Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2012, 09:00   #253
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Katrina zaś ze złością szarpnęła swoją torbę z rąk strażników drąc się przy tym:
- Oddawaj złodziejuuuu!!! Nie dość że przez was męża nie zobaczę przed śmiercią, dziecko stracę to jeszcze ostatni dobytek mi kradniecie! Gdzie tu sprawiedliwość?! Luuuuuuudzie pomóżcie mi bo władza mnie nęka i pozbawia wszystkiego com w życiu osiągnęła. - zaczęła podpuszczać stojących wokoło mężczyzn dziewczyna.
-Proszę się pani uspokoić. Przecież łapiemy pani dzieciaka, a i torba jest bezpieczna.- irytował się bahamutianin, którego rosła sylwetka odbierała rezon mężczyznom. Podobnie jak rosłe sylwetki jego towarzyszy. To nie była grupka strażników miejskich, a regularne wojsko z którym mieszczanie nie zamierzali zadzierać.
- Oddajcie mi mojego męża! Oddajcie mi mojego synka! Oddawaj torbę !!! - histeryzowała Katrina - Pewnie te potwory to wasze kłamstwo, okradacie mój dom tak jak teraz mnie okradliście z najbliższych i dobytku! Oddaj mi torbę to się uspokoję i poczekam na męża i syna. - rzekła Katrina ponownie szarpiąc za swoją torbę.
-Nikogo nie okradamy. Proszę się uspokoić, albo trafi pani za kratki.-bahamutianin puścił torbę, ale ton jego głosu świadczył, że to nie przelewki. Najemnik był zirytowany i coraz bardziej groźniejszy.-Proszę przywołać do siebie, dzieciaka.
- Nie mogę, on niedosłyszy. Więc albo mnie do niego przepuścicie, albo sami musicie go złapać. - rzekła Katrina wycofując się do tyłu za Nyhma i kiedy już stała za jego plecami z całej siły go pchnęła na strażnika mówić przy tym grubym głosem:
- Ładnie to tak niewinną niewiastę straszyć?!
-Raczej pyskatą babę.- ryknął rozwścieczony bahamutianin i spojrzał na Nyhma, który tak jakoś... się skurczył pod jego wzrokiem?
-A ty tu czego?-ryknął ponownie bahamutianin gromiąc wzrokiem półelfa. A ten wypiszczał cieniutkim głosem.-Eeee bo ja... którędy do najbliższ... tej no taw.. ee...ka...skle.. świątyni? Pomodlić się te... dusze... eee.. o zdrowie dzielnych żołnierzy chciałem.
-Sieci przynieście. W sak smarka złapiemy!- zadecydował w końcu co bystrzejszy z najemników, podczas gdy pozostali odcinali Cypia w wąskiej uliczce.

Katrina zaś korzystając z zamieszania i z uwagi skupionej na polowaniu na Cypia spokojnie i bez pośpiechu obrabiała kieszenie tłoczących się wokół kordonu osobników. Wszak Gaccio został porwany, a kasa na święconą wodę była im niezbędna, więc trzeba było korzystać z okazji. Miała zamiar w razie czego gdyby się okazało, że ktoś się zorientował iż został okradziony wskazać na strażnika mówiąc iż ją też chcieli okraść z dobytku. Powoli też kierowała swe kroki w bok by nie tracić z oczu pościgu, a równocześnie zniknąć z oczu temu, którego okładała torbą.

Za to Swiftbzyk zdążył już tak zapamiętać się w gonitwie, że zupełnie zapomniał o celu wyprawy do doków. Wesoło podskakując przemykał między rosłymi jaszczurami, przy okazji biorąc pod opiekę różne zagubione rzeczy (ach, ci roztargnieni ludzie! Pogubili pewnie uciekając przed... co to miało być?). Niestety zapędzenie się w wąską uliczkę zwiastowało rychły kres zabawy, a na to kender nie mógł pozwolić. Zręcznie wywinął rękę, sięgając do bocznej kieszeni plecaka i wyjął znaleziony jakiś czas wcześniej Klejnot Jasności. Trochę szkoda było mu używać go bez pozwolenia właściciela, no ale cóż... Przeprosi później. Skupił się na moment i klejnot rozbłysnął jaskrawym światłem, oślepiając polujących na kendera strażników.
- Jupi!!! - zawył Cypio widząc, jak bahamutianie zaczynają się obijać o ściany. - Dzięki tatusiu! Miales rację, oswiecenie jest idealne na porywacy, zbrodnicieli i gwałcicieli, któzy porywają niewinne dzieciątka!! Pats mamo, jak sobie swietnie radzę! Jestem wojownikiem, jak tatus! Ha! Hahaha! - upojony zwycięstwem kender ze zdwojoną energią ruszył by kontynuować galopadę. Katrina miała ochotę po dopingować "synka", już nawet otwierała usta, ale uświadomiła sobie, że gdyby ją zaaresztowali to nici z zakupów wody święconej. Zajęła się więc dalej szabrowaniem i oddalaniem się od strażników, którzy ją zatrzymali wraz z "synkiem". Z za pleców nowych strażników kiwając mu ręką aby wiał w tą stronę i szykując się do wiania wraz z nim. Droga do doku, w którym się ukrywał Vinc (a przynajmniej miała taką nadzieję, że tam się ukrywał), była bowiem dla nich jak na razie zamknięta. Strażnicy wszak chcieli złapać Cypia by go "odtransportować" w bezpieczne miejsce czyli za swoimi szeregami. Tak więc chyba lepiej było na razie udać się po święconą wodę, zwłaszcza, że udało jej się co nieco ukraść.

To zamieszanie, a zwłaszcza blask ściągnęły uwagę osoby, która już mogła sprawić większy kłopot. Tuż przy najemnikach wylądował bowiem unoszący się dotąd wysoko na dzielnicą hobgobliński czaromiot, ubrany jak odpustowa podróbka Elminstera. Machał tym swoim kijaszkiem wrzeszcząc.-Co tu się dzieje ? Co to za zamieszanie? Po co mnie wezwano?
-Bo ten tego...tamten maluch, przeszkadza.- rzekł jeden z najemników.
-Nie potraficie sobie z jednym niziołem poradzić.-prychnął hobgoblin. I trochę się zdziwił... a raczej bardzo się zdziwił, gdy zaklęcie mające uśpić Cypia nie zadziałało.


Do kolejnego czaru hobgoblin się jednak przyłożył i uciekający zwinnie niziołek zatrzymał się w miejscu, sparaliżowany... ku niezadowoleniu gapiów, którzy z gonitwy najemników za kenderem mieli sporo uciechy. Potem zaś czaromiot, uniósł się w powietrzu i ruszył w stronę ważniejszych spraw, a Cypia oddano “zapłakanej matce.”
- Mój syyyyyynuś! Nic ci nie jest skarbeńku?! - dawała przedstawienie radości i zatroskania Katrina, równocześnie ciągnąc Cypia poza zasięg strażników. Nachyliła się i szepnęła mu do ucha - Nic tu po nas, do doków nas nie puszczą, chyba czas na zakupy, po drodze ci powiem co i jak.
Cypio wiele mówić nie mógł, bo był sztywny jak deska. Tylko pełny oburzenia wzrok sygnalizował, że jest absolutnie zdegustowany tak prymitywnym zakończeniem zabawy. Ale zgodnie ze słowami najemników - paraliż mu kiedyś przejdzie. Nic chcąc tracić czasu i narażać się na to, że ktoś za szybko odkryje, że został "oskubany" Katrina ostentacyjnie wzięła "synka" na ręce mówiąc:
- Mamusia cię zabierze od tych złych panów synku, pójdziemy w bezpieczne miejsce i poczekamy na tatusia. - i ruszyła przepychając się przez tłum. A pomagał jej w tym Nyhym ochoczo oddalając się od rosłych przedstawicieli władzy.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline