Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2012, 19:28   #136
Fabiano
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
W środku panował półmrok. Mimo to, Rush widział, że Denton wyglądał nieco lepiej chociaż wciąż był blady. Na twarzy miał wymalowane pytanie. Może te, które właśnie zadał, może inne.

- Co tutaj robi Sanders z FBI? - zapytał Denton - Myślisz, że ona tutaj była? Zabrała broń i zabiła Sandersa?

- Polował na nią. - odparł Rebeliant - Podobnie jak ten drugi na Ciebie. Skądś wiedzą, że dowiedziałeś się prawdy. Wątpię by go zabiła. Inaczej... Nie chciałbym tego. Ledwo potrafiła strzelać a nigdy nie strzelała do człowieka.

Justin rozejrzał się po baraku. Był zmęczony i tylko ze strachy nie walnął się na cudze łóżko. Oparł się natomiast o ścianę. To co zobaczył trochę go zaciekawiło. Podszedł do schematów i zaczął je przeglądać nie mając za bardzo pojęcia o czym tutaj się rozmawia. Co było nie prawdą. Justin nie wiedział kompletnie o co chodzi.

- To dobra kryjówka? - zapytał tylko.

- Już nie.

Słowa człowieka, który niedawno przypatrywał się torturowanemu Rushowi, sprawiły, że Justin poczuł mrówki na plecach. Odwrócił szybko wzrok i zaczął przeglądać schematy, podręczniki i czasopisma natury motoryzacyjnej. Uwagę zwrócił mu odręczny schemat pozytywki.

- Z jednym ochroniarzem uzbrojonym w pistolet - przerwał ciszę Thomas, - raczej nie. Załatwcie wszystko co trzeba i się zmywajmy. Fred zastanów się nad tym jak to rozwiązać. Może da radę jakoś się dogadać. Damy Mike’owi spierdolić i powiemy, że ja i on załatwiliśmy tych żołnierzy i ludzi na rynku. W sumie nie dalekie by to było od prawdy.

Thomas powiedział swoje i wyszedł. W baraku zostało trzech ludzi.

- W tej chwil nigdzie nie jesteśmy bezpieczni, - odezwał się wreszcie Denton. - musimy jednak szybko działać, bo i oni tak robią. Wiesz, gdzie mogła się udać?

Mike chwilę milczał, jakby się zastanawiał.
- Znam. Ale... To nasze kryjówki.

- Rozumiem - powiedział Bob - ale sam powiedziałeś, że jedziemy teraz na jednym wózku. Sarze grozi niebezpieczeństwo, jeśli federalny nie miał oporów by strzelić do innego federalnego, to pomyśl co mogą zrobić jej. Żaden z nas nie chce żeby stała jej się krzywda, chce pomóc swojej córce. Chce się dowiedzieć czemu mnie okłamano.

- Zaufam Ci...

***

Ziemia niczyja. Co by rząd nie mówił, nie na darmo miała taką nazwę i Bob dobrze o tym wiedział. Ruiny wiecznie osnute chemiczną mgłą były idealnym schronieniem dla wygnańców i degeneratów takich jak mutki, bandyci, szczury czy też właśnie rebelianci. Nikt tu żołnierzy Collinsa nie witał fanfarami, prędzej kulką czy dobrze wycelowaną cegłówką. Drogi, o ile można je tak nazwać, były często zasypane, bądź znacząco uszkodzone. Rushowi podróż bardzo się dłużyła. Wszystko wskazywało, na to, że kręcą się w kółko. Rebeliant miał co do tego inne zdanie. Kazał się zatrzymać i poczekać, sam udał się w ruiny, wcześniej zawiązawszy kawałek czerwonej szmaty na przedramieniu.

Po pięciu minutach Mike wrócił w towarzystwie zarośniętego mężczyzny około czterdziestki, ubranego w podarty płaszcz, poplamione spodnie i gumofilce. Wizerunkowi szczura przeczył tylko kałach w dłoniach. Wyraźnie był niezadowolony. Rebeliant podszedł i pokręcił ręką, żeby Denton otworzył szybę.

- Musisz oddać broń, - zawołał, - reszta na razie swoją może zachować. Dalej pójdziemy pieszo.

Denton wstał powoli, żeby nie naruszać rany i oddał pistolet i rewolwer zdobyty w Findlay. Na koniec wyjął z kabury na kostce kompaktowego glocka i nóż taktyczny. Mężczyzna z kałachem ze zdziwieniem spojrzał na nóż, był on wyprodukowany po wojnie ale tak dobrze, że nawet Thomas tego nie mógł powiedzieć. Nóż marines.

- Dobrze. Chodźmy.

Zapuścili się w ruiny. Obdartus ponownie zniknął we mgle z rewolweroem i glockiem Freda. Przewodnik szedł pierwszy.

- Na miejscu obszukają Was wszystkich. Jeśli ktoś nie chce oddać broni będzie musiał poczekać. Sara może tu być. Tu jest jej warsztat.

We mgle zamajaczyły ruiny jakiegoś centrum handlowego. Zniszczone, oberwało mu się naprawdę nieźle, nawet najlepszy łowca nie zaryzykowałby wejścia tam. Mike jednak się na nie kierował. W pewnym momencie przystanął, a z ruin wychynęła dziesiątka ludzi. Wszyscy pod bronią. Kałachy, steny, jakaś M14. Jeden z mężczyzn, wymuskany garniak, podszedł do Mike. AKS w jego rękach wydawał się dziwnie nie pasujący, nawet niósł go jakoś tak niezręcznie.

- Kogo przyprowadzasz Carter?

- Nie mów, że nie rozpoznajesz Brown.

Uderzenie było jak cios w twarz dla elegancika. James Brown, prezes fabryki zbrojeniowej. I już wiadomo skąd rebelianci mieli kałachy.

- Bez nazwisk.

- Nie myśl, że on jest na tyle głupi by Ciebie nie rozpoznać. Jess jest w środku?

- Jest strasznie roztrzęsiona. I bardzo dużo mówi.

Jego wzrok wbił się w Detonam który jedynie skinął głową Brownowi i spojrzał na Mike’a.

- Wejdziemy? - zapytał Bob.

Rebeliant nie odpowiedział od razu, milczał przez sekundę, którą wykorzystał garniak.
- Ten rzeźnik nie wjedzie. Ma za dużo krwi na rękach. Ty Mike oczywiście możesz.

Czerwony tym razem zareagował.
- Normalnie robi się u nas powtórka z centrum. Garniak dyktuje żołnierzom co mają zrobić. Chłopaki, znacie mnie. Scott był ze mną podczas feralnej akcji gdy zginął Dave i Grant. Brandowi pomagałem uczyć jego brata strzelać. - Rebeliant się rozkręcał. - Byłem z wami na dziesiątkach akcji. Ramię w ramię. Część z was wynosiłem rannych, a inni mnie wynosili gdy dostawałem kulkę. Ręczę za niego. Jest pozbawiony broni i chce zobaczyć się tylko z córką. Z Jess. Jego przełożeni okłamali go, powiedzieli, że nie żyje. W drodze próbowali nas zatrzymać. Justin. - Wskazał na Rusha. - Ten chudy, zabił dwóch piechociarzy, a Thomas, ten wielki murzyn, urąbał saperką głowę dla Skerritta, szychę w szpiclowni. Wejdą do środka pod moją opieką i odpowiedzialnością. To jak chłopaki?

Pierwszy broń opuścił ten nazywany Brandem, za nim poszli następni. Garniak patrzył niezadowolony ale się nie odezwał. Za to ponownie przemówił Czerwony.

- A wy co tak stoicie jak pieprzona piechota? Grzecznie zabrać broń i obszukać tych, którzy chcą ze mną wejść. Reszta niech z wami poczeka, nic nie odwalą, a możemy mieć ogon. Pełna czujność. Ja pierdole... Dobrze, że Neo was kurwa nie widzi.

Tak oto na zewnątrz został Rush, Rączka i Thomas. Żaden z nich nie miał ochoty wchodzić w paszczę lwa, czy co tam w tych ruinach się znajduje.
 
__________________
gg: 3947533


Ostatnio edytowane przez Fabiano : 30-01-2012 o 21:07.
Fabiano jest offline