Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2012, 17:13   #37
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Narada wreszcie dobiegła końca. Allard wciąż coś mamrotał do siebie, a jego kostur drżał lekko w jego dłoniach. Robił coś, czego nie rozumieli. Śmiertelne Źrebie zniknął im z oczu zupełnie, podobnie jak Albrecht, który teoretycznie miał zaryzykować najbardziej, stanowiąc cel dla zwierzoludzi, których ryk i pisk zagłuszał nawet deszcz. Ściana wody wciąż lała się z nieba i choć słabsza między drzewami, to już na polanie przysłaniała widok jeszcze bardziej niż ciemność, która panowała wokół.
Cel był jednakże dobrze widoczny.
Żak ruszył pierwszy, ciskając kamieniem bez większego efektu jeśli chodzi o zranienie kogokolwiek. Jego słowa zagłuszyło kolejne uderzenie gromu, który oślepił ich na kilka chwil. Zresztą chłopak i tak nie zamierzał wysłuchiwać jakichś odpowiedzi, zrywając się do błyskawicznej ucieczki. Głupie potwory zagapiły się na niego, a potem większość z nich rzuciła się w bezładną pogoń. Cztery większe i siedem mniejszych potworów zupełnie zignorowało swojego wciąż wyjącego wodza i pognało z rykiem za celem i ofiarą, którą przecież musiał stanowić taki samotny człowiek.

Pozostali tylko na to czekali. Pozostały tylko dwa gory, trzy ungory oraz ich wódz, wielki Wściekłozębny, tak pochłonięty, że chyba nawet nie zauważył zachowania swoich podwładnych lub nie interesujący się tym. Najważniejsze było to co robił. Jego wielkie łapska oparły się o kamień. Chwilę potem dwa bełty wyleciały z kusz, cel osiągając bezbłędnie. Jeden przeszedł przez udo bestigora, drugi wbił się dokładnie pośrodku wielkich pleców i to właśnie ten, wypuszczony przez Johanna, sprawił, że niewiarygodny ryk stał się jeszcze głośniejszy, ale tym razem było w nim wiele bólu. Całkowicie zaskoczony przeciwnik rozejrzał się wściekle, zdezorientowany tak samo, jak pozostali zwierzoludzie.
Julian w tym czasie już zdążył odrzucić kuszę i chwycić za miecz. Ygtitte podbiegając nieco bliżej, wypaliła szybko z pistoletu, dzięki czemu proch nie zdążył zamoknąć po wyjęciu z wodoszczelnego pojemnika wcześniej ukrytego dokładnie pod płaszczem. Bestia oberwała w bark, ale tylko cofnęła się o krok, sięgając po swoją olbrzymią broń.
A twarz Allarda rozjaśniła się, jego oczy rozbłysły białym światłem... i chwilę potem zgasły. Cokolwiek chciał zrobić, nie wyszło mu to zupełnie. Aust-Agder miał teraz przed sobą olbrzyma, już gotowego do walki. I miałby jeszcze pięciu innych zwierzoludzi, gdyby z ziemi nie podniosły się jakieś szczątki, ziemia i kamienie i nie zaczęły szaleńczo wirować, odgradzając potwory od ich wodza. Śmiertelne Źrebię także przyłączył się do walki, choć nie wiadomo było jak długo będzie w stanie utrzymywać tę barierę, a jego samego wciąż nie było widać.

~Głupek, głupek, głupek~ te myśli górowały w głowie von Sendenera, gdy tylko ściągnął na siebie uwagę stworów. Teraz jednak nie było już wiele czasu na myślenie i wysublimowane działanie. Trzeba było po prostu spierdzielać i to najszybciej jak się da. Czuł za sobą pościg, był on niebezpiecznie blisko. Na razie po prostu biegł przed siebie, nieco w stronę grupy. Jak tylko mógł szukał sposobu na zmylenie stworów, jednak bardziej skupiał się na szybkim przebieraniu nogami. Wybierał bardziej zalesioną trasę, licząc, że większą grupę to spowolni. Wiedział, że musi mieć większą przewagę, by cokolwiek zacząć kombinować.

Johann najchętniej podskoczyłby z radości widząc efekt swego strzału. I może jeszcze wrzasnąłby. Zapewne by to zrobił, gdyby był na zawodach jakich, podczas festynu. Tu jednak nie było na to ani czasu, ani warunków, Trzeba było wykończyć Wściekłozębnego, póki jego obstawa gania po lesie za Albrechtem, a paru tych, co zostało przy głazie, ma własne sprawy na głowie.
Już był gotów do ponownego naładowanie kuszy i oddania kolejnego strzału gdy zorientował się, że zrobiłby z siebie kompletnego głupca. Julian i Ygritte popędzili w stronę Wściekłozębnego, automatycznie stając na drodze ewentualnego bełtu. Przy tej pogodzie Johann mógłby prędzej trafić jedno z nich, niż zwierzoczłeka. Pobiegłby za nimi, tylko... po co? Zaatakować sztyletem? Gdyby to była bijatyka na nabrzeżu, to mógłby spróbować, ale tak? Pewnie Izka by się roześmiał w głos po takim pchnięciu. Pozostawało zatem naładować kuszę, podejść bliżej i poczekać na okazję. W końcu tamta dwójka nie będzie mu stale zawadzać...

Zadowolona z tego, że pistolet wypalił, Ygritte w pierwszy odruchu chciała go nawet naładować, ale wykonanie tej czynności w tym deszczu było kompletnie niemożliwe. Zaklęła więc tylko, chowając broń do bezpiecznego pudełka i wciąż trzymała się w pobliżu Allarda, którego czas nie okazał się zbyt pomocny. Pozostałych zwierzoludzi odciągnął albo Albrecht albo Śmiertelne Źrebię, mogli się więc skupić na tym olbrzymie. Dziewczyna sięgnęła po miecz, ruszając do przodu. Wcale jednak nie zamierzała zaszarżować na wroga. Ani nie umiała za dobrze walczyć, ani nie miała na sobie żadnej ochrony prócz płaszcza i delikatnego ubrania. Zaczęła więc obchodzić bestigora, szukając jego słabych punktów, chcąc zaatakować gdy będzie zajęty Julianem. Miała nadzieję, że żołnierz jest faktycznie na tyle doświadczony, aby przetrwać wystarczająco długo.
Strzał wyszedł całkiem nieźle. Mogło być zawsze lepiej, ale trafienie w udo mogło, taką miał nadzieję, spowolnić bestię. Teraz jednak przyszedł czas na bezpośrednie starcie. Na razie mieli na głowie tylko Izkę, bo reszta albo pobiegła za żakiem, albo odgrodziła ich jakaś magia. Dobrze, bardzo dobrze. Julian chciał wpierw zaatakować, a potem przejść do obrony, by związać uwagę bestii. Wtedy reszta niezagrożona będzie mogła go spokojnie razić. Chwycił mocniej miecz i zaatakował z dołu starając się trafić sztychem w zranioną nogę bestii.

Bestie zaryczały wściekle, widząc nagle zupełnie innego wroga. Nie zastanawiały się nad tym wszystkim i tylko próbowały bezskutecznie przebić się przez tą niematerialną dla nich, nierzeczywistą barierę, którą wyczarował Śmiertelne Źrebię. Bariera ta powalała ich i odpychała, a głupie potwory nawet nie próbowały skomplikowanych manewrów, rzucając się do przodu w próbie pomocy swojemu wodzowi.
Izka wyrwał z ziemi dwuręczny topór, a w jego oczach nie pojawił się nawet ślad lęku. Stanął i ryczał, szykując się do walki. Zanim się jednakże w pełni zorientował, ukąsił go krótki miecz Juliana, który zjechał po brzuchu, zrywając sporo kółek zardzewiałej kolczugi i zostawiając wyraźną szramę, z której polała się krew. Z rąk Allarda wyleciał pocisk w kształcie bełtu, ale praktycznie tylko przejechał po skórze bestii, nie czyniąc jej wielkiej krzywdy. I wtedy Izka zaatakował, ignorując trzymającą się na dystans Ygritte. Machnął wściekle toporem, wyjąć do swoich plugawych bogów, a Julian był zbyt zaskoczony szybkością, aby odskoczyć. Ostrze w kształcie półksiężyca na szczęście nie szło równo i gdy przejechało mu po piersi znajdowało się pod dużym kątem, który sprawił, że w głowę walnęło już obuchem, rzucając żołnierza na ziemię. Ból był paskudny, ale rana nie wyłączyła go z walki, jedynie trochę ogłuszając.
Johann skorzystał z nadarzającej się okazji. Wypuścił kolejny bełt, który wbił się w plecy bestigora, sprawiając, że ten zachwiał się wyraźnie, ciężko ranny. Wciąż jednak stał, szykując topór do kolejnego uderzenia. Był jeszcze inny problem. Magiczna bariera wyraźnie słabła i mogła zatrzymywać zwierzoludzi jeszcze tylko przez kilka chwil. A przecież nie mieli pojęcia, czy oni uciekną, gdy zobaczą padającego wodza.
Albrecht nie dbał o nic, zresztą nie miał pojęcia co dzieje się na polanie. Przebierał szybko nogami, przedzierając się przez chaszcze i oglądając co chwilę za siebie. Wytężał wszystkie siły, ale goniące go potwory co i raz pojawiały się i ginęły w ciemnościach i zaroślach za nim. Wciąż najwyraźniej utrzymywały ten sam dystans, mimo wysiłków żakowi nie udało się go zwiększyć. A to one znały las, nie on, a ich ryki mogły przecież zwabić kolejnych.

Dla niektórych nie ma nic trudniejszego niż czekanie, jednak w fachu Johanna trzeba było nieraz uzbroić się w cierpliwość, czekając na przykład na to, by zbyt gorliwy patrol znudził się wreszcie czekaniem i poszedł sobie w inną stronę. Teraz także Johann nie mógł zrobić nic innego, jak tylko czekać cierpliwie na okazję. I opłaciło się, o czym świadczył kolejny bełt wbity w ciało zwierzoczłeka. Ale podchodzenie bliżej było bez sensu. Po raz kolejny przeklinając w duchu brak miecza Johann zaczął ładować kuszę. Może znów się uda.
Julian dostał nauczkę. Bardzo bolesną, ale dzięki temu łatwiejszą do zapamiętania. Bestia była nie tylko silna, ale i niesamowicie szybka. Swoją brawurę niemal przypłacił życiem, był tego aż nadto świadomy. Wystarczyło, że stałby kilka cali bliżej i już by zdawał sprawę ze swego życia Morrowi.
Wstał najszybciej jak mógł i uniósł miecz. Zaaferowany walką nawet nie czuł zbyt mocno bólu. Rana przypomni o sobie po wszystkim. Machnął mieczem bardziej dla sprowokowania potwora, niż po to by mu zadać ranę. Cały spięty czekał na przyjęcie ciosu.
Ygritte krzyknęła cicho, gdy wielki potwór trafił Juliana. Czuła jak mimo deszczu, jej dłoń poci się na rękojeści miecza. Znała podstawy walki, ale atakować taką bestię?! Nie mogła dłużej czekać. Zaczerpnęła głęboko powietrza i uniosła broń, z wrzaskiem dla dodania sobie odwagi, rzucając się na wroga od tyłu. Nie próbowała ciąć, widziała już jak ciężko przebić skórę bestigora, zamiast tego całą siłę skierowała w pchnięcie sztychem w miejsce, które uznała za najsłabsze po krótkiej, choć wnikliwej obserwacji.

~ Jasny gwint…jasna cholera…w pytę~ – Albrecht mimo iż próbował przyśpieszyć i zwiększyć dystans, nie był w stanie tego zrobić. Wiedział, że powoli zacznie opadać z sił. Bał się, że pewnie zwierzoludzie będą miały znacznie lepszą kondycję niż studenciak. Uciekanie przed siebie było bezcelowe i na dłuższą metę zgubne. W pewnym momencie wpadł w mniejsze, gęściejsze drzewa. Tu nagle, gwałtownie zmienił kierunek biegu o dziewięćdziesiąt stopni. Miał nadzieje, że bestie będące w pełnym biegu nie zauważą tego manewru i zdoła wywalczyć parę sekund. Przyspieszył jeszcze raz, teraz czuł, że to jest jego szansa. Ma za mało czasu by wykombinować jakąś pułapkę, wpierw musi stracić ich z pola widzenia. W tym momencie biegł już tak, że zbliżał się do grupy, nie biegł prosto w nich, ale przynajmniej się nie oddalał dalej.

Julian poderwał się z ziemi, machając krótkim, zardzewiałym mieczem bardziej dla zachowania pozorów, niż z faktycznej chęci i możliwości ataku na ryczącego potwora, który mimo, że się chwiał, to znów zaczął zbliżać się do żołnierza, unosząc wielki, dwuręczny topór. Całe jednak szczęście, że bestia była zwyczajnie głupia, bowiem w swym szaleństwie i chęci dorwania tego, co zranił ją bezpośrednio, zignorowała innych. Johann mógł tylko patrzeć, gdy najpierw do Izki doskakuje Ygritte, wbijając miecz w ciało bestigora, a chwilę potem Allard ze swoim brzozowym kosturem trafia tamtego w czaszkę. Te kolejne rany przeważyły, bowiem Wściekłozębny zdobył się na jeszcze jeden szaleńczy atak na Aust-Agdera, który uskakując w bok czuł, jak topór zahacza tylko o jego ubranie, a potem wielki bestigor zwalił się na ziemię, dogorywając.
Było to jak sygnał. Gromy zaczęły tłuc w ziemię z jeszcze większą częstotliwością, oślepiając i ogłuszając, ale na szczęście nie trafiając nikogo konkretnego - chociaż kilka z nich uderzyło także w kamień stojący na środku polany. Ci zwierzoludzie, którzy próbowali się jeszcze przebić przez magiczną barierę, teraz zawyli i rzucili się do ucieczki w stronę lasu, znikając pomiędzy drzewami. Te zaś, które goniły Albrechta, nagle stanęły i również zawyły, inaczej niż wcześniej, niemal żałobnie. Na szczęście żak nie słyszał tego prawie w ogóle, zziajany wpadając na polanę razem z wychodzącym na nią z drugiej strony Śmiertelnym Źrebięciem.
- To ich kamień. Zatrzymam tak wielu, jak zdołam, ale nawet będąc ich wodzem, nie mogę zabronić wszystkim zemsty! Bierzcie kamień błyskawic i uciekajcie!
Burza lekko osłabła, pioruny nie uderzały już tak często w kamień, wciąż przywiązany kilkoma solidnymi linami. Jak na razie, wszyscy prócz Juliana wyszli z tego bez szwanku, ale co będzie dalej? Przecież na razie walczyli tylko z jednym zaskoczonym zwierzoludziem! Śmiertelne Źrebię wchodził już pomiędzy drzewa. Aust-Agder, gdy poziom adrenaliny nieco się zmniejszył, poczuł paskudny ból barku i szczęki. Allard podszedł do niego, sprawdzając jego stan.
- Nie jest tak źle. Gdybym miał kilka chwil, mógłbym nieco zmniejszyć twój ból.
Pytanie czy mieli jeszcze kilka chwil. Kamień należało uwolnić z lin, załadować na wózek... i znaleźć sposób, aby uciec z tego lasu w całości.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 04-02-2012 o 17:38.
Sekal jest offline