Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2012, 11:45   #129
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Rankiem grupa spotkała się ponownie pod domostwem Gregora. Zgodnie z jego prośbą przybyli wcześniej niż planowano wyjazd do Von Walotera. Ci bardziej życzliwi pomagali zanieść do powozu najpotrzebniejsze rzeczy, ci mniej życzliwi stali z boku i rozprawiali między sobą. Jedno było pewne, Roderyk musiał być bardzo ważną personą, skoro czarodziej tak bardzo pragnął go uchronić od śmierci i sług chaosu.
-Wiem, że jesteś przywiązany do swego przyjaciela, ale będzie nas spowalniać. Zostanie tutaj, razem z dwukółką pod opieką mojego starego znajomego, który zna się na koniach.- mag położył dłoń na ramieniu Zirniga. Czarodziej nie chciał, by podróż trwała zbyt długo, a w istocie spokojna wędrówka dwukółką, ciągniętą przez zmęczonego kuca mogła znacznie spowolnić ich wyprawę. -Jak tylko tu wrócimy odbierzesz to, co twoje. Z resztą przyda mu się odpoczynek.- mag uśmiechnął się życzliwie do krasnoluda i wrócił do znoszenia do wozu swoich rzeczy. Była tam skrzynia z różnymi alchemikaliami, był skórzany mieszek z dziwnymi rzeczami, prawdopodobnie potrzebnymi do rzucania zaklęć. Her Gregor nie mógł też wyruszyć bez podręcznego teleskopu, oraz tuby na zwoje. Magus wziął też i tubę na mapy, oraz inne dokumenty. Potrzebował też ubrań. Być może miał zamiar spędzić tam dłuższy czas.

Kiedy ostatecznie byli gotowi do drogi, Gregor, w towarzystwie Twardego, Zirniga, Ragnara, Teodora i Dawita weszli do wozu. Rudobrody tarczownik nie był zadowolony z faktu, że przyjdzie im dzielić miejsce z mutantem, którego, dzień wcześniej Gregor nakazał ukryć gdzieś pod miastem. Brodacz narzekał pod nosem, że to nie do pomyślenia, by taką opieką otaczać przeklętego i najchętniej rozwiązałby problem swoim orężem, jednak czarodziej płacił za coś zupełnie innego, a skoro brodacz podjął się dalszej pracy u niego, pozostało mu tylko narzekać.
Pozostała część drużyny, zdolna do jazdy konno, otrzymała po wierzchowcu na czas podróży. Gregor miał zamiar dotrzeć na miejsce wieczorem następnego dnia, najpóźniej za dwa dni. Zamek Von Waltera, oraz czeladź pod nim znajdowały się na wschód od Hergig, a prowadziła do nich skromna, leśna dróżka.
Po opuszczeniu bram miasta, kompani udali się do miejsca, gdzie poprzedniego dnia oddano Roderyka w ręce jednego z ludzi Gregora. Ten czekał już na powóz z obłąkanym żebrakiem. Wymiana trwała dosłownie kilka sekund. Żebrak dosłownie wskoczył do powozu, zaś mag rzucił znajomkowi, który go pilnował mieszek ze złotem. Człek skinął mu głową i ruszył do miasta, jak gdyby nigdy nic.

Roderyk był w dobrym stanie. Był nawet czysty i ubrany w nowsze ubranie, bez dziur, wesz i smrodu. Twarz miał ogoloną a włosy uczesane, jakby za wszelką cenę chciano sprawić by nie przypominał starego żebraczyny. Trochę się to udało, bo nawet Gregor był pod wrażeniem zmiany i kompani szczerze mówiąc by go nie poznali, gdyby koło niego przeszli gdzieś na ulicy.
Droga w powozie do wieczora minęła im szybko. Roderyk milczał zapatrzony w niewielkie okienko zadaszonego dyliżansu, zaś pozostali słuchali wywodów Dawita, oraz opowieści o siłach chaosu samego Gregora. Starszy człek miał dość sporą wiedzę na ten temat, choć głównie opowiadał o starych czasach, o wojnie chaosu z siłami Magnusa Pobożnego, oraz o genezie powstania samego chaosu. Były to w większości opowieści pokryte faktami zapisanymi w księgach, jednak nawet sam Gregor wiedział, że nie zawsze cała prawda w księgach była zapisana.
Ci, którzy jechali konno, nie mieli już tak przyjemnie. Szybkie tępo ich pogoni sprawiało, ze nie dało się rozmawiać, zaś niezbyt przyjemna droga, którą podążali z pewnością odbijała się na ich samopoczuciu, oraz bólu pachwin i pośladków.

Późnym wieczorem zatrzymali się by rozbić obozowisko. Nawet światła latarni na powozie nie rozświetlały drogi wystarczająco i było wielkie prawdopodobieństwo, że któryś z koni złamie sobie nogę, a tego nikt nie chciał.
Na szczęście noc minęła spokojnie. Podzieleni na warty towarzysze strzegli powozu, oraz śpiących w nim czarodzieja i starego żebraka. Tuż przed świtem powóz ruszył w dalszą drogę, a średnio wyspani towarzysze byli niezbyt pocieszeni wizją całodziennej gonitwy na grzbiecie konia.
W końcu jednak ich modlitwy zostały wysłuchane i wieczorem zgodnie z planami Gregora dotarli do Waltersdorfu, jak potocznie nazywano zamek lorda Von Waltera. Było to wielkie zamczysko, toczone grubym murem. Między murem a samym zamkiem znajdowała się osada zamieszkała przez około dwustu ludzi. Głównie chłopi, pracujący na utrzymanie zamku, uprawą okolicznych pól. Można jednak było dostrzec liczne kramy, sporą, piętrową karczmę, oraz kilka cechów rzemieślniczych. Kusznicy na murach, oraz halabardziści przy bramie wyglądali na dobrze przygotowanych na każdą okoliczność.


Powóz zwolnił, by nie potrącić przypadkiem żadnego wieśniaka, który przebiegał mu po drodze. Pod bramą na sam zamek powóz musiał stanąć, a Gregor był zmuszony porozmawiać z dowódcą straży. Byli to dobrze uzbrojeni mężowie, niektórzy w płytowych zbrojach, jedni mieli na skórzanych paskach przez ramię przewieszone kusze, inni zaś miecze u pasa. Dowódca straży – rosły mąż o bujnej czuprynie i nieznacznej bliźnie na skroni znał najwyraźniej czarodzieja i po kilku chwilach rozmowy pozwolił im przejechać nawet nie spoglądając do środka powozu. Właściwie nie było takiej potrzeby, gdyż plac zamkowy był w przenośni opanowany przez podobnych strażników. Jedni ćwiczyli drewnianymi mieczami, inni trenowali strzelanie z kusz, czy łuków, a jeszcze inni po prostu rozmawiali. Powóz zatrzymał się przy głównym wejściu do fortyfikacji i cała grupa mogła w końcu spokojnie rozprostować kości. Po chwili w wejściu do budynku ukazał im się starszy, łysy człek.


Mąż miał na sobie porządne ubranie, spod którego widać było wystające elementy uzbrojenia. Ciężkie to były czasy, skoro nawet we własnym domu musiał zakładać zbroję. A może po prostu taki już miał nawyk? Gotowy w każdej chwili?
-Lordzie Eryku Von Walter...- czarodziej pokłonił się przed panem tych włości, który osobiście przybył ich przywitać.
-Skończ że pierdolić z tymi tytułami stary capie!- zrugał go Von Walter. Zapadła chwila ciszy, po czym mężczyźni zagrzmieli śmiechem i uścisnęli się życzliwie, jak dwaj bracia po długim czasie rozłąki.
-Dobrze, że Cię widzę mój przyjacielu. Opowiesz mi, co gwiazdy mówią o mojej przyszłości.- lord poklepał maga w ramię -Niegdyś samotnie do mnie przyjeżdżałeś. Teraz widzę potrzebna Ci spora obstawa.- zakpił nieco z znajomka. Czarodziej spojrzał na tych, którym płacił za ochronę.
-To długa historia.- skwitował, po czym cała grupa weszła do środka.

Mag i lord szli na przedzie niewielkiego pochodu dobrze znając korytarze tej budowli. Pozostali zaś musieli iść w ich ślady, by nie zgubić się gdzieś w zamku. Po chwili na ich drodze stanął starszy człowiek, kłaniając się nisko przed szpicą pochodu.
-Szykuj że ucztę, nie widzisz, że goście przybyli?!- niemalże krzyknął zaś człowiek raz jeszcze się pokłonił i wartko popędził w kierunku, z którego przybyli kompani. Lord prowadził ich aż nie dotarli do sporej komnaty. Znajdował się tutaj długi, drewniany stół, przy którym mogło obradować pół lordów z Imperium, albo i więcej. Cała komnata była elegancko ozdobiona, choć ogrom jej gabarytów sprawiał, że nie było tu mowy o jakimkolwiek poczuciu przytulności. Pod ścianą znajdowały się zbroje, przypominające straże. Ogromne gobeliny prezentowały w większości religijne sceny, kierowane w stronę kultu Sigmara. Na ścianach wisiały liczne, wypchane trofea zwierząt, oraz obrazy.

Pod strzelistym, gotyckim oknem, na wełnianym kocu leżał ogromny pies. Był to wilczur brązowo-czarnej maści. Miał łeb wielkości nowego hełmu Ragnara i ważył około pięćdziesięciu kilogramów. Leżał spokojnie, niewzruszony, przybyciem gości, spoglądając na nich tylko bystrymi oczami. Gdyby wstał, pewnie sięgałby do piersi drużynowego niziołka.
-Co Cię trapi mój przyjacielu, raczej bez powodu nie odstawiłbyś tych swoich przeklętych ksiąg i lunety, hę?- uśmiechnął się do Gregora.
-Przepowiednie. Spełniają się.- rzekł ponuro, a uśmiech z twarzy lorda zniknął w momencie. -Ten tutaj...- wskazał palcem Roderyka -Widzi zbliżającą się apokalipsę w swoich snach. Ma wizje, tego, o czym mówią księgi. Koniec jest bliski i nie można nic na to zaradzić...- rzekł złowieszczo. Walter wstał od stołu i podszedł do okna, przy okazji poklepując uspokajająco swego psa po głowie.
-Mówiłeś mi o tym wiele razy, a ja myślałem, że nie doczekam tej godziny, kiedy te 'tajemnicze' przepowiednie zaczną się wypełniać...- rzekł w zadumie


-Co proponujesz zrobić? Jak działać?- spytał lord. Czarodziej wzruszył ramionami.
-Musimy uchronić Roderyka przed wpływami sił chaosu. Potrzebuję czasu by z nim porozmawiać, przeanalizować przepowiednie raz jeszcze i ustalić, co będzie charakteryzowało ostatnią z nich, której jeszcze nie rozwikłałem. Jeśli mi pozwolisz, chciałbym zrobić to tutaj u Ciebie w zamku, aby czuć się w pełni bezpiecznym.- oczekiwania Gregora były spore, jednak Walter nawet na chwilę się nie zawahał.
-Zgoda. Niech zatem tak będzie.- rzekł donośnym tonem, jakby chciał, aby każdy z jego gości usłyszał o jego dobrotliwości.
Niedługo potem wielki stół przy którym siedzieli zapełnił się wykwintnymi potrawami, przyrządzonymi przez szefa kuchni, rodem z Bretonii. Po sutym obiedzie przydzielono im kwatery, każdy otrzymał swoją, pojedynczą. Przed nadejściem zmroku Gregor osobiście każdemu wręczył jego dolę w złocie, tak jak obiecał wcześniej. Mag poinformował również każdego, o przyjęciu jakie lord urządził na cześć ich przybycia wieczorem. Rzecz jasna, nikt nie był zmuszany by przybyć, wszak mogli wybrać zabawę w karczmie pod zamkiem, gdzie goście byli mniej... szlachetnie urodzeni.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline