Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2012, 23:08   #89
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zoth’illam nawet słyszał słowa kapłana. Chyba... bo kapłan coś mówił, prawda? Trochę trudno było wyłowić zaklinaczowi poszczególne słowa, bowiem zagłuszały je roznegliżowane, jędrne ciała.
Brunetka, szatynka, blondynka i ruda”- rozmarzył się trochę.”No to się nazywa różnorodność.
Pewnie powinien w tej sytuacji raczej skupić się na wariacie i naprawdę spróbować zrozumieć co on mówi... ale z drugiej strony, już znacznie wcześniej jego towarzysze zdecydowali, że są przednimi dyplomatami. W efekcie zostali napadnięci przez orki, a potem zgodzono się pomagać jakimś zmorom z zaspy. Teraz, według Zotha, też pewnie szykowali się do schrzanienia czegoś. Do tego momentu mógł sobie przynajmniej pooglądać ładne widoki.
Było to dość zaskakujące. Zamiast niechlujnie przyodzianego i szalonego pustelnika - wystrojony kapłan, zamiast jaskini z lodowymi soplami - łaźnia i to nader ciekawie wyposażona. Albo ktoś sobie uwił cieplutkie gniazdko wśród skał i lodów, albo też ktoś ich robił w jajo. Smocze, sądząc z rozmiarów przedstawienia. Swoją drogą, gospodarz musiał mieć niespożyte siły, albo dopakowywał się miksturami, by zadowolić swój harem.
Tarin rzucił kątem oka na Zotha. Ten, miast coś powiedzieć, pożerał wzrokiem znajdujące się w pomieszczeniu kobiety, jakby nigdy w życiu nie widział skąpo odzianej niewiasty. Albo jakby to miał być ostatni taki widok w jego życiu...
Jak już, to Tarin wolałby pierwszą wersję.
- Przepraszam za najście - powiedział - ale pilnie potrzebujemy kapłana.
Mógł dodać “Pukaliśmy, ale nikt nie otworzył”, ale uznał, że na początek starczy tamto wyjaśnienie.

- Przeprosiny przeprosinami, ale drzwi mi to nie zwróci - odpowiedział mężczyzna, ton jego głosu nie brzmiał jednak zbyt wrogo, mimo tego on, i cztery kobiety wciąż oczekiwali rozwoju sytuacji z magią przyczajoną na dłoniach. - Kim jesteście, i cóż to niby za ważna sprawa wymagająca udziału Kapłana?

- Jesteśmy, kim jesteśmy - Odparł buńczucznie Wulfram, trąc swe oko, zapewne podrażnione przez nadmierne stężenie całej tej nikczemnej magii. - Ktoś zbezcześcił groby poległych na trakcie, naruszając ich spoczynek. Potrzebujemy magii kapłańskiej - Brak zdolności oratorskich zdawał się wprost otaczać aurą wojownika. Ostatnie słowa wypowiedział zaś niczym najgorsze przekleństwo.
Zoth nawet nie próbował powstrzymać cichego śmiechu, gdy usłyszał wielkiego ślepego mówcę. Od początku był pewny, że coś takiego nastąpi.
- Skoro jesteście, kim jesteście, to idźcie, skąd przybyliście - Kapłan zrobił wyjątkowo bezczelną minę - Zawsze się gdzieś znajdzie ktoś, kto profanuje groby...

Tropicielka przewróciła oczami.
- No i czasami zdarzają się tacy, co zechcą to naprawić - odparł Tarin. - Wszak takie uczynki przynoszą chwałę bogu, którego się głosi. Chyba że masz coś przeciwko takim uczynkom.
Nie postawił oczywistego w takim przypadku pytania “Czy to czasem nie twoja robota?”
- Będziesz mi tu prawił morały, po tym jak siłą wdarliście się do mojego domostwa? - Kapłan pokręcił głową - Nie wiem kim jesteście, nie wiem jakie macie zamiary. Albo więc wyjaśnicie coś więcej i zaczniecie się zachowywać mniej gburowato, albo wynocha, w czym wam skutecznie pomożemy...
Zalinacz przezornie cofnął się parę kroków do wyjścia, bo w porzucenie gburowatości przez towarzyszy nie wierzył.
Najlepiej weź dupę w troki i zwiewaj, gdzie pieprz rośnie, pomyślał Tarin. Do tego się tylko nadajesz.
- Przepraszam bardzo za te drzwi - powiedział na głos. - Jedynym naszym zamiarem jest pomóc tym biednym duchom, na które trafiliśmy przechodząc niedaleko stąd. To one nam powiedziały o kapłanie czy pustelniku mieszkającym gdzieś niedaleko i one nas skierowały w tym kierunku.
Wulfram warknął głucho widząc cofającego się tchórza. Takie zachowanie w kompanii najemniczej zazwyczaj kończyło się zabłąkanym ostrzem w plecy od zdradzonych towarzyszy. Zaufanie było najważniejsze wśród braci i sióstr w mieczu. W jedności siła. Najchętniej skręciłby mu kark jak jadowitemu gadowi, którym zapewne był.
- Jesteśmy podróżnikami, szukamy pomocy dla zabłąkanych dusz. - Wycedził - Prosimy o pomoc dla innych nie dla siebie, więc racz Panie spakować swe rzeczy i ruszyć za nami by udzielić ostatniej posługi wojownikom którzy na to zasłużyli. - Zakończył, powstrzymując się przed dodaniem “Albo cię zaciągniemy”.

- Ech... - Raczył ich wielce elokwentną odpowiedzią gospodarz owego nietypowego miejsca.
- Przybywamy z Silverymoon, jesteśmy na ważnej misji - Wtrąciła nagle Tropicielka - Wyjawić oczywiście jej celu nie możemy, jednak przyczynę owszem. Armia Orków oblega miasto, nie jest dobrze.
- Ech... - Powtórzył mężczyzna, niespodziewanie jednak na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie - Armia Orków atakuje Silverymoon?
Spojrzał na swoje towarzyszki, te na niego, następnie zaś doszło do wielokrotnej wymiany spojrzeń na linii Kapłan i kobiety kontra “goście”.
- To straszna nowina, straszna... zwę się Jamaver Pegason, pal licho szkody, chodźcie pogadać. - Wskazał dłonią na jakieś kolejne drzwi.

-Czas nas nagli, musimy ruszać w dalszą drogę gdy tylko zapewnimy duchom spokój.- Odparł Wulfram, głęboko się nad czymś zastanawiając. - Miasto jest zagrożone, wolałbym być na miejscu jak najszybciej. Tam każdy miecz jest na wagę życia. - Jego twarz pełna była bezbrzeżnej determinacji.

- Wulframie - wtrącił się Tarin. - Nie wypada odmawiać zaproszeniu, zwłaszcza że nie zajmie nam to zbyt wiele czasu. A jestem pewien, że mister Pegason może nam udzielić również informacji, które ułatwią dalszą drogę.
 
Kerm jest offline