Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2012, 19:14   #38
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Długo nie mógł zasnąć. Leżał w całkowitej, oblepiającej wszystkie zmysły ciemności i ciszy. Tylko w takiej głuszy jak ta, w której się właśnie znajdowali uderzało go uczucie, że ciemność może być absolutna. Nie ma świateł latarni przebijających się przez nie zaciągnięte do końca firanki. Nie ma nic tylko czarna, oleista pustka. Nie widział nawet własnej wyciągniętej dłoni metr od twarzy.
Czuł jedynie rękę Renaty przerzuconą przez jego pierś i delikatny szmer jej oddechu. Czuł się tu obco, zaś irracjonalna fobia męcząca go od lat, dawała o sobie znać ze zdwojoną siłą. Łowił najcichsze dźwięki, szelest liści za oknem, stukot kiwającej się na wietrze ozdobnej donicy uderzającej lekko o framugę okna na zewnątrz. Cokolwiek co dawałoby mu oparcie i kotwicę w rzeczywistości, ucieczkę przed czarnym odmętem. Był wyczerpany i zmęczony psychicznie i fizycznie. W końcu podniósł się cicho, nie wytrzymując napierającej na niego z każdej strony ciemności. Nie budząc Renaty wyszedł z sypialni i zapalił światło w łazience. Starannie unikał swojego odbicia w lustrze nad umywalką, wrócił do łóżka zostawiając otwarte drzwi. Żółta smuga światła dawała ułudę poczucie bezpieczeństwa, pozwalała wreszcie zasnąć.

Zdążył już znienawidzić to miejsce, choć spędził tu niecałe dwa dni. Kiedy porwała go we wtorek rano, ledwo zdołał zawiadomić Radka i Tereskę po czym już siedział w luksusowym aucie prującym na wyścigi w Bory Tucholskie. Była ostrożna, jak zawsze. Kazała podejść mu na stację benzynową na obrzeżach miasta i tam wskoczył do audicy. Krył się jak bandyta, choć wiedział że takie podchody ją kręcą.
Grał swoją rolę dobrze, przez te długie miesiące (Boże, to już prawie półtora roku, a nie „miesiące”...) zdążył się nauczyć, co lubiła. Wiedział kiedy powinien wykazać się inwencją, a kiedy oddać jej inicjatywę. Uczył się odczytywać jej nastroje i zachcianki. Teraz, gdy dojechali na miejsce po prostu rzucił się na nią jak dziki zwierz, porywając na ręce i zrywając z niej szmatki niemal przemocą. Obrzydzenie do samego siebie walczyło z pożądaniem. Nie chciał myśleć w takich chwilach o niczym, szczególnie o tym co się podziało w tym cholernym tygodniu, ani o tym kim się stał i jak udawanie że nic go to nie rusza, zaczyna powoli przegrywać z pogardą. Lepsza przyszłość, kariera, pieniądze, możliwość wyrwania się z piekiełka w zamian za... Poruszyła się przeciągając przez sen i obracając na bok. Przytuliła się do niego, mrucząc coś niezrozumiałego. Powstrzymywał się ostatkami siły woli, by nie zerwać się łóżka i nie wybiec w ten cholerny mrok, ciszę i zimno.

Była w doskonałym humorze, rozleniwiona i niechętna do powrotu. Dowcipkowała nawet w swoim stylu. Czasami zastanawiał się ile w tym było wyrachowania i ile obserwacji jego reakcji. Mężuś odstrzeli mi jaja… Pewnie, w to akurat nie wątpił, Jasiński był do tego zdolny bez dwóch zdań. Patrzyła na niego z uśmieszkiem błądzącym po twarzy i iskierkami rozbawienia w oczach. W takich chwilach myślał o swoim zabezpieczeniu. Kserówkach co ciekawszych akt, faktur i potwierdzeń przelewów z lewych kont. Wystarczyłoby to by kupić sobie spokój? Nie miał pewności. Ehh byle wrócić do domu, zostawić to zasrane miejsce za sobą. Dawniej nie krzywdowało mu się tak, może to pogrzeb i cała ta sytuacja tak na niego wpływała…

***

Wyrzuciła go na przedmieściach, złapał autobus i wrócił do domu. Wielkopańskim gestem, ale co dziwne z całkiem miłym i jak mu się wydawało szczerym uśmiechem dała mu resztę wolnego dnia. Radka o dziwo nie było na mieszkaniu; świat się kończy? Poszedł na zajęcia? Bardziej prawdopodobne wydało mu się jednak że wcześniej wybrał się do rodziny. Akurat to było mu na rękę. Chwila spokoju i odpoczynku. Zjadł coś na szybko po czym wykręcił numer do Czarka. Ciągle nie wiedział czemu nie było go na pogrzebie, co prawda pewnie Gawron i reszta paczki już go wypytała, ale sam chciał z nim pogadać. W domu nie odbierał, no ale co dziwnego przecież południa jeszcze nie było. Wyciągnął z teczki skórzany, mocno wyświechtany notatnik i odnalazł numer do szpitala.
Starał się zachować spokój, nawet bardzo się starał, choć na myśl od razu mu się cisnęło skojarzenie że Czarek... był następny. Potarł twarz zmęczonym gestem i odłoży słuchawkę, kiedy tylko jakoś udało mu się uspokoić płaczącą kobietę. Myślał nerwowo, chodząc po mieszkaniu jak dziki zwierz. Musiał opowiedzieć o wszystkim Teresce. O obrączce. O JEGO obrączce, bo teraz wydało mu się to pewnikiem. A Policja? Iść i opowiedzieć im o łączności Czarka z zabójstwem Czubka? Miał nadizeję że wyolbrzymia to wszystko, że nadszarpnięte nerwy prowadzą go do paranoicznych wniosków, że Czarek po prostu wyjechał gdzieś nie mówiąc nic znajomym, przecież cholera parę dni temu sam ledwo dodzwonił się do siostry i zniknął w dziczy bez dostępu do telefonów.

Wybrał się do niej i porozmawiali szczerze. Szeptem, nerwowo, niespokojnie. O wszystkim jej nie powiedział, przecież tam na cmentarzu to były zwidy! Musiały być. Trzeba się przekonać, sprawdzić, kopanie już dosłownie w dawno zakrytych ziemią brudach przerażało go. Fizycznie paraliżowało; zasnął dopiero przed świtem, urywanym snem winnego. Jak zwykle umówił się z Tereską na groby. Zawsze trwał przy niej mimo to gdzie zawsze chodziła ze swoją rodziną. Starał się by nie byłą w tym miejscu sama, choć on najchętniej uciekłby stamtąd biegiem nie oglądając się za siebie. Do Czubka też zaglądną. |To będzie cholernie męczący dzień...
 
Harard jest offline