Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-01-2012, 22:37   #61
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Corella wkroczyła do koszar na dosyć sztywnych nogach. W jej głowie wprost dudniało, a z każdej strony otaczał ją wyjątkowo kuszący, wprost zdający się do niej krzyczeć posmak krwi. Przebywało tu tak wiele żywych osób, w których ciałach płynął cudowny, życiodajny płyn... Ze spoconym czołem, zaciskając pięści w trakcie marszu, ruszyła prosto w kierunku swej kwatery.

- Przyślijcie do mnie “Matulkę”! - Wydarła się w pustkę przed sobą, nie zawracając sobie głowy, czy ktoś ją usłyszał. No bo w końcu musieli, czyż nie?.
Na razie jednak siedziała sama czując jak głód coraz mocniej pożera jej wnętrzności. Tuż obok była Lialda. Dziewczyna chyba spała. Ale niespokojnie jakoś. Wiła się i pojękiwała, a jej szyja była tak kusząco widoczna. Corella, rozpalana nieznaną siłą strasznego głodu, pozbyła się tarczy, pancerza, i oręża, zdecydowanie jej w tej chwili niepotrzebnego, i przeszkadzającego. Wszystko zaś lądowało niedbale na podłodze, ona sama zaś lekko się zataczała, niczym w poważnej febrze. Było jej gorąco na całym ciele, niemal się również dusiła, przytłaczana kuszącym, oj jak bardzo kuszącym szkarłatem znajdującym się tak blisko niej...

Nie wytrzymała. Doskoczyła do niej i wbiła zęby w szyję śpiącej, dłonią unieruchamiając ją i zaciskając pieszczotliwie na piersi dziewczyny... swej ofiary. Popłynęła posoka, którą Corella chłeptała językiem, drżąc na ciele. Lialda pojękiwała, acz te jęki wydawały się Paladynce zmysłowe, tym bardziej, że... wraz z krwią przetaczała się przez nią fala silnych i bardzo przyjemnych doznań. To było, było... jak upojna noc z ukochanym. Tylko do tego dało się porównać to odczucie, które smakowała wraz krwią Lialdy. A ofiara wiła się chwilkę, acz niezbyt gwałtownie.
Nasycona Corella oderwała w końcu usta od szyi Lialdy i otarła dłonią krew. Czuła się dziwnie. Czuła się cieplejsza i zaspokojona. Smak krwi w ustach stał się nieprzyjemnie obrzydliwy. Kły znikły. Barwy wróciły na lica. Paladynka była normalna. Z jednym drobnym wyjątkiem. Wspomnienie ekstazy z chwili gdy piła półelfkę, nadal było żywe w jej pamięci.

Stała tuż przy jej łożu, na dygoczących nogach, oddychając niezwykle płytko i szybko. Powoli dochodziła do siebie, zdając sobie sprawę z tego co zrobiła, budząc się jakby z jakiegoś snu.
- Lialda? - Szepnęła niezwykle cicho, wpatrując się w leżącą dziewczynę i odrobinę zaplamioną szkarłatem pościel. Corella zrobiła niepewny krok w stronę towarzyszki, unosząc powoli drżącą dłoń. Nagle odbiło jej się paskudnie, jednak niczego nie zwróciła, w oczach zebrały jej się za to łzy...
- Lil? - Powtórzyła, pochylając się nad poszkodowaną.
Ta jednak ziewnęła jeno, i obróciła się na drugi bok, zasłaniając tym samym ślady po wampirzych kłach Paladynki. Wydawała się... zdrowa.
- Późn.. iej.- wymamrotała niemalże w półśnie. A do izby weszła niziołka. Po czym jej spojrzenie utkwiło w Corelli. Zmarszczyła brwi i spytała.- O co chodzi?
Kompletnie zdezorientowana Paladynka stała jednak w miejscu jak posąg, ciągle wpatrując się w śpiącą, a “Mateczkę” obdarzyła jedynie wyjątkowo krótkim spojrzeniem. I milczała...
Mateczka potarła czoło w irytacji i zmęczonym głosem rzekła. -Ostatnio cały czas, składam do kupy kolejnych nieszczęśników. Więc proszę... nie zamuj mi czasu bzdurami.
Spojrzała na Corellę ponownie i dodała.- Tarnus siedzi nad raportami, Lionel gania po całym garnizonie, a Garison ledwo umknął śmierci. Nikt nie będzie szukał cię, by dowiedzieć się co znalazłaś. Sama musisz wykazać się inicjatywą.

Paladynka w końcu zamrugała oczami, po czym wbiła wzrok w Niziołkę. Zwilżyła językiem usta, i ruszyła w kierunku “Mateczki”.
- Pokazać ci inicjatywę? - Szepnęła.
-Wiesz... dużo się tu działo.- mruknęła Mateczka.- Z drugiego patrolu wrócił tylko jeden i to bez oczu

Paladynka ruszyła prosto na Niziołkę, a będąc tuż tuż przed nią, przyklęknęła nagle na jedno kolano, po czym... pochwyciła małą kobietkę w swe ramiona, niczym matka biorąca dziecko, następnie zaś z nią natychmiast powstała, wychodząc z izby. Wszystko zaś w jednym ciągu ruchu, z całą pewnością zaskakując swoją rozmówczynię.
-Puuuuuszszszczczaj mnieee!- piekliła się niziołka. Po czym zagroziła paladynce.- Nie myśl sobie, że jestem bezbronna.
Machała bezradnie nóżkami w powietrzu, ale na twarzy mateczki widać było determinację.
Corella, będąc już poza izbą, postawiła Niziołkę na podłodze, sama za to klękając przed nią na obu kolanach i wpatrując się jej prosto w oczy.
- Coś... coś się ze mną stało w mieście... uległam przemianie... - Skierowała wzrok w dół.
-Nie wyglądasz dziwnie. Choć zachowujesz się dziwacznie. -stwierdziła niziołka po oglądnięciu oczu paladynki, oraz dotknięciu jej nadgarstków i sprawdzeniu pulsu.
- Byłam... byłam wampirzycą - Spojrzała jej ponownie prosto w oczy - Tak po prostu się nią nagle stałam. Miałam kły i wyczuwałam krew... i przed chwilą... ja... - Na moment załamał jej się głos - Ja ugryzłam Lialdę i piłam jej krew - Wydusiła z siebie, wczepiając nerwowo palce w swe włosy, znowu wbijając wzrok w podłogę.
-Pokaż zęby.- rzekła niziołka i po obejrzeniu ich dodała.- Nie widzę kłów, a i Lialda nie wygląda na ofiarę wampira. Może to wszystko był omam? Ja też miałam dwie ułudy.
Spojrzała na nią już kompletnie skołowana, odgarniając rozczochrane włosy z twarzy.
- Sprawdź jej szyję, proszę.
-Nie widzę śladu po ukąszeniu.
- mruknęla niziołka egzaminując szyję dziewczyny. Podrapała się za uchem, po czym rzekła.- Przygotuję ci polewkę z czosnkiem.

A w odpowiedzi Corella jedynie potarła czoło, po czym ledwie zauważalnie skinęła głową.

....

Dwa kwadranse później Paladynka ruszyła do Garrisona, by podzielić się z nim informacjami, jakie zdołała zebrać podczas patrolu w mieście. Po owej rozmowie zaś nie bardzo wiedziała, co też dalej uczynić. Wracając minęła wzburzoną Evelyn i jej gadziego zwierzaka idącą do Tarnusa, nie miały chyba jednak obie nastroju do przypadkowej pogawędki.

Postanowiła więc przeczyścić oręż i pancerz, zajrzeć zarówno do rannych jak i zdrowych żołdaków, i może przy okazji wyjaśnić im, że z nią już wszystko w porządku, w końcu plotki między ludźmi rozchodziły się wyjątkowo szybko...
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 25-01-2012 o 22:43.
Buka jest offline  
Stary 25-01-2012, 23:25   #62
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Evelyn idąc w stronę lazaretu mamrotała pod nosem przekleństwa. Większość z nich barwnie opisywała to co myśli o kłamliwym krasnoludzie. Zastanawiała się co też może zawierać pismo, które on przeczytał, a którego treścią nie chciał się podzielić. "Co on mnie za durna babę bierze, myśli, że wciśnie mi taką lipę? Albo jest durny, albo strach i panika mu całkiem we łbie namieszały. A może i jemu rozum pomieszał ktoś kto mnie i Lialdzie w głowie grzebał. Choć chyba szybciej ten bimber, który był wyczuwalny na kilometr, śmierdział niczym stara gorzelnia. Pewnie się spił i po pijaku rozum mu nawiał."
Czarnowłosa weszła do lazaretu i skierowała swe kroki do Mateczki Deldi, stanęła przed nią i spytała wskazując rannych:
- Który z nich wrócił z patrolu? I czy mogę z nim porozmawiać?
Niziołka spojrzała zmęczonym spojrzeniem na Evelyn i wskazała oślepionego półorka siedzącego na łóżku i opartego plecami o ścianę.
Czarnowłosa zerknęła w jego stronę i ponownie spytała:
- Mogę z nim porozmawiać?
-Tak. Jest już w stanie mówić.--odparła mateczka Deldi i wspomniała.-Ale nie przemęczaj go.

Evelin kiwnęła głową i ruszyła w stronę mężczyzny, jednak zatrzymała się i cofnęła spowrotem Wyciągnęła list który wcześniej pokazywała Drogbarowi i spytała:
- Może umiesz go przeczytać, albo wiesz kto by potrafił? Znalazłam go w tutejszej świątyni i chciałabym poznać jego treść.
-Bo ja wiem.. Może... Ale zajmie mi to trochę czasu. A w tej chwili...- wskazała gestem dłoni na pacjentów.-Nie mam go w nadmiarze.
- Możesz chociaż zerknąć na początek i powiedzieć co sugeruje? Może to zwykły list rzemieślnika do rzemieślnika i nie warto mu poświęcać czasu? - spytała Evelyn posługując się tym co jej próbował wmówić krasnolud.
Niziołka skupiła spojrzenie na pierwszych linijkach i mozolnie odcyfrowywała litery.- Nie.. to raczej... testament. Duchowy testament jakiegoś krasnoluda zostawiony ku potomności. Strasznie stary.
- A to kłamliwa szuja! - prychnęła Evelyn. - Już ja mu dam rzemieślnika. Niech mi się napatoczy pod rękę to sam rzemieślnikiem zostanie, będzie śpiewał słowiczym głosem w jakimś chórku dla eunuchów. Może wiesz, kto jest w stanie to odszyfrować, myślę, że może nam być pomocne to co jest w tym testamencie. Było schowane w ołtarzu świątyni w której dziś nocowałyśmy, a Drogbar po przeczytaniu tego listu powiedział że to zwykły list rzemieślnika do rzemieślnika. Sądzę więc że powinniśmy poznać jego treść.
-Nie wiem... większość tutejszych to zwykli żołnierze. Garison znał krasnoludzki, Tarnus zapewne. Może Lionel.- zaczęła wyliczać mateczka Deldi.
- Porozmawiam z Gostagiem i poszukam Tarnusa, jeżeli nie uda mu się tego odszyfrować to jednak poproszę ciebie o to. Dziękuję za podpowiedź i pomoc. - rzekła czarnowłosa do Mateczki i skierowała się do mężczyzny.

Podeszła do łóżka na którym siedział. Stała chwilę przyglądając się jego kwadratowej szczęce, krótkim skołtunionym włosom. Zerkając na potężne bary półorka rzekła:
- Witaj. Nie wiem czy poznajesz mnie po głosie więc się przedstawię. Jestem Evelyn, ta czarnowłosa dziewczyna. Możesz mi opowiedzieć co się stało?
Gostag skinął głową.- Obieście wszak czarnowłose. I ty i ta druga.
- Jam ta bardziej mrukliwa. - podpowiedziała krótko Evelyn.
Uśmiechnął się smutno i zaczął opowiadać. Wpierw spokojnie, z czasem jego opowieść stała się coraz bardziej chaotyczna i nerwowa. I coraz bardziej przerażająca. Słuchając go summonerka mimowolnie ujęła jego dłoń i lekko ściskała próbując tym gestem go pocieszyć.
- Czy wtedy jak ci się wydawał, że ktoś was obserwuje, widziałeś coś? Czy tylko takie wrażenie? - spytała kiedy mężczyzna trochę się uspokoił.
-Może... Ale nie wiem dokładnie co widziałem... Cień dziecka, tak mi się wydaje.- odpowiadał urywanymi zdaniami półork.- Czasem widziałem. Ale pewności nie mam.
- Dużo było tych stworów? Myślisz, że jak by poszło więcej osób to dałoby rade je pokonać? - pytała dziewczyna dalej.
-Cztery naliczyłem. Nie wiem. To stało się tak nagle. Napadły szybko. Krew. Wrzask czaromiota.-półork zaczął drżeć ze strachu, z każdym wypowiadanym słowem.-Te stwory. Nigdy z czymś takim się nie spotkałem. Były z innego świata.
- Myślisz, że Nathaniel mógł przeżyć? Może one i jego nie goniły, może były związane z tym miejscem w którym je spotkaliście? spokojnym głosem zadawała kolejne pytania Evelyn.
-Nie wiem nie wiem nie wiem... Uciekałem przed siebie, nie patrzyłem. Bałem się.- odpowiedź Gostaga była bardzo chaotyczna. Półork wydawał się być załamany.
- A to oko, w tym domu coś się schował... nic więcej nie widziałeś? Ciemno tam było czy co? - próbowała się czegoś więcej dowiedzieć od mężczyzny dziewczyna, zastanawiając się czy mógł być to jeden z tych stworów czy raczej jakieś inna przybłęda. Przypomniała sobie również stwory o których mówił Viltis. "Czyżby to te same, a może to te co łażą kanałami pod miastem?"
-Oko unosiło się w powietrzu, jak ci magicy występujący na miejskich jarmarkach... Lewitu, lewuuo, lewitow...- Gostag poszukiwał brakującego mu słowa.
- Lewitujący? wciela mu się w słowo dziewczyna.
-Właśnie. Dom... wyglądał bogato. Ładne obrazy na ścianach, złote świeczniki... a może miedziane świeczniki na stole. A po tym jak zobaczyłem oko. Potem był ból.-smętnym tonem głosu Gostag zakończył wypowiedź.
- A może czegoś dotknąłeś w tym domu? Czegoś co było zabezpieczone jakimś zaklęciem i to w efekcie jego uwolnienia straciłeś oczy? Bo jak samo oko mogło ci je wyrwać? Może coś lub ktoś tam jeszcze był, przypomnij sobie. - spytała przyzywaczka.
-Oparłem się plecami o drzwi, które zamknąłem za sobą. Potem pojawiło się oko i …-dłoń półorka zacisnęła się na dłoni dziewczyny, mocno... nawet trochę boleśnie.-My nie wyjdziemy stąd żywi, prawda?
- Wyjedziemy... ta krasnoludzka szumowina właśnie jakiś wóz szykuje, by wywieźć stąd rannych. Odpocznij... jednak gdyby ci się coś przypomniało poślij kogoś po mnie. Dobrze? - rzekła dziewczyna przesuwając pieszczotliwie opuszkami palców po twarzy mężczyzny. Ten gest zapewne zdziwiłby, gdyby go ktoś dostrzegł, był taki nietypowy dla niej. Zawsze bowiem trzymała się z boku, mało mówiła, nie okazywała ani zatroskania, ani chęci pociechy kogokolwiek.
-Dobrze.- odparł ork.Jak sobie przypomnę.
- Wiesz może, kto potrafi przeczytać stare pismo krasnoludzkie, potrzebuję jak najszybciej przetłumaczyć list, który znalazłam. - zagadnęła jeszcze na temat, który ją frapował.
-Nie. My prości żołnierze. Kto z nas się krasnoludzkiej mowy uczy?- pokiwał w zaprzeczeniu głową Gostag.
- Odpoczywaj. - rzekła więc dziewczyna klepiąc go po barku i podnosząc się z jego łóżka. - Czegoś ci potrzeba?
-Niczego co można dostać w tym sparszywiałym mieście.- rzekł z gniewem w głosie Gostag.
- Odpoczywaj więc... - powtórzyła się Evelyn i ruszyła w kierunku wyjścia, po drodze kiwając dłonią na pożegnanie do Mateczki. Skierowała swe kroki na poszukiwanie Tarnusa, mając nadzieję, że rzeczywiście potrafi odszyfrować stary list.

Viltis czekał przy drzwiach na dziewczynę i gdy wychodziła syknął.- I... co się dowiedziałaś? Warto było go słuchać?
- Potem ci powiem, teraz musimy znaleźć Tarnusa, mam coraz większe przeczucie, że ten list jest jednak ważny. Nie jest on od rzemieślnika do rzemieślnika... zastanawiam się czemu ten zapchlony krasnolud skłamał. - mruknęła do smoka dziewczyna nie zwalniając kroku.
-Pewnie miał swoje powody. Może jest jakoś spokrewniony z autorem listu? Krasnoludy jak szlachetne konie, mają wielopokoleniowe rody i wielopokoleniowe waśnie.- odparł Viltis idąc tuż za dziewczyną. -To co zrobić z kłamcą. Mały łomot po północy?
I zachichotał złowieszczo.
- Postaramy się aby on już nie przedłużył swego. - warknęła na to dziewczyna. - - Na razie znajdźmy Tarnusa, a tą gnidą zajmiemy się w wolnej chwili, chyba, że sam się w coś wpakuje i pozbawi nas kłopotu. - dodała przypominając sobie, że w tym mieście coś innego może się zająć krasnoludem szybciej niż ona. Jej gniew jeszcze bardziej przybrał na sile, jak sobie przypomniała jego "radosne powitanie" przy bramie. Po drodze zobaczyła wracającą paladynkę, jednak pobieżnie przesunęła po niej wzrokiem i nie widząc żadnych oznak zranienia podążyła tam gdzie zamierzała. Spotkanie z Corellą mogło zaczekać, tłumaczenie listu według niej...nie.


Tarnus coś liczył, gdy wchodziła. A za jego plecami cień przybrał kształt przyczajonego czarta. Niemalże widziała czerwone błyski w oczach owego cienia. Niemal słyszała jego chichot, gdy.. wszystko znikło. Cień okazał się ułudą. Chyba.
-Tak?-spytał Tarnus nie odrywając oczu od swych zapisków.
- W świątyni, Lialda znalazła list schowany w ołtarzu. Niestety nie potrafię go odczytać bo jest napisany w starym języku krasnoludzkim. Przypomniałam sobie o nim, jak zobaczyłam go na podłodze, pewnie wypadł jej gdy zemdlała. Dałam go do przeczytania Drogbarowi. Czytał go długo, a potem mi oddał twierdząc, że to zwykłe zapiski rzemieślnika do rzemieślnika. Jednak gdy pokazałam go Mateczce powiedziała, że to jakiś przekaz... testament. Mam wrażenie, że to coś ważnego. Możesz zerknąć? Może nam on w czymś pomoże, może nie, wolę jednak by został przeczytany. - rzekła Evelyn kładąc list przed mężczyzną.
-Nie wydostaniemy się z miasta. Corella poinformowała właśnie, że most runął. Liczę ile drogi zajmie przebycie pustyni naokoło.- odparł Tarnus spokojnym głosu.
- Twe obliczenia mogą chwile zaczekać. Zerknij na to! - rzekła z naciskiem dziewczyna.

Tarnus zamyślił się i zaczął czytać, z pozoru bez zainteresowania. Potem się ożywił coraz bardziej zainteresowany jego treścią. Nagle wstał i sięgnął po jeden z raportów. I krzyknął.- Wszystko się zgadza. Bogowie. Teraz rozumiem, czemu znaleziono burmistrza... martwego.
Wstał i zaczął chodzić tam i z powrotem. -Trzeba. Koniecznie trzeba wysłać oddział by zabezpieczył...zawartość skarbczyka ratusza i to natychmiast.!
- Czyli to nie list rzemieślnika do rzemieślnika? - spytała dziwnie spokojnym i cichym tonem czarnowłosa.
-Nie.-odparł z wyraźną ekscytacją w głosie rycerz i zaczął na głos odczytywać treść “duchowego testamentu”.
Słuchając go Evelyn czuła jak jej złość na Drogbara jeszcze bardziej rośnie. Krasnolud potraktował ją jak jakąś durną dziewoję, której można wcisnąć pierwsze lepsze kłamstwo.
- Zastanawia mnie czemu Drogbar nie powiedział prawdy co zawiera ten list. - rzekła dziewczyna zerkając na dowódcę.
-Kto go wie? Kogo to obchodzi? Może miał jakiś omam, albo co? To przeklęte miejsce miesza w głowach... wszystkim.- odparł Tarnus szukając czegoś.- Gdzie to było.
- Ja mu coś innego zamieszam, a raczej postaram się go tego pozbawić. Viltis dawno nie miał rozrywki, teraz mu ją zapewnię. - syknęła Evelyn, po czym spytała: - Gdzie co było?
-Mapy! Gdzieś tu miałem mapę ratusza i innych budynków użyteczności publicznej.- warknął wściekle niemalże szlachcic.
- Może pomieszany buchnął? - podpowiedziała przyzywaczka.
-Nie. Nie... Nie wydaje mi się.- mruknął szlachcic, a Viltis przylepiony do okna niemalże syknął.- Coś się dzieje na podwórzu.

Evelyn podeszła do okna by zerknąć na to co widział smok. Coś się rzeczywiście działo, w okolicy kuźni i stajni. Zbiegło się tam paru strażników. "Cokolwiek się tam dzieje i tak już jest tłok." przekazała w myślach Viltisowi Evelyn a sama odwracając się spytała:
- Znalazłeś te mapy?
-Mam! Mapa ratusza.- odparł Tarnus z triumfalnym uśmiechem ściskając zwój.
- Pokaż. - rzekła dziewczyna przybliżając się ponownie do stołu na którym leżały rozłożone dokumenty.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 26-01-2012, 20:48   #63
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Drogbar wiedział, że okłamuje samego siebie. Drogbar wiedział, że uciekając zostawia Morna na pastwę losu. A jednak.. zrobił to.
Krasnolud wypadł na dziedziniec i krzykami ściągał na siebie uwagę. Skutecznie zresztą.
Darion, Samuel i Jens pierwsi zareagowali na krzyki krasnoluda.
Z tych trzech, pierwszy wszedł Darion ćmiąc fajeczkę i zaciskając dłoń na ciężkiej kuszy. Gotów w każdej chwili posłać grot w kierunku zagrożenia. Samuel i Jens byli tuż za nim. Mimo, że to oni trzymali w dłoniach długie włócznie. Krasnolud zaś wszedł ostatni.

Widok jaki zastali, Darion skwitował krótko.- Psiamać... Trzeba by, kogoś powiadomić, albo Lionela, albo szefa szefów.
Nie zastali bowiem stonogi, poza śladem pazurów na belce, nie było tu nic. Jedynie olbrzymia plama krwi i odcięta głowa Morna zastygła w grymasie bólu i przerażenia. Wpatrująca się w krasnoluda oskarżycielsko.
-Co robimy?- spytał się Jens Dariona. Blondyn ostatnio się nieco zaniedbał, co zresztą widać było drobnym zaroście na jego obliczu. Podczas podróży Jens zawsze dbał, by być “gładki jak pupa dziewicy”.
-Mnie się pytasz?- zakpił Darion, pocierając kciukiem po bliźnie i patrząc w górę na strych.- Krasnal tu był, jego pytaj.
-Krasnal nie jest wojskowym, skoczę po Lio...
- zaproponował Samuel, ale Darion zatrzymał go gestem dłoni. I słowami.- Trzeba by stryszek przejrzeć, jest nas czterech, poradzimy sobie z tym co tam siedzi. Czasu, by gonić za Lionelem, nie ma...
-Wiedziałem, że to zaproponujesz. Szaleju się opiłeś, Darionie?
-sarknął Samuel, ale Jens poparł miłośnika fajki.-Darion ma rację, trza przepatrzyć. Nie możemy tak tego zostawić.

Ruszyli na stryszek więc, ostrożnie i powoli. Samuel szepnął przy okazji rozglądania się po nim..- Słyszałeś Jens? Ponoć Anagros mówił, że mostu już nie ma.
-To jak my wyjedziemy z tego miasta?-
spytał trwożliwym głosem Jens.


Stryszek był pełen gnijącego siana,co zresztą miało sens, bo drewniany dach przeciekał. Woda się sączyła, poprzez nadgniłe od mnóstwa grzybów deski.
- Nie wiadomo.- rzekł w odpowiedzi Samuel z impetem wbijając raz po raz włócznię w mokre siano.
Darion czuwając z naładowaną kuszą mruknął, także i do Drogbara niemalże przymusem moralnym zaciągniętego z nimi na górę.- Dookoła Wormbane pustynia, kanion nie pozwoli przekroczyć drogi bezpośrednio, a powiadają... że w tej rzece w kanionie, trucizna płynie. Pozostało chyba jeno czekać na odsiecz. W końcu wyślą kogoś po nas.
Przeszukiwanie stryszka nic nie dało. Choć potwór z niego zlazł (wszak sam Drogbar to widział), to niewątpliwie nie było go na stryszku. Ani reszty ciała Morna.
Dowodem niedawnej zbrodni, była więc plama krwi na podłodze. I odgryziona żuwaczkami głowa.


