Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-01-2012, 18:24   #51
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
~O, bogowie... ~ okrzyk pojawił się w głowie wraz ze świadomością. Nguyen zamarła w bezruchu rozchylając nieznacznie wargi, gdyż nagle oddychanie przez nos stało się niewystarczające. Całkiem ciekawy odruch biorąc pod uwagę fakt, że płuca przestały pompować powietrze do piersi. Miała wrażenie, że na chwilę czas się zatrzymał. Ręce zawilgotniały od potu, szczypały lekkim obtarciem od gruntu o który uderzyła, tyłek... już zapomniała co to znaczy przewrócić się. Będąc uczniem non stop chodziło poobijana jednak teraz zwyczajnie odzwyczaiła się od tego, jakże przykrego, stanu. Ruch na ulicy, zdawałoby się, zamarł, a ona tkwiła na ziemi, zaglądając lwu w ślepia. Starała się zrozumieć co właśnie powiedział. Był potężnym wojownikiem i pewna siebie postura pozostawiała niewielkie poletko dla nadziei, że to jednak tylko pozer. Silny, biegły w walce mężczyzna, nie miała do tego jakichkolwiek wątpliwości - w jej głowie rozbłysła myśl jaskrawa jak iskierka - tacy mieli przecież jedną wspólną cechę...


- Och... - sapnęła nie będąc w stanie zdobyć się na bardziej adekwatną odpowiedź. Mózg, choć z opóźnieniem, po kolei załączał odpowiednie ruchy. Drgnięcie kącików ust do góry. Opuszczenie wzroku wraz ze wstydliwym odchyleniem twarzy. Powtórne, nieśmiałe wyjrzenie w górę i pasujący do niego uśmiech - Och... Niezdara ze mnie. - powtórzyła czując jak żołądek zawiązuje jej się w ciasny supełek. Wreszcie policzki zareagowały na nietypową sytuację i pokryły się lekkim różem. Niepewność trwała nadal.

Shin miał jeszcze mniej szczęścia od koleżanki, której tak niedawno publicznie wytykał błędy, jakby sam był alfą i omegą świata ninja. Piechurzy łypiący na niego kątem oka zaczęli gderać między sobą niczym kwoki na grzędach, a jeden ‘odważny’ w końcu szturchnął nieśmiało ramię wodza. Ten, początkowo marudząc, szybko się zreflektował i zareagował należycie.
- Hej, ty! W okularach i podartych, pomarańczowych spodniach! Stój natychmiast!
Chociaż Yuen i Onimaru nie zostali wykryci i nadal posiadali luksus uchodzenia za szaraków oddających się swoim sprawom, to wykwitły dylemat moralny także ich skutecznie przykuwał do ziemi. Nie mogli przecież zostawić swoich sojuszników na pastwę wilkom. Erm. Lwom...

Shin jednocześnie sam był problemem, jak i rozwiązaniem innego. Jednak to co było ważne - odwrócił na krótką chwilę uwagę drapieżnika. Wzrok Nguyen powędrował w stronę tłumu, z którego powinny całe zdarzenie rejestrować dwie skupione pary oczu. “Zjeżdżać” - niemal wrzeszczało jej spojrzenie, ukradkowo kiwnęła głową. Jeszcze tego brakowało by zaczęli otwartą walkę z elitarnym oddziałem wojskowych. Sil dokładnie wiedziała gdzie patrzeć, by znaleźć Yuena. Dzięki temu całe szukanie i rozkaz wycofania nie zajął dłużej niż kilka sekund, ofiarowanych jej nienaumyślnie przez Shina oraz jego spodnie.
- Dlaczego oni męczą tego biednego chłopaka?
Zapytała Lwa z mieszanką ciekawości i irytacji obserwując zdarzenie z poziomu podłoża.

Dziewczyna była w kłopocie, tymczasem Yuen Biao oddałby wszystko, żeby ją ratować. Kompletnie wszystko.
- Tu jesteś, Fun Zei...- podszedł niby śpiesznie, niby poszukując jej. Unosząc głos oraz podnosząc rękę niby do bicia, dokładnie tak, jak powinien wyglądać rozgniewany opiekun.
- Wasza dostojność - mówił szybko, kłaniając się oficerowi - to moja siostrzenica, Fun Zei, ja zaś jestem wędrownym filozofem z Ute, wyznawcą odkrytyny Lao Tse Te.
Wymienił dalekie miasto, które znał oraz popierającego imperialne sprawy dawnego uczonego. Czytał kilka jego pozycji, toteż mógł rzeczywiście toczyć uczone dysputy na ten temat.
- Razem z siostrzenicą, skaraniem tym jednym, głupią niezgrabą, ech ty - złapał ją za ramię - wędruję w poszukiwaniu mądrości godnej ścieżek naszego jaśnie oświeconego cesarstwa. Proszę jej wybaczyć, błagam pana, jeśli coś nabroiła. Ot, głupia od urodzenia, ale że krewny umarli zabici przez tych podłych łajdaków - zatrząsł się oburzony.
- Opiekuję się nią oraz jeść daję, boć łakoma jest, lecz krew nie woda.
Dla mieszkańców imperium rodzina wiele znaczyła, toteż miał nadzieję, że oficer zrozumie. Filozofów także dużo pętało się po kraju. Yuen ubrany zaś był całkiem nieźle, twarz zaś miał godną, mowę uczoną, toteż miał nadzieję, że znudzony oficer puści ją oraz pozwoli mu zabrać.
Potem mogli pomyśleć, jak ratować Herbalistę, ale Biao myślał obecnie wyłącznie, jak jej pomóc. A pomoc jaką ofiarował, natychmiast osiągnęła rezultaty cudowne w skutkach. Powodów należało szukać w chwilowym rozkojarzeniu Lwa wywołanym pojawieniem się na scenie nowego aktora? Czy może w tym, że słowa Yuena zostały wyważone znacznie lepiej niż mistrzowsko wykuty miecz i uderzały równie celnie? Niezależnie od powodów, proces myślowy wojownika w karmazynie spadł z urwiska łamiąc sobie z głuchym trzaskiem kark.
- Oczywiście... dobry panie. Uważajcie na siebie w Heigenchou. Mamy powody przypuszczać, że na teren miasta wkradła się wczorajszej nocy jakaś podstępna szajka ninja.
Wąsaty kapitan oddziału spojrzał na skołatanego, przerośniętego kocura kiedy Yuen i Sil przechodzili obok zbieraniny jego żołdaków. Ten pokręcił łbem jakby się otrząsał i ofiarował przeczący gest dłoni, jednoznacznie mówiący, że mają pozwolić im przejść. Choć oczywiście nie wszystkim. Brak pięknej panny u jego stóp sprawił, że kotek mocno się zirytował, a potencjalny obiekt, który mógł ulżyć jego irytacji zapoznawał się właśnie bliżej z wojakami.
Zbrojni okrążyli Shina, dociskając go w półokręgu do jednej ze ścian okolicznych magazynów.
- Ty. Dawaj zaraz miejsce zamieszkania albo papiery i powód przybycia do miasta!
Mężczyzna z miotłą za wąsy i wiadrem za hełm zaczął wydawać polecenia oraz wymachiwać mieczem we wszystkie strony, ku niezadowoleniu swoich ludzi, którzy nie wiedzieć czemu posiadali spore przywiązanie względem własnych palców, włosów i uszu. Lew w szkarłacie nie mówił absolutnie nic. Zamiast tego, niczym wahadło odbijał się od jednego końca półkola do drugiego, czekając tylko na wymówkę i ważąc oręż w dłoniach. Kapitan warknął.
- Nie słyszałeś co mówię, pinglarzu cholerny!? Dokumenty, bo o głowę skrócę!
- Radzę posłuchać słów kapitana. Nasz czcigodny Daimyo wyraził się dość jasno jaki los ma spotkać osoby, które nie chcą współpracować. Niechże pan da te papiery...

Ten śmielszy ze strażników (który ironicznie zwrócił na Shina uwagę wodza) najwyraźniej miał w sobie jeszcze coś z człowieka. Czego nie dało się powiedzieć o jego kolegach i przełożonym.
Według Żmijki sytuacja tego ranka zmieniała się w trochę za szybkim tempie, by móc się do niej przyzwyczaić lub celebrować drobne sukcesy. Wiedziała, że jej słodkie minki działają i już miała ratować Shina, gdy obok pojawił się Yuen. Paradoksalnie, dopiero wtedy się przeraziła. Słuchała nie słysząc i przez pierwsze dłużące się sekundy modliła się, by nie zdradzić miną fortelu przyjaciela. Jednak, Biao był wyjątkowo przekonujący. Lew, w którym widziała równego sobie przeciwnika, jadł mu z ręki, a była też pewna, że jeśli Yuen zaproponowałby sprzedaż rocznego zapasu powietrza w butelkach, to wojownik musiałby rozważyć gdzie upchnąć tak dużą ilość zakupionego dobra. Była pod wrażeniem i w cichym podziwie starała się uporządkować jakoś emocje. Mieszanka wściekłości, strachu i radości w najlepszym wypadku mogła być meta-stabilna. Obserwując zmiany w mimice Drapieżnika Sil nabrała na tyle poczucia bezpieczeństwa, że coraz więcej uwagi poświęcała rozważaniom możliwości wykaraskania Aburame z kłopotów. Toteż, gdy ich dwójka została puszczona wolno, Żmijka miała już wstępny plan działania - dywersja. Jednak teraz, oddalając się na bezpieczną odległość, wsunęła swoją dłoń w rękę wybawcy. Gest tak zwinny, że większość zgromadzonych by napewno nie zauważyła.

- To było lekkomyślne i niebezpieczne - zauważyła cicho, kątem oka obserwując scenę w której centrum znajdował się Herbalista, mimo to nieświadomie uśmiechnęła się - I porozmawiamy o tym, gdy tylko wydostaniemy się z tego bagna. Dołącz do Węża i czekajcie na sygnał. Spotkamy się za bramą jeśli wszystko pójdzie dobrze - z tymi słowami puściła dłoń Biao i odbiła w drobną, zapomnianą przez mieszkańców uliczkę. Czy to ze względu brudu czy niechwalebnej historii - nie miało to teraz znaczenia. Sil wiedziała co zrobić i jak to osiągnąć. Szybkim krokiem, skręcając to tu to tam zatrzymała się przy jednym z domów. Nie za daleko od Lwów, bo też ani nie było na to czasu ani nie chciała ryzykować zlecenia się większej ilości strażników. Już wcześniej zauważyła uderzającą różnicę między budownictwem tego miasta. Tuż obok pałaców stały budki stworzone niemal z ryżowego papieru. Szybko płonącego i dającego gęsty czarny dym papieru ryżowego. Podłożenie ognia i zatarcie śladów swojej obecności było rutyną. Chwilę później biegła wzywając głośno mężów na pomoc, by po chwili zanurkować w tłumie gapiów. W tej gęstwinie papierowych domków zaniedbanie jednego drobnego pożaru mogło skończyć się tragicznie dla całej dzielnicy.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 30-01-2012 o 19:02.
Eyriashka jest offline  
Stary 31-01-2012, 11:17   #52
 
Henshin's Avatar
 
Reputacja: 1 Henshin nie jest za bardzo znany
Shin znajdował się tak naprawdę w sytuacji bez wyjścia... Po pierwsze nie należał do osób, których walka była ulubionym 'hobby', a po drugie nie mógł przecież robić szumu w centrum miasta. Istniała zbyt duża szansa, na to, że w kilka chwil zbiegła by się cała armia.

Co i tak było tylko złudną nadzieją, przecież Shin nie wytrzymał by nawet 2 minut przeciwko jednemu ze strażników, a co dopiero ze wszystkimi.

Herbalista ukłonił się nisko i spojrzał głęboko w oczy Kapitanowi.

