Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2012, 22:33   #20
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Ishir

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jIJdj4CerCg&feature=related[/MEDIA]

Uwolniony elektryczny mag, wraz z samurajem ruszył podziemną siecią korytarzy. Plan był prosty dostać się do portu, wykraść łódkę i uciekać. No a potem dokonać zemsty, straszliwego odwetu.
W korytarzach wszystko zdawało się czaić na życie dwóch podróżników, każdy szmer zdawał się być wrogiem skrytym w cieniu, a gdy kropelki wody spadały z sufitu na kark, serce niemal nie stawało w miejscu. Jednak według Mifu podziemia nie były zbytnio patrolowane, Vars nie sądził, że ktoś dopuści się zdrady i pozwoli uciec więźniom.
- To już niedaleko, zakręcimy w lewo, a potem trzecie schody i jesteśmy niemal w porcie.- powiedział samuraj poprawiając pudło z katanami na swym barku, po czym stanął jak wryty bo w ciemności przed nimi rozbrzmiały słowa.
- Jesteś tego pewny, zdrajco?

Oto przed dwójką uciekinierów oparty o kamienną ścianę stał Ryo. Osobisty strażnik Ishira, nie wyglądał na przejętego próbą jego ucieczki, patrzył na dwójkę mężczyzn ze znudzeniem. Jak zawsze ubrany w garnitur, schludnie ułożony na jego szczupłej sylwetce. Bez broni, czy jakiejkolwiek obstawy.

- To co wracamy do celi Ishirku. –zachichotał Ryo i przestąpił krok do przodu, a to samo zrobił Mifu mówiąc. – Cóż, zdaje mi się że najpierw będziesz musiał ze mną się rozprawić Ryo, zobaczymy czy plotki o twych umiejętnościach są prawdziwe. – tylko Ishir mógł spostrzec kropelki potu spływające po karku białowłosego.
- Uciekaj stąd. –szepnął Mifu przez ramię.- Dopadnij pierwszych lepszych schodów i wiej, wyspa jest duża, ukryjesz się. Ja go tu zatrzymam. I nie staraj się grac bohatera, nie sądzę byśmy mogli mu cos zrobić, a ty jesteś w jakiś sposób ważnych dla ich planów. Nie możesz dać się złapać. –wysyczał Mifu wyciągając katany.

Ishir zaś stanął przed wyborem, posłuchać samuraja i zostawić go uciekając tym samym krzyżując na jakiś czas plany Varsa, czy może zaryzykować i walczyć?

Kerei Shiro & Edgardo Mortsi


Rej dłużył się niemiłosiernie, właśnie zaczynał się trzeci dzień podróży, według kapitana, dziś mieli dotrzeć już do celu. Życie na statku nie należało do najciekawszych, ot ta sama rutyna. Spać, jeść i nie przeszkadzać doświadczonym morskim wygą. Pogoda dopisywała i podczas dotychczasowej podróży największym niebezpieczeństwem były posiłki serwowane przez kucharza Joeya, który smażył wszystko, od ziemniaków, aż po owsiankę.
Jednak gdy nadszedł ranek dnia trzeciego, wreszcie zaczęło się coś dziać. Gdy Edgardo wstawał z łóżka obudzony przez wierzganie swego Chowańca, zaś Kerei spał jeszcze snem głębokim, coś wstrząsnęło całym statkiem. Kosiarz spadł na ziemię, zaatakowany przez złowieszczy koc, w którym całkowicie się zaplątał, zaś Edgardo, gdyby nie złapał się ściany, zapewne też przywitałby się z posadzką.

Gdy obaj najemnicy w tempie ekspresowym wybiegli na górny pokład, w dłoniach dzierżąc potrzebny oręż, otoczyła ich gęsta biała mgła. Opar był niemal tak gęsty że można by kroić go nożem. Był to znak, że dopływali do wyspy, ponoć było to tajemnicze miejsce skryte pośród mgieł. To co niebezpieczne jest jednak i kuszące, bowiem to tu zawsze połowy były najobfitsze.
Zewsząd było słychać krzyki potworne ryki oraz odgłosy walki, wymieszane z wykrzykiwanymi rozkazami. Kerei i Edgardo szybko przekonali się co jest przyczyna tych okrzyków. Otóż przez z mgły przed nimi wyłoniło się kilka paskudnych stworów.


Rekiny o czterech szponiastych łapach, ryczące głośno, prezentując przy tym rząd ostrych zębów. Stwory skupiły spojrzenia swych paciorkowatych oczu na dwóch najemnikach i rozpoczęły nań szarżować. A ich zamiary na pewno nie były celami pokojowymi.

