą orientacje w terenie ode mnie.-powiedział krasnolud powoli zbliżając się w stronę magów. |