Tarnus znienacka zarządził bardzo wczesną kolację. Przyczyn swego zachowania nie tłumaczył, ale wiadomo było, że postąpił tak po ostatniej rozmowie w cztery oczy z Evelyn. A wcześniej rozmawiał z paladynką. O tym, że mostu nie ma, wiedzieli już wszyscy. O tym, że powrót do cywilizacji będzie ciężki, domyślali się najbardziej doświadczeni. Nadal jednak nie wiedziano jakie decyzje podejmie ich dowódca.
Na wczesną kolację, była czosnkowa polewka.


Niektórzy sarkali na to, ale Corella była zadowolona.
Zjadła ją bowiem ze smakiem, zastanawiając się czy rzeczywiście ta cała sprawa z wampiryzmem nie była omamem?
Z początku miała wątpliwości, ale z czasem one ustępowały. Chociaż ... Gdy paladynka zerkała na Lialdę, czuła się nieswojo. Półelfka bowiem dość często i to otwarcie spoglądała na pannę Swordhand. I coś było w spojrzeniu półelfki, co niepokoiło Corellę. Coś było w gestach tej dziewczyny. Zupełnie jakby była świadoma, że Corella pożywiła się jej krwią. Ale przecież to był tylko oman. Nic takiego nie miało tu miejsca, prawda? Prawda?
Nie było śladów ukąszenia. Lialda żyła i wyglądała na zdrową. Więc czemu to paladynce nie dawało spokoju?

Podczas owej wczesnej kolacji Tarnus wstał i zaczął przemawiać.- Wiem... że jest wam ciężko. I obawiam się, że jeszcze przez jakiś czas będzie. Wiadomo już, że mostu nie ma. A co za tym idzie, nie ma i drogi odwrotu. Ta sytuacja zmusza nas do pozostania dłużej w tym miejscu niestety.
Wśród żołnierzy było słychać szepty i zaniepokojenie, tym bardziej, że kolejne słowa dowódcy nie brzmiały optymistycznie. -Alternatywą jest długa wędrówka przez pustynię Anauroch, a i... nie jestem pewien, czy Zło które zalęgło się w tym mieście dałoby nam spokój. Wszyscy pamiętamy, na co natrafiliśmy po drodze tutaj. Wygląda na to, że do miasta można wejść, ale nie można z niego wyjść.
Po tych słowach zapadła niemalże grobowa cisza. Tarnus odczekał chwilę i kontynuował.- Ale być może Zło kryjące się za nieumarłymi, da się pokonać. W tym celu poślę kolejny rekonesans. Lialda, Corella, Evelyn i ja... Wyruszymy po posiłku do ratusza. Tam mogą kryć odpowiedzi, na pytania które mnie nurtują. Reszta... Pod wodzą Lionela, przygotuje się do obrony naszego garnizonu, przed nieumarłymi. Zamierzam wrócić przed zmrokiem. To wszystko.

Dla Drogbara to była druzgocząca wieść. Wyjazd został odwołany, most... nie istniał, droga przez pustynię była niemalże straceńczą wyprawą. I Tarnus mógł mieć rację. Miasto mogłoby nie pozwolić mu wyjść.
Krasnolud posłyszał szelest pod stołem. Zerknął tam.
Setki wijów i krocionogów zgromadziły się pod stołem formując z własnych ciał napis. Wiadomość przeznaczoną tylko dla jego oczu.

“SŁUŻ NAM, A NIE ZGINIESZ”

Lionel spojrzał przez moment, na drżącego krasnoluda. Ten przypomniał sobie, że podwładny Tarnusa chciał z nim porozmawiać na wieży sygnalizacyjnej. Z dala od... świadków. Czemu ? I o czym chciał rozmawiać?

Tymczasem pozostali...

Wyruszyli od razu po posiłku. Jeden mężczyzna i trzy kobiety. Deszcz siąpił z nieba, krople spływały po przemoczonych płaszczach. Słodkawy zapach rozkładu unosił się w powietrzu.
Wydawało się, że deszcz stanowi jedyną aurę w Wormbane. Że jego cichy szmer jest jedynym dźwiękiem.
Nie była to jednak prawda. Wśród tych cichych i szarych uliczek, czaiło się niebezpieczeństwo cała czwórka o tym wiedziała.
W końcu dotarli do placu, na którym rozkładały się zwłoki ubitego chrabąszcza i gnijąca kupa odpadków z niewyklutymi jajami, tego owada.
Celem jednakże był ratusz.


Budynek wydawał się być niedostępny z zewnątrz. Jednakże Corella wraz z Tarnusem, bez problemu wyważyli drzwi do do środka.
Po czym cała czwórka weszła do środka budynku.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=TUWi9ytJhDc[/media]

Było tam ciemno. O wiele ciemniej niż na zewnątrz.
Okna niemalże zarosły brudem, odcinając i tak niewielkie ilości światła dziennego. W dodatku panował tu zatęchły odór rozkładającego się papieru oraz ludzkich odchodów. Wielki hal ratusza był brudny i śliski, od śluzu i kału pokrywającego podłogę. Było tu też wilgotno. Ratusz o wiele gorzej wyglądał w środku niż na zewnątrz.
I czwórka odkrywców weszła do środka, orientując się że dalsza eksploracja miejsca nie obejdzie się bez własnych źródeł światła. A każde światło ujawniało coraz więcej odrażających szczegółów. Ratusz został zdewastowany, acz nie wiadomo przez kogo. Meble zostały przewrócone i uszkodzone, obrazy pocięte, a ściany pokryte paskudnymi rysami. Co więcej... Ratusz wydawał się większy od środka, niż powinien.
Może to tylko złudzenie optyczne, a może...

Ciszę przerwały słowa rycerza.- Mamy jakieś dwie trzy godziny przed zmrokiem, więc nie traćmy czasu. Należy przeszukać archiwa w piwnicach, bibliotekę na piętrze oraz pokoje burmistrza w jego gabinecie. Nie wiem gdzie dokładnie znajduje się skarbczyk miejski ale powinien, być w którymś z tych pomieszczeń.
Tarnus potarł się po karku i rzekł.- Dlatego powinniśmy się rozdzielić na dwie grupy.
Wskazał palcem dwa korytarze, niemalże identycznie ciągnące się w nieskończoność.


Dwa bliźniacze korytarze znajdujące się na przeciw siebie.
-Jedna pójdzie tym, druga grupa uda się pozostałym.- zadecydował dowódca, a Viltis syknął cicho.- Jego obsesje odbierają mu zdolność logicznego myślenia.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 02-02-2012, 22:05   #64
 
Radioaktywny's Avatar
 
Reputacja: 1 Radioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemuRadioaktywny to imię znane każdemu
No i masz ci los. Jak na złość stonoga musiała się uwinąć tak szybko. Nie dość, że w zaledwie moment zeżarła prawie całego Morna to jeszcze zdążyła dać dyla. Ten drugi fakt był dla Drogbara o wiele gorszy. Mało, że non stop jest nękany przez setki małych krocionogów, to teraz jeszcze w każdej chwili może mu wskoczyć na plecy ogromny robal i zniknąć z jego tułowiem nim ktokolwiek się zorientuje. Cudowna perspektywa...

Wojacy zaczęli debatować nad tym co robić. Kiedy Darion zaproponował żeby to krasnolud zdecydował co robić, zdenerwowany krasnolud rzucił:

No i co z... - zaczął mówić w tym samym momencie co Samuel, ale tak jak i on nie zdążył skończyć powstrzymany przez kusznika.

Nie było rady, trza było iść. Gurnesowi, nie bardzo to było na rękę, ale wolał się zmierzyć ze stonogą w czwórkę, niż gdyby miała go dopaść samego. Ruszyli po drabinie na stryszek. Kiedy przechodził obok głowy poległego, na ułamek sekundy spotkał się z nim wzrokiem. Po plecach przeleciał mu zimny dreszcz. Czuł się jakby ta głowa zaraz miała mu się rzucić z zębami do nogi. A w tej mieścinie to wcale nie było takie nierealne.

Przeszukiwanie gnijącego siana nie przyniosło rezultatu. Po robalu ani szczątkach Morna nie było śladu. Alchemik dowiedział się za to czego innego. Most runął, a razem z nim plan ucieczki. Wściekły brodacz spojrzał z góry na wóz i ledwo się powstrzymał przed wyjęciem bomby. Słysząc rozmowę towarzyszy, sam wybuchnął:

- Dupa tam! Nikogo nie przyślą! A nawet jeśli to czy wy na serio myślicie, że uda nam się dożyć tego czasu? I jak niby oni tu wejdą skoro mostu nie ma? Odbudują? Gdzieś musi być inny most, a nawet jeśli nie to pustynia i tak jest lepsza od tego miejsca. Tamtędy w końcu gdzieś dojdziemy. Tutaj czeka nas jedynie śmierć! - i psiocząc pod nosem zaczął schodzić na dół, celem zorientowania się w sytuacji

***

“Kolacja” dopełniła dzieła. Słuchając wypowiedzi smoka, Drogbar ledwie nad sobą panował. Ten wariat dopiął swego. Kto wie, być może to on sam kazał zburzyć most. Po nim można było się spodziewać wszystkiego. Krasnal podjął decyzję, że spije się w trupa. Skoro ma ginąć to woli, żeby się to stało kiedy będzie nieprzytomny. Jak los dopomoże to nawet nic nie poczuje. Słysząc znajomy chrobot pod stołem mimowolnie spojrzał w dół, a jego oczom ukazała się kolejna “wiadomość od miasta”

Aaaa... - westchnął bezradnie machając ręką i odwrócił się w kierunku wozu. Wtedy poczuł dziwne uczucie jak gdyby był obserwowany. Rozejrzał się i spotkał się wzrokiem z Lionelem, który bacznie się mu przyglądał. Przypomniawszy sobie ostatnie słowa Morna, wstał powoli i ruszył w stronę dowódcy. Kiedy był tuż przy nim rzucił cicho:
- Nieboszczyk Morn przed śmiercią zdążył przekazać, że chceliście mnie widzieć. O co chodzi?
-To nie rozmowa na tyle uszu. Przyjdź do wieży sygnalizacyjnej... na samą górę, za godzinę.-odparł Lionel równie cicho. I nie zwracając pozornie uwagi na krasnoluda.

Coś tu śmierdziało. I nie chodzi tylko o tajemniczość człowieka, ale też miejsce w którym chciał się spotkać. Wieża jak wiadomo była wysoko, a za wysokością brodacz nie przepada. Dodatkowo w takim miejscu łatwo o “wypadek”. Równocześnie jednak mógł to być spisek przeciwko Tarnusowi, gdyż coraz więcej członków wyprawy wyrażało swoje niezadowolenie z przebiegu wyprawy, a Lionel od początku wyglądał na takiego, który chciałby dowodzić. Rozmowy na ten temat, Gurnes nie mógłby sobie pozwolić opuścić, dlatego postanowił podjąć ryzyko.

Godzina. Zastanawiające było po co mu aż tyle czasu na dojście tam ale to akurat stanowiło najmniejsze zmartwienie. To nawet lepiej, gdyż będąc na górze jako pierwszy nie da się zaskoczyć w razie ewentualnej pułapki. Przed przekroczeniem progu wyjął z torby granat i wsadził go sobie do kieszeni. Lubił czymś się bawić podczas czekania czy stresu, a dodatkowo jeśli okaże się, że wojownik ma złe zamiary, to krasnolud pociągnie go do piekła za sobą. Nie łudził się, że może wygrać z doświadczonym wojem, ale wiedział ile czasu zajmuje wyjęcie zawleczki, i wiedział, że jeśli tylko coś pójdzie nie tak, to zdąży wysadzić całą wieżę.

***

Rycerz przyszedł punktualnie i przyszedł sam. Zakuty w zbroję i spokojny. Niemalże nieludzko spokojny, co mogło dziwić w tym miejscu... A może i nie? Krasnolud dobrze wiedział co Wormbane porobiło mu w głowie. Ale nie wiedział, jak pomieszało w głowach innych.



Spojrzał na krasnoluda opierając nonszalancko lewą dłoń na rękojeści miecza.
-Jak oceniasz plany Tarnusa mości Drogbarze?
- Szczerze? Uważam, że nasz dowódca postradał zmysły przez to miasto. Miast uciekać i wrócić z odpowiednimi siłami do sytuacji on chce na siłę zbawić ten grajdołek. Przez to wszyscy postradamy żywota, a nasz zwiad pójdzie na marne, gdyż wszystkie informacje, które zdobyliśmy pójdą do piekła razem z ostatnim konającym członkiem tej partii - odrzekł ledwie panując nad nerwami

-Właśnie. Dlatego też należy go ubezwłasnowolnić. Trzeba przejąć władzę.-odparł uśmiechnięty Lionel.-Dla jego i naszego dobra. Po czym ci którzy mogą, wyruszą na pustynię... To jedyna droga jaka nam została.
- Słusznie prawicie, ale co począć? We dwóch nic nie zrobimy. Rozmawialiście już z pozostałymi?
-W tym rzecz. Niewielu poprze taką rewoltę. Trzeba więc bedzie coś przygotować.- odparł w zamyśleniu Lionel, zapewne czekając na sugestię ze strony krasnoluda.

- Myśleć o tym zapewne myśli wielu ale wszyscy się boją kary za dezercję. Przydałoby się jeszcze poparcie Garisona. Słysząc te słowa od dwóch dowódców, większość, a przynajmniej sporo z nich uznałoby, że to faktycznie jest właściwe. Zdaniem paladynki wątpię, żeby się bardzo przejmowali. Znaczenie, może mieć jeszcze stanowisko nizołki. Ją szanują wszyscy, a może być przeciwna transportowi rannych przez pustynię. Tyle, że zostając tutaj oni zginą na pewno jak i cała reszta. W każdym razie musimy zacząć działać natychmiast. Tarnus wyruszył na patrol. Prawdopodobnie w ogóle z niego nie wróci, ale nawet jeśli, to te kilka godzin kiedy go nie ma to jedyna szansa, żeby skutecznie zorganizować przewrót. Teraz wy dowodzicie fortem i wasze zdanie będą traktować podwójnie poważnie. Taka jest moja wizja, ale wykonanie musi być wasze. Mnie nikt nie posłucha bo mnie mają za wariata. Najpierw porozmawiajcie z imć Garisonem a potem ogłoście to na forum. Nawet jeśli nie zgodzą się wszyscy to pal ich licho. Zostawimy samobójców ich losowi, a my odejdziemy. Najważniejsze to działać szybko, tak żeby Tarnus wrócił już po sprawie. W jego obecności nikt nie odważy się zbuntować. W każdym razie jeśli się tego podejmiecie, stanę po waszej stronie. - snuł wywód alchemik, któremu momentalnie włączył się inżynierski zmysł planowania

-Przygotuj więc coś szybko... Cokolwiek, co nie raniąc nikogo pozwoli obezwładnić opornych. Niepotrzebni są kolejni ranni podczas, przewrotu.- no i wyszło do czego był potrzebny alchemik Lionelowi. Problem w tym, że na warzeniu trucizn Drogbar się nie znał. Owszem, znał trujące substancje. Ale była to pochodna jego wiedzy o materii. I owe substancje, takie jak rtęć, nie pozbawiały przytomności lecz zabijały.
- To się da załatwić ale do tego będzie trzeba wcześniej wiedzieć kto jest z nami. Przynajmniej kilka osób, które wcześniej uprzedzimy jak mają działać. Będziemy mieć tylko kilka chwil, i trzeba je będzie wykorzystać żeby obezwładnić opornych zanim dojdą do siebie. Jeśli nasi nie będą przygotowani to też oberwą a w sytuacji kiedy za Tarnusem stanie więcej osób to we dówch nie zdążymy wszystkich załatwić.
-Moi ludzie mnie poprą... Pozostają więc strzelcy Garisona i niziołka.- stwierdził Lionel po chwili namysłu i spoglądając na miasto.-Garison... nie wyjdzie żywy. Widziałeś jak spadł.

-W takim razie zrobimy to przed rozmową z nim. Twoi ludzie wystarczą. Zorganizuj zebranie, na którym mają się stawić wszyscy zdolni ustać na nogach. Potrzebne będzie ognisko usytuowane między tobą a pozostałymi. To wszak nie będzie nawet podejrzane, gdyż podczas zbiórki powinni stać w szeregu, a ty dla lepszej widoczności ustawisz się po drugiej stronie ognia. Wtedy powiedz jak wygląda sytuacja i zapytaj co oni myślą na temat tej sprawy. Kiedy wystąpią twoi ludzie i ja to część kuszników na pewno też dołączy. Tylko rozmawiaj tak, żeby ci przeciwni pozostali spokojni. Jeśli zacznie się burda to nici z planów. Jak już będzie wiadomo kto ma jakie stanowisko to wtedy zaczniemy zabawę. Przed zbiórką poinformuj swoich ludzi, że na dane hasło wszyscy mają momentalnie zamknąć oczy. Po odpowiedzi kuszników wypowiesz hasło a ja odpalę fajerwerki. Wszyscy patrzący w ognisko na kilka chwil oślepną, a to da czas naszym na pokojowe ich rozbrojenie. Oberwą też kusznicy stojący po naszej stronie, ale to już ofiary konieczne. Oślepienie potrwa tylko kilka chwil i gdy miną wszystko z nimi będzie w porządku. Istotne jest żeby twoi ludzie w odpowiednim momencie zamknęli oczy i przysłuchiwali się rozmowie co by wiedzieć kto jest nasz a kogo związać. Żeby czasem nie rzucili się na tych, którzy się przyłączą. Po co chłopaków dodatkowo złościć. I tak nie będą szczęśliwi że dostali po oczach.
-Dobrze. Ile potrzebujesz czasu?- Lionel skwitował krótko długą przemowę alchemika.
- Ja mam wszystko pod ręką. Kwestia tylko jak szybko porozmawiasz z twoimi i zorganizujesz wiec.
-Masz pół godziny.- odparł rycerz.-Zebranie odbędzie się w sali jadalnej.

Drogbar kiwnął tylko głową i ruszył schodami w dół. Uprzytomniwszy sobie, że wciąż bawi się zawleczką granatu wyjął rękę z kieszeni. Wolał nie ryzykować potknięcia kończącego się eksplozją. Lionel był ciężkim człowiekiem, ale w głębi Gurnes cieszył się, że sprawy przybierają taki bieg. Irytujący był dla niego wyniosły ton młodego rycerza, lecz w świetle aktualnych wydarzeń to był ledwie pryszcz. Najważniejsze że coraz bliższe były szanse na ucieczkę i choć próbę ocalenia żywotów. Z tymi myślami powoli schodził z wieży, analizując co jeszcze mógłby zrobić aby zapewnić im “zwycięstwo”...
 

Ostatnio edytowane przez Radioaktywny : 02-02-2012 o 22:09.
Radioaktywny jest offline  
Stary 02-02-2012, 22:36   #65
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Evelyn była zła na Drogbara, jednak postanowiła, że za oszustwo rozprawi się z nim później. Przygotowała się do wyprawy i ruszyła na kolejną penetrację miasta. Gdy dotarli do ratusza ze zdziwieniem spojrzała na ich dowódce zarządzającego podział ich nielicznej grupy na dwie mniejsze.

- Jesteś pewien, że to dobry pomysł byśmy się rozdzielali? - spytała tonem głosu negując słuszność jego decyzji.

-Czas nas goni, musimy wrócić do garnizonu przed zmrokiem.- argumentował szlachcic, a Lialda poświęcała czas dyskusji na rozglądanie się po tym odrażajacym holu.

- Nie zyskamy na czasie jak będziemy musieli się nawzajem szukać. A tym bardziej jak natkniemy się na jakąś "milusią" niespodziankę, których pełno w tym mieście. - odrzekła mu na to czarnowłosa.

Rycerz zerknął na paladynkę ciekaw jej opinii, bowiem półelfka wykazywała swym obojętnym zachowaniem daleko posunięty tumiwisizm w sprawie “razem czy osobno.”

Paladynka spojrzała na zebranych przy niej osobach, po czym podrapała się po głowie, odzywając z niezwykle rozbrajającą miną:

- Czego my tu w ogóle mamy szukać? - I nie czekając na odpowiedź, mówiła dalej - W sumie to ma swoje dobre i złe strony, jak niemal wszystko. W kupie będziemy bezpieczniejsi, przeszukamy jednak pewnie mniej. Jak się zaś rozdzielimy, to jak już wspomniała Evelyn, w razie kłopotów będzie nam ciężej, no i możemy się pogubić... we czwórkę w sumie też można pobłądzić, ale... ja bym jednak była za tym, żeby zostać razem.

- Lepiej przeszukać mniej i wspierać się w niebezpieczeństwie, niż więcej i stracić kogoś z nas. - mruknęła na to Evelyn, zadowolona, że paladynka jednak poparła jej pomysł by szukali razem, a nie niepotrzebnie dzielili się na mniejsze grupki. - Poza tym nie mamy gwarancji, że to się tutaj znajduje. Może być w świątyni przy tym dziwacznym kapłanie.

-Burmistrz miasta zginął w niejasnych okolicznościach w związku z pewnym znaleziskiem w świątyni.- rzekł w odpowiedzi Tarnus machając zdobycznym pergaminem.-Przypuszczam, że czaszka jest w ratuszu.

- Rzekłabym, że wszyscy mieszkańcy tego miasta zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. A jak mi wiadomo w świątyni znalazłyśmy te... przesłanie dla potomnych. - rzekła mu na to czarnowłosa, zerkając w kierunku Lili. Półelfka skinieniem głowy poparła Evelyn, ale Tarnus był uparty.-Burmistrz zginął, zanim rozpętało się to... piekło. Poza tym, chcecie iść do świątyni ?

- Jesteśmy tutaj, możemy poszukać tutaj, jeno po co się rozdzielać, to... durna decyzja. - odparła Evelyn, na co Corella pokręciła nosem. Ten gest mógł oznaczać naprawdę wszystko...

“Dobrze, że się nie rozdzieliliśmy” Viltis był przekonany, że i tak było ich zbyt mało. Żałował, że nie ma co najmniej ze trzech jeszcze takich, jak on sam. Nie, nie dlatego, że uważał ludzi za słabeuszy. Wyglądało na to, że tylko on nie był podatny na iluzje i mógł działać gdy inni tracą rozum. - Evelyn - sam nie wiedział czemu szepnął - Evelyn, przygotuj swoich innych pomocników. Coś mi się zdaje, że będą nam potrzebni

Czarnowłosa zerknęła na smoka i pokiwała głową. Przesyłąjąc mu w myślach odpowiedź

- "Zapewne nie tylko one, nie podoba mi się to miejsce, a jeszcze bardziej ten... fanatyzm naszego dowódcy. Jest jakiś nawiedzony. Zauważyłeś? Czy tylko ja mam takie wrażenie?”

Pokręcił przecząco głową. Nie zastanawiał się nad tym wcześniej. Zachowanie i Tarnusa, jak innych było znacząco inne od czasu, gdy miasto odkryło swoje oblicze. Terror panujący tutaj i okropieństwa, na które się co krok natykali zmieniały każdego. Póki co ważne tylko było, czy ktoś wykonywał przydzielone mu zadania, czy nie. - Będę miał na niego oko. Na wszystkich będę miał - odparł w myślach.

-No to ruszajmy.- rzekł Tarnus zapalając pochodnię. Jej blask rozświetlił bardziej mroczne zakątki tego miejsca i odsłonił stos głów w najdalszym rogu holu odciętych zapewne od ciał. Głów gnijących, głów o twarzach zastygłych w grymasie przerażenia, głów z wyłupionymi oczami. A na szczycie tego stosu, była elfia głowa trzymająca w zębach mosiężny klucz.

Ponieważ nikt nie kwapił się by wziąć kluczyk, wszystkie spojrzenia spoczęły Lialdzie. Półelfka również nie miała ochoty tam podchodzić. Jednak co było zrobić. Powoli ruszyła w kierunku stosu głów. Niemniej, gdy się zbliżyła... głowy zaczęły drżeć i się poruszać. Z pomiędzy nich, niczym jakieś pokraczne pająki zaczęły wyłazić dłonie. Obcięte dłonie humanoidów i całym stadem ruszyły w kierunku Lialdy i jej towarzyszy.



Półelfka zaś nie wytrzymała psychicznie i z krzykiem rzuciła się do ucieczki. By po chwili schować się za Tarnusem.

W pierwszej chwili, na widok stosu głów, Paladynka skrzywiła się, szybko jednak zamaskowała swoją minę, nie chcąc wychodzić na kogoś bojaźliwego. Gdy jednak poczynania Lialdy doprowadziły do poruszenia odrąbanych czerepów, i pojawienia się pełzających w ich stronę dłoni, Corella aż się zapowietrzyła. Trwało to drobny, naprawdę drobny moment, z którego wyrwał ją krzyk sprawczyni całej sytuacji. Paladynka chwyciła za miecz, dając susła do przodu.

- Precz! - Zaczęła ciąć ostrzem małe paskudztwa, zupełnie jakby odganiała się od jakiś namolnych... kur?.

Evelyn usunęła się lekko w bok by nie trafić w walczącą z poruszajacymi się dłońmi paladynką i zaczęła ciskać w nie kule kwasu.

Ostrze miecza paladynki oraz miecz i pochodnia Tarnusa, siekały stworzenia i paliły. Lialda piszczała spanikowana, a Viltis niczym kormoran na łowach, atakował kolejne nieumarłe stworzenia wyrzucając do przodu błyskawicznie pysk i miażdżąc złapane dłonie w swych szczękach.

Nieumarłe dłonie rozproszyły się. Część uciekła na boki, inne uciekały by skryć się w szczelinach. Kolejne jednak wrapywały się po butach, by wleźć pod spodnie mężczyzny i kobiet. Wiele nieumarłych dłoni poległo, ale stworów było bardzo dużo. Prawdziwy rój.

Evelyn sięgnęła po ogień alchemiczny i krzyknęła:

- Na booooki!!! - sama również odskakując w bok, zanim cisnęła nim w natrętne dziwolągi.

Skoro więc pojawił się wrzask, że na boki, to Corella w bok odskoczyła, przy okazji kopiąc jakąś natrętną dłoń znajdującą się blisko jej buta. W sumie owe łapska, sterowane zapewnie plugawą magią nekromatyczną zaczęły już na Paladynkę wchodzić, nie pozozostało więc nic innego, jak potraktować natrętów tarczą.

Każde z nich strącało z siebie natrętne bestyjki, aż w końcu Evelyn cisnęła ogniem alchemicznym. Ten się rozlał podpalając nieumarłe dłonie, które miały nieszczęście znaleźć się w jego zasięgu. Stworki rozbiegły się, a mały pożar wyjawił kolejny makabryczny szczegół. Zwłoki dziewczyny, nagiej z rozbrutym brzuchem.... Zwłoki przybite sześcioma mieczami do sufitu. Zwłoki gnijące i pozbawione głowy.

-Ja po ten klucz nie pójdę.- zaprotestowała Lialda, po tym jak odgonili nieumarłe dłonie.

Wiedział, że on to musi zrobić. Twarze pozostałych wskazywały w jakim szoku się znajdują. Nie dziwił się temu. Ktoś, kto torturował i okaleczył tą dziewczynę musiał być szalony i tylko ktoś równie obłąkany mógł patrzyć na nią bez przerażenia. Lub ktoś całkiem innego gatunku, jak on. Poza tym był ciekaw tych mieczy. A nuż któryś z nich coś sobą prezentował? Za długo nad tym myślał. Ku jego zaskoczenu okazało się, że nie tylko on radzi sobie z tym okropieństwem.

Blada na twarzy Paladynka, oderwała wzrok od nieszczęsnej nieznajomej, przybitej do sufitu, po czym wróciła się po klucz od którego się wszystko przed chwilą zaczęło...

- Chodźmy stąd - Szepnęła do towarzystwa.

- Czy już znaleźliśmy to czego szukałeś? - spytała Evelyn Tarnusa zerkając równcześnie na klucz, który trzymała Paladynka. - Czy jeszcze jakiś wrażeń sobie poszukamy?

-Nie żartuj sobie, to czego szukamy, po co tu przybyliśmy... To jest gdzieś tam.- odparł blady jak ściana Tarnus machając nerwowo pochodnią w kierunku jednego z korytarzy. Zapewne widoki jakich był świadkiem i na nim zrobiły wrażenie.

- Możesz zinterpretwać to swoje "to" i to swoje "tam" bardziej przejrzyście dla nas? warknęła przez zaciśnięte zęby Evelyn.

-Czaszka. Szukamy artefaktu w kształcie czaszki, oraz dokumentacji z archiwum która pomoże wyjaśnić, co na bogów stało się z tym miastem.-odparł równie poirytowany rycerz, po czym spoglądając w oczy Evelyn dodał.-A może masz lepszy pomysł? Uciekać przez pustynię? Schować się w nadziei na przeżycie?

- Na pewno nie łazić bez celu w tą i spowrotem. Jak naw sobotrazie niezbyt nas wtajemniczyłeś w swe zamiary. - odburknęła dziewczyna ignorując jego zaczepki dotyczące uciekania.

-Bo nie mam ich określonych. Nie wiem dokładnie co tu znajdziemy, jak na razie jednak błąkamy się na oślep. To miasto... skrywa dużo tajemnic. Czas je odkryć.- burknął rycerz i skinieniem pochodni wskazał korytarz Lialdzie. Półelfka niechętnie i ostrożnie ruszyła na szpicy.

Paladynka ruszyła tuż za Półelfką, marudząc coś niezrozumiałego dla reszty pod nosem. Z całą jednak pewnością dotyczyło to obecnej sytuacji, w końcu nie było trudno się tego domyślić.

- Po czaszkę i papiery tu przyleźliśmy, słyszałaś Lili? - Powiedziała do idącej na przodzie.

Evelyn została z tyłu przepuszczając przodem "dowódcę" wyprawy. Coraz bardziej wątpiła w jego przywódcze umiejętności i wolała go mieć przed sobą niż za plecami. Idąc uważnie rozglądała się na boki i raz po raz zerkała do tyłu.

Słyszała za soba chrobot, cichy chrobot... Nie ona jedna zresztą. Także i pozostali. Także i Viltis, który zakomunikował jej.-Idą za nami.

Evelyn spojrzała na smoka szukając u niego oznak, że coś im zagraża. Nie widząc takich smętnie westchnęła, bo jakoś jej to nie dziwiło, że coś za nimi lezie, tylko co? Zanim zdążyła go o to zapytać padło:

-Te dłonie... Co najmniej dwadzieścia.-mruknął smok, badając powietrze językiem.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 02-02-2012, 22:45   #66
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Dotarli wkrótce do miejskiego archiwum. Miejsce podobnie jak inne pomieszczenia, było zasnute mrokiem i ponure.Brudne świetliki wpuszczały niewiele światła do środka.


W bibliotece panował gnilny zaduch. Książki i raporty gdzieniegdzie leżały porozrzucane. Na ścianach i na podłodze widać było zaschniętą krew. A w dodatku jednej ze ścian ktoś namalował makabryczną scenę.


Brodatego giganta pożerającego człowieka. A najgorsze w tym malunku było spojrzenie owego potwora, pełne strachu desperacji i szaleństwa. Takie jak ich.
Evelyn z odrazą rozejrzała się po pomieszczeniu, wzdrygnęła się na widok paskudnego malunku. Zaczęła rozglądać się za oknami, by je otworzyć, by pozbawić tego pomieszczenia smrodu, by wpuścić do środka światło. Podeszła do zapaćkanego okna i aż się wzdrygnęła na myśl, ze miałaby je dotknąć by otworzyć. Jednak zapach pomieszczenia zrobił swoje, dziewczyna próbowała je otworzyć jednak nadaremno. Zezłoszczona postanowiła wybić szybę. "Temu miejscu i tak już obojętne czy one tu są czy nie." Zaczęła uderzać w szkło lekkim buzdyganem. Nie widząc efektów wezwała na pomoc Viltisa.
- Pomóż mi je otworzyć lub... wybić. - wręczając mu buzdygan i licząc, że on sobie poradzi z opornym szkłem.
Wziął w swoje łapy buzdygan, obrócił go, sprawdził jak się trzyma. Choć widział wcześniejsze próby Evelyn, to jego pierwsze uderzenia były delikatne. Właściwie stukanie tylko. Szkło, jak gdyby nigdy nic wydało dźwięczny odgłos, lecz nie pojawiła się na nim nawet najmniejsza ryska. Zaciekawiony stuknął kolejny raz, już mocniej - dużo mocniej. Wciąż bez efektu, może oprócz tego, że poczuł siłę uderzenia w mięśniach. Rozgrzany wcześniejszymi próbami zaczął uderzać mocno, z całej siły. Dookoła szybki zaczął pękać tynk na ścianie. Pojawiły się też rysy. Zadowolony przerwał zmagania by im się przyjrzeć. Mina mu zrzedła, gdyż okazało się, że jedyne co mu się udało osiągnąć to naddrapać brud na szkle.

- Szkłostal. Skoro tu jest gildia alchemików, mogli coś takiego wynaleźć.-stwierdził Tarnus widząc działania Evelyn.-Choć trzeba przyznać, kosztowny wydatek. Czasem robi się z szkłostali efektowne pancerze.
Machnął ręką i dodał.- Szkoda tracić czasu. Nie rozbijecie.
- Może by się udało wybić dziurę w ścianie. Jak uważasz Viltisie? - spytała smoka stojąca obok niego Evelyn ignorując "dobre" rady ich dowódcy.
Viltis przypomniał sobie miecze wbite w sufit. Z ich pomocą na pewno potrafiłby przebić się przez każdy mur, lecz nie miał najmniejszej chęci wracać do pomieszczenia, w którym się znajdowały. Te głowy, te ręce, te rozprute zwłoki... Nie chciał aby i one w parodii życia próbowały go zabić. Pokręcił więc głową i odparł Evelyn - Nie mamy czasu na to.
Evelyn przyznała mu rację i odwracając się do Tarnusa rzekła:
- To czego szukamy? Czaszki? A może była tam wśród tych co już minęliśmy. Powiedz co cię interesuje dokładnie, znajdźmy to i zwijajmy się stąd. - zaczęła równocześnie nogą rozgarniać papiery leżące na ziemi.
- Raporty dotyczące zbrodni, niedawno popełnionych, śmierci burmistrza, wydarzeń w sierocińcu Ilmatera, raportów z kradzieży. Te w garnizonie były ogólnikowe, bowiem to straż miejska przeprowadzała śledztwa. Także informacje na temat czaszki. Artefaktu w kształcie czaszki... a nie prawdziwej głowy. Ona musi tu gdzieś być.- odparł nerwowo Tarnus przerzucając papiery na jednej z półek.

Dziewczyna przypomniała sobie, że list który odnaleziony został w świątyni był ukryty w ołtarzu. Zerknęła na Viltisa i rzekła:
- Poszukajmy czy nie ma tu jakiejś skrytki. - i zostawiając porozrzucane papiery zaczęła systematycznie obstukiwać ścianę.
Nie miał chęci na przeglądanie papierów. Porozsypywane wszędzie budziły jego niechęć. Poza tym... ktoś już najwidoczniej tutaj czegoś szukał. Czy była jakakolwiek szansa by zostało coś tak oczywistego? Przyjrzał się namalowanej na ścianie bestii. Obraz budził emocje, ze szczególnym naciskiem na niepokój. Ruszył w jego stronę zastanawiając się kto miał chęci i czas w tym wszystkim by to zrobić. Ani chybi jakiś szaleniec.... wzdrygnął się, lecz uważnie obejrzał każdy detal. Przeciągnął pazurami po oczach bestii tak jakby chciał je wyłupić, później obejrzał się zastanawiając na co może patrzeć. Ruszył w tamtym kierunku i wywrócił stojącą tam szafę. Z niej też wysypały się jakieś papiery, których nie miał ochoty oglądać. Skrytka mogła być wszędzie. O ile w ogóle tutaj była. Równie dobrze pod poluzowaną deską w podłodze, jak i w drugim dnie którejś z szuflad. A może w ścianie. Lub na suficie. Nie było na co czekać. Zaczął po kolei sprawdzać wszystkie te opcje, cały czas myśląc czy to w ogóle ma sens. Lecz co innego mogli teraz robić?

Paladynka w tym czasie wyciągnęła ze swoje plecaka “słoneczny pręcik”, który po uderzeniu w podłogę rozjarzył się światłem równie intensywnym niczym pochodnia. Corella oglądała więc w dodatkowym źródle światła zakątki archiwum, sporadycznie jedynie spoglądając na to, co akurat w tej chwili wyprawiali w tym pomieszczeniu pozostali.
Ktoś, kto ucinał głowy i dłonie, sprawiał iż ożywały, przybijał dziewczę mieczami do sufitu i malował dziwaczne “obrazy”, z całą pewnością nie był byle pierwszym lepszym bezmózgim potworem. Zdecydowanie stał za tym ktoś inteligentny, ktoś... wyjątkowo inteligentny, co mogło i całemu oddziałowi przysporzyć wiele kłopotów. Wszak nawiedzone miejsce nawiedzonym, jednak stawienie czoła wyjątkowo przebiegłemu przeciwnikowi mogło okazać się zbyt dużym wyzwaniem dla prostych żołnierzy. Cel priorytetowy, czyli wyjaśnienie co też zaszło w Wormbane, mógł okazać się naprawdę karkołomnym przedsięwzięciem. Z powodu więc takich też myśli młoda kobieta zmarszczyła nagle nosek, po czym dosyć nietypowym, bowiem wyjątkowo twardym tonem, zwróciła się do hałasujących:
- Możecie w końcu odpuścić z tym łomotem, czy ożywione dłonie to dla was mało?. Nie mam ochoty mieć znowu hordy nieumarłych mieszkańców na głowie. - Kopnęła od niechcenia butem jakieś papiery leżące na podłodze.
- Zaiste myślisz, że jak będziemy tu siedzieć jak mysz pod miotłą to nie przylezą? Ten kto ich tu wysłał dobrze wie gdzie jesteśmy. - rzekła Evelyn nie przestając ostukiwać ściany. - Mam zamiar jak najszybciej znaleźć to czego on chce... - machnęła ręką w stronę Tarnusa - ... i wynieść się z tego śmierdzącego miejsca. Boisz się to idź sprawdź inne pomieszczenie. Tak samo jak i ty nie mam chęci na spotkanie, ale również nie mam ochoty tu wracać, bo coś przeoczyliśmy.

-W razie czego...przebijemy się przez nich. Nie tylko krasnolud ma granaty.- dodał buńczucznym tonem Tarnus, a Lialda przeglądająca bibliotekę zachichotała. Zaś Evelyn... zwróciła uwagę, że półefka nie ma przy sobie, ani zdobycznej kuszy, ani drąga. Musiała je przez nieuwagę zostawić w garnizonie.
- A ciebie co ugryzło? - Paladynka spytała Evelyn - Gadam tylko co i jak sądzę, a się zaraz unosisz że ho ho. Mamy w końcu speca od... - Szukała przez chwilę odpowiedniego słowa - ...od znajdowania tajnych skrytek i tym podobnych, obejdzie się więc bez rozwalania ścian?.
-Krasnolud został w garnizonie.-wtrącił rycerz i wyrwał kartkę z jednego z manuskryptów.-Jak nazywał się ten kapłan ze świątyni ?
- Przedstawił nam się jako ojciec Matthias, ale kto go tam wie. - odpowiedziała na pytanie Evelyn po czym dodała - Nie wiem czy ten kłamliwy krasnolud by nam był tu pomocny. Nie ma go, to poszukam skrytki na swój sposób... a jest nim ostukiwanie ścian. - wzdrygając się na myśl o ugryzieniu, tego czego obawiała się najbardziej.
-Ojciec Matthias oskarżony o herezje i czyny niegodnie kleryka Ilmatera. Sąd był kościelny, ale wyrok dość surowy. Więzienie. Dożywocie bodajże. Sprawa utajniona.- rycerz przeglądał pobieżnie wyrwaną kartkę.-Czyli jest w to zamieszany, jakoś.
- Przecież ci mówiłam co podsłuchał Viltis i z kim go widział! - ryknęła wyprowadzona z równowagi Evelyn - Taaaaaaaak! Według mnie jest w to zamieszany, a nawet bym rzekła, że temu pomaga!
-Ale nie wiem w jaki sposób. I co właściwie zrobił!-odparł równie wściekłym tonem Tarnus machając kartką.-Teraz wiemy, że był heretykiem. Teraz wiemy, trochę więcej niż... wcześniej.

Po czym zaczął mówić spokojniejszym głosem.- Kościół Ilmatera to dość łagodna instytucja. Cokolwiek uczynił ojciec Matthias, musiało być wyjątkowo potworne, skoro tak surowo go potraktowano.
- Tarnusie... - zaczęła spokojnym tonem takim jak się mówi do mało rozgarniętej osoby - Cokolwiek zrobił, czy był heretykiem czy nie... to dla mnie mało istotne, ON TERAZ POMAGA TEMU CO TUTAJ JEST... temu co może właśnie zostawiło po sobie to co teraz oglądamy... Rozmawiał z tym w świątyni, obiecywał pomoc, kłamał nam w żywe oczy, więc... jest napewno przeciw nam a nie za nami i czy dowiemy się czemu go wyklęli czy nie jest to dla mnie najmniej ważne. Jednak, jeżeli tobie jest to potrzebne do tego, aby uwierzyć w jego winę zanim go znajdziemy i zaczniemy zadawać pytania to szukaj swoich dowodów, byle szybko. - i ponownie zabrała się za ostukiwanie kolejnego kawałka ściany.
-To ty nie potrafisz dostrzec złożoności sprawy. Jeśli dowiemy się, jaka była natura herezji to dowiemy się komu teraz pomaga. Jaki czart stoi za tym wszystkim.- odparł zimnym tonem Tarnus.
- Zaiste? A jeżeli pomaga innemu, a nie temu, przez którego został wyklęty jako heretyk? A jeżeli inne zło znalazło do niego drogę i wykorzystało jego słabość do złych uczynków? - odpowiedziała kolejnymi pytaniami Evelyn.

-To tak nie działa.-odparł Tarnus wzruszając ramionami.-Gdyby zło mogło tak sobie przechodzić, to dawno by nas zalało. Zło musi być wpierw przywabione, a my musimy się dowiedzieć jakie zło Matthias przywabił. Bo alternatywą jest złapanie kapłana i wyduszenie tego z niego.
- Zapewne obejrzenie tuneli znajdujących się pod miastem też ci pomoże, tam nadal to pełza. - odparła mu na to Evelyn. - Szkoda marnować czasu na czczą gadaninę. - stwierdziła zabierając się do dalszych poszukiwań. Podobnie jak Lialda przeszukująca półki i szukająca w nich ukrytych dźwigni.
Buszująca po archiwum Paladynka nie wtrącała się w dysputę toczącą się między Evelyn a Taurusem, jednym uchem przysłuchując się ostrej wymianie zdań. Ona sama miała na ten temat również sporo do powiedzenia, póki jednak co postanowiła się nie wtrącać. W jej dłonie z kolei wpadło sporo nawet interesujących papierów.
Papiery dotyczące podatku gruntowego, dokumenty matrymonialne... opis remontu sierocińca i zapiski dotyczące znalezionych przedmiotów: Dziwnych noży i kajdanów pokrytych ślimaczymi szlaczkami. Trafiły one jakieś pół roku temu do miejscowej gildii alchemicznej. Szczególnie ostatnie znalezisko było warte uwagi, o czym nie omieszkała wspomnieć szlachcicowi.
- Mam tu coś ciekawego - Powiedziała, podając mężczyźnie zapiski.
-Szkoda, że zaklinaczowi się nie udało. Zapewne gildia skrywa wiele ciekawych.... informacji.- mruknął zadowolony Tarnus. Paladynka w tym czasie jednym okiem spoglądała na myszkującą po półkach Lialdę.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 05-02-2012, 17:51   #67
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
To wszystko miało wyglądać inaczej.

Jak się okazało za barwnym ogłoszeniem stała równie barwna półorczyca, w czerwonym wdzianku.


Uzbrojona po zęby ponura kobieta przedstawiła się jako Grimma, od teraz wasza szefowa.” I należała do wyjątkowo ponurych i posępnych osób. I niewiele mówiących o sobie.
Niewiele wspominała o samym skarbie. Tyle, że znajduje się gdzieś na terenie miasta Wormbane, lub na terenie pobliskiego zamku. Więcej informacji miała dostarczyć później.


O wiele bardziej pod tym względem gadatliwa była aasimarka o imieniu Sarabis Skysong, uzbrojona w broń palną. Sarabis wspomniała, że bez względu na efekt poszukiwań skarbu, dopóki awanturnicy będą posłuszni jej chlebodawczyni, mogą liczyć na wynagrodzenie za swe usługi. Sowite wynagrodzenie.
Z tych dwóch kobiet, aasimarka wydawała się bardziej sympatyczna i przyjacielska, acz... była równie dyskretna co półorczyca.
Pod takim to dowództwem przyszło służyć Leonidasowi Obarskyrowi, oraz Laurze Campert. I nie tylko im.
Do wyprawy dołączył także. Mordimer Grimstone doświadczony awanturnik i kapłan Clangeddina Srebrnobrodego.


Doskonale się uzupełniał z półorczycą. To samo fanatyczne spojrzenie, ta sama mrukliwość i niechęć do opowiadania swej przeszłości. Ani powodów, przyłączenia się do drużyny.
Kolejnym dzielnym awanturnikiem był Ilisidir,


mnich Ilmatera który akurat i tak zmierzał do Wormbane. Sympatyczny i dobroduszny ilmateryta nie wydawał się zainteresowany samym skarbem, co raczej możliwością podróży w większej grupie.
Co innego Gharrok



Ten łysy rashameński renegacki wojownik był bardzo zainteresowany skarbem, jak i kobietami. O czym co chwila informował zarówno Laurę, jak i Sarabis. Chwaląc się przy okazji swoją listą miłosnych podbojów, wytatuowaną na lewym przedramieniu. Bowiem na prawym miał “list referencyjny” w postaci listy wrogów, których ukatrupił.

Podróż do Wormbane, zaczęła się sympatycznie. Oczywiście widoki na skalistych ziemiach, tylko pijany w sztok poeta nazwałby ładnymi, a krasnolud z półorczycą walczyli o miano największego ponuraka drużyny. To jednak Ilisidir był bardzo sympatyczny, a gotowane przez niego posiłki smaczne. Także jego opowieści o krainach na południe od Cormyru, można było uznać za ciekawe. Również aasimarka chętnie opowiadała Waterdeep z którego pochodziła. No i był Gharrok, którego tępe samcze zaloty musiały znosić obie kobiety. Na szczęście Rashemita nagabywał jedynie słownie, więc wielkiego problemu nie było.

Z czasem pogoda się pogorszyła i zaczął sączyć się rzęsisty deszczyk, ale cóż za problem dla dzielnych poszukiwaczy przygód?
A właśnie... Pierwszą oznaką przygód, było znalezienie pozostałości po napadzie na karawanę. Niewielu szczątków, co prawda. Ktoś zadał sobie trud, by zrobić stos pogrzebowy nieszczęśnikom. Niestety deszcz zmył wszelkie ślady, tych którzy którzy zabili. I tych, którzy pogrzebali.
Drużyna ruszyła dalej, wkrótce docierając do urwiska kanionu, w którego głębi płynęła wartkim strumieniem rzeka. Dotarli do miasta leżącego po drugiej strony owego kanionu. Dotarli do zburzonego mostu, po którym nie dało się już przejść.
-Co do jasnej...?- zaklął Gharrok wyrażając zdumienie na widok zniszczonego mostu. Budowli pozostawionej samej sobie. Jego krzyk wyrażał zdziwienie wszystkich podróżników, moknących w tej mżawce.
-Będziemy musieli sobie jakoś poradzić.- mruknęła w odpowiedzi Grimma grzebiąc w torbie.- A myślałam, że zdołam to zostawić na później.
-Wiesz... chyba nie powiedziałaś nam wszystkiego.
-warknął w odpowiedzi łysy Rashemita.
-Jeszcze możesz się wycofać.- burknęła w odpowiedzi półorczyca, a Sarabis dodała dźwięcznym tonem głosu.- Oczywiście wycofując się nie licz na jakąkolwiek rekompensatę.

To nie miało tak wyglądać.
Choć początki zapowiadały się obiecująco.

Lionel zorganizował ognisto i apel motywujący na dziedzińcu. Stawili się wszyscy, poza mateczką Deldi. Niziołka w krótkich i dosadnych słowach, stwierdziła, że “ma rannych do leczenia i brak czasu na duperele”.
No cóż... w końcu Deldi była tylko cywilem.
Najważniejsze, że kusznicy byli i ludzie Lionela. Najważniejsze, że plan mógł zadziałać.
I zadziałał.
Była krótka przemowa, było hasło. Były fajerwerki. Proch błyskowy Drogbar zużył w całości, co by być pewnym, że nikt nie uniknie jego działania. I udało się. Żołnierze Garisona zaskoczeni i oślepieni, szybko zostali rozbrojeni i skrępowani. A wtedy... wszystko się sypnęło.
Najpierw z baraków wybiegła przerażona niziołka. A potem coś co zmroziło krew w żyłach.


Nieumarli, jeden po drugim wyszli z baraków. Jak się tam dostali? Jakim cudem?
Ich oblicza były przegniłe, ciała zasuszone, a otworach ich ciał kłębiły się oślizgłe zielone robale.
W grupie zapanował chaos, związani żołnierze krzyczeli coś o zdradzie i przejściu na stronę wroga.
Ludzie Lionela spanikowani spoglądali na swego przywódcę. Ten jednak opanował sytuację kilkoma głośnymi krzykami i nakazał uformować szyk, by odciąć drogę nieumarłych od mateczki Deldi i związanych towarzyszy broni.
Ale wtedy... rozległ się hałas. Wyjątkowo głośny furkot robaczych skrzydeł. To właśnie olbrzymi skarabeusz pikował z nieba prosto na zgromadzonych na dziedzińcu żołnierzy. Partnerka czy partnerka tego robala, którego zabili na dziedzińcu przed ratuszem.
I po chwili, zapanował chaos.

To nie tak miało być.

Tak sobie myślała Evelyn ostukując ścianę. Nic bowiem, ani jej ani Viltisowi nie udało się znaleźć. Ciągle ten sam głuchy stukot. Ciągle brak tajnej skrytki, czy też kryjówki. Ciągle ten sam głuchy stukot.
Także i Viltisowi poszukiwania nie wychodziły. Skrytki znaleźć nie mógł, obrazek namalowany przez szaleńca niewiele pomógł.
W dodatku ciągły chrobot denerwował eidolona. Te małe ucięta rączki biegały pod półkami archiwum. Obserwowały przeszukujących je awanturników. Irytowały Viltisa zwłaszcza tym, że były zazwyczaj poza jego zasięgiem. Czasami jednak nie doceniały go, wtedy to pysk Viltisa błyskawicznie dopadał je i potężne szczęki miażdżyły.
W ten sposób nieco rozładowywał frustrację, jaką sprawiały jemu bezowocne poszukiwania. Evelyn jednak nie miała takiej możliwości, poza oczywiście... złośliwościami wypowiadanymi wobec Tarnusa.
Rycerz jednak zajęty poszukiwaniami kolejnych wartościowych dokumentów, zupełnie je ignorował. Widać jedynie nowe odkrycia pozwalały na moment ożywić tą kukłę jaką wydawał się być w Wormbane.
To że Tarnus przeglądając kolejne dokumenty nie znalazł nic nowego, nie wywołało na nim, nawet cienia gniewu. Żadnej emocji.

Także i Corella nie odniosła nowych sukcesów i nie dokonała nowych odkryć. Może dlatego, że częściej niż w papiery spoglądała na Lialdę. Ta zaś zauważała te zerknięcia i zachowywała się prowokująco w odpowiedzi. Czasami się uśmiechnęła lubieżnie, czasami oblizała wargi. A często korzystała z okazji, by z uśmiechem zniknąć za kolejnym regałem.
Za którymś razem paladynka poszła za nią. I wpakowała się wprost na czekającą na nią Lilę. Ta przyszpiliła jej ciało swym do regału. Ocierając się o paladynkę piersiami, ukryta wraz z nią przed spojrzeniami pozostałych, półelfka szepnęła Corelli do ucha.- Wiem co zrobiłaś w lazarecie. Smakowała ci? Moja krew? Było ci bardzo przyjemnie prawda? Polubiłaś to? A może...v podobało ci się dlatego, że jestem kobietą? Wiesz... twój krwawy pocałunek obudził coś we mnie. A może też i w tobie?
Lialda spojrzała w oczy Corelli i szepnęła cicho.-Pocałuj mnie.
Corella się wzdrygnęła na samą myśl. Jakoś nigdy nie miała takich pobudek wobec kobiet. Ale jej dłonie ujęły Lialdę w pasie. Jej usta przybliżyły się do warg półelfki. Corella zaczęła ją całować namiętnie i gwałtownie. Pieściła wargi półelfki z uczuciem. I robiła to wbrew sobie. Mimo, że to paladynka całowała półelfkę to tak naprawdę nie chciała tego czynić. Czuła się niemalże gwałcona w perfidny sposób... i czuła, że jest to kara za jej słabość. To wszak krwawy pocałunek Corelli tak odmienił Lilę. Półelfka zaś najwyraźniej delektowała się jej pocałunkiem, jak i władzą jaką miała nad paladynką.
A dalszym pieszczotom przeszkodził huk przewracającego się regału. A właściwie rzędu regałów.

Dłonie bowiem nie próżnowały, szukając okazji do ataku i taką znalazły.
Zebrawszy się w jednym miejscu wspólnie przewróciły regał, ten na zasadzie reakcji łańcuchowej przewrócił kolejny i kolejny. Ostatni z nich przewrócił się na badającą wypaczone klepki podłogi Evelyn. Ta próbowała uciec, ale.. poślizgnęła się na śliskiej podłodze. Regał upadł na jej nogi, wywołując huk i trzask... i okrzyk bólu. Evelyn leżała przygnieciona do pasa regałem zaciskając zęby z bólu. Przywoływaczka była unieruchomiona podwójnie, przez ciężki regał i przez złamania nóg.
A odcięte ręce to wykorzystały. Uzbrojone w żelazne pazury ruszyły w kierunku łatwej zdobyczy, jaką była Eevelyn.


Trzydzieści pazurzastych nieumarłych, na których drodze stał jedynie Tarnus i Viltis. Lialda i Corella gdzieś się bowiem zapodziały. Zapowiadała się ciężka walka, bowiem nieumarłych kreatur nie obchodziło nic poza ich zdobyczą. Evelyn i jej zgrabnymi dłońmi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 05-02-2012 o 22:01.
abishai jest offline  
Stary 09-02-2012, 21:22   #68
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Evelyn z zapałem ostukiwała ścianę kawałek po kawałku. Biegające w ciemnym pomieszczeniu rączki przestały zwracać jej uwagę i to był jej błąd. Jej duży błąd. Może wcześniej zauważyłaby co się dzieje, może zdążyłaby zareagować, uciec. Niestety kiedy do jej uszu dotarł huk walącego się regału, próbowała odskoczyć w tył, jednak i to jej się nie udało. Kiedy poczuła że się pośliznęła wiedziała już, że nie zdoła uciec. Ból jaki szarpnął jej ciałem kiedy regał upadł na jej nogi łamiąc je wyrwał z jej ust okrzyk bólu. Zacisnęła zęby by zwalczyć rozchodzący się po jej cele ból, jednak widok zbliżających się w jej stronę rąk wyrwał z jej ust kolejny okrzyk:
- Viiiiiiltis!!!
Viltis zamarł ze zdziwieniem obserwując, jak regały padają jeden po drugim niby kostki domina. Początkowo wyszczerzył zęby - z rozbawienia. Nie na długo. Poczuł szarpnięcie i już wiedział, że są problemy. Evelyn jakimś cudem nie zwróciła uwagi na łoskot padających szaf i dała się przygnieść. Dłonie, do tej pory trzymające się z dala od jego paszczy nagle porzuciły ostrożność i wszystkie ruszyły w jednym kierunku. Ku uwięzionej Evelyn. Nie przepuścił takiej okazji. Niemalże odruchowo kłapnął parę razy zębami pochwytując i miażdżąc kilka z nich. Nie było jednak możliwości by udało mu się to z wszystkimi i potężnym susem skoczył w stronę, gdzie jeszcze przed chwilą była Evelyn. Szarpnął regał. Raz, później kolejny zapierając się ze wszystkich sił nogami.

Czarnowłosa starała się nie krzyczeć z bólu kiedy Viltis poruszał regałem, jednak było to trudne, ból był nie do zniesienia. Zaciskała więc zęby i starała się wyciągnąć przygniecione nogi. Jednak widok zbliżających się w jej stronę nieumarłych rąk, odciągnął jej uwagę od bólu. Zbliżało się bowiem większe niebezpieczeństwo i większy ból.
Tarnus dobiegł z drugiej strony, jego miecz szybkim świstem przeciął, pierwszą z łapek która za bardzo się zbliżyła do Evelyn. Rycerz stanął pomiędzy Evelyn, nadchodzącymi nieumarłymi.
- Nie ma co jej wyciągać i tak nie odpełźnie. Musimy najpierw z zagrożeniem się uporać.

Dziewczyna zacisnęła zęby ponownie nie tylko z bólu, tym razem również by nie odpowiedzieć na to co rzekł rycerz. Zebrała się w sobie i przywołała na pomoc do walki ze zbliżającymi się morderczymi łapami trzy psy. Pojawiały się jeden po drugim z warkotem wzbierającym w gardle.


Przyzwane zwierzęta rzuciły się do ataku na najbliższe im łapki, i zgniotły je w swych paszczach, zmuszając wszystkie nieumarłe stwory do rozproszenia się na boki. Od frontu bowiem nie mogły dopaść Evelyn.
Czarnowłosa ponownie skupiła się na tym by spróbować wydostać nogi spod przygniatającego ją regału. Przed nią stał Tarnus, obok czuwał Viltis, a jeszcze w pogotowiu czuwały przywołane psy. Wolała, więc wydostać się spod przygniatającego ją ciężaru by podjąć dalszą walkę z natrętnymi łapami. Wiedziała, że nie uda jej się z nimi nigdzie dalej odpełznąć i bez słów, które wypowiedział mężczyzna, jednak mimo wszystko wolała by nic je nie przygniatało.
Jednakże... nie udało się. Ciężar nadal przygniatał nogi dziewczyny, a wszelkie próby poruszenia się wywoływały dojmujący ból. Viltis zaprzestał daremnych prób uniesienia ciężkiego regału i skierował pysk ku znienawidzonemu wrogowi, jakim były osaczające ich dłonie.
Nie było sensu dalej szarpać się z szafą. Pomimo jego wysiłków ledwie drgnęła, co i tak zostało okupione jękiem Evelyn. Poza tym... potrzebował teraz rąk do czegoś innego. Poucinane łapy krążyły dookoła nich wielką chmarą i co rusz któraś z nich próbowała dopaść uwięzionej kobiety. Viltis żałował że nie ma pod ręką jakiejś wielkiej miotły, którą mógłby te śmiecie wymieść z pomieszczenia - najlepiej do jakiegoś pieca.
- Musisz poczekać - powiedział do Evelyn i z impetem rozdeptał najbliższą łapkę.
Psy zapolowały, lecz... jedynie jednemu udało się capnąć zwinne łapy. Nieumarli nauczyli się w mig unikać obrońców Evelyn.
Tarnus zaś swym ciałem osłaniał przyzywczkę, nie pozwalając by którakolwiek łapka zagroziła jej.

Evelyn rozejrzała się wokoło i przygryzając wargi by nie syknąć z bólu, sięgnęła ręką po swój powracający sztylet. Wyciągnęła broń, rozejrzawszy się wzięła zamach i celując z uwagą cisnęła nim w stronę zagrażających jej dłoni. Rzucony oręż rozpłatał zbliżającą się do dziewczyny dłoń i powrócił do niej, pokryty na ostrzu ropą sączącą się z tych odrażających kikutów.
- Fuuuuuuuuuj - wzdrygnęła się z obrzydzeniem przyzywaczka, rozglądając się o co wytrzeć zapaskudzone ostrze. Kusiło ją by to zrobić o nogawkę spodni stojącego nad nią mężczyzny, ale udało jej się powstrzymać ten odruch.

Sytuacja wydawała się w miarę ustabilizowana. Łapki nie były w stanie przedostać się przez kordon stworzony z przywołanych psów, Viltisa i Tarnusa. Jednak to było za mało. Viltis niepokoił się o Evelyn, która w widoczny sposób ucierpiała od uderzenia szafą. Trzeba było koniecznie rozwiązać tą sytuację patową. Drgnął gdy tuż przy nim przeleciało stalowe ostrze sztyletu i zaraz ucieszył się. Mieli jednak tajną broń! w ten sposób jedna po drugiej będzie można wykosić wszystkie łapki.
Czarnowłosa, zaś porzuciła plany czyszczenia sztyletu, ponownie się rozejrzała i kolejny raz broń poszybowała w stronę nieumarłych. Tuż za sztyletem poleciał jej okrzyk, nie udało jej się go stłumić, ruch ciała sprawił, że ból połamanych nóg ponownie szarpnął jej ciało przypominając o zranieniach. Zacisnęła na chwilę oczy starając się nad nim zapanować, nie czas był bowiem teraz by się nad sobą użalać.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.

Ostatnio edytowane przez Vantro : 09-02-2012 o 21:34. Powód: poprawka literówek :)
Vantro jest offline  
Stary 10-02-2012, 11:46   #69
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Młoda, średniego wzrostu kobieta wpatrywała się w półorczycę. Z wyrazu jej twarzy nie można było nic wyczytać. Kompletnie nic. Zupełnie tak, jakby była chodzącym posągiem. Chociaż nie, na murowanych twarzach często widnieje obraz jakiejś emocji. O ile jest to dzieło dobrego artysty. Laura wpatrywała się w swoimi dużymi, niebieskimi oczyma w półorczą kobietę. Jej nową pracodawczynię, o czym raczyła w niezwykle delikatny i subtelny sposób zaznaczyć. Kobieta odpowiedziała uprzejmym uśmiechem i skinieniem głowy.

Wszelkie słowa, jakie opuszczały usta Grimmy były niezwykle cenne, jako że wypowiadała ich stanowczo zbyt mało. Nie podała prawie żadnych konkretów, choć to akurat nie zdziwiło zbytnio Laury. Jeśli wynajmujesz bandę nieznanych sobie osób do szukania czegoś, co ma prawdopodobnie niemałą wartość nie chcesz im mówić zbyt wiele. Samo wynajęcie kilku osób, które, wnosząc po pierwszym wrażeniu, potrafiły coś w swoim fachu, musiało kosztować niewielką fortunę. Tak więc cel ich wyprawy musiał być zaiste znaczący.

Większość wątpliwości rozwiała aasimarka o imieniu Sarabis. Niezbyt urodziwa, zdaniem Laury, jednak o wiele milsza i bardziej rozmowna. A to dobrze o niej świadczyło. Obietnica wynagrodzenia bez względu na efekt poszukiwań zadowolił młodą kobietę na tyle, by ta uśmiechnęła się delikatnie. Wydawać się mogło iż minimalna zmiana w mimice twarzy niewiele daje, jednak w przypadku blodnwłosej wojowniczki zmieniała bardzo dużo. Wyraz jej twarzy zmienił się diametralnie. Z zimnej, zawziętej kobiety zmieniła się w uśmiechniętą, pogodną i przyjaźnie nastawioną dziewczynę, bowiem wiosen wiele na swoim koncie nie miała.

Wzrok oraz węch Laury przykuł mości krasnolud, stojący obok niej. Niewysoki, acz bardzo dobrze zbudowany kapłan robił wrażenie nieugiętego i nieustępliwego. Jego twarz sprawiała wrażenie wiecznie skupionego. Symbole widoczne na ubraniu brodacza świadczyły o jego zawodzie i wierze. Laura od razu stwierdziła, iż brodaty kleryk bez wątpienia znajdzie wspólny język z półorczycą.

Kolejnym członkiem wyprawy był niejaki Ilisidir, mniech Ilmatera. Mężczyzna zdawał się nie pasować do drużyny mrukliwych i zamkniętych w sobie postaci. Kobieta postanowiła zamienić z nim w czasie drogi kilka słów, wydawał się bowiem miły i sympatyczny.

Zachowanie i słowa Gharroka rozbawiły nieco Laurę.
- Mój drogi Gharroku.- podeszła do niego i dłonią dotknęła jego policzka, mrucząc ponętnym tonem.
- Porozmawiamy dopiero wówczas, gdy będzie co na tej liście przeczytać, bo portowe dziewki to nie zdobycz.- dodała śmiejąc się i oddalając, uważnie obserwując mężczyznę. Wiedziała, że ten może zechcieć uczynić jakiś wulgarny gest wobec jej osoby, a nie chciała mu na to pozwolić.

Podróż mijała w dość przyjemnej atmosferze. Mnich raczył ich opowieściami o swoich podróżach, a w czasie postojów zajmował się przygotowaniem posiłków, które wychodziły mu nad wyraz dobrze. Laura pomagała mu, jeśli było w czym.

Kolejne kilometry dalej na podróżujących czekała niemiła niespodzianka w postaci deszczu. Nie przeszkadzało to zbytnio nikomu, choć dla Laury oznaczało to nieco pracy przy zbroi aby ta nie zardzewiała i nie zniszczyła się. Kobieta dbała o cały swój sprzęt z niezwykłą starannością. Na drodze poszukiwaczy przygód znalazły się szczątki po karawanie. Konkretnie rzecz ujmując, resztki po napadzie. Spalone truchła niosły niemiły, drażniący nosy zapach. Drużyna nie zatrzymała się przy resztkach karawany na długo, choć Laurze wystarczyło to na tyle, by przejrzeć czy w okolicy nie pozostały jakieś wartościowe rzeczy bądź ślady dające możliwość zidentyfikowania napastników.

Dalsza droga niosła ze sobą więcej zaskoczeń, niż można było sobie wyobrazić. Most, którym mieli przekroczyć wąwóz okazał się zerwany. Gharrok wyraził na głos to, co myślała większość z kamratów. Sprawa zaczynała wyglądać nieco inaczej niż miała wyglądać. A Grimma zdawała się o wszystkim wiedzieć, a przynajmniej być na to przygotowana. Laurze zdecydowanie się to nie podobało. Skoro bowiem skłamała w tej kwestii, bogowie raczyli wiedzieć co jeszcze mogła ukrywać. Póki co wstrzymała się jednak z osądami czy wyrażaniem swojej opinii. Nie miała dowodów, a dalsza podróż nie była obowiązkowa. Kobieta nie zastanawiała się jednak nad odłączeniem od grupy choćby przez chwilę, mimo iż kobiecy instynkt podpowiadał jej, że jeszcze tej decyzji pożałuje.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 10-02-2012, 14:42   #70
 
neuromancer's Avatar
 
Reputacja: 1 neuromancer nie jest za bardzo znanyneuromancer nie jest za bardzo znany
Drużyna do jakiej przyszło przystać Leonidasowi nie zaskoczyła go bo tak naprawdę nie spodziewał się niczego. Jedyne informacje jakie otrzymał to miejsce i osoba do której miał się zgłosić. Gdy więc jego nową pracodawczynią okazała się półorkowa kobieta zdało się to mu trochę nietypowe ale nie miało znaczenia.
Osobliwy musiał być dla osoby postronnej ich widok gdy zobaczyła jak stanęli przed sobą po raz pierwszy - półorczyca była uzbrojona po zęby, ciężko opancerzona, spod warg wystawały jej charakterystyczne dla jej rasy siepacze. Młody zaklinacz był zgoła inny - ubrany dobrej jakości, ciemny płaszcz podróżny narzucony na niezwykle dobrze dopasowaną, srebrną koszulkę kolczą, która przy każdym ruchu sprawiała wrażenie takiej lekkości, że zdawała się być tylko ozdobą. Przez bark miał przerzucony bandolier jednak kilka przednich przegródek było przerobionych i były widocznie dłuższe. On sam był, co było zauważalne od razu - niezwykle przystojnym człowiekiem. Sprawiał wrażenie młodej osoby i tylko oczy skrywały w sobie jakieś nieodparte brzemię wieku lub doświadczeń i bacznie obserwowały każdy szczegół.
Jedyną zauważalną bronią był sztylet przy pasie którzy sporadycznie dało się zauważyć spod fałd płaszcza. W zasadzie nic z tego nie dawało znać o jego profesji. Sam był też lekko wyższy niż typowy ludzki osobnik, zdawał się też być nawet dobrze zbudowany i poruszał się z wyraźną lekkością. To wszystko składało się na pewne wrażenie zagadkowości bijące od niego w pierwszym wrażeniu.
Grimma - tak się bowiem nazywała orczyca, nie wyjaśniła mu wiele, jeśli o charakter misji, dopiero jej “prawa ręka”, assimarka o wdzięcznym imieniu Sarabis zdradziła więcej szczegółów, choć i tak w większości były to ogólniki. Szybko poznał też resztę drużyny - troje ludzi oraz krasnoluda. W tym składzie wyruszyli ku Wormbade.

Podróż była niezwykle monotonna. Każda godzina podróży wyglądała niemal identycznie, a całość dopełniała pogoda; dokładniej ciągłe opady które najbardziej wpływały na kiepski nastrój. Jako, że wielogodzinna podróż w milczeniu zdawała się zadowalać jedynie ich szefową oraz Mordimera młody zaklinacz trzymał się raczej bliżej pozostałej części drużyny. Wprawdzie był równie gadatliwy jeśli chodzi o wypowiadanie się o sobie czy swojej przeszłości co Grimma i krasnolud, natomiast w takim zwykłym życiu obozowym zdawał się aktywnie uczestniczyć. Dopiero przy pierwszym postoju wszyscy, poza Szefową - jak czasem zwykł ją nazywać Leonidas - i być może assimarką, drużyna ostatecznie upewniła się, że ich charyzmatyczny towarzysz jest kimś w rodzaju maga - umieszczał bowiem dotknięciem magiczne światła w obozowisku by te oświetlały otoczenie zamiast pochodni.
Młody zaklinacz chętnie spędzał czas z Ilisidirem oraz Sarabis - głównie dlatego, że chętnie rozmawiali oni na wszelakie tematy. Zaklinacz chętnie słuchał opowieści mnicha o innych krajach które odwiedził, a także a temat dogmatów “Załamanego Boga” jak niektórzy zwali też Ilmatera, czasem dyskutując z nim, nie na temat słuszności poglądów ale sposobu ich rozumienia przez pryzmat jego opiekuna. Równie chętnie słuchał opowieści assimarki o ziemiach z których przybyła, zdawał się interesować wszelkimi opowieściami o jej mieście, nawet o tak z pozoru nieistotnych sprawach jak architektura czy zwyczaje. Zdawał się też tolerować Gharroka - tolerować w tym sensie, że rozmawiał z barbarzyńcą choć nie pochwalał jego stosunku co do kobiet i nie wdawał się w większe dyskusje dotyczące jego podbojów co było ciężkim zadaniem, bo był to chyba jego ulubiony temat - zaraz po opowieściach o zgniataniu czaszek innym osobą i potworom. Laura zachowywała się równie tajemniczo co krasnolud, ale była zawsze - mimo to zaklinacz miał z nią słaby kontakt.
Leonidas mimo, że widocznie chętnie rozmawiał z towarzyszami w zasadzie nie okazywał emocji i sprawiał wrażenie wiecznie opanowanego. Mimo to chętnie pomagał jeśli zachodziła taka konieczność i drużyna w mniejszym bądź większym stopniu przyzwyczaiła się do zaklinacza.

W ten sposób minęła im bez większych problemów podróż. Nic też nie zapowiadało widoku który zaskoczył ich gdy zbliżali się do Wormbade. Żadne z nich nie potrafiło dostrzec śladów które wskazywało by na ofiary czy atakujących. Niepokojącym był tylko sam fakt, że tak blisko miasta doszło do takiego ataku. Niewiele więc myśląc ruszyli ku osadzie.

Samo miasto ani nie było okazałe, ani też nie było małe. Zbliżając się do niego to co rzuciło się w oczy zaklinaczowi to fakt, że zdawało się nieruchome - nie widział żadnego ruchu, żadnych dymów z oddali. Mógł to oczywiście zwalić na fakt, że byli jeszcze w znacznej odległości i stąd to wszystko. Sprawa wydała się jednak o wiele dziwniejsza gdy dotarli wreszcie do mostu który prowadził do miasta. Był on zniszczony. Leonidas zsiadł z kuca i zatrzymał się parę metrów przed urwiskiem uważnie obserwując okolicę. Kwitując w myślach słowa barbarzyńcy sam nie miał pomysłu jak dostać się do środka czy, co ważniejsze, co i dlaczego zniszczyło most. Szefowa najwidoczniej miała jakiś pomysł wiec zwrócił się w jej stronę wyczekująco.
-Nie podoba mi się to wszystko - mruknął Gharrok, skrzyżował ręce na piersiach, ale widocznie ani myślał opuszczać drużynę i co ważniejsze szansy na nagrodę - ktoś nie chce żebyśmy weszli do miasta.
-Albo ktoś nie chce żeby mieszkańcy go opuścili - odpowiedział bez emocji zaklinacz, czekając na to co zrobi orczyca.
-Nawet wtedy... ludzie by kombinowali przy moście - wtrącił kapłan.
Zaklinacz, spojrzał na niego po czym skierował spojrzenie na miasto i niemal bijącą od niego głuchą ciszę. W tej chwili był zaciekawiony i pragnął jakoś wejść do miasta, tym bardziej więc czekał na ich szefową.
 
neuromancer jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172