- Lepiej zginąć z włócznią w ręku, niż żyć w kajdanach całą wieczność, Thri-Kreenie - rzucił elf w odpowiedzi na pytania modliszkowatego o ich ucieczkę. W zasadzie to on stanowił jedyny problem - reszta, w szczególności muł, popierała pomysł ucieczki. - Całe życie mieszkałem na pustyni. Pewnie zauważyłeś tatuaż na mej twarzy - to znak mojego klanu, klanu nomadów. Potrafię odnaleźć wodę, wiem jak ją zdobywać. Przeżyjemy, przynajmniej przez jakiś czas... Nie musimy błagać cię o pomoc, choć mogła by być przydatna. - W miarę jak mówił zaczynał się zastanawiać nad swym pomysłem. W pewnych kwestiach ten przeklęty owad mógł mieć rację, lecz Finrael nie uważał by był ich jedyną szansą na przeżycie. - Moglibyśmy nawet oddać ci tą szkatułkę... Lecz powiedz mi, sprytny pustynny łowco, jak zamierzasz dostać się do sępoludzi? Przejście jest zawalone. Moglibyśmy wyjść górą i spróbować wejść od frontu, lecz tam czatują siepacze naszego byłego pana. Nie zamierzam się z nimi spotkać. - Ciekaw był pomysłów Xea'nha, choć wątpił by Thri-Kreen wpadł na jakiś olśniewający koncept. Jego rasa nie była inteligentna, lecz sprytna, a był to spryt zwierzęcy, całkiem inny od intelektu humanoidów. Tak czy siak dostanie się do sępoludzi mogło być dobrym wyjściem - może udałoby im się wymienić szkatułkę za informacje i prowiant. Nagle coś mu przyszło namyśl. - Ej, a tak właściwie co jest w tej szkatule, że sępoludzie tak bardzo jej pożądają? |