Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2012, 19:33   #105
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Żyła i Czarno-Biała Suka mogła ją w rzyć pocałować.
Wykpiła się kolejny raz.


* * *


Natychmiast, gdy zaparła się plecami o zamknięte drzwi, wpakowała zranioną rękę do ust.

Pięć ugryzień na nogach nie było nawet wartych wzmianki. Spodnie przesiąkną juchą, przyschną do ranek, tymczasowo zatamują krwawienie. Odrywaniem materiału od żywego mięsa martwić się będzie później. Co innego jednak kawałek mięsa, który jeden ze szczurów wyrwał jej z prawej dłoni. Krew ściekała wzdłuż palców, wsiąkała w rzemienie, którymi obwiązana była rękojeść jej noża - a na śliską rękojeść i niepewny chwyt nie mogła już pozwolić.

Wysysała więc wzbierającą w rance juchę, wylizywała ją jak zranione zwierze, co jakiś czas spluwając krwawą plwociną na kamienną posadzkę. Była niespokojna. Bębny ucichły i nagła cisza wbijała się w uszy przeraźliwym brakiem dźwięków. A ona nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś - coś, czego nie zraniłby żaden z jej noży - dowiedziało się, że przeszli, że przedarli się przez morze szczurów, że już tu są. I teraz przyczaiło się w oczekiwaniu aż podejdą bliżej i znajdą się w pułapce. Rozciągająca się u podstawy schodów komnata przypominała jej ciemny zaułek pełen cieni i nieuchwytnych morderców.

Zaśmiała się cicho, chrapliwie, gdy Chudzina zaczął dobierać się jej do portek, choć zranione miejsca mógł przetrzeć i przez rozdarcia wyszarpane zębami gryzoni. Posłała mu szydercze spojrzenie, którego - skupiony na krwawiących miejscach - nawet nie zauważył. Ale była wdzięczna. Powstrzymała więc pełne złośliwości, szydercze uwagi i skupiła się na poprawianiu przeplotu rzemienia na rękojeści zakrzywionego noża.


* * *


Ostrożnie schodziła po spękanych, kamiennych schodach. Ostrożnie zbliżała się do posągu, do pochodni płonących zimnym, błękitnym ogniem. Nieufnie. Zmrużyła oczy na widok cichych, nieruchomych bębnów, odruchowo szukając niewidocznych bębniarzy. Wypatrywała zasadzki pośród cieni - ale jedynymi cieniami, które żyły w tej komnacie, były ich własne, groteskowo zniekształcone przez tańczące płomienie. Nie wierzyła w pozorny bezruch martwych, zmiażdżonych ciał.

Skrzywiła się, czując metaliczny smród juchy i zawartości popękanych jelit. Przypatrzyła się jednej stężałej w cierpieniu twarzy, przypatrzyła drugiej.

- Szycha - chrypnęła w kierunku Cierń, wskazując na zmasakrowane ciało Kołtuna. - Od Przemykaczy. I Białej Lisicy.

Jej usta ułożyły się w wyrazie ponurej uciechy i nie sposób było nie usłyszeć w jej głosie satysfakcji. Zdecydowanie nie miała do trupa żadnej sympatii i nie żywiła po nim żadnego żalu. Przeciwnie - jego śmierć była prezentem od losu, definitywnie zdejmujących jej z dupy jeden z problemów.
Wola Varunatha, skurwysynu, zaszydziła w myślach.

* * *


- Łzy Duszy - szepnął strzelec znad rzeki i jego cichy głos odbił się miękkim echem od zimnego kamienia.

Dzierzba znała ten głos, znała nieludzki, melodyjny akcent nie pasujący zupełnie do języka Imperium.
Lidia. Lisica. Suka jebana...
Nim przeszyte strzałą ciało Księgi runęło na posadzkę, Dzierzba była już w ruchu.


* * *


W opowieściach i bohaterskich anegdotach zawsze jest czas. Jest czas na zawadiackie komentarze, zjadliwe uwagi, uprzejme szyderstwa. Jest czas na taneczną pracę nóg, na składanie się w szermierczych pozycjach, saluty oddawane przeciwnikowi i inne zbędne gesty. Jest czas na spokojną ocenę sytuacji, wyłapanie pełnego kontekstu i monologi wewnętrzne - zależnie od charakteru - wzniosłe lub pełne cynizmu. Jest czas, więc walka przypomina teatralny spektakl pełen doskonale rozpisanych dialogów i zadziwiających rekwizytów.

Gówno.
W prawdziwej walce jest dużo potu, dużo juchy i bólu.
Nigdy jednak, nigdy nie ma czasu.


* * *


Rozmyty szybkością ruch ręki, niespodziewane tąpnięcie ziemi, dźwięk puszczanej cięciwy, druga strzała szybująca w kierunku Cierń. Mocne wybicie, szybkie, pewne kroki. Noże pewnie leżą w dłoniach, dobrze poprawiła rzemienie. Jeden z glinianych słoiczków Chudziny przeleciał tuż obok niej. I złapałaby go, gdyby to nie była prawdziwa walka, gdyby tylko miała choć odrobinę cholernego czasu. Ale czas zwinął się w kalejdoskop chwil krótkich jak mgnienie oka.

Jej zwierzęco gibkie przypadnięcie ku ziemi, jej okuty stalą but z całą siłą spotykający się z nogą Lidii. Syk bólu, nieludzka zwinność elfki, gdy obróciła łuk w rękach, zmieniła chwyt i w półpiruecie smagnęła nim przez twarz atakującą ją dziewczynę.

Strumyk krwi spływającej po policzku.
Dźwięk tłuczonej gliny i dym, który wypełnił naraz cały korytarz, przesłaniając wszystko i wszystkich.
W jedno uderzenie serca straciły się z oczu.

Dzierzba nie czekała aż Lisica przejmie inicjatywę. Sama była szybka i sprawna, ale elfia kurwa szybka i sprawna była wprost nieludzko. Anah skoczyła ku niej przez gęsty dym bez jednej zbędnej myśli, bez wahania, pozwalając prowadzić się czystemu instynktowi. Odbiła od ściany, zyskując dodatkowy impet. Kątem oka dostrzegła srebrzyste ostrze rozcinające kotarę siwego oparu i kierujące się ku niej, odchyliła się nieznacznie, wybiła w przeciwną stronę i chlasnęła na odlew. Miękki opór pod jej żelazem. Trafiła. Nie zdążyła jednak poprawić. Wygięła ciało w nagłym skręcie, unikając morderczej kontry. Odskoczyła w bok.

Walczyły w całkowitej ciszy. Obydwie bezszelestne, o płynnych ruchach urodzonych zabójczyń. Żelazo nie spotykało się z żelazem, nie dźwięczała stal, nie słychać było ciężkich kroków, głośnych posapywań. Z szarego dymu nie docierał żaden dźwięk. Liczył się tylko szelest ubrań, lekkie, tłumione oddechy, nieznaczne poruszenia dymu, z których obydwie starały się odczytać ruchy ciał. O tak, były do siebie podobne, ale to Lidia była pieprzonym sithem i gdy rozległ się przeraźliwy zgrzyt metalu a bębny na nowo podjęły swój gorączkowy rytm - zaatakowała pierwsza.

Wystrzeliła z dymu jak strzała i cięła - mocno, brutalnie. Dzierzba cudem zdążyła uniknąć wypatroszenia. Przeniosła ciężar na drugą nogę, odgięła się do tyłu, przypadła do ziemi i ostrze elfki zamiast rozpruć ja do kręgosłupa, otwarło jedynie długą ranę na jej piersi. Za maską oczy Lisicy rozszerzyły się nieznacznie. Myślała, że zabiła. Nie spodziewała się, że ludzka dziewczyna zdąży zareagować. Nie spodziewała się też, że ranna nie wrzaśnie z bólu, nie zatoczy się, łapiąc za ranę. Nie spodziewała się, że zamiast tego zaciśnie zęby, odsłoni je w zajadłym grymasie i skoczy ku niej jak zwolniona sprężyna.

Gdyby spodziewała się - zdążyłaby się osłonić.
Gdyby spodziewała się - Dzierzba pewnie zdychałaby już na zimnym kamieniu.

Zakrzywione, iście rzeźnickie ostrze noża wystrzeliło ku szyi Lydii, w rozbryzgu juchy rozcinając na jej boku skórę i mięśnie. Lisica zanurkowała w przerzedzający się opar i Anah dopiero wtedy zachwiała się lekko, podparła o ścianę odzyskując równowagę. Rana bolała jak zaraza, ale nie była śmiertelna. Nie czuła jeszcze na karku dyszenia Czarno-Białej Suki. W przeciwieństwie do elfiej kurwy, cacanej Córeczki Goblina, która na oko Dzierzby za niecałą minutę zostanie przez Maraję wyruchana w dupę do samego końca.

Nie miała zamiaru jednak popełnić błędu Rysia. Zbyt dobrze wiedziała, że odcięta głowa też może ugryźć, a pozornie martwy przeciwnik wsadzić kosę pod żebro. Już jako sześcioletnia smarkula opanowała tą naukę, wraz z płynącym z niej morałem, że rannych wrogów należy dobijać bez jakiejkolwiek litości.

Dlatego zacisnęła mocniej palce na rękojeściach noży i ruszyła za elfką, zdecydowana dopaść sukę zanim ta zdąży wyciąć jakiś pożegnalny numer.

Dopaść i wypatroszyć.
Oderżnąć główkę i rzucić ją Cierń pod nogi.
Wyrównać rachunki.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 02-02-2012 o 15:30. Powód: Jak zwykle - babole i literówki
obce jest offline