Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2012, 22:42   #14
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Przy piwie rozmowy cz 1

- Można się przysiąść? Wybaczcie, że wcześniej się nie przedstawiłam. Mam na imię Chui. - usiadła na wolnym miejscu i pokręceniem głową odpowiedziała na poczęstunek trunkiem - Dziękuję, może za jakiś czas skorzystam, jednak teraz nie chcę kusić losu. Pierwsze dni na morzu potrafią same z siebie przyprawić o ból głowy.
- Każdy może się przysiąść. –przeniósł swoje intensywnie spojrzenie na elfkę i w końcu w jej oczy jakby chciał zajrzeć w głąb duszy. Nie było po nim widać żadnych emocji.

- Ależ nie! Pij śmiało, kto ci takich bzdur naopowiadał o tych pierwszych dniach na morzu? Ja gdy tylko pierwszy raz w życiu wszedłem na okręt od razu czułem się doskonale. Byłem wtedy całkiem pijany, więc kołysanie okrętu sprawiło, że chodziłem zupełnie prosto. - Zaśmiał się goliat, po czym nalał jeden kufel piwa i spróbował wcisnąć go elfce - Najlepsze piwo z Pięciu Dzbanów, a oni się przecież tam chwalą, że mają każdy trunek Faerunu.
Fortney który dość szybko skończył zwiedzanie statku postanowił wrócić do kajuty najemników, by od tak sobie poleniuchować, póki co miał ku temu sposobność jak i czas. Gdy wszedł do pomieszczenia dojrzał grupkę siedzącą przy stoliku i popijającą w najlepsze piwo.
Czas więc chyba zacząć poznawanie nowych towarzyszy.” - westchnął w duchu i podszedł do zgrai z miłym uśmiechem. - Pozwolicie, że się przysiądę? -zapytał i nie czekając na odpowiedź zasiadł zgrabnie wolnym miejscu koło szarokiej elfki.
- Siadaj, siadaj! Odmówiłeś wcześniej piwa, ale ja mam tu jeszcze schowaną na wszelki wypadek niewielką beczułkę rumu, może tym zechcesz się poczęstować? A może ktoś jeszcze woli rumu? Bądź także. - Zapytał goliat, który przerażony rozkazem oddawania prowiantu kucharzowi zamierzał jak najwięcej alkoholu wykorzystać samemu bądź użyć by poprawić swe relacje z kompanami.
- Za rum też podziękuje. Zbytnia ilość trunków wpływa niekorzystnie na trzeźwość umysłu, a tą w mym zawodzie muszę zachowywać. -powiedział jak gdyby od niechcenia. Czas wszak zdradzić troche naciągniętej prawdy o sobie, by za dużego zamieszania swa tajemniczością nie spowodować.
- W takim razie niechybnie jesteś jakimś magiem! - Zakrzyknął Lo-Kag -Coś jest w tym co mówisz, widziałem kiedyś pijanego maga. Ogniste kule latały na wszystkie strony. Na statku na pewno byłoby to niebezpieczniejsze niż w karczmie bądź w leśnym obozowisku.
Fortney parsknął cicho, po czym zaczął otwarcie i perliście się śmiać, przysłaniając przy tym usta swa lewą dłonią. - Nie, nie, nie, daleko mi do maga, szanowny Lo-Kagu. Chociaż kto wie, który z zawodów więcej inteligencji wymaga. Jednak ja... -mówiąc to pogrzebał w wewnętrznej kieszeni i wydobył swe małe szachy. -...jestem wojennym strategiem. -dokończył odgarniając z oczu swe blond włosy. “ Do końca kłamać nie kłamie, wszak kiedyś taka funkcje zajmowałem.”- pocieszył się w duchu arystokrata, który zapewne nie kłamałby gdyby nie zmusiła go do tego sytuacja.
- No to z pewnością łeb masz nie od parady - wielkolud pokiwał głową i pochylił się nad szachami - I jeszcze na dodatek rozumiem ćwiczysz ciągle. Ale czegoś nie rozumiem. Spodziewasz się w najbliższym czasie prowadzić jakąś wojnę? Albo choć bitwę? Bo wybacz, ale nawet jeśli głupiejesz całkiem po alkoholu, to myślę że jakoś dalibyśmy radę cię utrzymać, zaś tutaj chyba kubłów wody zimnej nie brakuje.Ale co tam, pić nie chcesz, to dla nas więcej. Nie!? - Ostatni okrzyk goliat skierował do wszystkich siedzących, oferując każdemu który skończył dolewkę piwa, bądź rumu.
- Spodziewaj się niespodziewanego. Nigdy nie wiadomo co los przyniesie. -odparł spokojnie szlachcic po czym postanowił przejść lekko do ofensywy.- Masz ze sobą sporo sprzętu, więc chyba rozumiesz co mam na myśli? -zagadnął wskazując wielki plecak osobnika.
- Ehe. W sumie nie muszę tego nosić, więc nie zaszkodziło wziąć nieco tego i tamtego. Ty to pewnie najgroźniejszą broń to w głowie nosisz? Ja tak dobrze nie mam. - Wyszczerzył się pokazując, o dziwo, równe i tylko nieco zółtawe zęby i poklepał ogromny młot - Tylko ten rozkaz oddania prowiantu mnie boli. Mam nadzieję, że kucharz chociaż przyzwoity, bo jak nie, to przejmę jego kuchnia i oświadczam, że sam będę nam gotował. I nim się zapytacie, tak potrafię to robić.
- Nie trzeba być magiem - powiedział Atuar, bardziej sącząc niż pijąc piwo - by nie pić. Zbyt dużo w każdym razie. A na statku pijak może mieć krótkie życie. Relingi niskie a schodnie strome. Łatwo skończyć nie tam, gdzie się chciało, lub za szybko trafić na miejsce, do którego planowało się dotrzeć.
- Mądre słowa. Naprawdę dziękuję Lo-Kagu. - grzecznie odmówiła elfka, zdając sobie sprawę, że może to zostać źle odebrane. - Jak tylko nauczę się chodzić w miarę stabilnie, to skorzystam.
- Kucharz - Atuar nawiązał do ostatniej wypowiedzi Lo-Kaga - jest, jak słyszałem, niziołkie. Oni zwykle dobrze gotują. Za to wsadzenie go do kotła i zrobienie z niego zupy pewnie nie byłoby mile widziane - dodał żartobliwym tonem.
- Miejmy nadzieję, że będzie gotował jadalnie. - dodał milczący dotychczas smok. Jego głos był niski i basowy, pasował bardziej do gigantycznego przedstawiciela tej rasy niż do niego.
- Już niedługo się o tym przekonamy. I mam nadzieję, że oddanie zapasów do kuchni nie było złym pomysłem. - stwierdziła Chui.
Ashrak rozsiadł się wygodnie i obserwował wszystkich uważnie popijając piwo. Przemykał wzrokiem od osoby do osoby i najdłużej jak do tej pory zatrzymał się na Fortneyu.
- Wojenny strateg? -zachrypial z nad kufla- Czym konkretnie się zajmowałeś? Planowałeś otwarte bitwy czy może zasadzki z ukrycia?
Na elfkę więcej uwagi nie zwracał, wydała mu się zbyt łagodną i nieszkodliwą kobietą w porównaniu do wszystkich obecnych tutaj “wojaków”. Nie zapominał o niej jednak całkowicie bo przecież pozory mogą mylić, a taka pomyłka mogłaby drogo kosztować.
- Zapewne efekt nie byłby także zbyt smaczny Atuarze -zwrócił się do kapłana- zostawmy go. Zapewne w ciągu naszej wyprawy trafi się ktoś zdecydowanie lepszy do ugotowania.
Fortney odwrócił głowę w stronę druida by mu odpowiedzieć, jego umysł zaś pracował na najwyższych obrotach.-” To brat tej kobiety, która wydawała się mnie znać. Trzeba uważać. Ponadto wygląda na dość inteligentnego i kto wie czy nie ma w zanadrzu jakiś czarów sprawdzających sploty zdarzeń, by wyczuć kłamstwo. Trzeba będzie ograniczyć prawdę, jednocześnie nie kłamiąc.”- wyciągnął w myślach wniosek i powiedział. - Otwarte potyczki, ruchy karawan z zaopatrzeniem jak i same ruchy wojsk. Oczywiście przy paru zasadzkach też brałem udział, jednak głównie pomagałem przy układaniu strategii dla otwartego frontu. -wyjaśnił delikatnie gestykulując przy tym. Po czym odpowiedział jeszcze olbrzymowi.- Niestety umysł często przegrywa z ostrzem wrogiego miecza.
Sylve przyglądał się mówiacemu Fortney’owi dość bacznie. Z jego pyska nie można było nic wyczytać, bowiem jak?
- Mam nadzieję, że aż takich problemów mieć nie będziemy - powiedział Atuar - żeby pomoc stratega była konieczna. Ale to się okaże zapewne nieco później. Wasze zdrowie - uniósł kufel.
Ashrak słysząc odpowiedź Fortneya uniósł nieco brew z zainteresowaniem, lecz zanim odpowiedział poszedł śladem kapłana:
- Zdrowie -przechylił kufel dopijając to co zostało po czym ponownie zwrócił się do szlachcica- Brzmi jak odpowiedzialna i... światowa robota. Aż dziw, że ktoś taki jak Ty skończył na byle statku pośród fal. To musi być ciekawa historia, zastanówmy się co też mogło się zdarzyć... -spojrzał na ukryty kikut Fortneya nie kryjąc tego- może komuś bardzo przeszkadzałeś i efektem tego jest Twoja obecność tutaj jak i ta rana? To by całkiem pasowało, nie brakuje skurwysynów w tak światowym towarzystwie w jakim zapewne przebywałeś. Może jednak to pobudki osobiste?
Nie oczekiwał, że usłyszy odpowiedź, bardziej liczył na chociaż minimalną zmianę wyrazu twarzy, która mogłaby wskazywać kierunek prawdy.
Chui, siedząca między dwoma mężczyznami poczuła się niepewnie. Oho, zaczyna się robić nieprzyjemnie. Jak tak dalej pójdzie, to ten rejs może się okazać jeszcze mniej przyjemny, niż zakładałam.
-Panowie, nie ma co się kłócić w pierwszych godzinach podróży. Będziecie mieć ku temu mnóstwo okazji, a tymczasem porozmawiajmy o czymś przyjemnym.
- O urodzie towarzyszących nam pań - uśmiechnął się kącikiem ust Atuar. - O morzu, co szumi wokól nas. O jakości zacnego piwa. Jak powiedziała nasza mądra towarzyszka, źle by było, gdybyśmy podróż od wyciągania z siebie na siłę zwierzeń zaczęli.
- Pytanie kto pierwszy z nas zacznie na te “uroki” morza narzekać. - rzucił Sylve.
- Tak, morze i piwo są dobrymi tematami do rozmowy. Jest to wasza pierwsza morska podróż? - spytała elfka - Wiemy, że Lo-Kag już miał przyjemność pływać.
- Ja również. - Atuar dostosował się do zmiany tematu. - Z mego pięknego kraju dość trudno dostać się tutaj inaczej, niż na pokładzie jakiegoś statku, mogę zatem rzec, że pierwszy rejs mam już za sobą.
- Nie widzę żeby ktoś się kłócił, w każdym razie i tak nie oczekiwałem odpowiedzi -Ashrak machnął ręką i nalał sobie do kufla uśmiechając się zagadkowo pod nosem- Razem z Noą zdarzało nam się pływać już na okręcie. Traktuję to jak zło konieczne, zdecydowanie wolę stały grunt pod nogami - spojrzał na Atuara.
- Przynajmniej jeden co logicznie myśli. - smok skomentował słowa Ashraka.
- Woda zdecydowanie nie jest moim żywiołem.-
Po chwili przeniósł wzrok na elfkę.
- Piwo jest dobrym tematem do rozmowy pod warunkiem, że się je pije. -postawił jej przed nosem swój pełny kufel-
- Właśnie dlatego wymieniłam je obok morza. Przynajmniej w jednym temacie mogłabym się wypowiedzieć. - odparła z uśmiechem Chui, przesuwając kufel w stronę właściciela. - Ale sobie nie żałuj. Masz jeszcze dużo do wypicia.
- Picie z jednego kufla... W niektórych stronach ma to jednoznaczny wydźwięk. - Atuar uśmiechnął się.
Ashrak wzruszył ramionami i chwycił swój odrzucony kufel.
- Zwykle niczego sobie nigdy nie żałowałem jeśli miałem potrzebę -spojrzał na elfkę nieco dłużej po czym zwrócił się do kapłana- Nigdy nie spotkałem się z siedzeniem przy jednym stole z kimś kto nie pije jeśli ja to robię.
- Już wspominałam, że wolę w pierwszych dniach się nie zabić na stromych schodach - Chui odwzajemniła spojrzenie, po czym zapytała Atuara z zaciekawieniem - Naprawdę? A jaki to wydźwięk?
- Na przykład udowadniają, że trunek, jakim się częstuje gościa nie jest zatruty - odparł Atuar. - Oczywiście najpierw sami piją. Gdzie indziej jest to rozumiane jako znak, można by rzec, braterstwa. Krąży na przykład róg z piwem wokół stołu. Kto się nie napije, ten zdrajca ani chybi. I wnet ląduje z poderżniętym gardłem w gnojówce. Mimo wszystko nie sądzę, by Ashrak miał coś takiego na myśli, gdy zaoferował ci ten kufel..
- Mam nadzieję, bo ciężko będzie znaleźć na statku gnojówkę - zaśmiała się elfka - jeśli cię uraziłam Ashraku, to wybacz. Nie miałam takiego zamiaru.
Do pomieszczenia wszedł właśnie postawny, dochodzący czterdziestki marynarz, z wiszącym u boku rapierem. Rozejrzał się z uśmiechem po zebranych, rzucił okiem na stół i powiedział pogodnie:
- Na chwilę się was zostawia, a tu już wszystko po kuflach rozlane. - Courynn przejrzał szybko naczynia i zapytał - Znajdzie się jesio coś dla mnie? Piwskiem nigdy nie pogardzę, już Lo-kagowi mówiłem - mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
Druid spojrzał na Atuara i pokiwał głową z uznaniem po czym zwrócił się do Chui i uniósł dłoń w obronnym geście.
- Wbrew pozorom trudno mnie urazić i lepiej nie szukać ku temu drogi -powiedział śmiertelnie poważnie po czym podał jej ponownie swój kufel- W takim razie chociaż jeden łyk, każdy z nas powinien wznieść toast za to by nasze cele się ziściły, na szczęście.
Po tym przeniósł wzrok na nowego gościa w ich królestwie jak to rzekł dzisiejszego dnia bosman.
- Znajdzie się, znajdzie, Lo-Kag ma solidne zapasy. Siadajcie.
Courynn skwapliwie oparł się o stojący pośrodku kajuty podłużny stół i sięgnął po jeden z kufli pełnych złocistego trunku. Wziął potężny łyk piwa, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech zadowolenia.
- Zdrowie wszystkich zgromadzonych, tedy. Jak na portowego sikacza, nawet dobrze smakuje to wasze piwsko. - Marynarz beknął ukradkiem i zwrócił się do siedzącego na zydlu druida. - Nie za daleko od lasu takie morze, na wasz gust?
- I ja wypiję za wasze zdrowie – rzekł Bahadur, wchodząc za Courynnem do pomieszczenia – O ile oczywiście wszystkiego już nie wypiliście – uśmiechnął się, patrząc na olbrzymią sylwetkę goliata.
Ashrak przeniósł wzrok na marynarza:
- Powiadają, że dom twój gdzie serce twoje. Moj dom jest tam -odwrócił się i wskazał palcem na siedzącą na hamaku Noę- więc jak widzisz odleglość od lasu mi nie przeszkadza -odpowiedział po czym spojrzał na Bahadura- Nie wypilismy... a ja muszę już chyba zaprzestać -uśmiechnął się nieznacznie-
Courynn uśmiechnął się do Ashraka sympatycznie i wyjaśnił przepraszająco:
- Nie miałem niczego złego na myśli, ino zagaduję. Skoro mamy spędzić w swoim towarzystwie być może nawet i tygodnie, jedynie odpowiednim byłoby się poznać. Z mości Bahadurem - marynarz nieznacznie kiwnął w stronę postawnego mężczyzny o ciemnej karnacji - już wymieniliśmy pierwsze pozdrowienia na pokładzie. A co do piwska - jego nigdy za mało! Rejsy tak się dłużą i ciągną, że czasem picie to jedyne tutaj zajęcie.
- Ano, wątpię, by kapitan kazał wam szorować podłogę... choć w niektórych przypadkach byłby to wcale pocieszny widok – Bahadur zwrócił się ku muskularnej istocie. Wizja Lo-Kaga szorującego podłodze była wystarczająco absurdalna, żeby wymusić na nim wesołość – To i dużo do roboty raczej nie będzie, poza piciem i gadką właśnie.
- To zrozumiale -odpowiedział do Courynna po czym zamilkł na chwilę by skończyć w spokoju ostatnie piwo-
- Powiedzcie - ktoś z was miał już doświadczenie na takich statkach? Wygląda to na wcale niezły okręt, ale ciekaw jestem waszej opinii - zadał pytanie caliszyta, wyciągnąwszy ze swego hamaka kufel, aby poczęstować się lo-kagowym piwem.
Courynn poszedł w ślady Bahadura i przysiadł w swoim hamaku, wesoło dyndając nogami. Wziął kolejny potężny łyk piwa i bąknął półgłosem do siebie, uśmiechając się bezczelnie::
- Można powiedzieć, że ja mam pewną wiedzę na temat statków.
Gdy rozgorzał dialog na temat statków i morze Fortney milczał, nie miał zamiaru się przekrzykiwać, jednak korzystając z chwili ciszy rzekł spokojnie. - Ja też nieraz pływałem.- skłamał z gładkością w swym głosie po czym zwrócił się do druida, z którym dialog przerwała mu ogólna wrzawa przy stole. - Nie przeczę, była to praca dobra i o wysokim szczeblu jeżeli tak to nazwać się godzi. -to mówiąc poprawił poły płaszcza przysłaniające kikut, który to druid spojrzeniem obrzucił. - Rana ma jednak ni jak ma się do mego zawodu. -odparł i nawet jeżeli kłamał, twarz jego kamienną pozostała.- A obecność ma tu szanowny stróżu lasów, cóż.. każdy zawód ma swe minusy, gdy wojna się kończy nie potrzeba takich jak ja, zaś na chleb zarobić trzeba. -mówiąc to uśmiechnął się do postawnego druida. - Historia ma zaś długa i zapewne niezbyt ciekawa. - gdy to mówił przez jego twarz przemknął minimalny, grymas, który wskazywał, że do końca prawdy nie mówi.
Lo-Kag, który przez kilka ostatnich chwil zajęty był bardziej zawartością swojego kufla niż prowadzoną rozmową nagle się ocknął.
- Ja też mam doświadczenie na statkach. KIedy pływałem po Morzu Spadających Gwiazd zwano mnie nawet Postrachem Mórz - Roześmiał się gromko gigant - Zaś o tym statku myślę na razie tyle, że jest na nim dobre miejsce do picia i bardziej niż dobra do tego kompania.
- Po niecałych pięciu minutach uważasz, że zgromadzone przy stole osoby są dobrymi kompanami do picia? Zadziwiająca ufność. Albo głupota. - Ostatnie słowa dodał nieco ciszej i bardziej do siebie, niż do Lo-Kag’a.
- Niewątpliwie - przyznał caliszyta - A czymżeś zasłużył sobie na takie miano? - zapytał się, unosząc brew w geście zainteresowania.
- Fantastycznie, że pytasz! Otóż zaciągnąłem się kiedyś przypadkiem na piracki statek, na którym to zresztą kapitan był strasznym dziwadłem. Kazał nam nie zabijać nikogo, bo liczył na to, że będzie mógł obrabować wiele razy tych samych ludzi. Niestety połakomiliśmy sie kiedyś na statek, na którym płynął oddział Purpurowych Smoków i Wojennych Czarodziejów z Cormyru toteż nie skończyło to się dobrze. Zaś przydomek dostałem dlatego, że za każdym razem gdy zabierałem komuś pieniądze kazałem mu nauczyć się tego, iż został obrabowany przez Lo-Kaga Postrach Mórz. - Wyjaśnił, zachwycony pytaniem, goliat.
Fortney słuchając olbrzyma uśmiechnął się nieznacznie. Purpurowi... pamiętał dobrze ten oddział, wielu z nich znał osobiście. “ Ahhh te wspomnienia...” westchnął w duszy, po czym zagadnął olbrzyma.- A jak to się stało że uszedłeś z życiem z tego spotkania?
- Zatopili nam statek, ja pływać umiem dobrze to i mnie wyciągneli. Ponieważ jednak byłem znany z tego, że nikogo nie zabiłem to i postanowili mnie nie mordować. Wysłali mnie tylko potem w jakieś niegościnne wybitnie miejsce gdzie miałem pracować ciężko, zaś szansa bycia zabitym była bardzo duża. Miałem kupę szczęścia, bo przyjechał na nas popatrzeć jakiś taki urodzony wysoko a ja okazję wykorzystałem i mu życie uratowałem przyjmując na siebie strzałę czy bełt co to go zabić miał, to postanowiono, że za swoje zbrodnie zapłaciłem skoro gotów byłem dla Cormyru swe życie poświęcić - Lo-Kag był wniebowzięty, uwielbiał znajdować się w centrum zainteresowania, kupno beczki piwa było zdecydowanie jednym z najlepszych pomysłów w jego życiu.
- Przed bełtem? Na pewno się w tym kryje jakaś głębsza historia – zainteresował się znów Bahadur. No, gigant lubił sobie gadać, a on mógł się czegoś o barbarzyńcach dowiedzieć... choćby, że mieli jakieś bunty. Może nawet tęsknili za światłem cywilizacji...?
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline