Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2012, 19:46   #91
Grytek1
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
Gdy Wulfram zniknął na moment, by zamienić słówko z Alistiane...


- Nie ufam im - Wypalił Wulfram gdy tylko znaleźli się poza zasięgiem słuchu towarzystwa. Nie czekając na odpowiedź tropicielki kontynuował - Pustelnik najpierw korzysta z magicznego kamuflażu, jakby musiał się przed kimś kryć... potem nasyła na nas swojego białego przyjaciela który chciał nas wybebeszyć bez szansy na jakiekolwiek wyjaśnienia a na końcu zamyka się w małej twierdzy w której w komplecie ma harem na własność. - Zatoczył ręką szeroki łuk po czym podsumował swój wywód : - Cała ta pustelnicza bajeczka nie trzyma się całości. - Chciał by jego obawy były wyśmiane. Wolałby się mylić.

- W sumie masz rację, trochę to wszystko dziwne. Nie bierzmy jednak pochopnych wniosków, łatwo się sparzyć - Odparła Alistiane - Czujni oczywiście, jednak spokojni.

-Aye, jeśli spróbuje jakichś sztuczek, to lepiej by było dla niego, gdyby nigdy się nie urodził.-Wyglądało na to że Wulfram mówił szczerze, zaś jego blizny źle wróżyły komukolwiek kto miał z nim na pieńku. Przez chwilkę milczał świdrując tropicielkę wzrokiem po czym ponownie przemówił.-Panienko,gdzie my właściwie się kierujemy ?

- Jutro rano wam wyjawię cel podróży, jesteśmy bowiem już całkiem niedaleko. Chyba się nie obrazisz? - Uśmiechnęła się do niego.

- Nie chciałbym być okrutny, ale egzystencja na szlaku jest dość nieprzewidywalna. "Dzisiaj żyjem, jutro gnijem" jak mawialiśmy.- Ostatnie MY zabrzmiało złowieszczo w jego ustach. Poczuł się niezwykle głupio musząc mówić te słowa. Oczywistym faktem była trudność w wyrażeniu emocji przez Wulframa, zwłaszcza w towarzystwie kobiety którą miał za zadanie ochraniać. Przecież w takim celu go wynajęto ?
- To misja dyplomatyczna, nic nam nie grozi poza zwykłymi niebezpieczeństwami typowymi dla podróżnych na szlaku. Armię Orków zostawiliśmy w końcu daleko za sobą - Wskazała omawiany kierunek pokazując kciukiem gdzieś za siebie - A ogólnie z tego co wiem, do młokosów się nie zaliczacie, więc poradzimy sobie z tym i owym.

Wulfram tylko wzruszył obojętnie ramionami. Miał nadzieję że spiczastoucha miała rację.

***

Skoro więc nikt nie miał już nic więcej do dodania, a wszelkie komentarze stosowne do sytuacji wyczerpano, nie pozostało nic innego, jak ruszyć na zewnątrz, i wybrać się do natrafionego wcześniej cmentarzyska, by pomóc nieszczęsnym duchom. Tylko Zoth się z tym jakoś ociągał. Łaźnia i piękne kobiety interesowały go znacznie bardziej, niż szlajanie się po śnieżnych bezkresach.
Grupce towarzyszył oczywiście Jamaver, wraz z rudowłosą Redhą i jasnowłosą Berrin, oraz... dwa wilki. Te nie odstępowały kobiet na krok, a grupka z Silverymoon odniosła dziwne wrażenie, że iż zwierzęce ślepia obserwują ich niemal każdy ruch. Choć mogło to oczywiście być przesadne wrażenie...

Kapłan, ledwie po wyjściu na świeże powietrze, od razu zaczął rozglądać się po okolicy głupkowatym wzrokiem, jego ubiór z kolei uległ dziwacznej przemianie, z “normalnego” w coś, co można było popularnie nazwać łachmanami.
- Robaaaaleeeeee - Zaczął zawodzić, zataczając wokół przypatrujących się mu osób szerokie koło, do tego od czasu do czasu podskakując - A księżniczka i tak nie przyjdzieeeeee...

Redha pokręciła w rezygnacji głową.
- Chodźmy, on i tak podąży za nami - Zwróciła się do pozostałych. Ruszyli więc przez śnieg, do miejsca gdzie prowadziła ich Tropicielka.

