Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2012, 11:44   #107
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Cytat:
„Daliśmy wam żar naszych serc. Daliśmy ciepło ognia w mroźną, zimową noc. Daliśmy wam moc naszych Pieśni. Wyciągnęliśmy dłoń w potrzebie, gdy byliście tylko zbłąkanymi uciekinierami ze zniszczonego świata. W zamian za to wy, ludzie, daliście nam ostrza swoich żelaznych mieczy, trujących nasze ciała. Daliście płomienie, które spopieliły nasze Gaje Harmonii. Daliście poznać smak cierpień i smutek nagłej, niespodziewanej śmierci. Nasza wdzięczność będzie wyśpiewaną Pieśnią i będzie miała barwę srebra i czerwieni”
Lament Sithy, dzieło anonimowego pieśniarza, tłumaczenie przypisywane Albrechtowi „Nawróconemu’

Cytat:
„Czas Dominacji Sithów to mroczny i na szczęście zamknięty rozdział w historii naszej ludzkiej rasy. Dwa tysiące lat niewolniczej służby nieśmiertelnym demonom. Dwa tysiące lat tyranii, podczas której życie człowieka zależało od kaprysu sithyjskiego władcy. Dwa tysiące lat magicznych eksperymentów na naszych ciałach, umysłach i duszach. Powiadam wam, bracia – ludzie. Ten czas nigdy nie wróci! Stworzymy bowiem Imperium naszej rasy, tak ogromne, że żaden sith, chociażby najpotężniejszy, nie odważy się rzucić mu wyzwania”
Narodziny Imperium, Sheithan I, Wielki Imperator, Piąty rok Założenia Imperium


Zapomniana świątynia, gdzieś w podziemiach pod miastem Kreda


Dzierzba bawiła się w śmiertelną grę w kota i myszkę. Czy raczej kota i szczura. Nie walczyła teraz o sprawiedliwość, nie walczyła dla Varunatha. Walczyła, by zabić. By dać upust swojej wściekłości i bólowi. Ślady kropel krwi rozbryzgnięte na posadzce były jej okruszkami chleba prowadzącymi w ciemność kolejnego korytarza.
Rana zadana przez zamaskowaną elfkę zdawała się palić żywym ogniem. Anah traciła sporo krwi, ale zamierzała zająć się tym dopiero wtedy, kiedy sukowata metyska zostanie pozbawiona głowy. Nie miała zamiaru popełnić błędu Rysia. Ale popełniła inny ... I miała za chwilę boleśnie przekonać się, jaki.

* * *

Bębny dudniły, mimo, że nie było rąk, które mogłyby w nie uderzać. Było ich dziesięć. Zrobionych z metalu i obciągnięte skórą. Smoczy oddech zadziałał, jak należy. Skóra zapłonęła od podmuchu ognia, pokryła się bąblami, sczerniała. Z potraktowanego ogniem instrumentu uniosły się kłęby dymu z których, w trzy szybkie uderzenia serca, uformowała się przysadzista, ludzka sylwetka. Trwała ona przez kolejne sześć uderzeń serca w powietrzu wydając z siebie zawodzący jęk, by rozpłynąć się w niebyt. Jeden z bębnów zamilkł, lecz reszta nadal wybijała swój niespokojny rytm. Alchemik przeskoczył do kolejnego powtarzając proces spalania. Miał nadzieję, że mieszanki alchemicznej starczy mu na wszystkie przeklęte bębny.

* * *

Cierń kręciła dziko mechanizmem, próbując otworzyć zaciśnięte łapska, uwolnić szczątki ofiar. Przyświecał jej jeden cel – jak najszybciej odciąć krew spływającą pod posąg. Jak najszybciej przerwać dopływ energii do czegoś, co budziło się ze swojego uśpienia. Czegoś, co stawało się coraz bardziej świadome.

* * *

Słyszał! Dźwięki z góry przebijały się do niego przez kamień! Łzy duszy spływały na jego wysuszone ciało dając mu wystarczający zapas sił. Wysuszony mózg odzyskiwał świadomość... odzyskiwał wspomnienia ... odzyskiwał utraconą, zapomnianą wiedzę.

- Grythel .... – istota wyszeptała swoje imię zeschniętymi wargami.

Szept poruszył misterne wstęgi mocy.

Pogrzebany w czasach Wojen Uzurpacji kapłan – czarnoksiężnik uśmiechnął się i skoncentrował swoją wolę na otaczającej go mistycznej energii.

O tak! Jeszcze tylko chwila, a dokona się! Znów zobaczy wschód słońca nad puszczami swojego domu.


* * *


Znalazła ją w korytarzu, na drugim stopniu wąskich, krzywych schodów prowadzących ostro w górę. Elfka nadal była w masce, ale upływ krwi zrobił swoje. Siedziała z metalicznie połyskującą maską skierowaną w stronę nadchodzącej Dzierzby. Ciche rzężenie, które nakierowało Anah w jej stronę przeszło w słaby, anemiczny śmiech.

- Szept .... demona ... – z ust śmiertelnie rannej popłynęły niewyraźne słowa.

Dzierzba zrozumiała. Zacisnęła wargi. Podeszła ostrożnie i zabiła tak, by dziwkę bolało najbardziej, jak się dało. Ale elfa nie krzyknęła. Ni słowem.

Zostało jej co najwyżej kilkaset uderzeń serca nim trucizna ją zabije. Splunęła i zaśmiała się dziko. Ziemia pod jej stopami zatrzęsła się lekko.


* * *

Ziemia zatrzęsła się, kiedy Cierń przeskakiwała do drugiego pokrętła, które mogło uwolnić zacisk lewej łapy demonicznego posągu Bathara. Kapłanka zbladła pod maską. Spojrzała w dół. Poczuła to i zimny strach wypełznął z jej podświadomości. Ktoś lub coś pod posągiem sięgnęło właśnie po moc, która wypełniała plugawą ś wiątynię. Spóźnili się!
W uszach kapłanki narastał dziwny dźwięk. Niczym lament uwięzionych dusz.
Układał się w jedno zapomniane imię.

Grythel!


* * *


Ziemia zadrżała, kiedy ogień uwalniał duszę w piątym bębnie. Nawrócony zamrugał powiekami. Łatwopalnej mieszanki pozostało zaledwie na jedno, dwa użycia. Oczywiście mógł później sięgnąć po bardziej tradycyjne metody – oliwę czy nawet zapalającą fiolkę, która doskonale sprawdziła się w ucieczce przed szczurami.
Obok Nawróconego z pomocą Kary Księga podnosił się na nogi. Oczy widoczne pod maską duchownego były spięte i czujne. Kapłan szybko odzyskał wigor i jak na kogoś, kto przed chwilą był bliski czarnych i zimnych objęć Maraji poruszał się i działał nad wyraz sprawnie.

- Nawrócony – spod kolczastej maski dało się słyszeć ochrypły jeszcze głos. – Cofnij się pod filar! Kara! Daj nam z Cierń czas. Nic więcej nie możecie zrobić.

Metalowa krata u stóp posągu, do której spływała krew odskoczyła z hukiem, wypchnięta niewidzialną siłą. Metal rąbnął w kamienny sufit dobre cztery metry nad ich głowami, odbił się od niego i poleciał w bok wypełniając komnatę potwornym hukiem.

* * *

Dzierzba spojrzała na zakrwawione rękawice, na krople gęstej czerwieni spływające w dół, po palcach i uśmiechnęła się dziko. Usłyszała wyraźny łoskot dobiegający z sali, w której pozostawiła resztę sojuszników. Przełknęła ślinę i odwróciła się widząc, jak komnatę wypełnia nagle jaskrawe światło, raniące nawykłe do mroku oczy.

* * *

Z dziury, którą zakrywała krata błysnęło jaskrawe, przeraźliwe, raniące oczy światło!
Odruchowo wszyscy zamknęli oczy, a kiedy je otworzyli zobaczyli, że nad dziurą lewituje .... sitha. Rasę przebudzonego poznać było można po szpiczastych uszach i smukłej sylwetce, bo reszta oblicza niespecjalnie przypominała cokolwiek poza czaszką.



Księga złożył ręce. Spod kolczastej maski kapłana słychać słowa modlitwy. Cierń rozpoznaje litanię. Haki kary. Więc starszy rangą kapłan podjął się nierównej walki z pradawnym czarownikiem. Sithą, jak się okazało. A może nie sithą. Może mieszańcem ludzkiej i sithyjskiej krwi. Sylwetka przebudzonego jest zbyt niska jak na przedstawiciela starożytnej, zniszczonej rasy. Może to jednak efekt uwiędłych mięśni, zasuszonej skóry? A może nie?

Czy to jednak jest ma znaczenie w obliczu nadchodzącej zagłady? Bo przecież dawny sojusz podczas Wojen Uzurpacji z jakiś powodów nie dał rady unicestwić Grythela. Czy więc dwójka kapłanów i ich pomocnicy mieli jakąkolwiek szansę?

Może, gdyby był z nimi thar i jego ludzie szanse byłyby większe.

Przebudzone zło kieruje czaszkę w stronę Księgi. Oczy kapłana spoglądają w bok, na Cierń.

O co może mu chodzić?

- Wyyyyy – syczy przebudzony czarownik. – Znów wyyyyyy. Kolczasssssssssssste masssssssski.

Wokół zmumifikowanej sylwetki zaczynają kłębić się cienie. A Cierń rozumie. Ostatni element układanki wskakuje na swoje miejsce.
To była pułapka. Na kapłanów Pana Prawdy i Kary. Wtedy, na rynku martwy czarownik z brodą wabił ją w to miejsce. Powód mógł być tylko jeden.

Jej krew. Ich krew. Kapłanów Varunatha. Aspektu, którego moc musiała być ściśle związana z uwięzieniem Grythela. A więc mieli szansę. Póki ich krew nie spadnie na jego ciało, nie połączy się z wysuszoną tkanką odwracając moc więżących go modlitw, mieli szansę zgasić jego magię i na powrót wepchnąć go do pułapki.

Tylko nie mogli dać się zranić no i musieli znaleźć sposób na to monstrum. Na razie czarownik dysponował jedynie szczątkową magią, ale z każdym kolejnym uderzeniem serca, będzie odzyskiwał jej coraz więcej i więcej.
 
Armiel jest offline