Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2012, 22:05   #64
Radioaktywny
 
Radioaktywny's Avatar
 
Reputacja: 1 Radioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemu
No i masz ci los. Jak na złość stonoga musiała się uwinąć tak szybko. Nie dość, że w zaledwie moment zeżarła prawie całego Morna to jeszcze zdążyła dać dyla. Ten drugi fakt był dla Drogbara o wiele gorszy. Mało, że non stop jest nękany przez setki małych krocionogów, to teraz jeszcze w każdej chwili może mu wskoczyć na plecy ogromny robal i zniknąć z jego tułowiem nim ktokolwiek się zorientuje. Cudowna perspektywa...

Wojacy zaczęli debatować nad tym co robić. Kiedy Darion zaproponował żeby to krasnolud zdecydował co robić, zdenerwowany krasnolud rzucił:

No i co z... - zaczął mówić w tym samym momencie co Samuel, ale tak jak i on nie zdążył skończyć powstrzymany przez kusznika.

Nie było rady, trza było iść. Gurnesowi, nie bardzo to było na rękę, ale wolał się zmierzyć ze stonogą w czwórkę, niż gdyby miała go dopaść samego. Ruszyli po drabinie na stryszek. Kiedy przechodził obok głowy poległego, na ułamek sekundy spotkał się z nim wzrokiem. Po plecach przeleciał mu zimny dreszcz. Czuł się jakby ta głowa zaraz miała mu się rzucić z zębami do nogi. A w tej mieścinie to wcale nie było takie nierealne.

Przeszukiwanie gnijącego siana nie przyniosło rezultatu. Po robalu ani szczątkach Morna nie było śladu. Alchemik dowiedział się za to czego innego. Most runął, a razem z nim plan ucieczki. Wściekły brodacz spojrzał z góry na wóz i ledwo się powstrzymał przed wyjęciem bomby. Słysząc rozmowę towarzyszy, sam wybuchnął:

- Dupa tam! Nikogo nie przyślą! A nawet jeśli to czy wy na serio myślicie, że uda nam się dożyć tego czasu? I jak niby oni tu wejdą skoro mostu nie ma? Odbudują? Gdzieś musi być inny most, a nawet jeśli nie to pustynia i tak jest lepsza od tego miejsca. Tamtędy w końcu gdzieś dojdziemy. Tutaj czeka nas jedynie śmierć! - i psiocząc pod nosem zaczął schodzić na dół, celem zorientowania się w sytuacji

***

“Kolacja” dopełniła dzieła. Słuchając wypowiedzi smoka, Drogbar ledwie nad sobą panował. Ten wariat dopiął swego. Kto wie, być może to on sam kazał zburzyć most. Po nim można było się spodziewać wszystkiego. Krasnal podjął decyzję, że spije się w trupa. Skoro ma ginąć to woli, żeby się to stało kiedy będzie nieprzytomny. Jak los dopomoże to nawet nic nie poczuje. Słysząc znajomy chrobot pod stołem mimowolnie spojrzał w dół, a jego oczom ukazała się kolejna “wiadomość od miasta”

Aaaa... - westchnął bezradnie machając ręką i odwrócił się w kierunku wozu. Wtedy poczuł dziwne uczucie jak gdyby był obserwowany. Rozejrzał się i spotkał się wzrokiem z Lionelem, który bacznie się mu przyglądał. Przypomniawszy sobie ostatnie słowa Morna, wstał powoli i ruszył w stronę dowódcy. Kiedy był tuż przy nim rzucił cicho:
- Nieboszczyk Morn przed śmiercią zdążył przekazać, że chceliście mnie widzieć. O co chodzi?
-To nie rozmowa na tyle uszu. Przyjdź do wieży sygnalizacyjnej... na samą górę, za godzinę.-odparł Lionel równie cicho. I nie zwracając pozornie uwagi na krasnoluda.

Coś tu śmierdziało. I nie chodzi tylko o tajemniczość człowieka, ale też miejsce w którym chciał się spotkać. Wieża jak wiadomo była wysoko, a za wysokością brodacz nie przepada. Dodatkowo w takim miejscu łatwo o “wypadek”. Równocześnie jednak mógł to być spisek przeciwko Tarnusowi, gdyż coraz więcej członków wyprawy wyrażało swoje niezadowolenie z przebiegu wyprawy, a Lionel od początku wyglądał na takiego, który chciałby dowodzić. Rozmowy na ten temat, Gurnes nie mógłby sobie pozwolić opuścić, dlatego postanowił podjąć ryzyko.

Godzina. Zastanawiające było po co mu aż tyle czasu na dojście tam ale to akurat stanowiło najmniejsze zmartwienie. To nawet lepiej, gdyż będąc na górze jako pierwszy nie da się zaskoczyć w razie ewentualnej pułapki. Przed przekroczeniem progu wyjął z torby granat i wsadził go sobie do kieszeni. Lubił czymś się bawić podczas czekania czy stresu, a dodatkowo jeśli okaże się, że wojownik ma złe zamiary, to krasnolud pociągnie go do piekła za sobą. Nie łudził się, że może wygrać z doświadczonym wojem, ale wiedział ile czasu zajmuje wyjęcie zawleczki, i wiedział, że jeśli tylko coś pójdzie nie tak, to zdąży wysadzić całą wieżę.

***

Rycerz przyszedł punktualnie i przyszedł sam. Zakuty w zbroję i spokojny. Niemalże nieludzko spokojny, co mogło dziwić w tym miejscu... A może i nie? Krasnolud dobrze wiedział co Wormbane porobiło mu w głowie. Ale nie wiedział, jak pomieszało w głowach innych.



Spojrzał na krasnoluda opierając nonszalancko lewą dłoń na rękojeści miecza.
-Jak oceniasz plany Tarnusa mości Drogbarze?
- Szczerze? Uważam, że nasz dowódca postradał zmysły przez to miasto. Miast uciekać i wrócić z odpowiednimi siłami do sytuacji on chce na siłę zbawić ten grajdołek. Przez to wszyscy postradamy żywota, a nasz zwiad pójdzie na marne, gdyż wszystkie informacje, które zdobyliśmy pójdą do piekła razem z ostatnim konającym członkiem tej partii - odrzekł ledwie panując nad nerwami

-Właśnie. Dlatego też należy go ubezwłasnowolnić. Trzeba przejąć władzę.-odparł uśmiechnięty Lionel.-Dla jego i naszego dobra. Po czym ci którzy mogą, wyruszą na pustynię... To jedyna droga jaka nam została.
- Słusznie prawicie, ale co począć? We dwóch nic nie zrobimy. Rozmawialiście już z pozostałymi?
-W tym rzecz. Niewielu poprze taką rewoltę. Trzeba więc bedzie coś przygotować.- odparł w zamyśleniu Lionel, zapewne czekając na sugestię ze strony krasnoluda.

- Myśleć o tym zapewne myśli wielu ale wszyscy się boją kary za dezercję. Przydałoby się jeszcze poparcie Garisona. Słysząc te słowa od dwóch dowódców, większość, a przynajmniej sporo z nich uznałoby, że to faktycznie jest właściwe. Zdaniem paladynki wątpię, żeby się bardzo przejmowali. Znaczenie, może mieć jeszcze stanowisko nizołki. Ją szanują wszyscy, a może być przeciwna transportowi rannych przez pustynię. Tyle, że zostając tutaj oni zginą na pewno jak i cała reszta. W każdym razie musimy zacząć działać natychmiast. Tarnus wyruszył na patrol. Prawdopodobnie w ogóle z niego nie wróci, ale nawet jeśli, to te kilka godzin kiedy go nie ma to jedyna szansa, żeby skutecznie zorganizować przewrót. Teraz wy dowodzicie fortem i wasze zdanie będą traktować podwójnie poważnie. Taka jest moja wizja, ale wykonanie musi być wasze. Mnie nikt nie posłucha bo mnie mają za wariata. Najpierw porozmawiajcie z imć Garisonem a potem ogłoście to na forum. Nawet jeśli nie zgodzą się wszyscy to pal ich licho. Zostawimy samobójców ich losowi, a my odejdziemy. Najważniejsze to działać szybko, tak żeby Tarnus wrócił już po sprawie. W jego obecności nikt nie odważy się zbuntować. W każdym razie jeśli się tego podejmiecie, stanę po waszej stronie. - snuł wywód alchemik, któremu momentalnie włączył się inżynierski zmysł planowania

-Przygotuj więc coś szybko... Cokolwiek, co nie raniąc nikogo pozwoli obezwładnić opornych. Niepotrzebni są kolejni ranni podczas, przewrotu.- no i wyszło do czego był potrzebny alchemik Lionelowi. Problem w tym, że na warzeniu trucizn Drogbar się nie znał. Owszem, znał trujące substancje. Ale była to pochodna jego wiedzy o materii. I owe substancje, takie jak rtęć, nie pozbawiały przytomności lecz zabijały.
- To się da załatwić ale do tego będzie trzeba wcześniej wiedzieć kto jest z nami. Przynajmniej kilka osób, które wcześniej uprzedzimy jak mają działać. Będziemy mieć tylko kilka chwil, i trzeba je będzie wykorzystać żeby obezwładnić opornych zanim dojdą do siebie. Jeśli nasi nie będą przygotowani to też oberwą a w sytuacji kiedy za Tarnusem stanie więcej osób to we dówch nie zdążymy wszystkich załatwić.
-Moi ludzie mnie poprą... Pozostają więc strzelcy Garisona i niziołka.- stwierdził Lionel po chwili namysłu i spoglądając na miasto.-Garison... nie wyjdzie żywy. Widziałeś jak spadł.

-W takim razie zrobimy to przed rozmową z nim. Twoi ludzie wystarczą. Zorganizuj zebranie, na którym mają się stawić wszyscy zdolni ustać na nogach. Potrzebne będzie ognisko usytuowane między tobą a pozostałymi. To wszak nie będzie nawet podejrzane, gdyż podczas zbiórki powinni stać w szeregu, a ty dla lepszej widoczności ustawisz się po drugiej stronie ognia. Wtedy powiedz jak wygląda sytuacja i zapytaj co oni myślą na temat tej sprawy. Kiedy wystąpią twoi ludzie i ja to część kuszników na pewno też dołączy. Tylko rozmawiaj tak, żeby ci przeciwni pozostali spokojni. Jeśli zacznie się burda to nici z planów. Jak już będzie wiadomo kto ma jakie stanowisko to wtedy zaczniemy zabawę. Przed zbiórką poinformuj swoich ludzi, że na dane hasło wszyscy mają momentalnie zamknąć oczy. Po odpowiedzi kuszników wypowiesz hasło a ja odpalę fajerwerki. Wszyscy patrzący w ognisko na kilka chwil oślepną, a to da czas naszym na pokojowe ich rozbrojenie. Oberwą też kusznicy stojący po naszej stronie, ale to już ofiary konieczne. Oślepienie potrwa tylko kilka chwil i gdy miną wszystko z nimi będzie w porządku. Istotne jest żeby twoi ludzie w odpowiednim momencie zamknęli oczy i przysłuchiwali się rozmowie co by wiedzieć kto jest nasz a kogo związać. Żeby czasem nie rzucili się na tych, którzy się przyłączą. Po co chłopaków dodatkowo złościć. I tak nie będą szczęśliwi że dostali po oczach.
-Dobrze. Ile potrzebujesz czasu?- Lionel skwitował krótko długą przemowę alchemika.
- Ja mam wszystko pod ręką. Kwestia tylko jak szybko porozmawiasz z twoimi i zorganizujesz wiec.
-Masz pół godziny.- odparł rycerz.-Zebranie odbędzie się w sali jadalnej.

Drogbar kiwnął tylko głową i ruszył schodami w dół. Uprzytomniwszy sobie, że wciąż bawi się zawleczką granatu wyjął rękę z kieszeni. Wolał nie ryzykować potknięcia kończącego się eksplozją. Lionel był ciężkim człowiekiem, ale w głębi Gurnes cieszył się, że sprawy przybierają taki bieg. Irytujący był dla niego wyniosły ton młodego rycerza, lecz w świetle aktualnych wydarzeń to był ledwie pryszcz. Najważniejsze że coraz bliższe były szanse na ucieczkę i choć próbę ocalenia żywotów. Z tymi myślami powoli schodził z wieży, analizując co jeszcze mógłby zrobić aby zapewnić im “zwycięstwo”...
 

Ostatnio edytowane przez Radioaktywny : 02-02-2012 o 22:09.
Radioaktywny jest offline