- On tak zawsze, gdy wyjdzie na dwór? - spytał Tarin, gdy Jamaver się przeobraził. - I skąd wiecie, że gdzieś nie pobiegnie?
- Zawsze - Odparła Berrin - Przez tą klątwę wygląda i zachowuje się jak wariat, ale jest niegroźny. A uciec, nie ucieknie, bywałyśmy już z nim wcześniej na powietrzu.
Odpowiedź kobiet zabrzmiała dla Wulframa wyjątkowo niezręcznie. Mówiły o kapłanie niczym o zwierzątku-pupilu którym dystyngowane damy się opiekowały. Większość życia ocierał się o okrutną śmierć na polu bitwy lecz w tym momencie pomyślał że to wcale nie taki najgorszy koniec.
- Zamienia się w normalnego człowieka pod każdym dachem, czy tylko w tej jaskini - zaciekawił się Tarin.
- A co to za różnica - wypalił obojętnie Wulfram - Zróbmy co trzeba i ruszajmy w swoją stronę - Zakończył ucinając rozmowę.
Nie dość, że brak kultury, to jeszcze ciekawości w nim za grosz, pomyślał nieco zdegustowany Tarin. Poza tym to najciekawszy temat do rozmowy. Pomijając towarzyszące im panie.
Po około dwóch kwadransach górskiego spacerku towarzystwo znalazło się przy przysypanych śniegiem mogiłach, Kapłan zaś sobie zaczął... między nimi hasać, niczym jakiś przerośnięty zając, nucąc coś pod nosem i chichocząc. Najwyraźniej nic tu i nikt go nie obchodził.
- I co teraz? - Spytały niemal równocześnie Redha i Alistiane.

- Tu spotkały nas duchy - powiedział Tarin. - Mam nadzieję, że się zaraz pojawią. Poczekajmy chwilę - zaproponował.
- Duchy, duchami, ale... no jak przekonamy Jamavera żeby zrobił co trzeba? - Spytała Berrin.
- Mam nadzieję, że coś go natchnie. - Odpowiedź Tarina zabrzmiała nieco niepewnie. - Te duchy zapewne też w to wierzą.
Wulfram wyszczerzył się złowieszczo po słowach Tarina. W wykonaniu jednookiego musiało być to piorunujący widok.
- Mogę pomóc znaleźć mu natchnienie. - zaproponował niejasno, wypuszczając przy tym obłoczek pary z ust.
Śnieg, zimno i jeszcze mokro” - myślał tymczasem zaklinacz. -”Zdecydowanie muszę wymyślić coś na takie okazje w przyszłości.
Duchy jednak jak na złość się nie pojawiały, zmrok zapadał coraz szybciej, a wiele osób z towarzystwa zaczynało odczuwać ziąb, stojąc w końcu prawie bez żadnego ruchu. Kapłan z kolei biegał sobie dalej między mogiłami, coś mamrocząc pod nosem i od czasu do czasu głupkowato się śmiejąc. Należało coś chyba wymyślić...
Gdyby tak zaczęli rozkopywać groby, może jakiś duch by wylazł, rozeźlony z powodu dewastowania miejsca spoczynku.
- Duchy w nocy powinny wyłazić, a nie w dzień ludzi zaczepiać - powiedział Tarin. - Może im wcale nie zależy na tym, by im ktoś pomógł? Podpuściły nas...
- Bywacie w tych okolicach? Widziałyście kiedyś te duchy? - zwrócił się do towarzyszek Jamavera.
- W okolicach tak, obok mogił to chyba i nawet raz przechodziłyśmy, ale duchów to nigdy tu nie było - Wyjaśniła Redha, po czym zwróciła się do Wulframa - Jak niby geniuszu chcesz go natchnąć?
Jego już jednak tam nie było. Zniknął gdzieś, a właściwie postanowił zainteresować pustelnika problemem dla którego go tu wezwano. Wulfram w swojej ciężkiej zbroi maszerował ku mogiłom wśród których buszował Jamaver. Grupa mogła wyłącznie patrzeć na jego szerokie plecy miarowo oddalające się od towarzystwa. Gdy znalazł się za plecami pustelnika położył mu dłoń na ramieniu, przyciągając jego uwagę.
- Już czas byś ulżył cierpiącym duszom. - powiedział głosem przywodzącym na myśl zsuwające się wieko kamiennej krypty.
- Może to i sposób - stwierdził Tarin. - Mam jednak pewne wątpliwości.Dobrze by było, gdyby Selune choć na moment obdarzyła go rozsądkiem - dodał.
Kapłan spojrzał na Wulframa całkiem zwyczajowym, skupionym wzrokiem. Zupełnie, jakby zdawało się, iż zrozumiał...
- Ciepły jabłecznik? - Spytał, rozdziawiając gębę w durnowatym uśmiechu. Więc jednak nie.
- Chyba nie o taki efekt chodziło - mruknął Tarin. - Może chce się najpierw napić na wzmocnienie? Nie macie czasem jakiejś manierki?
Dłoń Wulframa stanowczo zacisnęła się na ramieniu kapłana, prowadząc go niczym cielę w kierunku centralnego punktu pobitewnego cmentarzyska. Jego uścisk zapewnie nie sprawiał bólu lecz dawał do zrozumienia z jaką łatwością mógł sprawić że kości zamienią się w papkę. Wydawało się że wojownik wie co robi.
- Na Selune... - mruknął Tarin, widząc co się dzieje. - Lepiej by było, gdyby łaskawa bogini zesłała na swego sługę trochę... opamiętania i przebłysk świadomości.
Wulfram, dotarłszy do miejsca w które niegdyś było sercem bitwy, wykrzyknął gromko :
- Polegli wojownicy, pogromcy orczych plemion.. Oto jest kapłan którego obecności pragnęliście. Wzywam was, byście przedstawili mu wasze cierpienia.

I.. nic. Cmentarzyk wciąż świecił pustką, czy też i raczej był coraz bardziej spowijany zapadającym mrokiem. A Jamaver, spoglądając to na Wulframa, to na okolicę, zaczął durnowato przyklaskiwać, podskakując od czasu do czasu w miejscu.
- Może... może trzeba z nim... sama nie wiem... - Odezwała się Tropicielka - Bo powiadają, że z wariatem to jak z dzieckiem?.

Wulfram warknął najpierw groźnie jednak wyjątkowo szybko się opanował. Spojrzał na pustelnika swym jedynym okiem po czym głosem wyjątkowo ciepło brzmiącym spytał.
- Chcesz ciepłej szarlotki ? - Zdziwienie które opanowało otaczającą go grupę zdawało się wręcz kłuć w oczy. Czyżby i on zwariował? Może wszystkich ich to czekało na tym zapomnianym przez bogów i ludzi miejscu? Pojawił się jeden czy dwa chichoty, Kapłan jednak przytaknął energicznie, wychodziło więc na to, iż zrozumiał. Ba, zaczął nawet zacierać ręce...
- Mmmm dobra szarlotka, ciepła, pachnąca ale dostaniesz ją dopiero gdy będziesz grzeczny - łudził Wulfram - Będziesz grzeczny, Prawda ?
- Yhy yhy - Przytaknął Kapłan.
- Powiedz, że poświęcasz ten cmentarz - podpowiedział mu Tarin. - W imieniu Selune.
- Nie rób z niego większego idioty niż już jest - Obruszyła się nagle do Wulframa Redha.
- W tym miejscu jest wiele smutnych duchów - Ciągnął niezrażony wojownik.- Jeśli jesteś grzeczny to im pomożesz zasnąć spokojnie - kontynuował - Bo chcesz im pomóc prawda?
Jamaver, zamiast ponownie przytaknąć, opadł na oba kolana, po czym zaczął... jeść śnieg z mogił.
- Farlotka... - Mamrotał pod nosem. - Dobla farlotka...
Wulfram gwałtownie poderwał go na na nogi, mamrocząc gniewnie - Niegrzeczny Jamaver. Po chwili zaś postanowił spróbować ponownie - Może być cała twoja, pyszna szarlotka - kusił. - Spraw tylko by duchy odeszły w zaświaty, gdy one spoczną będziesz miał tyle szarlotki ile zechcesz - zmusił pustelnika by ten spojrzał w jego oko. -Zrób to.
- Poproś Księżycową Pannę, by je odesłała - zasugerował Tarin. - Poproś, by odesłała wszystkie duchy do królestwa Kelemvora.
Ciekawe co teraz robią orki? Pewnie ostatnie niedobitki, które nie nawiały do pałacu już nie żyją” - zastanawiał się Zoth’illam, nie mając nic lepszego do roboty. -”Głowy nabite na włócznie, flaki rozwleczone po ziemi. Nie zazdroszczę temu, kto będzie to wszystko sprzątał” - przyznał sam przed sobą. -”Ciekawe, czy to przesłodzone miasto wyciągnie z tego jakąś nauczkę”. W to ostatnie zaklinacz jednak jakoś nie wierzył.

- Nie mogę już tego słuchać i na to patrzeć - Odezwała się smutnie Berrin, kryjąc twarz w dłoniach - Męczycie go. A on dla nas jak rodzina.
Redha miała zamiar również coś powiedzieć, czyniąc krok w stronę Kapłana i Wulframa, gdy nagle Jamaver zamrugał ślepkami. Spojrzał na woja, następnie na pozostałych, po czym pochwycił swój wiszący na szyi talizman Selune, i zaczął coś mamrotać pod nosem!.

Po kilkunastu słowach Kapłana z talizmanu buchnął dziwaczny podmuch, rozchodzący się po górskim cmentarzyku, lekko poruszając świeży puch leżący na mogiłach. Czyżby właśnie zwariowany Jamaver w końcu uczynił o co go tak usilnie proszono?
 

Ostatnio edytowane przez Grytek1 : 01-02-2012 o 20:20.
Grytek1 jest offline