Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2012, 10:35   #50
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Rzeczywiście dziwny Herbalista przesadził. Chociaż właściwie “przesadził”, uznał Yuen, to niewłaściwe określenie. Zachował się głupio. Bez względu bowiem na wszystko, sam winny był zaistniałej sytuacji zachowując się wobec Cho tak, jak się zachował. Wspólnie bowiem z roninem dali jej pretekst do odejścia, Zamiast wziąć po męsku winę na siebie, próbował obarczyć nią Sil. Typowo lalusiowaty wykręt. Ponadto zaczął pieprzyć trzy po trzy przed panem Neitaki, wzbudzając w nim przekonanie, że mogą nie podołać tej misji, lub przenosząc dalej, że Lotos wysłał mu jakichś szczeniaków i tak naprawdę nie traktuje jego sprawy poważnie. Problemem szczególnym było to, że swoim krytykanctwem sprawiał, że Sil traciła twarz, co było absolutnie nie do przyjęcia, zarówno dla Biao osobiście, jak dla Lotosu.

Właściwie zrobił jedyną rzecz, którą mógł w tej sytuacji - gwałtownie zakaszlał, kiedy usłyszał owo aroganckie zdanie Herbalisty. Miał nadzieję, że pan Neitaki zaskoczony nagłym, niespodziewanych kaszlem tuż obok swojego ucha wyrzuci z umysłu owy zlepek wyrazów. Zresztą stara to była sztuczka. Jak ktoś coś zrobi, zrób coś większego, by całe myśli innych skupiły się na twoim czynie, nie zaś tym, który pragniesz ukryć. Jednak oponenta musiała Sil ukrócić i to musiała sama. Oczywiście popierał ją oraz bardzo, no po prostu bardzo ... jednak pomóc mógł dziewczynie na jej wyraźne życzenie. Dowódca musiał sam sobie radzić z podskakiwaniem podwładnych kiedy takie miało miejsce, inaczej nie miałby odpowiedniej powagi wśród nich. Co innego, gdyby tamten zaczął grozić, aktywnie działać przeciw niej, czy robić coś niebezpiecznego. Jednak wyłącznie chwilowo rzucił kilka głupich i lekceważących wyrazów. Nie wątpił jednak, ze Sil da sobie radę. Dlatego uśmiechnął się do niej leciutko, niedostrzegalnie dla innych oraz stwierdził głośno, przerywając swój sztuczny kaszel.

- Wybacz wasza dostojność, chyba jakaś muszka tam się dostała, ale już lepiej. Wracając jednak do pańskiej córki. Całkiem możliwe, że właśnie tak sprawa się miała, jak pan mówi. Właśnie rabusie mogli kraść wykorzystując młodą naiwność panny Mayi...
Jego słowa miały na celu dodanie tamtemu otuchy.
- ...ale czy poznaje pan te klejnoty? Wspominał pan także, ze ma tutaj przyjaciół. Czy wie pan może, kto mógłby poznać, jeśli sam ich pan nie zna? Takie rzeczy kobiety zazwyczaj nie lubią chować wewnątrz skrytych puzderek. Ozdoby tego typu nosi się, żeby pokazywać innym. Niewiele rodzin stać byłoby na coś takiego. Właściwie jedynie najbogatsze. Może więc pan zna ten klejnot, albo ktoś z pana przyjaciół, lub ich żon. Proszę się mocno zastanowić.
Wezwał Yuen nakazując skupienie i odwracając tym samym kolejny raz uwagę szlachcica od niefortunnej złośliwości rzuconej moment temu przez osobę Shina w stronę Sil. Mężczyzna wziął naszyjnik do ręki i przybliżył praktycznie pod sam nos, uważnie oglądając kamienie tworzące wspólną całość. Na jego twarzy zaczęły zaznaczać się powaga i skupienie, ale mieszały się z równomiernie narastającą beznadzieją, bo pamięć niechętnie mu służyła.
- Yhm. Rozumiem, że to bardzo ważna poszlaka, ale... nie jestem do końca pewien. Możliwe, że żona pana Irei miała na szyi coś podobnego kiedy byłem u nich kilka tygodni temu, uzgadniając parę spraw odnośnie zarządu regionu. Gdy o tym pomyśleć... to by się nawet zgadzało. Widzi pan, panie Yuen, ród Irei jest najbogatszą z rodzin szlacheckich Heigenchou. Ale to w pełni zrozumiałe, jeśli mieć na uwadze to, że cieszą się przychylnością Cesarza.
No tak. Ale przecież na audiencję z kimś takim i tak mogli nie liczyć. Nie w tym wcieleniu, przynajmniej. No chyba, że ninja w jakiś sposób zamierzali włamać się na teren posesji tejże rodziny, fundując dostojnikom przesłuchanie w łóżkach, z nożem przy gardle.

Onimaru stanowił tylko biernego świadka rozmowy z panem Neitaki. Powodów ku temu było kilka, chociażby to, że Yuen był o niebo lepszym krasomówcą, co prezentował przy każdej okazji. Oszczędzając tego, przykrego zdaniem Ronina, obowiązku innym. Druga kwestia, to fakt, że częściowo przyczynił się do załamania nerwowego nieszczęsnej służki, więc tym bardziej wolał unikać tego tematu. Czekał zniecierpliwiony aż skończą się tłumaczyć i ruszą wreszcie odbić tę dziewuchę, gdy do konwersacji dorzucił swoje trzy miedziaki Shin. Od przesłuchania Cho zdawał się być spięty, widać sen mu zbytnio nie pomógł. Biao zgrabnie zamaskował nietakt Herbalisty i kontynuował temat, Ronin w tym czasie podszedł do okna i stanął pół kroku za medykiem, po jego lewej stronie. Położył mu rękę na ramieniu, zwracając tym samym jego uwagę na siebie. Kątem oka dyskretnie upewnił się, że skupienie wszystkich jest nadal zogniskowane na Panu Neitakim, po czym spojrzał na Shina. Ściągnął brwi, usta wygiął w łuk i zaczął naśladować mimikę zdenerwowanego samuraja, dając młodemu do zrozumienia, co sądzi o takich niuansach. Miał nadzieję, że jego lekceważące podejście trochę uspokoi okularnika albo chociaż odciągnie jego myśli od całej sprawy. W końcu niezgoda w drużynie, niechybnie doprowadzi ich misję do porażki, a ich samych może doprowadzić do przedwczesnego zgonu. Choć jeśli już, to preferowanie szybkiego, bez tortur.

- Panie Neitaki, rozumiemy, że to dla pana wiele, ale...
Sil rozłożyła nieznacznie dłonie w geście bezradności. Nie lubiła tłumaczyć się podczas postępowania. Na rozmowy przyjdzie pora na koniec, kiedy będą musieli wyjaśnić jak osiągnęli sukces lub co było przyczyną ich porażki. Do tego jeszcze daleka droga.
- … czas nagli. Znamy miejsce w którym możliwe, że ukrywa się Maya. Jeżeli pan pozwoli chcielibyśmy bezzwłocznie wyruszyć i zbadać ten trop dokładniej.
Skinęła głową i tym razem poczekała aż gospodarz zadecyduje czy rzeczywiście mogą iść.

Szlachcic nie wyraził sprzeciwu, a oni mogli bez szemrania opuścić rezydencję, aby dokładniej przyjrzeć się poszlakom jakie otrzymali wczoraj od mężczyzn, którzy widzieli i słyszeli wszystko czego nie powinni. Zwłaszcza po sympatycznym geście Ronina, jakim okazało się ofiarowanie im butelki alkoholu. Ten zawsze był w stanie rozwiązać czyjś język. Przemierzając tłoczne ulice miasta, ze słońcem zawieszonym wysoko na prawie pozbawionym chmur niebie, ninja odnotowali drugą już, nieprzyjemną niespodziankę tego pięknego popołudnia. Militarne patrole. Wszędzie, gdzie tylko okiem sięgnąć, dało się dostrzec żołdaków w grupkach po pięciu lub nawet siedmiu. Poruszali się przez chodnik jak małe tarany, tratując wszystko na swej drodze, wzbudzając obłoczki kurzu i drepcząc rytmicznie jak kordon czarnych mrówek. Łapali za kołnierze wszystkich, którzy wyglądali podejrzanie i prosili o dokumenty. A prosić byli gotowi dość dobitnie i ciężko, wspomagając się kwiecistymi argumentami w postaci własnych kłykci, łokci oraz kolan. W ostateczności podeszw, jeśli zachodziła taka konieczność.

Postanowili wykorzystać techniki zdobyte tak dawno, podczas szkolenia. Grupa rozłączyła się całkowicie, stając się zupełnie niepowiązanymi ze sobą indywiduami w gęstym tłumie przechodniów, po prostu przypadkowo podążającymi w tym samym kierunku. Drogę torował Yuen, z Onimaru ulokowanym strategicznie kilka kroków za plecami, po jego lewej stronie. Środkiem szedł medyk w okularach, a pochód zamykała Mała Żmijka. Szło im nieźle, ale czar prysnął szybko. Po przejściu dystryktu handlowego, kiedy tylko zaczęli zbliżać się do bramy, zagęszczenie pieszych uległo radykalnemu zmniejszeniu, pozostawiając część z ninja na widoku. Przysłowiowej oliwy do ognia dodał patrol z jakimś diablo nadgorliwym, przewodzącym mu wąsaczem, który dyrygował swoimi ludźmi jakby przekazano mu prywatną orkiestrę. Sil uważnie trzymała wszystkich na widoku, szczególnie Herbalistę, którego krzykliwy strój mógł stanowić ich zgubę. Z tego właśnie powodu zrodził się kryzys, ponieważ nadzorując osobnika z którym pragnęła zamienić kilka (wulgarnych?) słów, nie uważała na siebie.

Jakaś wysoka i smukła postać wyłoniła się zwinnie jak delikatny zefir z jednej z bocznych alejek, zachodząc dziewczynie drogę, a zanim ta na dobre zorientowała się co właściwie ma miejsce, przygrzmociła prosto w mężczyznę o zabarwionym karmazynem, bambusowym pancerzu. Odbiła się jak od gumowej bariery, tracąc tym samym równowagę i padając na cztery litery. Osobnik na nią patrzący nosił się dość ekstrawagancko. Jego czerwona zbroja, naginata i sandały tworzyły nietypowy kolaż z rozczochraną fryzurą i... niemożliwą do pomylenia z czymkolwiek innym maską okazującą szpiczaste kły lśniące szlachetnym kruszcem.
- Hm? No proszę, proszę. Cóż my tu mamy... zgubiłaś się, kruszyno?
Złoty Lew. Dziewczyna poczuła jak krew odpływa jej z palców. Co jeden z przedstawicieli elitarnych oddziałów Cesarza robił w Heigenchou? Zrobił krok do przodu i zmrużył błękitne oczy. Patrzył na nią nie z majestatem bestii od której wywodził swą nazwę. Był raczej jak obnażający kły wilk, gotowy żeby rozszarpać szyję przy najmniejszej prowokacji. Z drugiej strony... takiej nie dostał. Nguyen opamiętała się i ponownie zaczęła myśleć logicznie. Może jeśli będzie mówić przekonująco, zdoła się jakoś wykaraskać? Jedyną alternatywą była walka. Ucieczka nie wchodziła raczej w grę. Ten typek wyglądał jakby mógł przebiec stąd do stolicy w 5 minut...
 
Highlander jest offline