Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2012, 13:33   #329
Cartobligante
 
Reputacja: 1 Cartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodzeCartobligante jest na bardzo dobrej drodze
–Spójrz Siegfriedzie jak nam Talabec leniwie płynie! - Carolus poklepał na nabrzeżu swego kompana.
- Tamci przewoźnicy nas zabiorą, wszystko już ugadałem z nimi- rzekł wskazując na przygotowanych do odcumowania marynarzy.
- Dobrze, że z prądem płynąc będziemy, to nam szybciej zejdzie i rad jestem, żeś się ze mną zabrać chciał! Talabheim przecie po drodze!- Rzekł nieco ironicznie, gdyż dobrze widział zaniepokojenie w oczach grabarza, nieprzywykłego jeszcze do przebywania z czarownikami.

Rzeka bezpieczniejszą drogą podróżowania się wydawała w tych niepewnych czasach niż powóz i przystanki w przydrożnych zajazdach, a i lepiej trakt z bezpiecznej odległości pielgrzymów i kupców obserwować.

Tuż za Trillheim, gdzie Talabec swobodnym łukiem wgórza, nieznane Starkowi omija, wyłonił się w oddali niewyraźny rys Talabastioniu.
- Śmy w pół drogi są Panowie! Do Talagardu niebawem zawiniemy, a z stamtąd do Stolicy to już jak na odległość rzutu młota Sigmarowego, a i bezpieczniej na tym odcinku. informował pewny swego słowa kapitan.
Zapowiedzi sprawdziły się, więc już po kilku dniach Siegfried szedł na ląd by swe sprawy pozałatwiać.

Z oddali białe wierze witały wpływających do Altdorfu. Stark wyraźnie podekscytowany, uczył się cała drogę od pożegnania na Talagardzkim nabrzeżu swego kompana, ciesząc się na potkanie ze swoim mistrzem. Wszak już Niedługo miał się stać wędrownym czarodziejem, zupełnie samodzielnym. Zostało mu tylko zdanie relacji ze swych przygód i lekcje pomniejszej magii. Po tym dostanie glejt z pieczęciami, zapewniający mu legalne czarowanie.
W końcu Stark wkroczył na teren Kolegium Płomienia. Monumentalne budynki przyozdobione były bawami Wiatru. Gdzieniegdzie na ścianach rozwieszone były listy gończe za dezerterami, którym życie w kolegium zbrzydło. Stark dobrze wiedział co dzieje się z nieposłusznymi uczniami, więc szybki ruszył korytarzem w stronę komnat Mistrzów. Dobrze znał drogę do gabinetu swojego Mistrza i mentora, Adolfusa Kustosa. Przed wyjazdem codzinnie maszerował nią, by pobierać od swojego mentora nauki.

- Witaj Carolusie! – rzekł cichym tonem starszy już, odziany w czerwone szaty mężczyzna.
- W twe rodzinne strony podróż jak minęła Tobie? Czegoś nauczył się mój uczniu?

Stark z wielkim przejęciem opowiadał o śmierci swego klasztornego opiekuna, o wielkie wyprawie do Kislevu, polowaniu na Kostiuka i starciu z Gorem.
Adolfus wstał, podszedł do chłopaka i przyglądnął się nieco chłopakowi.

- Tak.. mruknął do siebie… Zmian spowodowanych Aqshy jeszcze nie widzę, zapewne ostrożny jako uczeń byłes, i od używania Wiatru stroniłeś - rzekł po wysłuchaniu opowieści chłopaka Mistrz Magii. - Widzisz Carolusie… - czas przyszedł iż uczniem mym przestać być musisz. Wcześnie w niebezpieczny świat ciebie puściłem chociaż mocy twej siły pewnym był. Stałeś się przez to starszym uczniem kolegium, i na wędrówkę wypuszczony zostaniesz, jeśli testy przygotowane zdasz pomyślnie. Mocy swej przydatność udowodnić musisz, bym ciebie na własną ścieżkę puścić mógł. Ale pamiętaj, zobowiązany względem Płomienia być musisz! Idź teraz do swego pokoju, jutro zaczniemy twe przygotowania do wędrówki.

***

Godziny na lekcjach z prawa magicznego wlokły się i ciągnęły w nieskończoność. Przynależność do Kolegium zobowiązywała do wielu czynności, o których każdy z adeptów był informowany. Mówiono o etyce, ostrożności z czarami, kontaktach z niewtajemniczonymi, a także o podatku idącym do kasy Kolegium za przyjęte prze wędrownych czarodziejów zlecenia.
Znów jego dzień został podporządkowany rygorowi i nieustannej kontroli przełożonych. Codziennie przesiadywał w bibliotece, doskonalił dykcję wymawianych formuł, oraz uczył się koncentrować wiązki ognia. Nieustanna monotonia sprawiła, że z utęsknieniem siedząc w swej kolegialnej celi marzył o tym by znów leżeć w starej szopie gdzieś na odludziu, czy z towarzyszami przy ognisku.

Będąc starszym uczniem, Carolusowi pozwalano opuszczać mury kolegium, z przywileju którego Stark często korzystał. Przesiadywanie wieczorami z kuflem piwa odrywało go od uporządkowanego życia i przypominało mu wieczory w Steinhofie czy pod Trzema Piórami. Pewnego późnego wieczora, gdy wracał z jednej nabrzeżnej karczmy w jednej z bocznych uliczek na chwilę coś rozświetliło się nienaturalnie. Zaciekawiony podszedł i spojrzał zza rogu w zaułek.

Na ziemi leżał słaniający się dłońmi mężczyzna, a drugi, odziany w długi ciemny płaszcz z kapturem osłaniającym głowę stał pochylony nad nim z wyciągniętymi w stronę leżącego rękoma. Całość rozświetlała niewielkich rozmiarów, zbliżonych do jabłka ognista kula. Formowana w rękach wyraźnie dobrze zbudowanego celowała w wystraszoną twarz drugiego. Stark nastawił ucha.

-… mm.. mam tylko tyle, więcej.. więcej nie zdołałe..em.. - łkał wystraszonym, chociaż cichym głosem leżący.
- Miało być więcej, mój zleceniodawca nie będzie czekał! – Odpowiedział zdenerwowany. Jego głos wskazywał na młodego osobnika.
– Stać! – Rozległo się z przeciwległego końca zaułka.

Mężczyzna poderwał wzrok, wystrzelił formowaną kulę w stronę strażników, którzy patrolując nabrzeże odwiedzili opuszczoną uliczkę. Uwalniając się od kuli ognia Mag wyrwał coś z rąk mężczyzny, dobył sztylet i pchnął lezącego, poczym zwrócił się w stronę jedynego wyjścia, tego przy którym przyczaił się Stark.

Biegł szybko, w uszach Carolusa dudnił odgłos podeszew, zbliżającego się szybko mężczyzny. Jeden ze strażników powalił na ziemię swojego kompana, którego płaszcz zapalił się po niecelnym strzale maga. Kula ognia trafiła w kamienna ścianę rozbryzgując się nieznacznymi płomieniami, z których jeden podpalił mundur strażnika.

– Stoj w imienium Kolegium Aqshy! Stark wyskoczył zza rogu formując dłoniach magiczny pocisk, blokując mężczyźnie jedyna możliwość ucieczki. Ten jednak nie zwolnił, tylko dalej kierował się wprost na Starka.
Chłopakowi waliło serce, Pocisk wystrzelił nie będąc do końca kontrolowany, i trafił szarżującego wprost w klatkę piersiową, powalając go swym pędem na ziemię. Straznicy, którzy już uporali się z płomieniami dobiegli do gaszącego siebie mężczyznę i wycelowali w niego halabardy.
Stark podbiegł zaraz dobywając z szyi swoją czerwoną apaszkę, kneblując adeptowi usta.

- nie może nic powiedzieć, bo zaraz znowu splecie zaklęcie!- Tłumaczył.
Jeden ze strażników związał ręce leżącemu. Z drugiej strony nabiegały już kolejne patrole. Jeden zajął się rozmówcą maga.

***

Cela była zimna. Chociaż Carolus złożył już swoje wyjaśnienia i opis złażenia, czekał niecierpliwie na rozwiązanie sprawy.
Rankiem przed celą pojawił się Adolfus, wskazujący strażnikowi na otwarcie celi.

– Wpadłeś na jednego z uciekinierów mojego czcigodnego przyjaciela. Niepokornego ucznia miał, który zdecydował Kolegium bez wiedzy Magistra opuścić, i w konszachty ze światem przestępczym wszedł, spaczenia szukając do użytku własnego. Ten drugi przemytnikiem był jakimś, poza przewozowymi listami kilkoma podrobionymi nie znaleziono nic przy nim. Mówić nie mógł już.- Wyjaśniał Magister, wyprowadzając chłopaka z celi.

– Okazałeś lojalność wobec Kolegium. Przyszedł czas Ciebie za to wynagrodzić i wysłać w drogę! Szkol się, nabywaj umiejętności, A i wracaj na nauki do Kolegium. Nie wraca za wcześnie! Przybądź gdy będziesz pewny swych umiejętności, a zapewne Egzamin Magisterski przejdziesz. Pamiętaj o dziesięcinie za zlecenia i opłatach za nauki! Oto glejt dla ciebie i małe wynagrodzenie za twój trud.

Adolfus wręczył czarodziejowi tubę z glejtem oraz wypełniony mieszek.
A teraz idź, przygotuj się, bo jutro opuścisz już Kolegium.

***

Talabec płynął leniwie.. chociaż pod prąd podroż dłużje minęła wędrownemu czarodziejowi, bez przeszkód w końcu, po trzech miesiącach od opuszczenia Wurzen osiągnął Talagard.

„Przygoda czeka! Czas poszukać Jansa i Siegfrieda… Zapewne piją w jakieś karczmie… czas więc zacząć poszukiwania!”
 
__________________
Niechaj stanie się Światłość.
Cartobligante jest offline