Lucius Hyalus

Podróż pociągiem nie obfitowała we wrażenia. Wróżka która Ci towarzyszyła zajęła się czytaniem książki, a ty pogrążyłeś się w myślach. Yuki została porwana… była to zaiste tragedia, ale też jakiś punkt zaczepny, w końcu nie porywało się ludzi bez powodu…

Obudziło Cię szturchanie staruszki w ramię. Kobieta stała podpierając ręce na biodrach i mierząc Cię groźnie wzrokiem. – Zaraz wysiadamy, rusz się i pomóż mi z bagażem! – obserwując jak powoli zaspany wstajesz z miejsca, nie przestawała komentować. – Ta dzisiejsza młodzież taka leniwa… a te długie włosy! Przyciąłbyś te kłaki trochę! No ruchy ruchy. – i tak poganiany opuściłeś pojazd wraz ze starowinką

- znam tu jeden niezły zajazd. –stwierdziła kobieta i objęła prowadzenie, kierując się w stronę dzielnicy portowej. Szedłeś za nią niosąc jej jak i swój bagaż, dalej męczony przez najgorsze wizje, tego co mogło aktualnie dziać się z Yuki.
Gdy staruszka rozglądała się za szyldem zajazdu, ty katem oka zobaczyłeś, że coś dzieje się w pobliskim zaułku. Księżyc oświetlał trzy sylwetki, dwóch rosłych mężczyzn, który odgradzali przejście z obu stron szczupłej dziewczynie o fioletowych włosach, ubranej w charakterystyczne białe kimono.



Dziewczyna szarpała się z jednym z osiłków, grożąc mu bambusowym kijem, zaś drugi nic sobie z tego nie robiąc, powoli rozpinał swoje spodnie, nie było trzeba być geniuszem by domyślić się co tu się święci…

Anette Cassai

Dziewczyna siedziała przy kryształowym stole, zaś Sebastian z uśmiechem począł napełniać jej kielich winem. Następnie zapełnił jeszcze dwa naczynia ustawiając je przy miejscach obok dziewczyny.
- Dziś mamy specjalnego gościa. –powiedział radośnie kelner. – Lucjan zaraz go przyprowadzi. –dodał radośnie.

Anette znała Lucjana, był to jeden z tutejszych służących. Jednak różnił się od Sebastiana, w dość mocnym stopniu. Zaczynając od umiłowania do czerwonych kolorów, oraz licznych ozdóbek ,takich jak wisiorki, czy okulary, które nosił tylko dla fasonu. Lucjan, miał długie czerwone włosy, a w jego uśmiechu zawsze było cos drapieżnego, tak jak gdyby pod ta uśmiechniętą facjatą, krył się potwór, który tylko czeka by wyrwać się na wolność. Lucjan raczej mało mówił, co najwyżej o ubraniach, na tym się znał i to on był krawcem w wieży. Nie istniała chyba rzecz, której ten osobnik nie umiałby uszyć.
I niemal jak na zawołanie, otworzyły się drzwi, przez które wkroczył wspomniany przez Sebastiana osobnik.



Tuż za nim szedł natomiast osobnik, którego pojawienie się niemal nie poderwało dziewczyny z miejsca. A dokładniej zapewne Anette poderwała by się, gdyby nie to, że nagle jej ciało otoczyły zielone łańcuchy wychodzące z krzesła. Wraz z Lucjanem bowiem do Sali wkroczył drogo ubrany jegomość.



Dziewczyna znała go Az za dobrze, mimo że mocno się zmienił od ich ostatniego spotkania. Wtedy nie miał jeszcze koziej bródki i wąsika, na jego twarzy nie było aż tylu zmarszczek, a włosy były krótsze. Dziwnym było jak szybko ten ubrany w fioletową, szatę z drogiego materiału sięgająca do samej ziemi, o kościstej budowie mężczyzna się postarzał. Parę lat temu, wszak był piękny i młody, a jego kariera zapowiadała się obiecująco, no dopóki nie poznał bliżej dziewczyny. Tak Anette dobrze pamiętała te zimne szare oczy, oto stał przed nią nikt Iny jak książę Kenny, osobnik których kilka lat temu chciał ją zgwałcić, płacą za to wysoką cenę.

Za nim do Sali wszedł radosny Taker, już bez szkieletu z którym tańczył.
- Jaka miła atmosfera prawda? –zagadnął. – Czas więc chyba trochę porozmawiać!

Bain Egilardie


Chłopak siedział wraz z Grumem na krzesłach czekając, aż Jun przyrządzi napój teleportacyjny. Cała sytuacja była bardzo ekscytująca, ale i trochę stresująca, wszak preparat wciąż był w fazie eksperymentalnej. Grum spojrzał tylko ukradkiem na chłopaka i głośno przełknął ślinę, gdy coś zaczęło syczeć przy biurku, przy którym pracował Jun.
W końcu inżynier obrócił się niosąc na tacy dwie odkorkowane, parujące buteleczki. Gogle które miał na oczach były lekko zaparowane, ale sam inżynier się uśmiechał.
- A więc, wszystko gotowe, teraz ostrożnie, wyleje to na was, poczujecie lekkie mro… –resztę jego słów zagłuszył wystrzał. Wszyscy odwrócili głowy w stronę, z której dobiegł dźwięk. Otóż jedna z części golema którego konstruowano obok, z głośnym hukiem strzeliła, lecąc teraz prosto przed siebie. Oczy wszystkich niczym zahipnotyzowane zaczęły podążać za niesfornym elementem, a czas zwolnił niczym w scenie akcji w dobry filmie.

Rozpędzona metalowa rurka, pomknęła ku ścianie, w która uderzyła w tak przedziwny sposób, iż odbiła się obracając się z niezwykłą prędkością. Tak podkręcony element mechanicznego golema, ugodził w dłoń jednego z inżynierów trzymającego dziwaczny pistolet. Broń została przypadkowo odpalona, przez uderzonego naukowca, z lufy zaś pod sufit strzeliła granatowa maź. Fluid trafił w łańcuch trzymający przy suficie żyrandol, ogniwa przepaliły się momentalnie, a ciężki element opadł na maszynę przypominająca wyrzutnię piłeczek tenisowych. Ta zaskrzeczała i wyrzuciła dwa woreczki z piaskiem związane linką- broń przystosowaną do unieruchamiania wroga. Oręż spełnił swoja powinność łapiąc w swe zgubne więzy nogi Juna.
Ten wywrócił się do tyłu a taca, niczym katapulta wyrzuciła flaszki do góry. Obracające się buteleczki, wylały swą zawartość z góry wprost na Gruma, Baina…i samego Juna.
- O żesz… –zdążył powiedzieć tylko naukowiec i cała trójka zniknęła w kłębie piekącego oczy dymu pozostawiając sale pełna oniemiałych naukowców.

Aryuki Marai & Bain Egilardie


Dziewczyna zabrawszy wszystkie potrzebne przedmioty ruszyła na wyprawę powierzoną przez burmistrza. Plusem było to, iż miejsce było stosunkowo blisko, a deszcz przestał padać. Młoda dziewczyna mogła podziwiać, jesienne krajobrazy, bo tych w lesie nie brakowało. Było to spokojne miejsce, żadne bestie nie grasowały tu od dawna, a stare stwory były przyjaźnie nastawione do wioski. Burmistrz czasem gdy nie miał z kim pić, szedł z kilkoma butelkami do jaskini, Yarga (który był połączeniem niedźwiedzia i królika) i pił z nim w najlepsze.

Dla tego też dla dziewczyny zaskoczeniem było gdy idąc przez las usłyszała nad sobą głośny trzask, czując jednocześnie zapach spalenizny i… pomarańczy?!

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=tahYfLApun0&feature=fvst[/MEDIA]

Czasu na zastanawianie się jednak długo nie miała, bowiem opadła na nią plątanina kończyn, która skutecznie przygwoździła ją do ziemi. Szybko jednak okazało się, że to nie jakiś stwór z piekielnych wymiarów, a trójka mężczyzn. Jeden z nich, chudy i ubrany w marynarkę, z naukowymi goglami na oczach darł się w niebogłosy. – Zabiję tego idiotę, który uszkodził golema! Mieliście lecieć we dwójkę!
Drugi brodaty, muskularny i na pierwszy rzut oka przypominający krasnoluda, dyszał ciężko próbując przekrzyczeć krzyki pierwszego. – Daleko nas zniosło, daleko!?. Trzeci z wielkim młotem na plecach, i kocimi uszami doczepionymi do włosów nie mówił nic, bowiem twarz przysłaniał mu plecak krasnoluda, który skutecznie tłumił dostęp tlenu.

„- To się nazywa popularność, faceci wręcz na Ciebie lecą.” –skomentował głos z głowie dziewczyny i roześmiał się głośno.
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 02-02-2012 o 01:14.
Ajas jest offline