Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2012, 13:17   #146
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Miałem różne pobudki, niekoniecznie te miłe jak te przy Emily. Zdarzyło zalać mi się pałę po egzaminie tak, że na drugi dzień bolał mnie nawet dźwięk stukania łyżki o talerz, zdarzało mi się również być połamanym przez faerie i obudzić się w kartce. Tamto wspomnienie biło się właśnie o tytuł "najgorszego przebudzenia" z obecnym. Walka była zacięta i ciężka. Szczególnie, że przez dłuższy czas nie mogłem zebrać myśli i jedyne co robić to starać się nie rzygać żółcią.

W końcu pozbierałem się i sprawdziłem w jakim jestem stanie. Żadnych obrażeń zewnętrznych, wszystko na swoim miejscu po za hecklerem. Musiałem go upuścić u roślinki. Przy moim stanie była szansa, że któryś z okolicznych magazynów był tym w którym byłem. Jasne teraz to by mi nakopało i niemowlę ale mogłem wpaść tu później. Z miotaczem ognia. Sprawdziłem dwa pobliskie budynki, jeden był zamknięty a drugi nie był tym i prawie znowu wylądowałem na chodniku. Nie nadawałem się do niczego a zostanie tu mogło oznaczać śmierć. Kolejną. Ruszyłem przed siebie w nadziei, że idę w dobrym kierunku. MR. Musiałem do niego podejść, Dorotka zacznie coś podejrzewać jak nie stawię się na spotkanie. Może jakoś się wyłgam. Może...

Wieczór rozgościł się na dobre zapowiadając noc. Noc po 2012 nie była czymś na co ludzie (i tacy jak ja) czekali, szczególnie w takiej dzielnicy w takim stanie. Musiałem ją opuścić szybko. Średnio to mi wychodziło, szedłem do przodu tylko dzięki czystemu uporowi zataczając się często. Krok po kroku. Krok po kroku. Mijałem kolejne opuszczone magazyny i nielicznych ludzi, którzy przechodzili na mój widok na drugą stroną ulicy. Wyglądałem jak jakiś menel.



Byłem odwodniony i to ostro, jedyne co mnie pocieszało to brak krwotoków, osłabienie nie wynikało z użycia mocy. Przynajmniej paru smutnych panów nie wpadnie do mnie i nie wytłumaczy, że było trzeba nie robić rzezi.
Znowu ktoś mnie zrobił w chuja nie to było jednak najgorsze. Bezsilność, Duch miał racje, to ona mnie zabijała. Podczas akcji z Mythosem walczyłem, byłem gotów zrobić wszystko ale wiedziałem, że przyniesie to jakiś skutek. A teraz? Nie tylko nie wiedziałem kto jest tym "złym" (znaczy chce mnie zabić) a kto tym "dobrym" (chce żebym przeżył bo mogę dla niego zabijać). Nawet jakbym potrafił to określić to nie miałem szans. BORBL wciągnie mnie nosem a Duch po prostu przejmie nade mną kontrolę i skoczy do Tamizy z betonowym kołem pływackim. Na nic moja moc czy nie najwyższe umiejętności posługiwania się bronią. To nie była akcja z tych w których potrzebne były umiejętności bojowe. Teraz liczył się spryt (a jak niedawno się przekonałem nie miałem go wcale tak dużo) i plecy (tych chyba w ogóle nie miałem).

Zmrok nadszedł a ja miałem w końcu trochę szczęścia. Przed klubem w starym magazynie stała taksówka. Dobrze, że miałem pieniądze w tym stanie nie potrafiłbym zrobić pożytku z broni czy blachy a prosta telekineza by mnie zabiła.
W samochodzie siedział murzyn, który na mój widok pokazał tabliczkę "ZOMBI WON!", gdybym nie był tak zjechany może by nawet ta pomyłka mnie rozśmieszyła. Chociaż pewnie wyglądałem i śmierdziałem jak zombi. O tej porze nie miałem czego szukać w MRze, Dorotki pewnie już nie ma a BORBLowcy albo robią swoje albo już mnie szukają. Postanowiłem odwlec to spotkanie jak już będę wstanie im się odgryźć i zmieniłem swoje plany. Wsiadłem do środka od razu mówiąc, że żyję (niezłe kłamstwo, wracałem kurczę do formy) i mam kasę. Podałem adres hotelu i przymknąłem oczy.

Gdy wysiadłem z samochodu skierowałem swoje kroki do sklepu. W końcu będę mógł uzupełnić płyny. Mój żołądek pewnie nie tolerowałby niczego treściwego więc zaopatrzyłem się w rosół do zalania, resztki pieczywa które znalazłem, dużo wody i fajki na zapas bo mi się kończyły. Dopiero wtedy wróciłem do hotelu. Prawie bym zapomniał sprawdzić swoje zabezpieczenia, zabrałem spinacz sprawdzając czy jest na takiej wysokości na jakiej go zostawiłem i wyjąłem wkład do ołówka.
Wlazłem do środka i zamknąłem drzwi podstawiając je krzesłem, nie miałem sił na przesuwanie szafy. Opróżniłem do końca butelkę wody i przypomniałem sobie, że nie mam w pokoju czajnika. Polazłem do recepcji i poprosiłem o zagotowanie dwóch kubków wody. Po chwili jadłem już moją kolację opróżniając następne butelki wody.
Powinienem zrobić jeszcze parę rzeczy ale nie miałem na nie siły. Zdjąłem śmierdzące ciuchy i wyjąłem z torby UMP, ktoś mógł w nocy mi złożyć wizytę a nie miałem siły na telekinezę, będę musiał poradzić sobie bardziej konwencjonalnie. Załadowałem magazynek kul dwuzadaniowych i dokręciłem wszystkie dodatki. Odbezpieczoną peemkę położyłem na stoliku przy łóżku a berettę przy głowie obok poduszki. Nie miałem już siły nawet zapalić fajka więc położyłem się. Na prysznic i robienie planów będzie czas jutro. Musi być.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline