Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2012, 21:30   #26
Serika
 
Serika's Avatar
 
Reputacja: 1 Serika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodze
Szlag. Następnym razem NAPRAWDĘ będzie ostrożniejsza! Plecy paliły ją żywym ogniem, podobnie jak porządnie poobijany tyłek, a na domiar złego po niespodziewanej wycieczce pionowo w dół szalenie trudno było zebrać myśli. Minęło dobrych kilka sekund, zanim wietrzniaczka uświadomiła sobie, że właściwie to już nie spada, że leży na czymś (a może jednak w czymś?) miękkim, ciepłym i chyba futrzanym. Kolejnych kilka sekund zajęła jej decyzja, że można w końcu otworzyć zaciśnięte powieki i zmierzyć się z rzeczywistością, która, co nie ulegało wątpliwości, miała dla niej jakąś pokaźną niespodziankę.

W rzeczy samej, miała. Oj, miała.

Ogromny pysk pełen wielkich, ostrych zębów przyglądał jej się z wyraźnym zaciekawieniem. Na wszelki wypadek zacisnęła powieki jeszcze raz, po cichu licząc na to, że to efekt paru niezbyt mocnych, na szczęście, uderzeń w głowę i kiedy otworzy oczy po raz kolejny, zębatej mordy już tam nie będzie.
Była, a jakże.
Skierka odruchowo szarpnęła się, próbując wyswobodzić z uścisku - nawet nie dlatego, że było jej bardzo niewygodnie, po prostu świadomość bycia trzymaną w czyjejś wielkiej łapie była nieco... mało komfortowa. Łapa trzymała mocno i najwyraźniej nie zamierzała przestać - co wbrew pozorom miało swoje zalety. Może i lepiej, żeby nie przestawała, skoro wisieli razem kilkanaście stóp nad ziemią... Ten fakt bynajmniej nie sprawiał, że tłukące się szaleńczo w piersiach Skierki serce zwalniało tempo, ani że była w stanie uspokoić oddech, ale skoro i tak w danej chwili pozostawała całkowicie bezsilna, mogła przynajmniej poświęcić czas na przemyślenie sytuacji. Nie szło jej to najlepiej - chaotyczne myśli wirowały w głowie, jakby tańczyły jakiś wyjątkowo skomplikowany taniec, nijak nie chcąc ułożyć się w jakąkolwiek spójną całość.
Szczegóły. Skup się na szczegółach, głupia kobieto!
Po pierwsze - to coś, co ją trzymało, nie wyglądało na hienoida. Podobne, ale jednak inne.
Po drugie - szara kamizelka wskazywała na jakieś obycie z cywilizacją. Po dłuższym zastanowieniu - może nawet obycie ze strażą miejską, choć to byłby nadmiar szczęścia.
Po trzecie - nadal żyła. Co było w sumie jeszcze dziwniejsze, niż szara kamizelka.
Po czwarte, z dołu ktoś coś krzyczał. Coś, co brzmiało jak rozkaz, zawierało słowo “pogoń” oraz coś o traceniu żołnierzy. Czyżby “kapitan-frajer” się ocknął i jednak zaczął rozsądnie działać, rychło w czas?
Rzut okiem w dół powiedział jej, że owszem. Nie wiedziała, skąd wytrzasnęli w tym tempie pancerusa, ale widok potężnego pojazdu jakoś gwałtownie poprawił jej humor. Uwaga wietrzniaczki jakoś sama z siebie oddryfowała w kierunku analizowania odporności pojazdu na ostrzał i rozważania mechanizmu zamknięcia klapy... To było uspokajające! Wystarczająco, że po chwili zebrała się w sobie na tyle, żeby w końcu przestać gapić się jak sroka na malowane wrota i wreszcie się odezwać.
- Um... Dzięki za pomoc - powiedziała, nie siląc się na specjalną elokwencję.
- Mamy zmienną naturę... - uśmiechnął się chytrze kapitan, - ale wygląda na to, że stoimy po tej samej stronie muru Munbyne. - Gestem zaprosił do środka metalowego transportera.

Wilkołak nadal trzymający wietrzniaczkę miękko wylądował na dachu po czym upuścił ją obok włazu jakby odkładał na trawę małe, delikatne zwierzątko. Dopiero teraz poczuła, ile kosztował ją upadek. Dygotała na całym ciele, a nogi odmawiały jej posłuszeństwa w takim stopniu, że praktycznie od razu musiała usiąść, bo ugięły się pod nią, gdy dotknęła podłoża. Uznając, że musi trochę dojść do siebie, skupiła się na obserwacji otoczenia. A było na co patrzeć - nie co dzień miała szansę obserwować wilkołaka z tak bliska. Był czterokrotnie wyższy, ale jego rozmiar począł zmniejszać się i zwężać. Napięte do tej pory, pękające od napęczniałych mięśni grzbietu, łap i grubych ud, skrawki szarej tkaniny rozluźniły się. Z nadprutych szwów zniknęły wystające kępki długiego włosia. Szczęka cofnęła się drastycznie, a razem z nią zapadł się nos - zmieniający formę strażnik nie krył bólu, choć może i by chciał to nie potrafił. Po napinającym ciało jak łeczysko skurczu całego ciała wygiął się w drugą stronę. Garbił się tak przez chwilę głośno dysząc. Bezsilnie upadł na kolana podpierając się - już nie szponami, a dłońmi - o uda. Teraz dopiero miała go na wysokości oczu.

- Nie ma sprawy... - dodał, nadal dysząc, wilkołak-strażnik czy raczej strażnik-wilkołak.
Skierka postanowiła darować sobie idiotyczne pytania o to, czy nic mu nie jest. Oczywistym było, że przemiana była dalece nieprzyjemna, ale w sumie nie musiała mu o tym przypominać.
- Naprawdę dzięki - powiedziała po prostu. - Panu również - skinęła głową kapitanowi, podnosząc się powoli z ziemi. Nadal wszystko ją bolało po odbijaniu się od gałęzi drzew, ale była w stanie ustać na nogach, więc nie mogło być bardzo źle. Chciała powiedzieć coś więcej, ale jej wzrok przykuły szczegóły techniczne budowy pojazdu. Oczywiście, to nie był czas na podziwianie mechanicznych cudeniek, ale jeden czy dwa rzuty okiem jeszcze nikomu przecież nie zabrały zbyt wiele czasu!

Oceniającej pancerusa nie umknęły skuteczne modyfikacje pojazdu, które różniły go od tych pokrachowych - produkowanych kilkaset mil na wschód od Munbyne. Tak, throalscy inżynierowie znali się na rzeczy, ale do tego egzemplarza ich masowo produkowane transportery się nie umywały. Pierwsze co zwróciło jej uwagę to ścieżka jaką wytyczył sobie pilot - wyraźnie odróżniająca się od dość gęstego zalesienia połamanymi lub obalonymi drzewami i rozrytą glebą. Sama bryła pancerusa przypominała te krasnoludzkie, zupełnie jakby modele pochodziły z tego samego projektu - masywny, poziomy klin zawieszony pomiędzy jeszcze wyższymi kołami. Tutaj jednak kół było sześć, nie cztery - więc dodatkowa oś. Same opony również kryły w sobie mała tajemnicę. Elementalistce wystarczyłoby dotknąć ich powierzchni, ale nawet zbliżenie ręki umożliwiło jej wyczucie, iż w grubą gumę zręcznie wpleciono silnie skondensowaną esencję ziemi. Dla kompletnych laików - ‘kamienie’. Chmura zasłoniła blady księżyc, ale Skierka była pewna, że w odpowiednim jego świetle koła pojazdu przypominałyby wielkie, cylindryczne węgle. W takim wypadku nie wątpiła, że w kadłub i inne elementy nadwozia twórca tej machiny również mógł ingerować na poziomie składu materialnego.

Jedną nogą była już wewnątrz pancerusa, gdy jeszcze kątem oka zarejestrowała przesuwający się po dachu sześcian na szynach. Wyglądało to na całkiem sprytny mechanizm przełączania napędu pomiędzy trzema osiami. Co prawda siłownik musiał ważyć swoje i wymagać odpowiedniej energii do zmiany pozycji, ale też dociskał pancerusa do nawierzchni i zapewne pozwalał wyjechać z niemożliwych dziur, podjechać pod bardzo pochyłe wzniesienia.

Obserwującym wietrzniaczkę mężczyznom widok z pewnością musiał wydawać się zabawny. Skierka wpatrywała się w pancerusa jak zahipnotyzowana, powoli wodząc wzrokiem po kołach i nadwoziu pojazdu. Delikatnie, wręcz pieszczotliwie, pogłaskała dłonią dach pojazdu, wczuwając się w pulsującą w metalu energię. To było piękne. Naprawdę piękne. Harmonia i precyzja wykonania, moc drzemiąca we wzbogaconych w magiczną esencję elementach, potęga silnika, który był w stanie prowadzić potężną maszynę po każdym prawie terenie... Powoli przerzuciła nogi przez krawędź włazu, nie mogąc oderwać wzroku od konstrukcji, ale w końcu zwyciężyło pragnienie zobaczenia, jak to cudeńko może wyglądać w środku. Wzięła głęboki oddech i wskoczyła do środka, miękko lądując na podłodze pojazdu.

Kokpit stanowił jeden podłużny i dosyć ciasny - choć nie jak na jej standardy - korytarz o ukośnych ściankach, ze stojakami i zapiętymi w nich strzelbami, ławeczką z oddzielającymi sześć miejsc siedziskami, a u końca sterownią jednego pilota.

Przyglądając się wnętrzu, zdjęła z pleców metalową konstrukcję skrzydeł. Skrzywiła się widząc, że jedno z nich jest dość poważnie uszkodzone - trzeba będzie naprawić, a jej narzędzia wraz z Bagażem zasuwały sobie gdzieś samopas i w chwili obecnej nie miała ich pod ręką. W gruncie rzeczy równie dobrze mogła poprosić o odpowiedni sprzęt załogę pojazdu - i tak chciała z nimi pogadać. W zamian za pomoc wisiała im przynajmniej informacje. Nie było tego dużo, ale jeśli sami nie zorientowali się, że pomiędzy mutantami istniała więź, oraz że wzrok astralny może wskazać kierunek, w którym podążyli uciekinierzy, to należało im to uświadomić.
 
Serika jest offline