Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2012, 18:58   #17
Mizuki
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Noa spędziła kilka długich chwil na pokładzie. Całkowicie sama, nie licząc marynarzy, którzy kręcili się po pokładzie. Rzucali w jej kierunku podejrzliwe spojrzenia, jednak żaden nie zebrał się na odwagę by do niej przemówić.
Tropicielka wpatrywała się w morskie fale, układając sobie przy tym w myślach wszystko co udało jej się wypatrzec na okręcie. W tej chwili zaintrygowała ją zamknięta ładownia na dnie galeonu. “Musi byc to coś niezwykle cennego dla Kapitana... Równie pewne jest, że nasza wyprawa ma z tym ścisły związek.”
Odwróciła na chwilę swe oblicze w kierunku pokładu. Ujrzała jak kilku najemników opuszcza pomieszczenie pod pokładem. Był wśród nich Ashrak.
Skinęła delikatnie głową w jego kierunku, po czym ponownie wbiła swoje spojrzenie w morskie fale.
Druid dostrzegł siostrę i skierował się w jej kierunku opuszczając resztę towarzyszy. Stanął obok niej opierając się o burtę:

- Mam kilka ciekawych informacji. Lo-Kag na razie zachowuje się tak jak przypuszczaliśmy, łatwo się z nim zbratać chociaż pamiętam o tym co mówiłaś. Przede wszystkim musimy uwazać na Atuara -zrobił krótką pauzę- pochodzi z Chult, jest wyznawcą Ubtao co można poznać po symbolu labiryntu jaki nosi na szyi. Z pewnością wie coś o naszym ludzie i dlatego nie możemy pozwolić by dowiedział się jakichkolwiek szczegółów o nas. Trzymajmy język za zębami, a jeśli mimo tego kiedyś wynikną z nim jakieś problemy to liczę na Ciebie i twoje umiejętności zielarskie -uśmiechnął się groźnie-
Dziewczyna pozornie zdawała się całkowicie nie zwracac uwagi na brata. Wpatrywała się dalej za burtę w bezruchu.
- Atuar... Ubtao...- mruknęła pod nosem - Nie spytałeś jakie plemię jest jego rodziną ? Nie robi to właściwie większej różnicy... Musi zginąc. To zdrajca, jak wszyscy. Wszyscy oni pogrzebali Eshow. Nie dopoytywał się o szczegóły Twego pochodzenia, bracie ?
- Nie pytałem o plemię, nie chciałem zaczynać tematu żeby nie nakierować go na nic. My wiemy o nim wystarczająco dużo, nie trzeba nic więcej, ważne że on nic o nas nie wie i niech tak zostanie. Praktycznie z nim nie rozmawiałem -milczał przez chwilę- Z zabijaniem się wstrzymajmy, przynajmniej na razie. Kto wie co się wydarzy na tym statku, póki co każdy może okazać się przydatny. Potem jeśli nasze drogi będą miały się rozejść... Eshowdow o sobie przypomni.
Noa drgnęła lekko słysząc słowa brata. Spojrzała mu prosto w oczy. “Tak, to nas zawsze będzie poróżniac bracie...”. W myślach przywowała obraz ojca - fanatycznego kapłana, który z pewnością nie pozwoliłby aby żaden ze zdrajców Pani Nocy mógł spac spokojnie w jego otoczeniu.
- Jeśli nadarzy się dogodna sytuacja, Eshowdow ugodzi zdrajcę swym gniewiem. Jeśli jednak Twoją wolą jest abyś Ty zdecydował kiedy to nastanie... Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, Ashraku. - skierowała swoje spojrzenie ponownie na fale - Zdrajca może byc przydatny dla tej wyprawy... Pamiętajmy jednak, komu mają służyc nasze żywota.
W odpowiedzi druid jedynie kiwnął głową i powiedział:
- Będziemy pamiętać, zawsze -po czym kontynuował opowieść- Dowiedziałem się także kilku ciekawych szczegółów na temat tego człowieka co Cię zainteresował - Verasa. Niegdyś był wojennym strategiem, zajmował się zaopatrzeniem, planował ruchy wojsk na froncie i zasadzki. Próbowałem go sprowokować wiążąc razem fakt rany i jego obecności tutaj na statku. W końcu ktoś na tak wysokim szczeblu znalazłby się tutaj bez powodu? Moim zdaniem ta rana ma związek z tym, kto wie... może zrobili mu to sami Złodzieje cienia? Na początku z jego twarzy nie udało mi się nic wyczytać, ale potem kiedy pojawił się temat jego historii to zauważyłem minimalny grymas... coś kręci, to pewne. Trzeba na niego także uważać, jego umysł może być ostrzejszy od miecza.
Ponownie drgnęła i zgarbiła się nieco, jednocześnie lustrując spojrzeniem pokład dookoła nich.
- Nie wypowiadaj tych słów nigdy więcej bracie... Jeśli ktoś z tej organizacji tutaj jest... Masz jednak rację. Jeśli był strategiem, dalej powinien byc na służbie u swego pana. Nie trudno zauważyc, że to życie przyniosło mu wiele korzyści. - uspokoiła się nieco - Co go zatem skłoniło do zaciągnięcia się na taką wyprawę ?... Okaleczony, dobrze ubrany... strateg powiadasz ? To nie musi byc kłamstwem. Pytanie czy jest tutaj dla wyższego, jedynie sobie znanego celu, czy też może statek jest dla niego ucieczką ? Przybył sam. Nie niesie ze sobą oficjalnych wieści... To zapewne pies zagnany tutaj kijem i strachem. Musimy sprawic żeby zaczął gryźc wściekle albo narobił pod siebie. Wtedy będziemy pewni co go tutaj przywiało.
Skrzywił się nieco kiedy usłyszał o nie wypowiadaniu tych słów, ale w duchu przyznał jej rację.
- Moim zdaniem teoria o psie i kiju jest dużo bardziej prawdopodobna. Z czasem to wyjdzie na jaw, musimy mieć oczy szeroko otwarte i szukać momentu jego słabości, a wtedy... jeśli będzie trzeba to podamy mu jeden z Twoich specyjałów i wyśpiewa nam wszystko jak przed wlasnym Bogiem -wyszczerzył zęby- Co do pozostałych ludzi to wiele nie mam do powiedzenia. Z tego co zauważyłem to nie powinniśmy być zagrożeni ze strony elfki Chui, to samo z Courynnem, który wydaje się nad wyraz przyjaźnie nastawiony do świata. Tacy ludzie noża w plecy nie wbijają. Zagadką pozostaje jak na razie Bahadur, nie mam na jego temat żadnych domysłów. Podobnie z Yagarem chociaż tutaj jego wygląd podpowiada mi, że trzeba mieć na niego oko.
- Zadzierającym nosa paniczem zajmiemy się w dogodnej chwili, bracie. Tak jak powiedziałeś … Do tego potrzeba jednak czasu i miejsca, gdzie będziemy go mieli tylko dla siebie. - przed dłuższą chwilę trwała w ciszy. - Nie zapominaj, że Ci, którym najłatwiej wbic komuś ostrze w plecy to właśnie “przyjaciele”. Nie kłopocz się jednak - będę miała ich na oku. Co do ostatniej dwójki … To tylko przeczucie , ale trzeba na nich uważac, Ashraku. Są niebezpieczni. W ich oczach kłębi się coś... Trudno to wyjaśnic. - westchnęła lekko - Jako twoja siostra proszę, żebyś nie wchodził z nimi w żadne zażyłości a tym bardziej zatargi. Jestem pewna, że w końcu jednemu z pozostałych zabraknie oleju w głowie i nadepnie jednemu z tych jegomości na odcisk... A wtedy flaki przyozdobią maszty tej łajby. - skinęła lekko głową, jakby do własnych myśli. - Przy odrobinie szczęścia będzie to nasz wybrakowany laluś. Jednak wiesz co mówią... szczęściu trzeba czasem pomóc. - skierowała swoje spojrzenie na Ashraka. Ten mógł dostrzec w jej oczach złowieszczą radośc. Było pewnym, że coś podłego wlaśnie przyszło na świat na dnie jej świadomości.

Naglę uwagę dziewczyny przykuła stojąca gdzieś dalej, za plecami Ashraka postać. Półnagi młodzieniec dyskretnie machnął w jej kierunku ręką, w drugiej zaś ściskał zniszczony worek, w którym coś się poruszało. W tej samej chwili usłyszała donośny okrzyk bosmana ogłaszającego "koryto".
-Idź się posilić , bracie. Niebawem otuli nas noc.
Bez pośpiechu wyminęła barczystego druida, po czym ruszyła w kierunku majtka. Poprowadził ją przez pokład, nie odzywając się przy tym ani słowem. Większość marynarzy miała ich głęboko w nosie - teraz liczyło się dla nich jedynie jedzenie - tak zachwalane i wyczekiwane , czego dowodem było kilka podsłuchanych rozmów między nimi.
Zatrzymali się na dziobie okrętu, tuż przy szaletach.
Tropicielka odebrała od chłopaka worek, jednocześnie przesypując monety w jego garść. Zbliżyła uwięzione w worze zwierze, potrząsnęła nim lekko, po czym zamachnęła się mocno uderzając nim o nieco zafajdaną deskę, służącą marynarzom za wychodek. Szczur wewnątrz pisnął głośno, po czym szamotanie znikło.
- Coś mi powiesz ? - spytała obojętnie przyglądając się bardzo martwej zawartości worka.
Speszony tym majtek wziął głęboki oddech po czym wyjąkał :
- Wasz towarzysz podpadł kapitanowi. Ponoć szpiegował pod pokładem i jakieś czary rzucał. Kapitan pewnie go ukarze. Nie wiem jak, ale pewnie niedługo się dowiemy.
Noa oderwała spojrzenie od worka przenosząc je na majtka. Trwało to dłuższą chwilę, co odbiło się mocno na kolorze skóry młodzika - pobladł jak trup.
- To wszystko ?
- T...tak. Postaram się, żeby następnym razem ...by...było tego więcej...Noa.
- Dobrze się spisałeś.
-wyłowiła z sakwy kolejne dziesięć monet. Chłopak chwycił je łapczywie i ruszył przed siebie.
- Chwila... czy powiedziałam , że możesz już iść ?- mruknęła niczym dziki kot, okazujący swe oburzenie. - Jak Cię nazywają ?
-Jonathan...
- Zasraniec się łatwiej wymawia...
- To...
- Juz dobrze, nie unoś się tak... Odporny na docinki to jesteś jak ...
- nie dokończyła , jedynie machnęła ręką- Siadaj Jonathanie...- wskazała podbródkiem deskę.
-Żartujesz ? Przy Tobie ?!- oburzenie chłopaka zniknęło, kiedy kobieta chwyciła za rękojeść toporka.
- Nie chce oglądać jak srasz , chłopcze ... Chce z Tobą porozmawiać, jak człowiek z człowiekiem... może zatem docenisz ten gest i usadzisz śmierdzący zad skoro PROSZĘ ...
Chłopak wykonał polecenie, wpatrując się cały czas w oblicze tropicielki. To od początku rozmowy pozostawało niewzruszone - nawet kiedy jej słowa wskazywały na irytację , twarz pozostawała spokojna a głos pozbawiony emocji.
Gdzieś zza pasa dziewczyna wydobyła podłużny kawałek suszonego mięsa. Podzieliła go na dwa , po czym wyciągnęła w kierunku chłopaka jedną z połówek.
- Skoro powinieneś teraz jeść zamiast ze mną rozmawiać...Pozwól mi się w ten sposób odpłacić.
Jonathan chwycił kawałek mięsa , wpatrując się podejrzliwie w Noe. Ta zaś zasiadła obok niego.
- Jak się pewnie domyślasz , mam do Ciebie kolejną prośbę.- chwyciła zębami kawałek mięsa i wyszarpnęła sporą porcje. Mięso było bardzo słone i twarde. - Potrzebuję kogoś, kto obraca się w kuchni. Kogoś kto chce zarobić i nie zadaje zbyt wiele pytań...
