Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2012, 20:36   #39
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Wtorek, 29.10.1991 r. Godzina 8:02

Grzegorz wracał porannym autobusem do domu skacowany, przemarznięty i z obolałą stopą. Na szczęście Gawron z pijackim uśmiechem na ustach zgodził się go przenocować. Gosia nie powinna się dowiedzieć o jego znajomości z Andrzejem, cała sprawa z tajemniczym listem wystarczająco ją wystraszyła. Dzisiejsza zmiana na zmywaku będzie ciężka, były jednak dwa pozytywy- Cerbera nie będzie w pracy, no i wody będzie miał pod dostatkiem.
Po powrocie schował garnitur do szafy i poczłapał do kuchni, zrobić sobie ciepłej herbaty. Miał jeszcze dwie godziny, żeby doprowadzić się do stanu używalności.

- Halo?
- Cześć siostra.
- Grzesiek? No proszę, nie spodziewałam się telefonu od Ciebie. Coś się stało, czy przypomniałeś sobie o starej, zrzędliwej siostrze?
- Zdecydowanie to drugie. Chociaż nie, to pierwsze. Słuchaj, mam prośbę.
- Ale masz zachrypnięty głos.
- Wczorajszy. Nieważne. Ostatnio mówiłaś, że ktoś z redakcji będzie chciał ze mną rozmawiać o Czubku.
- I to niedługo.
- A nie mogłabyś czegoś napisać?
- Jak to?
- Też trochę znałaś Andrzeja, racja? Opisz sama ten wywiad ze mną. Napisz, że był dobrym kumplem, zawsze wesoły i towarzyski. No wiesz, napisz to, co mówi o nim większość osób. Przecież nikt nie będzie teraz wyciągał na jaw jakichś brudów.
- A jest co wyciągać?
- Aga…
- Wybacz, zboczenie zawodowe. No nie wiem, Grzesiu, nie wiem. Może po prostu powiedz mi teraz, co o nim sądzisz, jaki był, kiedy ostatni raz go widziałeś, wiesz, takie rzeczy. Będziesz miał z głowy.
- Kurna, siostra, chodzi o to, że właśnie nie chcę o tym rozmawiać. Proszę Cię o przysługę, bo nie mam zamiaru z nikim o tym rozmawiać.
- No dobra, spokojnie już. Napiszę kilka ogólnych uwag. Znałeś go, myślałam więc, że możesz chcieć dodać coś konkretnego, jak na przykład…
- Siostra, nie przeginaj.
- No dobra, koniec tematu. Gosia wyjeżdża na święta?
- No niestety.
- To co, rozumiem, że idziesz z nami na groby, jak co roku?
- No wypadałoby.
- Słucham?
- Pójdę, oczywiście, że pójdę.
- I na obiad też zajdziesz?
- Nie ma mowy. Wspólny obiad z rodzicami tylko w wigilię, i to też nie obiad, tylko kolacja.
- I Wielkanoc.
- Po ostatnich świętach? Muszę się zastanowić.
- To co, jak zwykle przyjdziemy po Ciebie około jedenastej trzydzieści?
- Jak zwykle.
- Zajmiemy się zniczami i kwiatami, jak…
- Jak zwykle, rozumiem. Sprawdzony schemat.
- Właśnie.
- A tak poza tym, co u Ciebie słychać, siostra?
- Och! Nie uwierzysz, znowu spotkałam tego przystojnego bruneta, o którym Ci tyle opowiadałam w poprzednim tygodniu!
- To chyba Gosi opowiadałaś…
- Tak? A może i tak. No to słuchaj, byłam w tamtym tygodniu na zakupach w obuwniczym i…


***

Czwartek, 31.10.1991 r. Godzina 22:22


Czuć się obco we własnym domu? Jedno z najdziwniejszych i najbardziej nieprzyjemnych uczuć, jakie może napaść człowieka. Po wejściu do mieszkania nastąpiła chwila dezorientacji i paniki. Nieobecność Gosi była wręcz namacalna. I nie chodzi tu o samą ciszę królującą w mieszkaniu, to było coś więcej, coś bardziej mentalnego i związanego mocno z więziami łączącymi parę. Wszystko przeszło, gdy tylko zerknął na kalendarz i przypomniał sobie o jutrzejszym święcie oraz wyjeździe ukochanej. Wszystko, oprócz samotności. Był typem człowieka, który potrzebuje kogoś bliskiego, a że był też facetem, tymi bliskimi osobami zawsze były kobiety. Może miesiąc temu kilkudniowa nieobecność Gosi nie przytłoczyłaby go, ale teraz, po śmierci Czubka i po wszelkich wariactwach z nią związanych, potrzebował wsparcia, nie chciał zostać w mieszkaniu sam.

Wstawił na gaz garczek z pomidorową, którą przygotowała mu Gosia przed wyjazdem, i usiadł na taborecie w kuchni, patrząc się tępo w tykający zegar naścienny.
Była 22:30, kiedy ktoś zaczął się dobijać do drzwi. Pierwsze skojarzenie- milicja. Szybko jednak poprawił się w myślach- po pierwsze, policja, a po drugie, już nie robią rutynowych nalotów na domniemanych wrogów socjalizmu. W tym miejscu mimowolnie stanęła mu przed oczami oszpecona twarz Gutkowskiego, ale tylko na moment. Poza tym, nikt go nie wołał, nikt nic nie krzyczał. Tylko walenie, coraz to bardziej uporczywe. Jakiś znajomy, który po pijaku stracił wyczucie? Szybsze bicie serca i dreszcze przechodzące po kręgosłupie świadczyły o innych przypuszczeniach Wichrowskiego. Czyżby adresat anonimowego listu zamierzał spełnić niewypowiedzianą groźbę? Zaraz wejdzie tu razem z futryną drzwi i.. I co potem? Tak huk na pewno obudził połowę kamienicy, ktoś pewnie wezwie nawet policję, ktoś wyjdzie na korytarz popatrzeć, co się dzieje, żeby mieć o czym plotkować… „Takie najście nie miało sensu, Grzesiek, wstawaj i zobacz kto to” namawiał zdrowy rozsądek na spółkę z resztkami odwagi. A może to odwaga byłą w przewadze? Niezależnie od proporcji, mężczyzna posłuchał się tajemniczego głosu i podszedł wolnym krokiem do drzwi. Gdy walenie ustało, oparł się delikatnie o drzwi i przyłożył oko do judasza, zobaczył jednak tylko zarys balustrady w ciemności i drzwi naprzeciwko. Oddalił głowę i zaczął się zastanawiać, kto z okolicznych mieszkańców mógłby czerpać przyjemność z budzenia i straszenia ludzi w ten sposób, gdy nadeszły kolejne uderzenia, od których aż drzwi zadrżały. Grzesiek odskoczył i cofał się w panice, dopóki nie natrafił plecami na ścianę. Oddychał szybko i łapczywie, starał się jednak nie zdradzić swojej obecności krzykiem. Uważał też na stojący obok stolik z wazonem, którego o mało co nie przewrócił wpadając na ścianę. Trzy uderzenia, i cisza. Cisza, która trwała dobre dwie minuty, zanim Grzesiek odważył się ruszyć spod ściany. Wyjrzał przez judasza- nikogo. Zebrał się w sobie i powoli otworzył drzwi. Wychylił głowę na korytarz i rozejrzał się. Nie było żadnych śladów obecności kogokolwiek, poza znakiem wymalowanym na drzwiach, który to muzyk zobaczył gdy już miał je zamknąć. Serce nadal waliło jak oszalałe, a do głowy przychodziły mu coraz to bardziej makabrycznie scenariusze. Zamknął drzwi i drżąc, oparł się o nie.

Co się z nim dzieje? Ktoś chce go nastraszyć, a może ostrzec? I czy to była krew? Jeśli tak, to czyja?
A może to wszystko zwidy, ze zmęczenia. Tak, na pewno. Tego znaku tam nie ma. Tego znaku tam nie ma. Tego znaku tam nie ma…

Wichrowicz otworzył drzwi zdecydowanym ruchem, i stracił cały zapał. Znak tam był, tak samo wyraźny i tajemniczy. Nie wariuje, to się dzieje naprawdę. Ktoś go nachodzi i szantażuje. Jedyne rozwiązanie- policja.
Mając nadzieję, że to głupi wybryk przysunął nos do amatorskiego malowidła i z desperacją starał się wyczuć woń farby, niestety, bez rezultatu.

Grzesiek zamknął drzwi na cztery spusty i zadzwonił na komendę. Zgłosił akt wandalizmu zaznaczając, że „do namalowania symbolu wyglądającego na okultystyczny posłużono się prawdopodobnie krwią”, co zmotywowało funkcjonariuszy i już po ośmiu minutach byli u niego z odpowiednim sprzętem.
Podczas gdy technik pobierał próbki rzekomej krwi i zdejmował nieopatrznie pozostawiony przez wandala odcisk palca, dwóch mundurowych przepytywało roztrzęsionego lokatora. Grzesiek chciał to mieć jak najszybciej za sobą, odpowiadał więc tak precyzyjnie, jak tylko mógł.

Po pół godzinie został sam w mieszkaniu. Policjanci zobligowali się powiadamiać go na bieżąco o przebiegu postępowania, nie liczył jednak na wiele z ich strony. Może jeśli pójdzie tam osobiście i się tym zainteresuje coś mu powiedzą, ale z własnej woli? Aż tak się policja od milicji nie różni, nie ma mowy.

Zupa zdołała się dwa razy zagotować, smak nie był już taki, jak powinien. A może to przez stres jego kubki smakowe powariowały?
To wszystko zaczynało przerastać nerwy chłopaka. To już była napaść, niemalże fizyczny kontakt z napastnikiem. Na to nie był przygotowany. Położył się spać wcześniej niż zwykle, bo przed 23, jednak sen przyszedł dopiero po trzeciej. Samotność, stres… Dobrze że w ogóle zasnął.

***

Piątek, 01.11.1991r. Godzina 8:04

Grzesiek zwlókł się z łóżka. Przespał się kilka godzin, był jednak jeszcze bardziej zmęczony, niż wieczorem, a dłużej spać nie mógł. Doszedł do wniosku, że na nogi może go postawić tylko jajecznica na boczku, z cebulką, czosnkiem i czarna, mocna kawa. Niestety, nie było boczku, skroił więc kiełbasę wiejską, a i z kaw została tylko zbożowa…
Jeśli cały dzień będzie tak udany jak poranek, to będzie to jeden z gorszych dni (które swoją drogą, zdarzały się ostatnio coraz częściej).
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline