Wątek: Cena Życia III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2012, 22:34   #98
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Spadł na nich nie robiąc hałasu większego niż liść. Z każdym ciosem noża stawał się coraz bardziej niecierpliwy – kątem oka obserwował zamykające się drzwi windy. Właściwie, niewiele pamiętał z tego, kiedy posyłał kolejnych ludzi do piekła. Może się przyzwyczaił. A może naprawdę, naprawdę chciał już się dostać do windy; chciał, żeby wszystko się skończyło po tym, kiedy urwie Stieglerowi łeb. Jego myśli kończyły się tylko na tym.
Może dlatego jego noga znalazła się tam, gdzie nie powinna. Stęknął z bólu, jednak zacisnął garotę jeszcze bardziej. Spojrzał na windę, której drzwi wolno się zamykały. Pochwycił broń zabitego, który właśnie upadał na ziemię i rzucił się w stronę windy.
Nie widział lub nie zwrócił uwagi, że ze szczelin w rozbitym pancerzu w wyszły trzy małe odnóza, nie większe od małego palca u ręki, które owinęły się wokół jego łydki, tryskając zdeformowanymi naczyniami i krwią. Jednym z problemów Jileka było to, że jego ciało pod pancerzem niekoniecznie słuchało jego woli, nie mówiąc już o tym, że zazwyczaj zachowywało tą samą formę. Dlatego zazwyczaj nosił gruby płaszcz.
Winda... Nie przewidział tego, że ruszy sama. Parę sekund zajęło mu przyzwyczajenie oczu do białego światła, światła, które tak dobrze znał. Znał smród lizolu w sterylnych, białych korytarzach. Być może nigdy nie chciał ich nigdy oglądać. Czy to wtedy jego oczy zaczęły przejawiać oznaki heterochromii? Wiedział tylko tyle, że z jednym zielonym okiem, a drugim niebieskim wygląda jak cholerne dziwadło.Stał się dziwadłem na rozkaz Stieglera. Przeszedł przez piekło z powodu jego decyzji, a jednak, musiał przechodzić przez jeszcze gorsze piekło, żeby wreszcie zemścić się za wszystko, co mówił Stiegler.
Głos Stieglera... Miał rację, oczywiście. Było z nim źle i coraz gorzej, choć nie zamierzał się do tego przyznawać, nawet przed samym sobą. Jednak kiedy tylko go usłyszać, z jego gardła wydarł się nieludzki krzyk. Tracił nawet te pozory człowieczeństwa, które udało mu się odtworzyć jeszcze podczas wtedy, gdy jeszcze rozmawiał z Thomsonem, Boven i Montrose.
Te chwile wydawały mu się tak odległe, prawie nierealne. Może nigdy nie istniały; może nigdy nie spotkał nikogo takiego jak ci ludzie; może Montrose i Thomson byli tylko paranoicznymi widziadłami, które napotkał na swojej drodze przez pustkowia; może przez wiele dni gadał do nicości po to, żeby całkowicie się nie załamał.
Wył. Na dźwięk głosu Stieglera rzucił się w stronę kamery, której soczewkę zniszczył nożem, po czym przeciął obwody i wyrwał całą resztę. Pomiędzy obłąkanymi myślami pozostała mu jednak jeszcze resztka rozsądku: zniszczenie kamery było pierwszym, najbardziej naturalnym odruchem. Stiegler nie mógł wiedzieć, co robi.
Konsoleta nie działała, zatem winda musiała być sterowana od zewnątrz. To było pewne. Rozwalanie jej i manipulacja elektroniką były poza zasięgiem Jileka.
Zauważył, że sufit był zrobiony z innego materiału niż cała reszta. Wyciągnął nóż i zaczął nim dźgać górę, sprawdzając, jak bardzo aluminiowy sufit – lub cokolwiek to było – reaguje na jego uderzenia. Jeśli sufit był dostatecznie wrażliwy i nie kryła się za nim stal, mógł znaleźć wyjście. Przede wszystkim jednak szukał klapy, która prowadziła do szybu windy, na zewnątrz. Nigdy nie widział windy bez wyjścia awaryjnego – nie mógł się jednak spodziewać, co tak naprawdę planowała Umbrella. Szukanie klapy na podłodze nie wchodziło w grę. Nie przeznaczył jednak na to więcej niż dziesięć sekund, jeśli nie znalazł tego, co potrzebował.
Alternatywnym planem było rozbicie wszystkich świateł, zdjęcie ubrania i położenie go na podłodze i zaczajenie się z boku lub znowu przy suficie. Nie mógł być pewien tego, że w mroku windy ci, którzy na niego czekali na dole (bo przecież czekali, mówił sobie), wezmą kupę szmat za niego. Ale, u diabła, na co mógł liczyć? Był coraz bliżej celu, a jednak najgorsze było przed nim. Poza tym jego ciało zaczynało przypominać... Przestawało przypominać cokolwiek znanego. Był zmęczony nieprzespanymi nocami, nabuzowany adrenaliną, na skraju wytrzymałości i zdrowia psychicznego. Był bombą, która nie wiedziała, kiedy wybuchnie, jednak było tylko kwestią czasu, kiedy dojdzie do zapłonu. A wtedy... Nie chciał myśleć, co wtedy.
 
Irrlicht jest offline