Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2012, 18:24   #51
Eyriashka
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
~O, bogowie... ~ okrzyk pojawił się w głowie wraz ze świadomością. Nguyen zamarła w bezruchu rozchylając nieznacznie wargi, gdyż nagle oddychanie przez nos stało się niewystarczające. Całkiem ciekawy odruch biorąc pod uwagę fakt, że płuca przestały pompować powietrze do piersi. Miała wrażenie, że na chwilę czas się zatrzymał. Ręce zawilgotniały od potu, szczypały lekkim obtarciem od gruntu o który uderzyła, tyłek... już zapomniała co to znaczy przewrócić się. Będąc uczniem non stop chodziło poobijana jednak teraz zwyczajnie odzwyczaiła się od tego, jakże przykrego, stanu. Ruch na ulicy, zdawałoby się, zamarł, a ona tkwiła na ziemi, zaglądając lwu w ślepia. Starała się zrozumieć co właśnie powiedział. Był potężnym wojownikiem i pewna siebie postura pozostawiała niewielkie poletko dla nadziei, że to jednak tylko pozer. Silny, biegły w walce mężczyzna, nie miała do tego jakichkolwiek wątpliwości - w jej głowie rozbłysła myśl jaskrawa jak iskierka - tacy mieli przecież jedną wspólną cechę...


- Och... - sapnęła nie będąc w stanie zdobyć się na bardziej adekwatną odpowiedź. Mózg, choć z opóźnieniem, po kolei załączał odpowiednie ruchy. Drgnięcie kącików ust do góry. Opuszczenie wzroku wraz ze wstydliwym odchyleniem twarzy. Powtórne, nieśmiałe wyjrzenie w górę i pasujący do niego uśmiech - Och... Niezdara ze mnie. - powtórzyła czując jak żołądek zawiązuje jej się w ciasny supełek. Wreszcie policzki zareagowały na nietypową sytuację i pokryły się lekkim różem. Niepewność trwała nadal.

Shin miał jeszcze mniej szczęścia od koleżanki, której tak niedawno publicznie wytykał błędy, jakby sam był alfą i omegą świata ninja. Piechurzy łypiący na niego kątem oka zaczęli gderać między sobą niczym kwoki na grzędach, a jeden ‘odważny’ w końcu szturchnął nieśmiało ramię wodza. Ten, początkowo marudząc, szybko się zreflektował i zareagował należycie.
- Hej, ty! W okularach i podartych, pomarańczowych spodniach! Stój natychmiast!
Chociaż Yuen i Onimaru nie zostali wykryci i nadal posiadali luksus uchodzenia za szaraków oddających się swoim sprawom, to wykwitły dylemat moralny także ich skutecznie przykuwał do ziemi. Nie mogli przecież zostawić swoich sojuszników na pastwę wilkom. Erm. Lwom...

Shin jednocześnie sam był problemem, jak i rozwiązaniem innego. Jednak to co było ważne - odwrócił na krótką chwilę uwagę drapieżnika. Wzrok Nguyen powędrował w stronę tłumu, z którego powinny całe zdarzenie rejestrować dwie skupione pary oczu. “Zjeżdżać” - niemal wrzeszczało jej spojrzenie, ukradkowo kiwnęła głową. Jeszcze tego brakowało by zaczęli otwartą walkę z elitarnym oddziałem wojskowych. Sil dokładnie wiedziała gdzie patrzeć, by znaleźć Yuena. Dzięki temu całe szukanie i rozkaz wycofania nie zajął dłużej niż kilka sekund, ofiarowanych jej nienaumyślnie przez Shina oraz jego spodnie.
- Dlaczego oni męczą tego biednego chłopaka?
Zapytała Lwa z mieszanką ciekawości i irytacji obserwując zdarzenie z poziomu podłoża.

Dziewczyna była w kłopocie, tymczasem Yuen Biao oddałby wszystko, żeby ją ratować. Kompletnie wszystko.
- Tu jesteś, Fun Zei...- podszedł niby śpiesznie, niby poszukując jej. Unosząc głos oraz podnosząc rękę niby do bicia, dokładnie tak, jak powinien wyglądać rozgniewany opiekun.
- Wasza dostojność - mówił szybko, kłaniając się oficerowi - to moja siostrzenica, Fun Zei, ja zaś jestem wędrownym filozofem z Ute, wyznawcą odkrytyny Lao Tse Te.
Wymienił dalekie miasto, które znał oraz popierającego imperialne sprawy dawnego uczonego. Czytał kilka jego pozycji, toteż mógł rzeczywiście toczyć uczone dysputy na ten temat.
- Razem z siostrzenicą, skaraniem tym jednym, głupią niezgrabą, ech ty - złapał ją za ramię - wędruję w poszukiwaniu mądrości godnej ścieżek naszego jaśnie oświeconego cesarstwa. Proszę jej wybaczyć, błagam pana, jeśli coś nabroiła. Ot, głupia od urodzenia, ale że krewny umarli zabici przez tych podłych łajdaków - zatrząsł się oburzony.
- Opiekuję się nią oraz jeść daję, boć łakoma jest, lecz krew nie woda.
Dla mieszkańców imperium rodzina wiele znaczyła, toteż miał nadzieję, że oficer zrozumie. Filozofów także dużo pętało się po kraju. Yuen ubrany zaś był całkiem nieźle, twarz zaś miał godną, mowę uczoną, toteż miał nadzieję, że znudzony oficer puści ją oraz pozwoli mu zabrać.
Potem mogli pomyśleć, jak ratować Herbalistę, ale Biao myślał obecnie wyłącznie, jak jej pomóc. A pomoc jaką ofiarował, natychmiast osiągnęła rezultaty cudowne w skutkach. Powodów należało szukać w chwilowym rozkojarzeniu Lwa wywołanym pojawieniem się na scenie nowego aktora? Czy może w tym, że słowa Yuena zostały wyważone znacznie lepiej niż mistrzowsko wykuty miecz i uderzały równie celnie? Niezależnie od powodów, proces myślowy wojownika w karmazynie spadł z urwiska łamiąc sobie z głuchym trzaskiem kark.
- Oczywiście... dobry panie. Uważajcie na siebie w Heigenchou. Mamy powody przypuszczać, że na teren miasta wkradła się wczorajszej nocy jakaś podstępna szajka ninja.
Wąsaty kapitan oddziału spojrzał na skołatanego, przerośniętego kocura kiedy Yuen i Sil przechodzili obok zbieraniny jego żołdaków. Ten pokręcił łbem jakby się otrząsał i ofiarował przeczący gest dłoni, jednoznacznie mówiący, że mają pozwolić im przejść. Choć oczywiście nie wszystkim. Brak pięknej panny u jego stóp sprawił, że kotek mocno się zirytował, a potencjalny obiekt, który mógł ulżyć jego irytacji zapoznawał się właśnie bliżej z wojakami.
Zbrojni okrążyli Shina, dociskając go w półokręgu do jednej ze ścian okolicznych magazynów.
- Ty. Dawaj zaraz miejsce zamieszkania albo papiery i powód przybycia do miasta!
Mężczyzna z miotłą za wąsy i wiadrem za hełm zaczął wydawać polecenia oraz wymachiwać mieczem we wszystkie strony, ku niezadowoleniu swoich ludzi, którzy nie wiedzieć czemu posiadali spore przywiązanie względem własnych palców, włosów i uszu. Lew w szkarłacie nie mówił absolutnie nic. Zamiast tego, niczym wahadło odbijał się od jednego końca półkola do drugiego, czekając tylko na wymówkę i ważąc oręż w dłoniach. Kapitan warknął.
- Nie słyszałeś co mówię, pinglarzu cholerny!? Dokumenty, bo o głowę skrócę!
- Radzę posłuchać słów kapitana. Nasz czcigodny Daimyo wyraził się dość jasno jaki los ma spotkać osoby, które nie chcą współpracować. Niechże pan da te papiery...

Ten śmielszy ze strażników (który ironicznie zwrócił na Shina uwagę wodza) najwyraźniej miał w sobie jeszcze coś z człowieka. Czego nie dało się powiedzieć o jego kolegach i przełożonym.
Według Żmijki sytuacja tego ranka zmieniała się w trochę za szybkim tempie, by móc się do niej przyzwyczaić lub celebrować drobne sukcesy. Wiedziała, że jej słodkie minki działają i już miała ratować Shina, gdy obok pojawił się Yuen. Paradoksalnie, dopiero wtedy się przeraziła. Słuchała nie słysząc i przez pierwsze dłużące się sekundy modliła się, by nie zdradzić miną fortelu przyjaciela. Jednak, Biao był wyjątkowo przekonujący. Lew, w którym widziała równego sobie przeciwnika, jadł mu z ręki, a była też pewna, że jeśli Yuen zaproponowałby sprzedaż rocznego zapasu powietrza w butelkach, to wojownik musiałby rozważyć gdzie upchnąć tak dużą ilość zakupionego dobra. Była pod wrażeniem i w cichym podziwie starała się uporządkować jakoś emocje. Mieszanka wściekłości, strachu i radości w najlepszym wypadku mogła być meta-stabilna. Obserwując zmiany w mimice Drapieżnika Sil nabrała na tyle poczucia bezpieczeństwa, że coraz więcej uwagi poświęcała rozważaniom możliwości wykaraskania Aburame z kłopotów. Toteż, gdy ich dwójka została puszczona wolno, Żmijka miała już wstępny plan działania - dywersja. Jednak teraz, oddalając się na bezpieczną odległość, wsunęła swoją dłoń w rękę wybawcy. Gest tak zwinny, że większość zgromadzonych by napewno nie zauważyła.

- To było lekkomyślne i niebezpieczne - zauważyła cicho, kątem oka obserwując scenę w której centrum znajdował się Herbalista, mimo to nieświadomie uśmiechnęła się - I porozmawiamy o tym, gdy tylko wydostaniemy się z tego bagna. Dołącz do Węża i czekajcie na sygnał. Spotkamy się za bramą jeśli wszystko pójdzie dobrze - z tymi słowami puściła dłoń Biao i odbiła w drobną, zapomnianą przez mieszkańców uliczkę. Czy to ze względu brudu czy niechwalebnej historii - nie miało to teraz znaczenia. Sil wiedziała co zrobić i jak to osiągnąć. Szybkim krokiem, skręcając to tu to tam zatrzymała się przy jednym z domów. Nie za daleko od Lwów, bo też ani nie było na to czasu ani nie chciała ryzykować zlecenia się większej ilości strażników. Już wcześniej zauważyła uderzającą różnicę między budownictwem tego miasta. Tuż obok pałaców stały budki stworzone niemal z ryżowego papieru. Szybko płonącego i dającego gęsty czarny dym papieru ryżowego. Podłożenie ognia i zatarcie śladów swojej obecności było rutyną. Chwilę później biegła wzywając głośno mężów na pomoc, by po chwili zanurkować w tłumie gapiów. W tej gęstwinie papierowych domków zaniedbanie jednego drobnego pożaru mogło skończyć się tragicznie dla całej dzielnicy.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 30-01-2012 o 19:02.
Eyriashka jest offline