- Brzmi podejrzanie... Nie podoba mi się...
- Brzmi, owszem. Ale nie chce obarczać ani Ciebie, ani osoby, o której odszukanie Cię proszę niczym co zaszkodziłoby Tobie czy kapitanowi.
- zerknęła na chłopaka.- I zmień wyraz twarzy, bo utnę Ci ten łeb i nasram w czaszkę...- chłopak natychmiast nabrał rezonu , widząc jak na moment w oczy dzikuski powróciło szaleństwo.
- Proszę Cię o to... dla dobra nas wszystkich. Pozostali najemnicy... Sam widzisz jak szybko zaczęli wciskać nos w sprawy wyprawy, prawda ? Ten wytatuowany kuglarz... Będą następni. Jednak istnieje sposób, aby ich krętactwa wypłynęły na wierzch, nawet wtedy jeśli sam kapitan nie będzie mógł ich dostrzec. Będę potrzebowała kogoś, kto podczas koryta... poda odpowiedniej osobie, odpowiednią miskę z odpowiednią...przyprawą. Rozumiesz ? - Zajrzała mu prosto w oczy. Ton głosu w końcu zmienił barwę. Dopiero teraz chłopak zrozumiał o jak poważnej rzeczy mówi tropicielka.
- Wszystko będziesz miał jak na dłoni, więc nie ma ryzyka, że Cię oszukam. A jeśli nie spodoba Ci się to o co poproszę - odmówisz.
- Ale ...to ...
- Nie odpowiadaj teraz. Najpierw sprawdź czy znajdziesz kogoś takiego. Jeśli tak , wtedy porozmawiamy dokładniej. Wyjaśnię Ci o jakim niebezpieczeństwie mówię... Jeśli nie, zapomnimy o całej sprawie. I pamiętaj, że wszystko... przynosi Ci zysk. A nie mam zamiaru nikogo uśmiercić, jeśli o to się martwisz.

Wstała, wpychając sobie do ust ostatnie kęsy mięsa. Chłopak poszedł jej śladem, wepchnął jednak do ust całą porcję na raz. Skinął kobiecie głową, po czym pobiegł w kierunku głównego pokładu.

+-+-+-+-+-+-+

Mimo , że jako jedna z ostatnich odebrała swoje jadło, jako jedna z pierwszych opuściła zatłoczoną salę. Zapach i wrzawa panujące w tym miejscu sprawiały, że dalej czuła się jak na lądzie. Atmosfera ta niczym nie różniła się od tych panujących w większości tawern Athkatli, poupychanych obok siebie w ciasnych , bocznych uliczkach. Może po za tym, że tym razem przy stole siedziało więcej jadowitych postaci... Których z pewnością należało się szybko pozbyć. Starając się nie zwracać na siebie uwagi, udała się pod pokład. Izba, w której została ulokowana wraz z pozostałymi świeciła pustkami ."Teraz albo nigdy..."- pomyślała.
Wydobyła z koszyka Iputtup , układając ją ostrożnie na jednym ze stopni schodów.
- Zostań...- wyszeptała cicho. Wiedziała, że łatwiej będzie wytłumaczyć się z zapodzianej żmij, która przypadkiem ukąsiła jednego z marynarzy, niż z ewentualnego przyłapania jej na szperaniu. Poczuła jak wzbiera w niej ekscytacja...
Ostrożnie podeszła do stłoczonych koło siebie szpargałów wytatuowanego maga. Biorąc głęboki oddech nachyliła się nad nimi - teraz musiała się skupić. Wrodzona przezorność kazała jej w najdrobniejszych detalach zachowywać się jak profesjonalistka - postanowiła zatem używać jedynie swojej lewej ręki, tak jak zrobiła by to potencjalna ofiara jej spisku. Ostrożnie odchyliła wieko pierwszej skrzyni. W nozdrza od razu uderzył ją zapach alchemicznych preparatów. Fiolki wypełnione wszelakimi płynami, proszkami i ziołami poukładane były w nienagannym porządku i zapewne nieprzypadkowej kolejności. Omiotła całość szybkim spojrzeniem - z pewnością mogła rozpoznać kilka ziół zgromadzonych przez maga. Na alchemii nie znała się zbyt dobrze, postanowiła zatem odszukać zapiski. Z niewielkiej książeczki wyrwała dwie kartki, z pasującymi jej zdaniem do motywu receptami. Ni to wyjątkowymi, ni to pospolitymi. Jednak z pewnością fascynującymi dla kogoś, kto na sztuce alchemii pozornie nie znał się całkowicie, mimo to przy jej użyciu chciał targnąć się na czyjeś zdrowie.
Przyjrzała się uporządkowanym buteleczką - podmieniła dwie, tak by substancje w nich się znajdujące wyraźnie nie pasowały do wcześniej stworzonego przez właściciela porządku.
Ostrożnie zamknęła skrzynię i odsunęła się od niej. Jeszcze przez chwilę wpatrywała się w jej otoczenie, upewniając się czy nie pozostał po niej najdrobniejszy ślad.
Następnie odwróciła się w kierunku hamaku na którym spac miał blond włosy panicz..."Nie, to by było zbyt oczywiste."Skierowała się do posłania Bahadura , przykucnęła obok jego plecaka i ostrożnie - dalej używając lewej dłoni - złożyła kartkę papieru. Starała się, by nie czynność ta nie była wykonana nazbyt poprawnie tworząc złudzenie działania w pośpiechu. Sama Noa w tej chwili była niezwykle opanowana. Zajrzała w głąb plecaka mężczyzny w turbanie i wcisnęła do środka kartki z zapiskami alchemicznymi.
Równie ostrożnie co poprzednim razem oddaliła się od posłania mężczyzny. Teraz kierując swoje kroki w kierunku posłania Verasa.
Odnalezienie kilku ,utraconych przez mężczyznę podczas codziennych czynności, blond włosów nie było trudnym zadaniem. Wystarczyły zaledwie trzy.
Pierwszy z nich Noa umieściła pod skrzynią z warsztatem alchemicznym maga, tak by tylko jego drobny kawałek wystawał spod niej. " Miejmy nadzieje, że wystarczająco duży dla bystrego oka alchemika..."
Kolejne dwa powędrowały do posłania Bahadura: pierwszy rzucony ot tak w głąb plecaka, drugi zaś pozostawiony na boku hamaka. Noa zadbała o pozory , dokładnie przymierzając się do wiszącego posłania i biorąc poprawki na wzrost kaleki, przyczepiła włos tak , żeby wyglądało to na przypadkowe otarcie się czupryną o chropowaty materiał.
Wszystko było gotowe...
Powróciła po Iputtup , która zwinięta spokojnie czekała w miejscu, gdzie pozostawiła ją jej pani. Noa pogładziła żmije palcem po drobnej głowie, po czym ostrożnie wsadziła do jej legowiska przy pasie. Podniosła leżący na schodku worek z martwym szczurem, po czym jeszcze raz przyjrzała się izbie. Pozornie wszystko zdawało się w najlepszym porządku - tak jak zostało pozostawione przez najemników. Tylko spreparowane przez nią ślady, mogły doprowadzić właścicieli do złodzieja... Tylko kto nim był ? Na kogo padnie ? Kaleki Panicz czy równie intrygujący Orientalny mężczyzna z bandażem na głowie ? Bahadur przybył na posiłek po niej, zatem i on mógł miec czas na przeszukanie rzeczy maga... Włosy wskazywały na Verasa, jeśli tylko mag lub Bahadur wykażą się przenikliwością . Jednak i one mogły zostac podłożone przez mężczyznę w turbanie, który rozmawiał już ze strategiem...
" Czas zamieszać w tym kotle i przekonać się co wypłynie na wierzch..."
- Czas na posiłek , Iputtup.
Ruszyła schodami w głąb galeonu , by odnaleźć odosobnione miejsce. Widok żmij pożerającej truchło na pewno ją odpręży...
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline