Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2012, 14:54   #2
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post Ruiny młyna wodnego, popołudnie

Nie dalej jak godzinę później viseńska młodzież zebrała się w piwnicy starego młyna. Dym z pochodni gryzł w oczy, stopy grabiały od wilgotnej posadzki, okryte letnimi ubiorami ciała pokrywała gęsia skórka - jednak nikt nie zwracał na to uwagi. Szmer oddechów wypełniał pomieszczenie, gdy zebrani spoglądali po sobie, niepewni kto ma zacząć. A był tu każdy,który nie liczył się w świecie dorosłych. Nie tylko Sven, dziewiętnastoletni przywódca lokalnych łobuzów i jego poplecznicy, którym młyn służył zwykle za kryjówkę; nie tylko najmłodsi synowie cieśli, myśliwych czy rybaków. Była też nieśmiała Anna, nieco przerażona tłumem, w jakim się znalazła; był kulawy Lasen, któremu kilka lat temu wilk poszarpał nogę; były kapłańskie bliźnięta i dzieci bartników; była nawet Zuza, jedna z córek karczmarza i najpiękniejsza panna we wsi. Dziś nie było podziałów na lepszych i gorszych, dręczących i dręczonych, bogatych i biednych, viseńczyków i osadników. Wszyscy zgromadzili się w ruinach... nie wiedzieli w zasadzie po co, lecz nie mogli przecież przegapić takiego wydarzenia.

Ale Sven wiedział.

- Musimy odnaleźć konwój! - krzyknął, wskakując na stół by zwrócić na siebie uwagę dzieciarni. - Te stare pryki mogą trząść gaciami, zasłaniając się bezpieczeństwem Viseny, ale ja nie mam zamiaru żreć w zimie obierek z ziemniaków i kory z drzew!
- Oszalałeś! - jęknęła Zuza, wbijając w chłopaka pełne podziwu spojrzenie.
- Jak chcesz pokonać coś, czemu nie dali rady nawet Damiel z Uhergiem? - trzeźwo zauważył Tem, który mimo swoich dwunastu lat był bardziej poważny niż niejeden dorosły.
- Oni nie wiedzieli, że coś ich napadnie, a my wiemy - butnie odparł Sven. - Zresztą cokolwiek ich napadło, pewnie nażarło się na trupach i już sobie poszło. No co?! - wrzasnął, gdy z miejsca, w którym stały dziewczęta dał się słyszeć urywany szloch i piski przerażenia. - Taka prawda i dobrze o tym wiecie. Zanim tam dotrzemy, znajdziemy tylko obrane przez mrówki kości! Ale wozów i złota nie zjedzą... - oczy błysnęły mu drapieżnie. - Ani bursztynu, biżuterii czy rzeźb. Do beczek też się nie dostaną. Pomyślcie co by było, gdybyśmy przywieźli to wszystko z powrotem do wsi! Albo... pojechali z tym do Futenbergu! - rozpędzał się coraz bardziej.
- Jak tak, to konie też zeżarło - mruknął Tem, ale nikt go już nie słuchał.
- Miasto... - rozmarzyła się Zuza. Podobnie jak reszta dzieci, Królestwo znała tylko z opowieści. Wśród zebranych dało się słyszeć entuzjastyczne okrzyki. Większość z nich marzyła o wyprawie w wielki świat.
- No! Bylibyśmy bohaterami! Cała wieś byłaby nam wdzięczna! - kusił Sven, z satysfakcją patrząc na podniecone twarze dzieciarni. Odczekał jeszcze chwilę, by wszyscy przetrawili przedstawione przez niego rewelacje, po czym spytał. - To... kto jedzie ze mną?!

Zapadła cisza. Co innego rozważać tak szalony pomysł, a co innego wziąć w nim udział. Niemal każdy miał w rodzinie kogoś, kto padł ofiarą tutejszych bestii. Lasen odruchowo masował poranioną nogę, która raz na zawsze zamknęła przed nim świat “prawdziwych mężczyzn”. Wszyscy zdawali sobie sprawę z ryzyka. Pal licho odnalezienie konwoju; problemem była sama podróż przez Wilczy Las! Ale... roztaczana przez Svena wizja wyrwania się ze wsi i wrócenia w glorii bohatera była taka ekscytująca! Ponadto w ustach największego zabijaki i chojraka w Visenie - wydawała się całkiem realna.

- J... ja... ja bym poszła... - milczenie przerwał cichy głos Anny. Czerwona jak burak dziewczyna nieśmiało unosiła rękę, wpatrując się w prowodyra wyprawy. - Mo... mo... mogę leczyć...
- Ty?! - Sven ryknął śmiechem. - TY?! Zanim wyjąkasz jakąkolwiek modlitwę do Il-Il-Il-matera - przedrzeźnił ją - to nie zostanie z ciebie nawet kosteczka! Nie bądź śmieszna, sieroto! - prychnął. Annie łzy stanęły w oczach.
- Nie przejmuj się - jedna z dziewcząt współczująco objęła ją za ramiona. - I tak musiałabyś zostać. Przecież kto by się zajął psami Uhrega jak nie ty? Po prostu ci zazdrości - dodała szeptem. I była to prawda. Potężne mabari, które jednym kłapnięciem szczęki potrafiły oderwać dorosłemu człowiekowi rękę, w obecności Anny stawały się potulne jak baranki. Pod nieobecność barbarzyńcy tylko ta drobna dziewuszka mogła doglądać hodowli.
- No, kto jeszcze? Może ty, co? - Sven pogardliwie spojrzał na Lasena. - Bądźcie poważni! Kot wam zeżarł język?! Pies jaja urwał? - kpił. - Chcecie głodować całą zimę? Tak zasmakowaliście w zgniłych burakach i podpłomykach z popiołem?

I - najpierw powoli, potem coraz szybciej - nad głowami zebranych zaczął wyrastać las rąk. Jedni wstydzili się swojego strachu, podczas gdy drobniutka Anna odważyła się zgłosić jako pierwsza. Drudzy chcieli znać los swych bliskich. Kolejni zgłaszali się w obawie przed śmiesznością, bo dłonie podnosili ich bracia, kuzyni, sąsiedzi. W końcu więcej niż dwie trzecie zebranych zadeklarowało udział w bohaterskiej ekspedycji. Sven promieniał z dumy, akceptując lub odrzucając kandydatów wedle swego uznania. Nie widział, że na twarzach niektórych odrzuconych malowała się niekłamana ulga, a twarze wielu przyjętych wykrzywiał grymas strachu i niepewności.
Wreszcie selekcja dobiegła końca, a po stronie chłopaka zebrała się całkiem spora grupa.
- Spotkamy się przed młynem jutro o świcie - zarządził Sven. - Weźcie żarcie, wodę, jakąś broń i ruszamy! A wy - zwrócił się do pozostałych - mordy na kłódkę! Gdyby ktoś się was pytał: nic nie wiecie! Bo jak wrócę, to spiorę tak, że będziecie rzygać krwią! - warknął na koniec i dumnie wymaszerował z piwnicy.


◈◊◈


Świt wstał pogodny; promienie słońca oświetlały wijący się wśród drzew trakt - drogę do sławy. Zaś pod starym młynem stała wystraszona grupka młodych ludzi, z przewieszonymi przez ramię torbami i bronią niezdarnie przytroczoną do pasa. Było ich o wiele mniej niż dzień wcześniej.

I nie było wśród nich Svena.

◈◊◈
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 17-04-2012 o 08:28.
Sayane jest offline