Felix był zadowolony gdy złoto trafiło do jego sakiewki. Pieniążki wyciągnięte od jakiegoś maga cieszyły. On ma ich w cholerę, to co po mu aż tyle. Leżą, kurzą się, nic z nimi się nie robi, a pieniądz musi się kręcić! Jak to mówią krasnoludzcy bankierzy. Felix przeszedł się po mieście, posłuchał jakiś opowiastek, popatrzył w parę dekoltów, ale w końcu obowiązki wzywały. Podobnie jak Gottwin udał się aby uzupełnić braki w amunicji. Stan jego kołczanu musiał wzróść do maksimum. Koszta nieduże, a jeden pocisk, jedno oko chaoty mniej! Ha!
Po udanym zakupie udał się do oberży. Chwalił się swoim wyczynem, opowiadał jak to powalił woja chaosu. Tak przepił dość sporo, zjadł dobrze i udał się przespać. Mimo alkoholu pilnował swojej sakiewki jak oka w głowie. |