Wątek: Cena Życia III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2012, 20:58   #100
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Thomson przysłuchiwał się temu wszystkiemu, stojąc oparty o pickupa, z bronią przewieszoną przez ramię i petem w ustach. Palił go spokojnie, słuchając co mają do powiedzenia, prawie też parsknął śmiechem na słowa Greena. Ten czarnuch był zabawny, czasem żałował, że od początku wybierał tych gangsterów. O dziwo na razie wychodził na tym nie najgorzej sądząc po kondycji i tym, że jeszcze wczoraj miał w ciele dwie kulki. Detektyw skończył palić i rzucił niedopałek na ulicę, podchodząc bliżej pozostałych. Informacja za informację, uznał, że zaufać w pełni nikomu nie mogli, ale taka wymiana wchodziła w grę. Poklepał jeden z pojemników na pace, zwracając się bezpośrednio do Swena.
- To jest szczepionka, nie wiemy jeszcze jak skutecznie działa. Nie wiem skąd wiecie o tym, gdzie na nas czekają, ale nieważne. Marie twierdzi, że to przynajmniej zatrzymuje na chwilę wirusa. Tyle, że nie dostaniecie tych pojemników, miejmy jasność. Boven może wam dać po strzale. Potrzebujemy spokojnego miejsca, badań i wielu innych rzeczy. Dostałem cynk gdzie można spotkać innych i tam się kierujemy. Co zrobicie wy to mnie nie obchodzi, ale choć wóz zmieńcie. Bez szyby nie przejedziecie przez te góry.
Wyjął i odpalił kolejnego peta. Wciąż miał ich trochę z zapasów z Darrington, czy jak się tam ta dziura nazywała.

- Pozdrowienia od Marka Aleksandrowycza, czy jak mu tam. – skinął głową w stronę Bowen. – I żeby było jasne – przeniósł wzrok na Thompsona imirutjąc jego ton głosu a potem już dodał normalnie. – czy ja kłade łapę na tych pojemnikach? Z tego co mi Green mówił, to odciągnął własnie kilku chujków od was za mostem, których z kolei ja rozsmarowałem na drodze pewnie łapiąc mutację... Zbierając za was baty... Teraz mówię, że na drodze może być blokada Umbrelli i dalej kurwa traktowany jestem jak wróg numer jeden. A pierdolcie się! Jak sie kurwa swiat zresetuje z takich buców jak wy to każdemu wyjdzie na zdrowie. Może jebane społeczeństwo potrzebuje się oczyścić ze skurysyństwa. – prychnął. - Tymczasem póki ona może mi powiedzieć ile mi zostało życia to jedziemy w tę samą stronę. – powiedział z pogardą. – O ile góry są przejezdne jeszcze...
Green wysiadł z samochodu i podszedł do rozmawiających.

Boven nie odzywała się przez dłuższą chwilę, otworzywszy drzwi pickupa i każąc usiąść tam Goranowi i zdjąć górną część ubrania. Było zimno, ale mężczyzna nie takie rzeczy już przechodził, a złamanie na szczęście nie było otwarte. Zajmowała się nim, ale nie wytrzymała przy kolejnym wybuchu Swena.
- Zaraz uwierzę, że jesteś świętoszkiem! Nikogo nie prosiłam o pomoc, Green nie musiał zawracać, a co do ciebie, to nie oszukuję się, że jesteś tu tylko z powodu swojej rany, inaczej bym cię nawet odrobinę nie obeszła. Ktoś kto kryje po lasach nielegalny arsenał na pewno jest cholernie miłym człowiekiem. Zresztą widać. Teraz każdy chce tylko przeżyć. Jeśli uda nam się przy okazji kogoś uratować, to będę się z tego cieszyła.
Chyba chciała coś jeszcze dodać, ale w końcu się opanowała, następne słowa kierując chyba tylko do pozostałych, wszystkich prócz Swena.
- Wybaczcie, nie czas na to. A tobie John, dziękuję za chęci i starania.