- Czy możemy porozmawiać na osobności? Niestety nie mogę powiedzieć wszystkiego zwykłym żołnierzom. Co innego kapitanowi – uśmiechnął się po czym wskazał miejsce, do którego docelowo mieli by się udać z krępym mężczyzną.


Sprawna gadka należała do najsilniejszych stron Yuena, znacznie potężniejszych niż sztuki walki, czy tropienie, czy cokolwiek. Pozwalała wygrywać bez użycia jakiejkolwiek broni. Sil oceniła to jak najgorzej, cóż, widocznie średnio pasowały jej sposoby Biao. Dla niej były lekkomyślne oraz niebezpieczne. Oczywiście, miała rację, bowiem dowódca ninja zawsze ma rację. Zapewne wolała, żeby Yuen się nie wtrącał w jej sprawy. Niemniej grała świetnie swoją rolę, Yuen zresztą także, potrafił to robić rewelacyjnie, znacznie lepiej niżeli większość ninja.

- Rozumiem - skinął wypełniając polecenie dowódcy - wybacz, popełniłem błąd - rzekł kompletnie pozbawionym emocji tonem przypominającym papier ścierny. Uczył się jednak na błędach, chociażby na tej lekcji, na której gryzł właśnie wargi tak, że leciała mu krew. Oczywiście do wewnątrz ust, bowiem na zewnątrz poza niewielkim spierzchnięciem nic nie mogło zdradzać jego fatalnego stanu ducha. Zmieniła się, bardzo. To była najważniejsza lekcja. Niby nigdy nic skierował się do Onimaru, by poczekać na sygnał, czymkolwiek ów sygnał miał być. Ponadto mieli się spotkać za bramą, znaczy: przed sygnałem, czy po? Czy mieli się udać tam teraz? Trudna sprawa. Po namyśle zdecydował, że należy wypełnić słowa literalnie. Planował przekazać Onimaru dosłownie, co poleciła dowódca oraz udać się za bramę pozostawiając Roninowi decyzję.

Bezklanowiec był w swoim żywiole. Szedł przez tłum ludzi, jakby szedł po mieście ślepców, nikt go nie widział, nikt nie zwracał na niego uwagi. Za to on widział bardzo dobrze, wypatrzył strażników zanim Ci w ogóle pomyśleli o tym, żeby ruszyć w ich stronę. Przeszedł koło nich bez najmniejszych problemów i rzucił okiem za siebie. Zanim zdążył ich ostrzec było za późno, strażnicy postanowili sprawdzić Sil i Shina. O ile o Sil był względnie spokojny, tak co do umiejętności Shina innych, niż medyczne miał wątpliwości. Zastanawiał się co zrobić, gdy Biao rozwiązał jeden z jego problemów i wyciągnął Małą Żmiję z opresji. Obserwował, jak ta się przemieszcza, próbując odgadnąć jej zamiary, gdyż na pewno nie zmierzała w stronę wyjścia.

Odpowiedź kapitana straży nie nadeszła w postaci słów, tylko zaciśniętej pięści ze stali, która przywaliła młodego medyka prosto między oczy, sprawiając, że jego pogięte okulary spadły z nosa i potłukły się w drobny mak na chodniku. On sam odleciał kapkę do tyłu i przywarł do ściany jak owad, nie do końca pewien dlaczego jego świat tak niespodziewanie zaczął się kręcić niczym karuzela. Liczne ampułki i fiolki zastukały o siebie w kieszeniach spodni ze szklanym pogłosem. Zgromadzeni wkoło podkomendni dowódcy zaczęli chichotać, widocznie pobudzeni do aprobaty nagłym zastrzykiem sadyzmu lidera. Herbalista czuł jak otrzymana rana nabrzmiewa, a z rozcięcia powołanego do życia metalową rękawicą zaczyna wypływać ciepła krew. Wtedy właśnie jeden ze zbrojnych dostrzegł czarny dym wychylający się nieśmiało zza budynków. Uniósł zlękniony palec w górę, chcąc natychmiast powiadomić pozostałych.

- Panie, spójrz! Pali się! Musimy jak natychmiast ugasić....

- Ty, ty i ty. Do pożaru. Nasza czwórka zostanie tutaj, aby kontynuować ‘przesłuchanie’.


Plan Sil miał spore szanse powodzenia, gdyby w grę wchodzili po prostu zwykli piechurzy. Nie mniej jednak, urok rzucony na Złotego Lwa przez Yuena już dawno ustąpił, a kocur raz-dwa odebrał kapitanowi straży lejce dowodzenia, sprawnie dzieląc jego ludzi na dwie pomniejsze drużyny, które z wyczuwalnym respektem i czcią zaczęły działać jak im nakazano.

Sil dostrzegła czwórkę żołdaków daleko w tłumie. Czwórkę, a nie jak planowała - ósemkę. Szli zwartym szeregiem i z pełną determinacją przedzierali się w stronę, pochłanianych przez łapczywy żywioł, domostw. Zadanie o tyle trudne, że tylko nieliczni śmiałkowie skierowali swe kroki w tamtą stronę. Kobiety łapały pociechy kierując się wraz z nimi w przeciwnym kierunku, wielu mieszkańców po prostu stało - rozdarci między chęcią ratowania dobytku, a lękiem i brzęczącą w uszach nadzieją, że ktoś inny będzie ryzykował życie w ich imieniu. Poczuła nieprzyjemne napięcie mięśni na karku, a jej usta zacisnęły się w cienką linię. Kłopoty narastały, a oni nie zbliżali się do rozwiązania zagadki. Przyśpieszyła kroku do tempa pozwalającego na sprawne przedostanie się przez tłum bez zwracania na siebie uwagi. Przynajmniej do momentu, kiedy przez odległe skrzyżowanie nie przemknęła tak dobrze znana sylwetka Yuena, o spojrzeniu twardym i chłodnym jak stal, wbitym w cel jakim była brama miejska. Zwolniła kroku spodziewając się, że spanikowała. Skoro Yuen szedł do wyjścia, to wszystko zostało załatwione. Za nim szedł Onimaru, a za nim... nie dostrzegła Pomarańczowych Spodenek. Tym razem nogi same ją poniosły. Ze ściśniętym sercem podbiegła do Biao, mijając po drodze Bezklanowca i złapała go w tłumie za rękaw. Gdy natrafiła na jego spojrzenie zaparło jej dech w piersiach, jednak szybko poczucie odpowiedzialności i obowiązku zwyciężyły.

- Gdzie Shin?

- Nie wiem - odrzekł spokojnie - nie widziałem więcej, niżeli ty. Obawiam się jednak, że wpadł w nieco większą kabałę i sam plan wydostania go stamtąd będzie wymagał całkiem osobnego podejścia do sprawy.

- Zostawiłeś go tam? - zamrugała zaskoczona.

- Były dwie osoby w kabale - wyjaśnił trzymając nerwy na wodzy.

- Pomogłem tej, które mogłem pomóc natychmiastowo oraz która była ważniejsza … - zawahał się - dla misji. Jeśli masz pomysł, jak ratować tamtego, chętnie posłucham. Jeśli każesz mi się rzucić na tych żołnierzy, zrobię to, jednak póki co liczyłem raczej, że chłop się jakoś wyłga na początku, zaś później uda mu się uciec. Moglibyśmy z resztą jakoś mu to ułatwić, robiąc trochę dymu, ale nie miałem jak udzielić mu tam pomocy, albo przynajmniej nie wiedziałem, jak to zrobić.

- Zabawne, że wspominasz o dymie - skrzywiła się przenosząc wzrok w stronę, gdzie Herbalista zapewne dostawał właśnie manto. Zupełnie nie rozumiała jak Yuen mógł zostawić kogoś na pastwę tamtego bezlitosnego wojownika. Nie poznawała go. Zupełnie. Przecież to od nikogo innego, jak od niego uczyła się pomagania ludziom na trakcie. To był jego atrybut. Ona najchętniej by zostawiła każdego potrzebującego tam gdzie upadł jeżeli tylko miałoby to zagrozić lub odwlec w czasie rozwiązanie misji - Trzeba po niego wrócić. I jeszcze jedno, Yuen. Jesteś potrzebny. Skupiony i myślący. Nie wiem co cię ugryzło, ale otrząśnij się.

Biła go idealnie. Chciał pomóc Herbaliście, ale nie widział, jak mógł to wtedy uczynić jednocześnie ratując ją. Przecież nie mógł się podzielić na dwóch Yuenów. Widział tylko, ze obydwoje wpadli w opały. Jeśli mógł pomóc Sil szybko, to do Herbalisty potrzebował jakiegoś pomysłu, którego wtedy nie miał. Teraz jednak mogli coś wymyślić. Mogli, ale po szeregu ciosów zadanych przez słodkie usta Sil zdecydował się naprawić swoją winę samodzielnie, jeśli będzie to tylko możliwe. Jeśli to oczywiście błąd, bowiem dalej nie rozumiał, cóż takiego mógł wtedy uczynić. Wedle Biao najbardziej sensowne były: łgarstwo, przekupstwo, wykręt. To mogło pomóc Shinowi, zaś jakieś działania fizyczne jedynie sprowadzić na niego nieszczęście. Gdyby bowiem nie udało się go odbić, to byłby to oczywisty znak, że jest ninją.

Według Sil jednak nie tylko mógł, ale powinien coś zrobić. Natychmiast, bez jakiegokolwiek momentu przerwy. Nawet bez pomysłu, czy koncepcji, jeśli jej nie miał. Oczywiście miała rację, bowiem gdyby chciał, mógł rzucić się na więżących Herbalistę wojaków na środku ruchliwego miasta. Postanowił uczynić to po prostu, skoro Sil, jego Sil gorycz zalała mu myśli, tego od niego wymagała Herbalista. Fakt, że mogła to zrobić także ona, albo Onimaru, on zaś po prostu wypełniał jej polecenia … skoro bowiem kazała mu się udać do bramy przypuszczał, ze ona właśnie ma jakiś pomysł na Shina. Jednak widocznie nie miała … chciało mu się wrzeszczeć, ale oczywiście nie zrobił tego. Miał swoją dumę oraz godność. Jeśli najpiękniejsza spośród pięknych miała do niego takie pretensje, to błąd, bez względu na jego opinię, można było naprawić jedynie albo sukcesem, albo krwią. Inna droga nie istniała.
 
__________________
May my enemies live long so they may see me progress.

You can run, but You will only die tired.
Henshin jest offline  
Stary 01-02-2012, 12:08   #53
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Nie widzieli Shina wprawdzie, ale przecież przez tak minimalny okres czasu nie mieli okazji gdzieś go poprowadzić. Dlatego najpierw trzeba było dobiec do miejsca, gdzie Herbalista stał wcześniej. Potem pokona strażników uwalniając młodego medyka. Ponieważ Yuen uderzałby z zaskoczenia, sądził, że przynajmniej dwóch trafi, zanim cokolwiek będą mogli zrobić oraz może nawet rozetnie ewentualne więzy Herbalisty. Potem cóz, pójdą następni dwaj … może uda się ich tylko ranić, jednak będzie się liczyć szybkość ataku, potem zaś do ucieczki. Zresztą liczył na to, że Shin skorzysta z ofiarowanej mu okazji i pryśnie natychmiast po uwolnieniu. Co potem? Cóż, któż wie, może Biao uda się uciec, to byłoby najlepsze, jeśli zaś nie, wiedział, że przynajmniej potrafi narobić tyle zamieszania, żeby pozwolić sojusznikowi nawiać. Niewątpliwie zaś, planował nie dać się schwytać żywcem. Jego twarz połagodniała.
- Trzymajcie się trochę za mną. Nie musimy, nawet nie powinniśmy ryzykować wszyscy. Jakby co, powodzenia -mrugnął niemalże wesoło, po czym rzucił się biegiem tam, gdzie stał wcześnie towarzysz ich misji ratowania pechowej dziewczynki.

Onimaru był rozdarty. Nie wiedział, czy biec na pomoc Shinowi, czy wedle rozkazu opuścić miasto. Gdy do niego i Yuena dołączyła Sil, wszystko stało się jasne. Herbalista nie podołał, strażnicy go nie puścili. Spojrzał w tamtą stronę i poczuł jak krew zaczyna się w nim gotować. Czwórka członków straży biła bezbronnego okularnika bez litości, musieli działać. Ale jak to zrobić, nie ujawniając się publicznie jako ninja i nie uniemożliwiając sobie powrotu do miasta? Ronin miał plan. Bez informowania kogokolwiek czy choćby sekundy zastanowienia, wbiegł w zaułek który był nie dalej jak 20-30 stóp od patrolu i ich worka treningowego. Gdy upewnił się, że nikogo w pobliżu nie ma, przystąpił do małej transformacji kosmetycznej. Rozpuścił włosy, przyodział maskę którą dostał jako część przebrania, a na koniec owinął się jaskrawym materiałem tak, żeby rzucać się w oczy, ale żeby sam materiał nie krępował jego ruchów.

Wszystko to zajęło nie więcej niż kilka uderzeń serca, jednak Onimaru czuł, że ma mało czasu. Skumulował odrobinę chi w swoich stopach i wskoczył na dach budynku, pod którego ścianą zbrojni obijali Shina na kwaśne jabłko. Przykucnął tak, żeby nikt go nie zauważył i spojrzał w stronę swoich towarzyszy. A ci zdawali się mieć lekkie problemy przy podjęciu jednomyślnej decyzji odnośnie następnych działań. Yuen wystrzelił jak pocisk z procy, ale nie uleciał za daleko, ponieważ jego prawy rękaw zdołał natychmiast pochwycony przez Sil, która działała z szybkością godną zwierzęcia zajmującego kluczowe miejsce w nazwie jej klanu.

Pastwiącym się nad młodym ninja wojakom nie trzeba było wiele czasu aby ulokować go optymalnie względem swoich bestialskich potrzeb. Shin znalazł się na ziemi, raz po raz opadały na niego kopniaki wzmocnionych stalą butów, zaś zakamarki chudego i kruchego ciała bez wątpienia miały sporą szansę przybrać w przyszłości wszelkie kolory tęczy. Z powodu niemożliwych do zliczenia siniaków jakie je przyozdobią, rzecz jasna.

Onimaru nie mógł dłużej czekać, jego towarzysze nie kwapili się do pomocy Herbaliście, którego ciało powoli acz metodycznie traciło spójność. Wybił się z dachu, wykonując w powietrzu akrobacje których nie powstydził by się doświadczony w swym kunszcie Płomienny Tancerz. Wylądował ciężko między Shinem a jego oprawcami, trzymając w ręce zakrzywiony nóż. Zanim strażnicy przetrawili nową sytuację, z szyi jednego z nich buchnęła szkarłatna fontanna, obryzgując kolejnego ciepłą posoką. Lew i kapitan nie stracili czujności i odskoczyli od nowego zagrożenia. Jednak strażnikowi, którego kompan właśnie zaczął wędrówkę w Zaświaty zabrakło refleksu. Zanim zdołał choć pisnąć, mocarne kopnięcie od dołu w szczękę zmieniło stan skupienia jego uzębienia ze stałego na lotny, posyłając je w powietrze. Nieszczęśnik nie skończył jeszcze swojego lotu, gdy Ronin zarzucał sobie na plecy medyka.
- Prawie wam się udało, powodzenia następnym razem.
Choć miał na twarzy maskę, bez problemu można było wyczuć drwinę w jego głosie. Nie dał im jednak szansy na ripostę. Obrócił się na pięcie i zaczął biec. Po kilku sekundach, prędkość jaką rozwinął była tak zatrważająca, że ewentualny pościg nie miał szans powodzenia. Nie było nawet sensu próbować.

Onimaru ruszył w stronę murów miasta w miejscu, gdzie z jego doświadczeń powinno być najmniej strażników. Gdy adrenalina z niego uszła, zaczął się zastanawiać, jak idzie jego towarzyszom. Wiedział, że są kompetentni i wyszkoleni ale mimo to... martwił się. Przekalkulował sytuację i stwierdził, że straż raczej zajmie się poszukiwaniem zamaskowanego złoczyńcy, niż sprawdzaniem dokumentów u przypadkowych przechodniów. Wziął się w garść i niewidoczny opuścił miasto. Ukrył się z Shinem w bezpiecznej odległości, ale tak, żeby widzieć bramę i móc wypatrywać swoich kompanów. Rzucił okiem za siebie na trakt, który kończył się wraz z horyzontem. Poczuł zew, który wołał go, żeby ruszył w dalszą drogę. Uczucie, którego nie doświadczał raptem dwa dni, a które teraz wydawało się takie obce. Zdziwił się jeszcze bardziej, gdy dotarło do niego, że wcale nie chce ruszać w drogę. Uśmiechnął się do siebie, zastanawiając się, czy Sil go skarci za działanie na własną rękę, czy wręcz przeciwnie. Wyobraził sobie poważnego Yuena, który z pewnością będzie miał jakiś celny komentarz na podorędziu i wyszczerzył się jeszcze szerzej. Zniecierpliwiony czekał na swoich nakama, nie oglądając się już za siebie.
 
Highlander jest offline  
Stary 01-02-2012, 15:30   #54
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Ten uśmiech. Był tak sztuczny, ostentacyjny i nie na miejscu, że Sil poczuła ukłucie niepokoju w żołądku. Zgodnie z oczekiwaniami, Biao wystartował chcąc i rozpocząć... co, zadymę? Szybciej niż sama by tego oczekiwała po samej sobie złapała pierwsze co wpadło jej w dłoń.
- Yuen, nie! - zakrzyknęła kątem oka zauważając ruch czegoś barwnego na dachu jednego z budynków. Szarpnięcie rękawa przywróciło jednak jej uwagę na przyjaciela stojącego tuż obok. Shin w potrzebie, Onimaru nie widać, tańczące kolorki na dachu i jeszcze to. Jakby presja była zdecydowanie za mała.
- Nikogo nie uratujesz w tym stanie - zdawało jej się, że jedyną rzeczą jaka ich łączy to kawałek materiału, który tak kurczowo trzymała w garści. Była chyba niezbyt skupiona lub zwyczajnie nieprzywykła do pracy z roninem, gdyż dopiero po chwili jej umysł połączył faktu zniknięcia Bezklanowca z pojawieniem się zamaskowanego osobnika na dachu. Zabrakło jej ułamków sekund. Kiedy spojrzała jawnie do góry, jaskrawa szata oddalała się wraz z Onimaru w stronę Herbalisty. Nim zdążyła podjąć decyzję w tym kalejdoskopie zdarzeń do jej uszu doszły okrzyki sprzeciwu i grozy - były Wąż widocznie wykonywał swoją robotę bardzo skutecznie. A ona mu ufała i szczerze wierzyła w powodzenie jego działań.
- Chodźmy za bramę, tam się z nim spotkamy - ostrożnie puściła rękaw Biao obserwując go uważnie. W stanie w jakim znajdował się ów shinobi nie można było wykluczyć impulsywnej reakcji.

Skinął. Chciał pomóc Shinowi tyleż dla niego, co, przyznawał ze wstydem sam przed sobą, dla swojego czysto egoistycznego pragnienia pozostania przy niej. Jak nie ninja … jednak takie bezsensowne odruchy przeważnie nie dają pożądanego rezultatu. Liczył na to, że odzyska honor pomagając Shinowi. Nie udało się, trudno. Pozostawało zmierzyć się z tym wszystkim, bez względu na swoje uczucia, pragnienia, czy cokolwiek. Nawet bowiem, jeśli nie posiadał już honoru, to pamiętał wszak lepsze czasy, dlatego wiedział doskonale, co powinien oraz co musi zrobić. Choć pozostawało jeszcze kwestią, jak, gdyż nie wolno było narobić kłopotów pozostałym.
- Oczywiście, Sil-sama - powiedział ruszając wystudiowanym krokiem za bramę.


- Powiesz mi o co chodzi? - wyrównała z nim krok.
Popatrzył na nią dziwnie, och nie na twarz. Na takie coś nie zasługiwał, ale nieco niżej. Sprawa wszak była jasna, czy mogło mu więc o cokolwiek innego chodzić?
- Nie wiem, co masz na myśli, Sil-sama - odparł głosem, który leciutko drgnął.
- Zachowujesz się... nieswojo. Coś cię dręczy i dekoncentruje...
- Dekoncentruje? - powtórzył powoli, jakby smakując słowo -[i] Wybacz, że sprawiam takie wrażenie. Już nie, wiem co mam robić. Ale rzeczywiście prawdopodobnie tak było nieco wcześniej - odpowiedział. Bowiem niby cóż miał rzec? Obydwoje znali zasady zaś tak honorowy ninja, jak Yuen nie miał specjalnie innego wyjścia, niż: samobójstwo, jeśli uznałby, że jego wina jest względnie mała, lub odejście z klanu, jeśli uważałby, że nie zasługuje nawet na podniesienie oręża na samego siebie. Postanowił jednak przemyśleć dokładnie jeszcze sprawę, które wyjście było uczciwsze względem innych oraz samego siebie.

- Nie przepraszaj mnie, po prostu się o ciebie martwię.
Spojrzał na nią z wdzięcznością nieco unosząc spojrzenie.
- Dziękuję - wyszeptał - to dla mnie bardzo ważne słowa, będę je pamiętał … jednak naprawę już dobrze, Sil-sama, nie narobię ci więcej kłopotów. Możesz mi wierzyć. Jednak - uśmiechnął się spokojnie - jestem większym optymistą. Przekonany bowiem jestem, że uda wam się ta misja oraz że poprowadzisz jeszcze wiele zwycięskich oddziałów - naprawdę pragnął, aby tak się stało. Było to zresztą widoczne na jego obliczu dla wszystkich, którzy choć trochę go lepiej znali.

Przestała na chwilę lustrować otoczenie wzrokiem, i tak byli już poza miastem i natrafienie na strażników na trakcie, w obliczu pożaru i mordu w biały dzień było raczej mało prawdopodobne. Zamiast tego w skupieniu spojrzała na Yuena.
- Wam? - upewniła się, że dobrze usłyszała. Jak TAK wielki problem mógł umknąć jej uwadze? - Yuen, to jest tak samo moja misja jak i twoja. Obydwoje dowodzimy tą zbieraniną i razem jesteśmy odpowiedzialni za sukces bądź porażkę. Przecież wiesz, że nigdy nie byłam dowódcą...
- Wiem, że nie byłaś - przyznał - ale jesteś dzielnym wojownikiem, mądrym kompanem oraz wspaniałą kobietą. Dajesz sobie radę trzymając to towarzystwo spod ciemnej gwiazdy. Wiem, że to także moja misja - przyznał smętnie - tym większy wstyd jedynie, ze nie będę mógł jej dokończyć, ale cóż, tak bywa. Jednak możesz być spokojna, nie narobię głupot, nikt się nie zorientuje - dodał uspokajająco.

Przystanęła. Po raz pierwszy odczuwała nieodpartą chęć spoliczkowania kogoś. Policzki zaczerwieniły się we wściekłości, a oczy lekko zaszczypały.
- O czym ty mówisz?
Zdziwił się.
- Ależ Sil-sama, podczas misji bojowej poddałaś w wątpliwość moje kompetencje, zarzucając mi postępowanie lekkomyślne, niewłaściwe, później zaś, publicznie, bo przy roninie, który stał jeszcze obok ...
- Bo się o ciebie martwiłam, głupku! A co by było jakby cię złapali? A co by było jakby nie uwierzył? Pomyślałeś chociaż trochę o sobie?! Oczywiście, że nie!
- zacisnęła usta tak mocno, że zbielały.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.
Eyriashka jest offline  
Stary 01-02-2012, 16:52   #55
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Martwiła się, cóż …
- Nie rzuciłem się ślepo na pomoc. Widziałem waszą dwójkę. Mogłem pomóc na szybko tylko jednemu z was, nie używając zresztą żadnej techniki. Naprawdę niezły jestem w te klocki, zaś gdyby się nie udało, to cóż, uwięziliby dwoje podróżnych nic o nas nie wiedząc. Sądzę, że wyzwolilibyśmy się bez problemu bardzo szybko. Oczywiście, było to pewne ryzyko, ale wiele przemawiało, żeby je podjąć. Ponadto… nie mogłem cię tak zostawić… po prostu… ale gdybyś to nawet nie była ty, też spróbowałbym - trochę czuł się niezręcznie mówiąc te rzeczy oraz omijając inne. Bowiem jak to, najpierw miała mu za złe, ze ruszył jej z pomocą, potem miała mu za złe, ze nie ruszył z pomocą Shinowi, przy czym jej mógł pomóc, Herbaliście zaś niespecjalnie. Czuł się trochę, jak miotany wiatrem liść.

- Masz rację... - postąpiła kilka kroków spuszczając głowę z ciężkim westchnięciem - Przepraszam. Postąpiłam impulsywnie. Poradziłeś sobie świetnie, a ja rzuciłam nieopatrznie.... - zważyła słowa przed ich wypowiedzeniem - coś co ty mogłeś uznać za naganę, chociaż nią nie było. Później coś co miało być zachętą do walki odebrałeś jako pozbawienie honoru i zachętą do bezmyślnego rzucenia się w wir zdarzeń.

- Sil-sama, albo, jeśli pozwolisz jeszcze ten raz, po prostu Sil, przyjmij radę od kogoś, kto dobrze ci życzy: nigdy, ale to przenigdy nie przepraszaj za takie rzeczy. Miałaś prawo powiedzieć, co chciałaś, jako dowódca. Na tym poprzestańmy. Wierz mi, nie trzeba mnie zachęcać do walki. Miałem szczerą nadzieję - przyznał cicho - że dzięki temu uda mi się … - zaciął się - … odzyskać twarz. Jednak zatrzymałaś mnie … Stało się dokładnie, co się stało. Konsekwencje doskonale znasz. Obawiałem się, że będę musiał opuścić po czymś takim gildię, ale kiedy tak rozmawiam, cieszę się, bowiem nie jest to konieczne. Nie uważam swojego błędu za aż tak wielki. Zwykły cios zadany sobie wystarczy, jako czyn uwalniający od winy.
- Yuen, wiesz... - spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem, to co zamierzała zrobić było nie do końca właściwie i nie wiedziała czy zadziała - Zabraniam ci. Jesteś narzędziem Lotosu i twoje wewnętrzne rozterki nie mogą zagrozić wykonaniu misji. W chwili złożenia raportu kończącego masz być u mego boku i pozwolić, by to Koalicja zdecydowała czy odzyskałeś swój honor, czy musisz udać się na kolejną misję samodzielnie - jej głos był twardy, nie - chłodny, raczej pozbawiony emocji. Nie spodziewała się, że będzie odbywała z kimś tak jej bliskim tak irracjonalną rozmowę.
- Aaa … ugh, błe, tłu …- zakaszlał wypluwajac muchę, która własnie mu wpadła, kiedy otworzył zdziwiony usta, niczym wrota miejskie przed karawaną kupców. Była dowódcą. Jeśli słowa, które mu powiedziała, mogły odebrać mu poczucie wartości, to identycznie musiał traktować jej rozkaz. Jako ważny oraz taki, który musi wykonać - Tamten ten tego, tyyyyy, na poważnie? - wybałuszył gały nie wiedząc co powiedzieć, zaś wymownemu Yuenowi taka zatyczka od gadania zdarzała się neizwykle rzadko.

- Tak. To rozkaz - uśmiechnęła się widząc, że brzytwa którą złapała nie była aż tak ostra - Jakiś problem?
- Eeeee, … nie, oczywiście, że nie. Rozkaz, to, oczywiście - przełknął ślinę - rozkaz.
Kwestionować rozkazy to strata honoru, zaś uczciwie wykonywać, oczywiście, eee …
- widać było, że chłopak dalej usiłuje się pozbierać kompletnie nie wiedząc, co odpowiedzieć - Ja … czy naprawdę uważasz, że będę ci potrzebny przy tej misji … - szepnął wreszcie do niej na ucho wręcz Nie powiedział “Lotosowi”, ale “ci”.

Spojrzała na niego. Nie jak na równego sobie, tylko jak na podwładnego, którym go uczyniła. Jednym prostym zdaniem. Nadal nie podobał jej się ten obrót spraw. Czuła się psychicznie wyzuta ze wszelkich emocji, jednak jeśli to miało ocalić mu życie to niech będzie...
- Tak, jestem pewna.
- Wooooooobec teeego, wiesz co, cieszę się
- skoro otrzymał polecenie dowódcy. Sprawa na ten czas upadła. Yuen był prostym, uczciwym chłopakiem. Miał również poczucie własnej wartości. Nie przeszkadzało mu, że Sil kieruje misją. Wszak był jej zastępcą oraz kilka razy wyprostował parę sytuacji.
- Wiesz co - mruknął po chwili - może lepiej zostawmy tę sprawę wyłącznie pomiędzy nami. Chyba niezbyt dobrze jest, kiedy podwaładni dowiadują się, wiesz, lepiej pozostawmy myśli ich nieobarczone tym dodatkowym problemem. Co ty na to?

- Jasne - podniosła wzrok na sylwetkę stojącą w oddali z kimś, kogo dzięki żywemu kolorowi spodni nie można było pomylić z nikim innym. Spokojny uśmiech delikatnie wykrzywił kąciki ust do góry. Onimaru kolejny raz pokazywał jak wiele jest wart. To było pokrzepiające. Chociaż on jeden trzymał się na powierzchni w tym szaleństwie.
- Obiecałeś więcej nie znikać mi z oczu bez pozwolenia - zauważyła jakby od niechcenia, przypominając dane jej słowo. Może wypadło by to luźno gdyby nie nadal lekko pozbawione kolorytu policzki kontrastujące z rozbawionym spojrzeniem oczu. Coś strasznego musiało się stać pod tą skołtónioną czupryną. Spojrzenie przeniosła na Shina oceniając czy nic mu nie jest. Przynajmniej, czy nic poważnego.

Onimaru nie spuszczał z dwójki towarzyszy oka, od kiedy ich wypatrzył wśród ludzi wychodzących z miasta. Zdjął z siebie jaskrawe fatałaszki, maskę zniszczył, tak na wszelki wypadek. Może i spodziewał się reprymendy od Małej Żmii, ale jej słowa go zdziwiły, choć miała rację, a może właśnie dlatego. Tylko dlaczego przypomniała mu o tym właśnie teraz? Uśmiech spełzł z jego twarzy, ustępując miejsca konsternacji. Spojrzał na nią przenikliwie, próbując odgadnąć jej motywacje. Spojrzał jej w oczy. Po jego plecach niespodziewnie przebiegł dreszcz.
Znów się uśmiechnął, tym razem trochę nerwowo. Jedna ręka bezwiednie powędrowała na potylicę ronina.
- Tak, Sil-sama. Pomyślałem, że byś tego chciała.- jego mina wyrażała skruchę, aczkolwiek, poczucia winy ciężko się było dopatrzeć.

- Dziękuję - uśmiechnęła się ciepło widząc, że Aburame jednak jest cały i powróciła wzrokiem na “bohatera dnia” - Tego dokładnie chciałam
- Wiem.- powiedział cicho. Napięcie odpłynęło z jego twarzy. Odwzajemnił jej uśmiech. Czuł się naprawdę szczęśliwy. Zadziwiające było to jak wraz z roninem dogadywali się bez słów.
Przygryzła wargę karcąc się za tak otwarty flirt przy świadkach. Ronin dziwnie na nią działał. Zawstydzona opuściła wzrok i przykucnęła, by zrównać się z poziomem na którym został usadzony Shin.
- Jak się czujesz? - spytała trochę zbyt miękko, jakoś nie mogąc się tak szybko przestawić na zwyczajny tembr głosu. Odkaszlnęła w piąstkę, by zmyć ten fakt ze świadomości otoczenia i już bardziej skupiona utkwiła wzrok w twarzy Herbalisty.
 
Kelly jest offline  
Stary 02-02-2012, 16:32   #56
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
- Nic... nic mi nie jest. Naprawdę, nic...
Powiedział uspokajająco Shin w stronę liderki grupy, po czym grzmotną na ziemię jak kłoda, tracąc przytomność. Gasnąc jak świeczka na wietrze. Żołnierze najwidoczniej dali mu porządny wycisk, bo zupełnie nie kontaktował co się działo wokół, mamrocząc coś nieskładnie przez wymuszony na nim sen. Onimaru, który był najbliżej poszkodowanego i posiadał przynajmniej podstawowe przeszkolenie medyczne, szybko przykucnął na jedno kolano, dokonując oględzin pobitego kompana. Ronin potarł swój dziki zarost w kontemplacji i odetchnął cicho, z ulgą ustalając, że ich diablo ekstrawagancki Herbalista po prostu był wycieńczony. Istotnie, utrata przytomności z powodu wyczerpania stawała się ostatnio popularną rozrywką wysłanników Koalicji Lotosu. O powrocie do miasta nie mogło być narazie mowy, wobec czego bezklanowiec przerzucił sobie młodzika przez plecy. Kiwnął porozumiewawczo głową, dając dwójce pozostałych ninja do zrozumienia, że tego typu ciężar nie sprawia mu najmniejszego problemu. Co w sumie było dla nich dość oczywiste, skoro zdołał z nim pokonać wcześniejszy dystans w szaleńczym biegu, zostawiając stacjonujących w mieście wojaków na pastwę kurzu. Zaistniał jednak inny problem. Kurogane Iori zniknął wczoraj jak szron podczas odwilży, nie dając od tamtej pory nawet znaku życia. Strażnicy wyłączyli Shina z akcji... a to oznaczało jedno. Jeśli coś pójdzie źle, naprawdę tragicznie, nie będą mogli liczyć na pomoc medyczną.

Niewielką polankę zasłaną przecudnymi kwiatami znaleźli chybcikiem. Odnalezienie zarośniętej, niezbyt często uczęszczanej dróżki zajęło trochę dłużej... a potem było już tylko gorzej w miarę jak mijały kolejne minuty. Sądząc po położeniu słońca na niebie, przez palce przesypała im się przynajmniej godzina, a oni wciąż błądzili jak kurczaki, którym poucinano łby. Zgubili szlak chyba cztery razy. Na litość wszelkich Fortun, jakże Sil pluła sobie w brodę, że nie posiada w drużynie kogoś, kto znałby się lepiej na nawigacji poprzez leśne odmęty. A co jeśli ponownie nie odnajdą drogi? Przez ich głowy przesuwały się ponure teorie, których nie chcieli nawet poruszać na forum grupy, żeby nie obniżać morale jeszcze bardziej. Wysłana na arcy-ważną misję drużyna ninja, która zgubiła się w lesie. Wszyscy w końcu padli z głodu.Na szczęście, rzeczywistość nie okazała się być równie ponura. Wyszło na to, że życie wynagradza wytrwałych.


Zadziwiające, że informacje, których nie był świadom ani pan Neitaki ani jego przewrażliwiona służąca, znalazły się w posiadaniu ninja po pojedynczej, banalnej konwersacji z najgorszym ogniwem łańcucha społecznego. Jednak jeszcze bardziej niesamowite wydawało się odkrycie, że nie stanowiły sobą po prostu pirackich urojeń podbarwionych nagabywaniem ciotki delirki. Alkohol - prawdziwy Dar Niebios. Na niewielkiej polance, szczelnie i przytulnie otulone trudnym do przeniknięcia parawanem wykonanym z leśnego poszycia, znajdował się niewielki obóz, z całą pewnością należący do bandy nieletnich złodziejaszków. Ot, kilka namiotów, liny mocujące, parę worków, dwie pomniejsze skrzynki (pewnie z zapasami) oraz ognisko, które już dawno wygasło. Tutaj jednak rodziła się zagwozdka, bo rabusiów nigdzie widać nie było. Udali się na kolejny połów tanich świecidełek? Nie, ta teoria została natychmiastowo obalona, kiedy tylko przewodząca grupie Żmija spostrzegła ruch w jednym z improwizowanych schronień.

Zza przesłony wyłonił się chłopak, nie starszy niż kilkanaście lat. Jego proste ubranie podróżnika było nacięte w kilku miejscach, zapewne przy pomocy broni białej. Prawe przedramię miał obwiązane chustą podbarwioną zbrązowiałą krwią. Pod oczami rozciągały mu się podkowy zmęczenia, a wyglądał blado jak trup. Systematycznie, niemal całkiem bezrozumnie, zaczął kopać dawno wygasłe węgliki ogniska, rozrzucając je wkoło. Jakby to miało coś pomóc.
- Zasługujemy by umrzeć. Nie powinniśmy byli tego robić...
Powtarzał dwa króciutkie zdania jak mantrę. Pewnie liczył, że bogowie odpowiedzą i uśmiercą go na miejscu. Tyle ‘szczęścia’ nie miał, ale skutecznie zdołał zwrócić swoim ciągłym biadoleniem uwagi kolegi, który miał już serdecznie dość tego narzekania. Szczerząc się jak wściekły pies, drugi młodzian wychylił się ze szpary w namiocie. Niósł w rękach niewielką, drewnianą skrzynkę, po brzegi wypełnioną kosztownościami. Jej wieko nie chciało się zamknąć.


- Zamknij w końcu swoją rozmazgajoną paszczękę i pomóż mi! Przestań kopać bez sensu kamole, łap za drugą skrzynię. Ja dwóch przecież sam nie uniosę! Musimy się wynosić, zanim po nas wrócą! Później będziesz mógł się torturować do upadłego. Nic mnie to nie obchodzi!
Yuen zauważył, że drugi z chłopaków był poobijany jeszcze gorzej niż ten pierwszy. Rozcięcia i różne kolory siniaków rozpościerały się po jego twarzy, widocznie utykał na lewą nogę. Tak, tych dwoch wdało się z kimś w poważną walkę, co do tego nie było nawet najmniejszych wątpliwości. Jak postąpić dalej? Wydawało się, że w tej kwestii wojownicy cienia posiadali całkowitą dowolność. To, że mazgaj przy ognisku robił wrażenie mocno pijanego, dodatkowo ułatwiało sprawę gdyby zaszła konieczność pogoni. Co więcej, tak poturbowani małoletni kradzieje nie pokonają zbyt dużego dystansu, a nawet jeśli... szybki niczym strzała Onimaru przecież z łatwością ich dogoni. Sama perspektywa walki wydawała się śmieszna. Każdy z trójki podziwiających scenkę ninja wciągnąłby tą parę szczurów nosem. Ba, pewnie nawet Shin, gdyby tylko odzyskał pełnię świadomości, zdołałby sobie z nimi poradzić...
 
Highlander jest offline  
Stary 05-02-2012, 22:10   #57
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
W pozyskiwaniu nowych sojuszników nie widział nic złego, ale teraz musiał przede wszystkim zachować zdrowy rozsądek oraz ostrożność. Dlatego od razu zdystansował się względem jej nadmiernej uprzejmości i podstępnych wdzięków. Wyciągnął też istotne wnioski na temat otoczenia, a także postaci przyjmującej go ‘gospodyni’ - z tym pozłacanym, uciążliwym kawałem żelastwa na twarzy, raczej nie mogła napić się herbaty (albo trucizny) wypełniającej zastawę. Nieodgadniony trunek wciąż był bardzo gorący. Uwalniał obłoczki pary, a założenie i poprawne umocowanie na głowie czegoś takiego, jak ta maska, zajmowało przynajmniej kilka dobrych minut. Niewiasta, w przeciwieństwie do mięsnego potwora spotkanego wcześniej, nie miała wygodnie ulokowanych na boku zaczepów. Strych magazynu był też podejrzanie pusty.
- Kurogane-san, pragnę przeprosić, ale mimo wielkiej chęci, nie mogę zdradzić panu swojego prawdziwego imienia. Moja organizacja nadała mi miano Pani Dziewięciu Cynobrowych Sieci. Na potrzeby naszej konwersacji, będzie to niestety musiało wystarczyć.
Dała do zrozumienia, że choć ma (obecnie) ciepłe i uczynne nastawienie, traktuje siebie i Herbalistę poważnie. Nie chciała silić się na udawanie naiwnej trzpiotki, która zapomina nawet o poprawnej etykiecie i przedstawieniu samej siebie. Była ponad to. A i jego ceniła wyżej. Z drugiej strony, rzucony tytuł był przydługi, nieporęczny w rozmowie oraz pozostawał dla niego całkowicie obcy. Nigdy nie słyszał aby ktoś wpływowy, czy znaczący się nim posługiwał. Albo więc zmyśliła go na prędce, albo jej grupa była abusrdalnie skuteczna i zakonspirowana.

- Tak, to pechowy rozwój sytuacji. Bardzo mnie zasmucił. Najwyraźniej jeden z wpływowych popleczników Daimyo przypomniał sobie pańską tożsamość i zarządził dziką pogoń. Ale bez obawy, za kilka dni wszystko powinno wrócić do normy. Może odrobinę herbaty?
Uprzejmie i taktownie, choć nieco niezgodnie z ogólnie przyjętym obyczajem, wskazała mu imbryk sugerując, że jeśli tylko ma ochotę na napitek, w żadnym razie nie musi się krępować. Duet trawiastych oczu taksował uważnie schorowanego mężczyznę, wciąż zawierając w sobie chaotycznie wirujące iskierki zaciekawienia. Jego historią i motywacjami. Choć próbowała raz po raz, nie mogła skutecznie pochwycić tego, co nim kierowało. Co skłoniło go do przybycia.


- Z miłą chęcią - odparł, po czym wypił łyk wywaru. Gdyby chcieli go zabić, już dawno by to zrobili. Dla pewności jednak, zaczął badać od razu własne ciało pod kątem wszelakich możliwych toksyn korzystając z Wushu. Strzeżonego bogowie strzegą. Podstawy jego sztuki medycznej nie wykazały żadnego zagrożenia, czy zmian zachodzących w organizmie.
- Mam nadzieję, że nie obrazi się pani, jeśli przejdę od razu do interesów?
Jego wyraz twarzy stał się chłodny i obojętny. To była twarz człowieka potrafiącego kalkulować przy użyciu zimnej, bezemocjonalnej logiki. Facjata osoby, która traktuje wszystko i wszystkich przedmiotowo - niczym narzędzia służące do wykonania bliżej niekreślonego celu.
- Oczywiście, możemy. Ale najpierw spokojnie się rozsiądźmy.
Z tonem i barwą głosu, które sugerowały uśmiech, ‘żelazna dama’ powróciła na zajmowane dotąd miejsce, nie tracąc ani grama swojego promiennego nastawienia. Zamknęła oczy, wzięła głęboki oddech. A umieszczając łokcie w wygodnej pozycji na kolanach dodała jeszcze:
- W czym więc mogę służyć swoją pomocą? Mój sojusznik nie powiedział za wiele odnośnie tego, co pana tutaj sprowadza. Napomknął jedynie o zainteresowaniu pewnym Wushu.

Iori pozwolił sobie na cień uśmiechu.
- Zgadza się. W czasie podróży, razem z moimi towarzyszami natrafiliśmy na pewną karawanę, a raczej to co z niej zostało. “Bandyci” zabili wszystkich z wyjątkiem jednej kobiety. Chcieliśmy jej pomóc i jakże wielkie było nasze zdziwienie gdy dziewczyna nagle wybuchła, zabijając przy tym jednego z moich kompanów. Kierowany naukową ciekawością, chciałbym poznać to Wushu, a przynajmniej zasadę jego działania. Możliwość takiej nienaturalnej ingerencji w chi istoty żywej jest... fascynująca. - to był co prawda tylko jeden z powodów dla których tu trafił, ale na wszystko istniał czas i miejsce. Był niezwykle ciekaw czy pozna w końcu jakiś fakt, czy otrzyma politycznie poprawną odpowiedź wymijającą. Trawiła go ciekawość, czy kobieta zdoła go zaskoczyć. Tymczasem, najwyraźniej to on zaskoczył ją. W miarę jak mówił, jej oczy okazywały coraz więcej zdziwienia. Natychmiast jednak zmrużyła je czujnie, nie chcąc okazać pełni swojego zaskoczenia. Układ brwi sugerował, że jest na samym krańcu odkrycia jakiegoś brakującego faktu, zniwelowania niespójności, którą uraczył ją Iori. Jej głowa drgnęła, ostry, zakrzywiony paznokieć odlany z metalu puknął z echem w lewą część maski, sugerując nagłe oświecenie. Zaśmiała się, chociaż tylko ona pojęła zagmatwany żart.
- Och, w takim razie mam wieści, które chyba pana rozczarują. To... ‘Wushu’ wcale nie jest jakąś oryginalną, zapomnianą techniką przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Pamiętam raport z tamtej misji i wiem, że na tej niefortunnej młódce użyto po prostu wybuchowej notki oraz kilku sprawnie rozlokowanych nici. Jeśli wolno mi zaproponować swoją teorię. Być może Chi zawarte w papierze weszło w reakcję z jej krwią, co wywołało niewłaściwą diagnozę?


Kurogane zaśmiał się lekko, przyjacielsko, jakby przed chwilą usłyszał dobry żart. Faktycznie prawda - mimo, że rozczarowująca - bawiła go na swój własny sposób.
- Faktycznie. Z początku myślałem, że jej ciało trawi trucizna. Kto by się spodziewał, że będzie to po prostu robota członka klanu Asaito. W takim razie, technika mimo nieskomplikowania, okazała się nad wyraz skuteczna, jak moja towarzyszka miała okazję się niestety przekonać na własnej skórze. Cieszę się, że udało mi się w końcu ustalić źródło tej anomalii w chi. Dziękuję za wyjaśnienie. - więc w mieście działał klan Ukrytych Nici Przeznaczenia. Jego rozmówczyni bez dwóch zdań do nich należała. Wielkolud spotkany wcześniej raczej nie, choć mógł być równie dobrze najętym roninem. Tak czy inaczej, Herbalista nabierał coraz silniejszego przekonania, że ta organizacja działa przy samym pałacu. Najciemniej pod latarnią, jak to mówią. Postanowił poczekać i pozwolić Pani Sieci przekierować rozmowę na inne tory.
- To naprawdę smutna ironia losu, że osoba potrafiąca zmienić swe ciało w stal i bez wzruszenia znosić ciosy najdoskonalszych ostrzy, została pozbawiona życia czymś tak błahym jak tamta eksplozja. Hagane Aki nigdy nie była naszym celem. Ale, jak mówią, smutek jednych czasami sprowadza szczęście na innych. Ktoś bardzo ucieszył się z jej śmierci...
‘... a my potrafiliśmy to wykorzystać’ zostało pozostawione w domyśle. Pewne prawdy łatwiej przełknąć kiedy nie wypowiada się ich na głos. Jadeit jej spojrzenia padł na pękniętą szybę.
- Grupa zapewne ciężko zniosła jej niespodziewane... odejście?

Iori zaklął w myślach. Ta kurwa miała dostęp do informacji które... mogła uzyskać tylko od szpiegów z ukrytej wioski. Czuł, że z każdą chwilą traci grunt pod nogami i przez chwilę zastanawiał się czy nie spróbować jej teraz zaatakować. Niemniej pomysł został porzucony równie szybko co pomyślany. Takie rozwiązanie nie wchodziło w grę.
- Wręcz przeciwnie. Shinobi na szczęście mają tendencję do zdrowego pragmatyzmu. Pozwolisz pani, że spytam wprost. Skoro wiesz kim są moi towarzysze, wiesz też zapewne po co tu przybyliśmy. Muszę więc spytać, czy wiesz coś na temat celu naszej misji i czego chciałabyś ode mnie za podzielenie się tymi “ewentualnymi” informacjami? - może ta paniusia nie wiedziała wszystkiego, ale napewno miała lepsze zaplecze niż jego grupa. Ioriemu zaś zależało na odnalezieniu dziewczynki przed “towarzyszami broni”.
 
__________________
"The good people sleep much better at night than the bad people. Of course, the bad people enjoy the waking hours much more."
-Woody Allen
Famir jest offline  
Stary 06-02-2012, 11:20   #58
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Jej oczy z powrotem padły na stratega, a on poczuł się jak więzień pod gilotyną.
- Kurogane-san, najpierw chciałabym zadać Ci pytanie. Dlaczego chcesz znaleźć małą Mayę? Jak sam przed momentem stwierdziłeś, Ciebie i innych z Twojej grupy cechuje pragmatyzm. Nie ckliwe rozczulanie się nad tragedią zbałamuconego alkoholem szlachcica. Który, ujmując sprawę dość grzecznie, nie ma zbyt dużych wpływów. Ani szans aby je odzyskać. Jeśli moja ciekawość uderza zbyt mocno w Twoją prywatność, nie odpowiadaj. Zrozumiem...
Wzdech. Urwała, ze sztucznym żalem i drżeniem tonacji, co z powodu przywdzianej ozdoby zabrzmiało bardziej jak ponura przepowiednia niż przejaw szczerego smutku. Jak zapewne miało. Ona ‘zrozumie’, a on straci jakiekolwiek szanse na wyciągnięcie z niej czegokolwiek więcej. Ninja był między młotem a kowadłem, bo osoba pokroju Cynobrowej Pani, która żywi się kłamstwem jak moralny pasożyt, potrafi je zapewne równie łatwo wyczuć.

- To żadna tajemnica. Jak sam mówiłem, cechuje mnie pragmatyzm. Jestem świadom, że nasz pracodawca nie ma żadnych realnych wpływów, niemniej jednak jego osoba jest znana... gdyby jego dziecku przytrafiła się tragedia, gdyby znaleziono jej ciało zmasakrowane w charakterystyczny sposób... wieść szybko rozeszłaby się po miejscowej szlachcie, wzbudzając tym samym negatywne emocje względem shinobi. W najgorszym wypadku byłby to wzrost niechęci społecznej. W najlepszym wrogość i strach o losy własnych pociech.
Iori, co prawda nie wprost, ale właśnie przyznał się do tego, że zamierza znaleźć dziewczynkę i ją zamordować, w taki sposób by jej śmierć dość jednoznacznie wskazywała na shinobi. Jakiekolwiek były cele tego człowieka w żadnym razie nie zaliczały się do nich pokój między ninja a cesarstwem. Palce kobiety splotły się i skrzyżowały mniej-więcej na wysokości połowy torsu. Spojrzenie nie wyrażało absolutnie nic, dolnej części twarzy nie dało się odczytać z powodów oczywistych, a Kurogane miał dziwne wrażenie, że temperatura w pomieszczeniu nagle spadła o kilkanaście stopni, zamieniając przyjemne ciepło w oziębłość.
- Wobec tego, pokładam swoje nadzieje w tym, że reszta pańskiej drużyny zdoła odnaleźć ją całą i zdrową. Scenariusz tego typu, mocno wypaczyłby świat. Na niekorzyść nas wszystkich.

- To akurat pani zdanie, choć jestem w stanie całkowicie zrozumieć argumenty warunkujące taką, a nie inną postawę. Obawiam się niestety, że jeśli już na tym etapie wychodzą... znaczące różnice światopoglądowe, to szanse na jakąkolwiek dalszą współpracę są raczej znikome.
Nie wszyscy shinobi chcieli pokojowego rozwiązania. Kurogane szczerze wierzył, że gdyby ninja się zjednoczyli, byliby wstanie wygrać tę wojnę. To był jednak odległy cel i musiał stawiać małe kroczki. Podróżując od regionu do regionu, siejąc chaos i zniszczenie w Cestartwie w ramach swoich skromnych możliwości. Był zaintrygowany, jak zareaguje kobieta. Wyjdzie z jakąś propozycją, zgodzi się i pozwoli mu odejść, czy też zginie próbując go powstrzymać? Shinobi był nad wyraz ciekawy dalszego przebiegu tej rozmowy. Serce zaczęło szybciej bić, pompując adrenalinę. Zabawne, jak destrukcyjną moc mają słowa. Nie tną ostro jak miecz, nie pozbawiają życia w ułamku sekundy. Ale dobrze ukształtowany zlepek wyrazów ma szansę posłać na śmierć tysiące ludzi, a ich żony uczynić głodującymi wdowami. Przy tak poważnych konsekwencjach, natychmiastowe i nieodwracalne zniszczenie dobrego pierwszego wrażenia, co właśnie uczynił Iori, zdawało się być czymś banalnym, całkowicie trywialnym. Choć oczywiście, poważnie odmienił los dwójki ludzi.
- Zgadzam się. Całkowicie. Bo prowokowanie ludności cywilnej do wsparcia Cesarza i znienawidzenia ninja jest jedną z najgłupszych taktycznie decyzji, jakie słyszałam przez całe życie. Kurogane-san! Otrząśnij się, proszę. Lud to nasza linia życia! Współpracują z nami, chronią nas, liczą na wybawienie od tyranii. Jeśli podburzysz ich przeciw shinobi, wszyscy zginiemy w ułamku sekundy. Zarzucą nas czapkami i zaszczują jak psy! To co proponujesz jest nie tylko ekstremalne, ale i szalone! Pozbawione jakiejkolwiek logiki...
To była jedna z tych rzeczy, odnośnie których puszczały wszelkie granice i gra aktorska. Kiedy twój instynkt samozachowawczy bił na alarm jak zwariowany, rzadko bawiłaś się w polityczny teatrzyk. Nachyliła się nad stołem, a jej otwarte dłonie runęły na blat. Jak dwa pająki, gotowe do skoku. Usłyszał jak wydyszane powietrze dosłownie zaświszczało pomiędzy warstwami metalu.


- Proszę nie mierzyć innych swoich miarą. - odparł chłodno Iori, widząc jak dziewczyna traci panowanie nad sobą. Zdanie wypowiedział bardzo powoli, akcentując odpowiednio litery dając jej do zrozumienia, że spora ilość szacunku, którą do niej mimo wszystko żywił, zniknęła bezpowrotnie. Nawet jeśli miał przed sobą jedną z tkaczek, to Pani Sieci nie mogła stać zbyt wysoko w hierarchii. Opanowanie było jedną z cnót tego klanu. Mimowolnie poczuł się zawiedziony tym nagłym wybuchem, który nie świadczył o niczym dobrym. Nie w tym przypadku. Miał wrażenie, że stoi przed arachnidem, który zaczął zrywać własne nici.
- Shinobi są podzieleni. Taka jest prawda. W naszym społeczeństwie istnieją dziesiątki, jeśli nie setki różnych frakcji. Każda z innymi planami i celami. Walczącymi między sobą. Nasza społeczność przypomina sytuację w której zaczynamy plątać się we własne sieci. Nawet kiedy wybuchła wojna nie byliśmy wstanie się zjednoczyć. Dlaczego? Bo nie ma jeszcze prawdziwego zagrożenia. Oni czasem uderzą w nas, a my czasem w nich, ale żadna ze stron nie jest wstanie jednoznacznie przechylić szali. Zimna wojna, gdzie żadna ze stron nie wie do końca jak rozwiązać problem. Niektórzy ludzie marzą o pokoju. O pojednaniu z Cesarstwem. Ja i mi podobni twierdzimy, że cesarz nigdy nie zapomni ani nie wybaczy. Nie on, to jego dziedzic. Nie teraz to za pięćdziesiąt... sto... dwieście lat. Prędzej czy później, jednak dopną swego. Co więc pozostaje? Zjednoczyć się, ale jak już powiedziałem, na chwilę obecną to niemożliwe. Ponieważ ludzie obudzą się dopiero, gdy zagrożenie stanie się realne. Gdy przelana zostanie ich własna krew. Gdy dobra ogółu staną się ważniejsze i pilniejsze od dóbr klanów i organizacji. Dlatego między innymi uważam, że należy prowokować Cesarstwo. Jeśli się uda wygramy tą wojnę. Będzie to proces długotrwały i mozolny, ale wygramy. Jeśli się nie uda... i tak czeka nas ten sam los. Tyle, że nastanie on trochę szybciej. A czy jestem szaleńcem...
Mówił powoli, wypranym z wszelkich z uczuć głosem, pozwalając sobie jedynie na silniejsze zaakcentowanie tytułu, jakiego użyła kobieta przedtawiając się. Co mi zrobisz? - mówiło jego spojrzenie. Zabijesz mnie? Możesz zabić jednostkę, ale nasza idea będzie żyć dalej. W innych. Bo są inni, których złączy ta sama myśl, wizja przyszłości. Nie ja to oni, niech tak będzie.

W miarę jak mówił, kobieta stawała się bardziej emocjonalnie odległa z każdą, mijającą chwilą. Jej głowa spuszczona, ręce rozluźnione po bokach, spojrzenie mętne jak zabłocona sadzawka w deszczowy dzień. Duch złamany, oszukany. Rezygnacja bijąca jak aura tyle, że posiadająca klarownie widzianą emanację w świecie fizycznym. Ale niespodziewanie, cudowna energia i wigor napełniły ją ponownie. Znowu stała się tą samą, życzliwą, niezrażoną światem kobietą, z którą rozmawiał jeszcze chwilkę temu. Dla niej, nic się nie stało. Wzniosłej scenki po prostu nie było. Nawet jeżeli ktoś otwarcie splunął jej w twarz, zawsze mogła powiedzieć, że zaczął padać deszcz.
- Rozumiem, Kurogane-san. Widocznie źle Cię oceniłam. Pierwsze wrażenia potrafią być mylące. Przepraszam za moją... emocjonalną reakcję. To się więcej nie powtórzy. Jeżeli nie masz dalszych pytań, chyba skończyliśmy. Ufam, że sam trafisz do drzwi?
- Nic się nie stało. Ja z kolei przepraszam za moją... pompatyczność. Chyba oboje nas poniosło. - Kurogane wstał, po czym delikatnie się ukłonił.
- Miło było cię poznać, Pani Dziewięciu Cynobrowych Sieci, ale mam nadzieję że się już nigdy nie spotkamy. - rzekł tonem sugerującym ostatnie pożegnanie z najlepszą przyjaciółką. Potem odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia. Mimowolnie, prawa dłoń powędrowała do wewnętrznej poły jego szaty, gdzie shinobi trzymał parę bliźniaczych Sai. Może był kapkę przewrażliwiony, bo oto bez problemu opuścił pustawe pomieszczenie i zszedł swobodnie po schodach. Nikt go nie zatrzymywał. Nikt nie wyprowadzil niespodziewanie zdradzieckiego ciosu w jego plecy. Potwornego giganta z mięsa też nie uświadczył. Przyjemne promienie popołudniowego słońca powitały jego twarz... a wraz z nimi ujawniło się odbicie złocistej łuny na przepięknym wzorze srebrzystych nici, które pomknęły w jego stronę ze skutecznością większą, niż jakiekolwiek ostrze zabójcy.


Kurogane działał bez namysłu. Chciał uskoczyć, ta ale gigantyczna, niewidzialna dotąd sieć, była zbyt szybka. Oblepiła go ze wszystkich stron i przyszpiliła do przeciwległej ściany, nieopodal martwej Cho. Uderzenie jego kruchej formy rozeszło się echem. Drzwi zamknęły się z trzaskiem, a kiedy ninja uniósł wzrok, zobaczył kobietę stojącą na schodach i patrzącą na niego z urazą. Zamarzniętą na kość, pełną jadowitej nienawiści. Gdyby mogła, pewnie splunęłaby mu w twarz. Ale nie miała czasu na taki teatrzyk.
- Faktycznie, źle Cię oceniłam. Ci z Czarnego Księżyca mówią, że wściekłego psa trzeba ubić szybko, nim zarazi swoim szaleństwem całą hodowlę. Tak więc zrobię. Głupcze!
Uniosła gardząco dłoń. Chociaż Iori nie mógł tego widzieć, doskonale wiedział, że posłała w jego stronę śmierć. Szybko, skutecznie i bez wyrzutów sumienia. Po chwili poczuł, że jego tkanki rozcinają dziesiątki małych wici, ostrością oraz dostarczanym naporem dorównujące drutowi kolczastemu. Dostrzegł jak fragment jego palca upada na drewnianą podłogę i odtacza się na bok. Potem element nadgarstka, łokcia, przedramienia. Jego ciało było dosłownie szatkowane na części pierwsze. Dalej nastała głęboka czerwień... i czerń, z której nie było powrotu. Ostatnie chwile wypełniła mu smutna refleksja. Przed kilkoma minutami, tam na górze, mógł osiągnąć wiele. Tak bardzo wiele, praktycznie wszystko! Kobieta była w stanie ukazać mu świat pełen nowych, bezgranicznych możliwości. Ale on nie mógł przejść przez wrota, które tak szczodrze otworzyła dla niego na pełną szerokość. Dlaczego tak się stało? Ponieważ jego prymitywny, jednowymiarowy fanatyzm krępował mu umysł niczym kajdany z najdoskonalszej stali.
 
Highlander jest offline  
Stary 07-02-2012, 09:40   #59
 
Henshin's Avatar
 
Reputacja: 1 Henshin nie jest za bardzo znany
W co te chłopaczki się wpakowali? Sil nie poświęcała obserwacji specjalnie sporo czasu. Całą sytuację odbierała dość osobiście, mając brata w podobnym wieku miała ochotę przetrzepać im te puste łby. Dała znać gestem ręki swoim kompanom, by zostali gdzie są. Na wszelki. Jeśli młodziki dojdą do wniosku, że należy uciekać przed czarno-odzianą nieznajomą, to wpadną wprost w ręce pozostawionych tu dwóch shinobi. Z resztą, wszyscy zgromadzeni, oprócz Shina, potrafili być wystarczająco szybcy, by ich dogonić. A każdy z nich, nawet z nieprzytomnym Shinem, byłby w stanie ich pokonać. Zwinnym, szybkim susem Nguyen wyskoczyła z krzaków pochwycając wpierw Zrzędę, a w chwilę później Płaczka. Za uszy. Tak jak to się robi z takimi zumerami. Oczywiście brała pod uwagę, że “mózg” tego duetu może upuścić skrzynię i z jakiejś magicznej kieszonki dobyć nóż. Wrażliwszy z dwójki, raczej by się do tego nie posunął, ale na niego też miała oko. Odczekawszy spokojnie aż miną pierwsze złowróżebne teksty, temperowała ich próby wydostania się z niezbyt sprawiedliwego, ale jakże efektywnego chwytu zwiększając nacisk lub wykręcając mocniej uszy. Dla własnej wygody w trakcie tych przepychanek skierowała chłopców ku glebie, na której docelowo mieli usiąść.

- Już? Będzie spokój?

Zapytała spokojnym, lekko zrzędliwym głosem. Nie miała zamiaru krzyczeć.


Co było, to przeszło, rozpłynęło się gdzieś w sinej oddali. Yuen szedł ostrożnie, przynajmniej starając się trzymać na uboczu oraz nie chcąc, by ktokolwiek spośród towarzyszy go obserwował. Natomiast zadumany ninja spoglądał bystro na nich. Jakby potrafili odczytać myśli chłopaka. Zwłaszcza wtedy, gdy Onimaru oraz Sil właściwie jawnie flirtowali ze sobą. Bez trudu dostrzegał miłe słówka, uśmiechy owe sekundowe spotkania spojrzeń. Ogarniało go jakieś nieprzyjemne uczucie. Och, zdawał sobie sprawę, ze to po prostu zazdrość, aczkolwiek zazdrość w jego stylu, czyli nie niosąca ze sobą zawiści, lecz poczucie smutku oraz osobistej klęski. Ogólnie rzecz biorąc, Yuen miał coś w sobie z filozofa i realnie przyjmował wszystkie ciosy. Starał się postępować honorowo, jednak zdając sobie sprawę, że to droga najeżona pułapkami oraz, że kiedyś, jakieś sidło dorwie go. Tam nieomal stało się dzisiaj, ale mniejsza o takie szczegóły. Cieszył się na wyprawę z Sil, cieszył … wcześniej się cieszył … Jednak cały jego fatalny nastrój nie przejawiał się zmianami oblicza, wiecznie ozdobionego neutralnym uśmiechem nr 7. Całkowicie sztucznym oraz idealnie wypranym uczuciowo. Piękna maseczka założona na twarz, cudownie nieodgadniona. Przy całym swoim przygnębieniu jednak starał się pomagać. Owszem, nie mówił tyle co zwykle, praktycznie niemal wcale, poza sytuacjami wyjątkowymi. Jednak mógł reagować ruchem, mógł ochronić, słuchać poleceń. Kiedy piękna Sil wyskoczyła chwytając chłopaków na wszelki wypadek rozglądał się wokoło. A nóż, jakiś kolejny był gdzieś w namiocie jeszcze i chciałby zaatakować dziewczynę? Oczywiście obroniłaby się, ale pewnie musiałaby wypuścić któregoś ze schwytanych chłopaków. Dlatego właśnie asekurował ją obserwując, gotowy do rzutu jedną ze swoich gwiazdek. Właściwie powinien podejść sprawdzając, ale po prostu dziwnie poczuł się słabo. Nogi jakby nie chciały go nieść, zresztą, może to nie ciało, lecz osłabiona gwałtownie psychika ninja. Yuen mógł przez lata wydawać się twardzielem, aż nagle zaczął trzeszczeć, niczym stara krypa na wietrze.

Po króciutkim okresie naburmuszonej antypatii, jaki stanowiło dzisiejsze przedpołudnie, Fortuny ponownie zaczęły uśmiechać się do grupy i darzyć ją swymi względami. Chłopiec stojący przy ognisku był tak niemrawy z powodu alkoholu buszującego w jego organizmie, że wystarczyło pojedyncze pchnięcie dłoni Sil aby padł na ziemię, jak drzewo ścięte przez oszalałego drwala. Tamten drugi spanikował, rzucając swój kuferek z trofeami w powietrze i rozsypując świecidełka wszędzie wkoło. Ale nie zdążył nawet odwrócić się aby spróbować dać drapaka, bo jego ucho zostało zamknięte w żelaznym uścisku młodej ninja, która... obecnie miała w sobie więcej z surowej niańki niż ponurego zabójcy utkanego z cieni. Chłopcy chyba lepiej na tym wyszli.

- C-coś ty za jedna, co? Skąd żeś się tu wzięła i czego chcesz?!

Chamski pyskacz nawet w tej sytuacji nie tracił ciętości języka. Oczywiście nie wiedział, że oprócz dziewczyny, która właśnie go utemperowała, w krzakach czai się także trójka jej kolegów. W innym wypadku pewnie byłby nieco grzeczniejszy. Ten mniejszy, młodszy, trzymał język za zębami. Bał się, był zbyt wystraszony żeby odpyszczyć czymkolwiek. Mówiło się, że alkohol ponoć rozwiązuje ludziom język, a tu taka niespodzianka.

- Jak się do mnie odzywasz, szczeniaku? - warknęła i mocniej skręciła ucho - Przeproś!

- Aaaała! Chole... przepraszam! Przepraszam, no!

Hultaj ugryzł się w język i okazał skruchę pod wpływem dostarczonego stymulantu. Nacisk na ucho zelżał do znośnego. Oczywiście nie odpuściła całkowicie.

- No... - sapnęła, trochę udobruchana ich kooperatywnością.

- W co się znowu wpakowaliście? Kto was tak urządził?

Nieletni ‘przywódca’, z miną cierpką jakby wypił właśnie pól litra octu, zastanawiał się co odpowiedzieć tej dziwacznej kobiecie, która tak sprytnie ich obezwładniła, wykorzystując zaskoczenie. Mimo wszystko, buntować się nie zamierzał. Nie chciał tracić części aparatu słuchowego. Mrucząc pod nosem coś mało kulturalnego, poczuł delikatne tężenie ręki na czerwonym uchu. Przewrócił oczami, skrzyżował ręce i zaczął gadać.

- Żołnierze. Cesarscy piechurzy, jak zwiewaliśmy z ich obozu.

- Co robiliście w ich obozie? - głos Żmijki lekko zahaczył o wyższe tony w skali.

-... słyszeliśmy, że... cholera! Słyszeliśmy, że przewożą złoto i jadeit z Heigenchou do Daiwy. Niezliczone skrzynie! Myśleliśmy, że jeśli uda nam się ukraść jedną, nikt nas nie zauważy...

Słuchając tego, Sil miała poważne kłopoty z utrzymaniem równowagi, nie mówiąc już nawet o kontynuowaniu przesłuchania. Nadmiar głupoty emanujący od tego chłopaczka najwyraźniej zwiększył jej pole grawitacyjne. Najwidoczniej te żałosne, miejskie szczury poczuły się tak pewnie, że zachciało im się podkraść do Żelaznej Karawany. Na tego typu konwoje, nawet ninja z doświadczeniem mierzonym w dekadach napadali bardzo rzadko. Nguyen nigdy nie widziała ani jednej na oczy, ale słyszała ponure opowieści o elitarnych oddziałach uzbrojonych w broń palną i ładunki wybuchowe, Egzekutorach, Złotych Lwach... wszystkim co najgorsze. Takie transporty stanowiły prawdziwe mobilne fortece, pełne pieniędzy, cennych kruszców, dóbr, a nawet niewolników. Zawsze przewodziły im najbardziej wyzute z wartości moralnych i etycznych jednostki, które z równą łatwością mogły zamówić dla siebie mięso w tawernie, co nakazać podkomendnym obdarcie noworodka ze skóry. Jakim... jakim cudem, dwójka tych szczeniaków mogła być tak naiwna!? Mieli myśli samobójcze, czy co!?

Pytanie jakie rodziło się w głowie Nguyen było z goła inne: jak ta dwójka uszła z życiem? Żmijka poczuła nieprzyjemny dreszcz przechodzący wzdłuż jej karku. Jeśli “zapłacili” dziewczynką za własną wolność... Cóż, mogli wtedy uratować własną skórę i tłumaczyłoby to stan duchowy cichszego z chłopców. To było tylko podejrzenie, jednak gdy Sil odezwała się po raz kolejny w jej głosie nie pozostało nic z siostrzanej troski.

- Gdzie Maya?

Na tę komendę, młodszy rozkleił się i zaczął płakać jak bóbr. Aż wstyd żeby kilkunastoletni chłopak posypał się w ten sposób, jednak sytuacja zdawała się to usprawiedliwiać.

- Zakradliśmy się tam... kiedy żołnierze byli na ćwiczeniach! Myśleliśmy, że nas nie zauważą! Ale ktoś został na straży! Buszowaliśmy w trójkę w ich skrzyniach i wtedy... wtedy pojawił się jakiś mężczyzna w czarnym pancerzu z samurajską maską! Złapał nas za fraki, potem było tylko gorzej... zaprowadził nas do kobiety odzianej podobnie jak on... zostaliśmy związani na środku obozu. Wspólnie bili nas, kopali i cięli przez kilka godzin, na oczach tych wszystkich żołnierzy, a oni po prostu się... się śmiali... na bogów, nie chcę tego pamiętać, nie chcę!

Załamany młodzik, nie bacząc na spójny stan swojego ucha, wysunął się niespodziewanie z jej uchwytu i zwinął się w kłębek, do pozycji embrionalnej. Z niego ciężko już będzie wyciągnąć cokolwiek. Pozostawało chyba tylko skupić się na tym twardszym.

To nie był pierwszy raz, na pewno też nie ostatni, gdy spotykała się z taką sytuacją. Możliwe, że kiedyś będzie jej to obojętne, jednak teraz odczuwała niesmak. Popchnęła chłopaka ku ziemi tak jakby dotknęła czegoś obrzydliwego. Czegoś głupiego, żałosnego i niewartego uwagi.

-Co z nią zrobili?

Onimaru czuł się jak głupiec. Lata treningu, wyrzeczeń, walk o życie... a oni nie mogą się odnaleźć w lesie. Mimo wszystko, humor mu dopisywał i potrafił znaleźć lepszą stronę tej sytuacji. Chociaż nie mógł sobie przypomnieć, co dobrego było w błądzeniu po omacku. Nie mniej, dobry humor pozwolił zignorować wszelkie niedogodności, i zanim zdążyła zeżreć go irytacja, odnaleźli obozowisko. Obserwował Sil w akcji. Musiał przyznać, że umiała sobie radzić z kłopotliwymi dziećmi... choć pochwyceni chłopcy, mieli raczej zgoła inne zdanie na ten temat. Jasne było, że z ich strony, nie uraczą żadnego zagrożenia, a na pewno nie takiego z którym Sil nie dała by sobie rady samodzielnie.
Już chciał się ruszyć, żeby zbadać okolicę, ale zastygł w pół ruchu. Miał jej przecież nie znikać z oczu, więc rozglądał się stacjonarnie, czy ktoś się do nich nie zbliża, lub nie łowi uchem cennych informacji, które płynęły z ust rzezimieszka. Gdy młody zaczął opowiadać o ich szaleńczej próbie, Ronin skupił się na jego słowach. Uśmiechnął się z aprobatą słysząc ich brawurę, kiwając jednocześnie głową na boki, ganiąc ich w myślach za pośpiech i głupotę. Dowiedzieli się, gdzie może być Maya, więc chyba nic tu po nich. Mogli ruszyć dalej. Ale co Sil zrobi, ze zniewolonymi w żelaznym uścisku huncwotami?
 
__________________
May my enemies live long so they may see me progress.

You can run, but You will only die tired.
Henshin jest offline  
Stary 08-02-2012, 10:44   #60
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Ten żwawszy i butniejszy też spuścił nos na kwintę. Widać, mimo ładnie utrzymywanych dotąd pozorów, nawet jemu ciężko przychodziło poradzenie sobie z tym, czego doznał pod nader ‘czujnym i opiekuńczym’ okiem żołnierzy pilnujących Żelaznej Karawany. Co zabawne, nawet nie kwestionował w jakikolwiek sposób tożsamości kobiety, która go trzymała. Kim jest, dlaczego właściwie go wypytuje. Nic z tych rzeczy nie było ważne. Defetyzm pełną gębą.
- Dali nam wybór. Jedno miało się poświęcić, żeby pozostała dwójka mogła ujść z życiem. Maya zgłosiła się pierwsza... rozwiązali nas i wykopali z obozowiska. Zapowiedzieli, że jak nie wyniesiemy się z okolicy natychmiast, to wrócą po nas i nie będą tak ‘łaskawi’ jak ostatnio...
Zaczął oddychać ciężej, histerycznie łąpiąc powietrze. Pewnie chciał coś zrobić, ale wiedział doskonale, że jest całkowicie bezsilny. Ujął jedną z leżących na boku pereł i cisnął ją daleko.
- Nie mogliśmy nic zrobić, nie wiedzieliśmy do kogo się zwrócić... ten... ten ich przywódca, cesarskie psy chyba zwracały się do niego Keikan. Nie można go pomylić z nikim innym. Ma na gębie cztery, głębokie bruzdy biegnące z góry na dół. To potwór! Demon! Oni z najgłębszych czeluści piekieł! Każda rana, którą nam zadawał sprawiała, że chichotał z radością jak małe dziecko! Ja... nie wiem nawet czy Maya jeszcze żyje. Jeśli został z nią sam na sam...
… to można tylko mieć nadzieję, że nie męczyła się długo - dodała w duchu Nguyen. Zadziwiające, że chłopcy postrzegali śmierć jako najgorsze wyjście z opresji. Jednak nie sądziła, by dziewczynie dane było dołączyć do swych przodków. Raczej wygadała się kim jest i teraz mają względem niej nie liche plany. Nguyen złapała się na tym, że przejmowała się życiem dziewczynkim w stopniu raczej nikłym. Ważniejsze było wykonanie zadania i utrzymanie sojuszników. A jeśli to cesarskie psy pozbawiły córkę pana Neitaki życia lub zdrowia istniała ogromna szansa, że status quo zostanie podtrzymane.
- Gdzie ta karawana?


- Na wielkiej polanie, nie więcej jak kilometr stąd. Powiniennem chyba... mieć ten ich obóz zaznaczony na mojej mapie. Moment prze pani. Tylko ją z kieszeni wyciągnę...

Poszperał po spodniach. Jego ‘mapa’ stanowiła pomięty, poplamiony i pożółkły kawałek papieru, ze wszystkimi charakterystycznymi elementami krajobrazu zaznaczonymi przy użyciu węgla. Nic więcej niż zestaw rozmazanych kropek i krzywych linii. Jednakże, jak mawiają roztropni leśniczy i zbieracze grzybów na terenie Cesarstwa ‘lepszy rydz niż nic’. Z tą pseudo mapą mogli bez problemu trafić do miejsca, gdzie przetrzymywano Mayę, nie ryzykując jednocześnie ponownego zgubienia pomiędzy morderczymi i nader zwodniczymi pniami drzew.

Sprawa się więc wyklarowała, niestety zmieniając bardzo na niekorzyść. Pytanie aktualne brzmiało: czy Maya zdradziła, kim jest. Jeśli nie, to pewnie potraktował ją jak każdą młodą dziewoję przyłapaną na takiej zabawie. Prawdopodobnie przeleciał na wszelkie możliwe sposoby, dodając jeszcze trochę boleśniejszych kawałków, potem zaś ubił. Jednak przypuszczał, że Maya raczej powiedziała. Możliwe, że zgłosiła się, gdyż miała nadzieję, że pozycja jej ojca zapewni jej względną nietykalność, albo przynajmniej spowoduje lżejsze traktowanie niż każdego innego. Rzecz jasna, chłopaki się nie popisali. Zostawili dziewczynę, uciekli oraz zgodzili się, żeby wzięła na siebie owo paskudne brzemię. Jednak możliwe, że właśnie ona nakłoniła ich do tego. Odważna dziewucha, chociaż może głupia. Cóż, istniały rozmaite rozwiązania. Chociażby wślizgnąć się do tak licznej grupy udając służbę lub dostawców. Można było sprokurować pożar namiotów, potem wykorzystać zamieszanie. Można było spróbować jakiegoś szantażu na którymś z członków karawany. Bowiem, że tamten wariat jest kimś, kto woli bić niż rozmawiać, był przekonany. Cóż, jakaś decyzja musiała być podjęta. Stał czekając na nią, zaś długie włosy rozwiewał łagodny wiatr.
- Zmywajcie się stąd szybko i nie zapomnijcie tych kuferków.
Pchnęła jeden z nich lekko nogą, całkowicie tracąc przy tym zainteresowanie chłopcami i spoglądając w stronę listowia, za którym powinni skrywać się jej kompani - Ruszajmy.
Chłopcy, pokornie jak dwa baranki z przejawami zaawansowanej kleptomanii, pozbierali z ziemi co się tylko dało i czym prędzej czmychnęli w siną dal, nie zostawiając po sobie nawet smugi kurzu. Trafne oszacowanie ich nastawienia względem zrelacjonowanej Nguyen sytuacji było kapkę skomplikowane. Pewnie, chciało by się w tym momencie usłyszeć jakąś ckliwą historyjkę o młodzieńczej odwadze, wielkim poświęceniu i wiecznej przyjaźni między trójką ludzi, ale... z drugiej strony mowa była przecież o nieletnich złodziejach, którzy posiadali umiejętności bitewne nie przewyższające zbytnio tych bezdomnego kota.

Chociaż powoli słońce chyliło się ku upadkowi, zaścielając niebo mieszanką głębokich kolorów, od żółci po purpurę, pchani wewnętrzną chęcią jak najszybszego zakończenia tej wariackiej pogoni, nasi dzielni ninja dotarli na miejsce w ciągu ledwie kilkunastu minut. Mimo imponujących rozmiarów antypatii, istniejącej pomiędzy żołnierzami Cesarstwa i powstałą nie tak dawno temu Koalicją Lotosu, tym pierwszym nijak nie dało się odmówić taktycznego podejścia do sprawy. Nawet tak błahej jak rozbicie obozowiska. Wybrana polana była niemal całkowicie kolista, sześć wozów transportowych utworzyło sobą zamknięty krąg. Wszędzie rozmieszczono wbite w glebę tyczki z pochodniami. Te, gdy tylko zostaną zapalone, rozświetlą większość zakamarków trawiastego schronienia, czyniąc podkradnięcie się bliżej nielada osiągnięciem. Jedyna normalna ścieżka prowadząca do Żelaznej Karawany została obstawiona czterema wojakami, każdy z nich ściskał w łapach broń drzewcową. Ci z Heigenchou mogli ziać znudzeniem i brakiem przykładności podczas wypełniania swych obowiązków, ale egzemplarze żołnierzyków tutaj, swoją czujnością i paranoją wpędziłyby w kompleksy niejednego nocnego myśliwego. Tak to już jest, kiedy dowodzenie nad grupą ludzi obejmuje psychopata, nie tolerujący porażki. Odpowiednia dawka strachu może stanowić sobą cudowny czynnik motywujący.

Mimo iż kryjący się pomiędzy gałęziami i liśćmi wojownicy cienia mogli wyłapać pojedyncze odgłosy śmiechu oraz przechwałek, raczej nie była to masowa libacja, która umożliwiłaby im wyczekanie momentu gdy wszyscy będą nieprzytomni z powodu nadmiaru wypitego alkoholu i wykradzenie małej szlachcianki. Żołdacy siedzieli po prostu w półkolu, wymieniając się żartami oraz historyjkami bitewnymi. Szefa wszystkich szefów nigdzie widać nie było, najwyraźniej wyznawał zasadę, że zbyt częste, pobłażliwe interakcje z podkomendnymi zmniejszają autorytet dowódcy. Nawet jeśli ostatnie z tych interakcji obejmowały torturę małych dzieci.

 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.
Eyriashka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172