Złoto w sakiewce przyjemnie obciążało pas okalający biodra Gottwina. W brzęku uderzających o siebie monet słychać było wyraźnie słowa "Wydaj nas, wydaj...". A to było wielkie miasto - beczki piwa, butelki wina, kości, chętne panienki. Wszystko kusiło, kusiło, kusiło...
Oczywiście byli tacy głupcy, co tym pokusom ulegali, z najrozmaitszych zresztą powodów.
Gottwin nie należał do grona tych, co radośnie rozrzucali na prawo i lewo z pewnym trudem zarobione pieniądze. Nie mówiąc o tym, że przed podróżą nie warto było nadużywać żadnej z wymienionych wcześniej przyjemności.
Cóż mu pozostawało do zrobienia... uzupełnić zapas bełtów (a dokładniej - doprowadzić do tego, by ich ilość wyniosła trzydzieści), a potem znaleźć w miarę zaciszną gospodę, oferującą swym gościom dość dobre posiłki i średnio drogie noclegi.
Kąpiel po tylu dniach na szlaku, dobre jedzenie, a potem sen w wygodnym łóżku.
Na szczęście nie zaspał i na spotkaniu zjawił się punktualnie. |