- Nie ma sprawy - mruknął Murzyn pojednawczym tonem.
Złość minęła. Pozostał spokój, który był jego firmową wizytówką.
- Możesz jeszcze zerknąć na tego indiańskiego chłopaka? - poprosił. - Mieliśmy wypadek odciągając mi … wielkie jęzory od was. Jego ojciec zginął, a on walnął się w głowę.
Wahał się przez moment, potem dodał.
- I nie trzymaj urazy - dodał do Bowen. - Nie ufam ci. Obwiniam cię za to gówno naookoło. Nie wierzę w twoją niewinność. Ale nie dlatego, że jesteś winna. Po prostu traktuję cię, jako psychicznego kozła ofiarnego dla siebie. Muszę to zrobić, by nie zwariować. Pewnie, gdybyśmy mieli okazję lepiej się poznać, mógłbym nawet cię polubić, ale teraz jesteś dla mnie Pandorą, która otworzyła tą puszkę zagłady. Nawet jeśli nie ma w tym twojej winy, tak sobie to tłumaczę.
Uśmiechnął się blado.
- Wybacz. Nic osobistego. Po prostu odwrócona psychologia.

- Ty jestes naiwna to może i uwierzysz. - bąknął Swen. - A nie obeszła bys mnie to prawda, bo przez takich jak ty jest jak jest. Przez wszystkie owieczki, biedne zagubione społeczeństwo skołtu.. skołtuno... popierdolone... - I też już mi się nie chce z tobą gadać. - dokończył przyglądając się ręce Jugola.
- Mogę prowadzić, jakby coś. Całkiem nieźle radziłem sobie w tamtym samochodzie. - powiedział Green do Swena. - Wy odpoczniecie trochę z Goranem. To co dali mi ruskie, nadal troszkę mnie trzyma. Mam wrażenie, że były w tym tony amfetaminy, bo czuję się jak na studiach. Mogę góry przenosić. No chyba, że to ta gówniana, oszukańcza szczepionka … wiesz co wtedy zrobić, no nie? - ostatnie zdanie dodał niby żartobliwym tonem. - W sumie, jak tak pomyślę, to tylko doktor Patton byłaby zagrożona. Ciebie i Gorana nie ugryzłbym nawet zakażony. Wyglądacie wyjątkowo mało apetycznie, chłopaki, bez urazy.
Niewyszukany żart miał poprawić im humor. Ale nie bardzo działał. Green czuł się zmęczony psychicznie. Ale zacisnął zęby i był gotów przeć dalej.

- Nie kłóćmy się niepotrzebnie - Liberty zacisnęła dłonie na kurtce próbując zachować nieco ciepła - Raczej nie zostaniemy przyjaciółmi, ale razem mamy zdecydowanie większe szanse by dotrzeć dalej. Dziękuję za pomoc z odciąganiem mutantów. Mieliśmy problemy przy ucieczce i gdyby nie wasza interwencja pewnie by nas dopadły. Znajdźmy jakieś suche miejsce. Tam będzie lepiej rozmawiać.
Thomson pokręcił głową, wcale nie mając zamiaru nikogo uspokajać, a zwłaszcza tego pyskatego bydlaka, którego chyba coś pieprznęło w ten zakuty, aspołeczny łeb. Detektyw nawet nie próbował udawać jakiegokolwiek zrozumienia dla tego typa, ani dla czarnucha, swoją drogą. Czasy się zmieniły. W poprzednich zakułby Swena w kajdanki i zawiózł do paki, w obecnych tylko pokręcił głową.
- Nie potrzebujemy rozmawiać. Marie sprawdzi, czy typ jest zarażony i będzie mógł odjechać, strzelić sobie w łeb czy co tam chce. Jedźcie wolno, bark nie pozwala mi na gwałtowne ruchy.
Wrócił do pickupa, nie mając zamiaru dalej bezsensownie moknąć.
 
Widz jest offline