Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2012, 22:10   #57
Famir
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
W pozyskiwaniu nowych sojuszników nie widział nic złego, ale teraz musiał przede wszystkim zachować zdrowy rozsądek oraz ostrożność. Dlatego od razu zdystansował się względem jej nadmiernej uprzejmości i podstępnych wdzięków. Wyciągnął też istotne wnioski na temat otoczenia, a także postaci przyjmującej go ‘gospodyni’ - z tym pozłacanym, uciążliwym kawałem żelastwa na twarzy, raczej nie mogła napić się herbaty (albo trucizny) wypełniającej zastawę. Nieodgadniony trunek wciąż był bardzo gorący. Uwalniał obłoczki pary, a założenie i poprawne umocowanie na głowie czegoś takiego, jak ta maska, zajmowało przynajmniej kilka dobrych minut. Niewiasta, w przeciwieństwie do mięsnego potwora spotkanego wcześniej, nie miała wygodnie ulokowanych na boku zaczepów. Strych magazynu był też podejrzanie pusty.
- Kurogane-san, pragnę przeprosić, ale mimo wielkiej chęci, nie mogę zdradzić panu swojego prawdziwego imienia. Moja organizacja nadała mi miano Pani Dziewięciu Cynobrowych Sieci. Na potrzeby naszej konwersacji, będzie to niestety musiało wystarczyć.
Dała do zrozumienia, że choć ma (obecnie) ciepłe i uczynne nastawienie, traktuje siebie i Herbalistę poważnie. Nie chciała silić się na udawanie naiwnej trzpiotki, która zapomina nawet o poprawnej etykiecie i przedstawieniu samej siebie. Była ponad to. A i jego ceniła wyżej. Z drugiej strony, rzucony tytuł był przydługi, nieporęczny w rozmowie oraz pozostawał dla niego całkowicie obcy. Nigdy nie słyszał aby ktoś wpływowy, czy znaczący się nim posługiwał. Albo więc zmyśliła go na prędce, albo jej grupa była abusrdalnie skuteczna i zakonspirowana.

- Tak, to pechowy rozwój sytuacji. Bardzo mnie zasmucił. Najwyraźniej jeden z wpływowych popleczników Daimyo przypomniał sobie pańską tożsamość i zarządził dziką pogoń. Ale bez obawy, za kilka dni wszystko powinno wrócić do normy. Może odrobinę herbaty?
Uprzejmie i taktownie, choć nieco niezgodnie z ogólnie przyjętym obyczajem, wskazała mu imbryk sugerując, że jeśli tylko ma ochotę na napitek, w żadnym razie nie musi się krępować. Duet trawiastych oczu taksował uważnie schorowanego mężczyznę, wciąż zawierając w sobie chaotycznie wirujące iskierki zaciekawienia. Jego historią i motywacjami. Choć próbowała raz po raz, nie mogła skutecznie pochwycić tego, co nim kierowało. Co skłoniło go do przybycia.


- Z miłą chęcią - odparł, po czym wypił łyk wywaru. Gdyby chcieli go zabić, już dawno by to zrobili. Dla pewności jednak, zaczął badać od razu własne ciało pod kątem wszelakich możliwych toksyn korzystając z Wushu. Strzeżonego bogowie strzegą. Podstawy jego sztuki medycznej nie wykazały żadnego zagrożenia, czy zmian zachodzących w organizmie.
- Mam nadzieję, że nie obrazi się pani, jeśli przejdę od razu do interesów?
Jego wyraz twarzy stał się chłodny i obojętny. To była twarz człowieka potrafiącego kalkulować przy użyciu zimnej, bezemocjonalnej logiki. Facjata osoby, która traktuje wszystko i wszystkich przedmiotowo - niczym narzędzia służące do wykonania bliżej niekreślonego celu.
- Oczywiście, możemy. Ale najpierw spokojnie się rozsiądźmy.
Z tonem i barwą głosu, które sugerowały uśmiech, ‘żelazna dama’ powróciła na zajmowane dotąd miejsce, nie tracąc ani grama swojego promiennego nastawienia. Zamknęła oczy, wzięła głęboki oddech. A umieszczając łokcie w wygodnej pozycji na kolanach dodała jeszcze:
- W czym więc mogę służyć swoją pomocą? Mój sojusznik nie powiedział za wiele odnośnie tego, co pana tutaj sprowadza. Napomknął jedynie o zainteresowaniu pewnym Wushu.

Iori pozwolił sobie na cień uśmiechu.
- Zgadza się. W czasie podróży, razem z moimi towarzyszami natrafiliśmy na pewną karawanę, a raczej to co z niej zostało. “Bandyci” zabili wszystkich z wyjątkiem jednej kobiety. Chcieliśmy jej pomóc i jakże wielkie było nasze zdziwienie gdy dziewczyna nagle wybuchła, zabijając przy tym jednego z moich kompanów. Kierowany naukową ciekawością, chciałbym poznać to Wushu, a przynajmniej zasadę jego działania. Możliwość takiej nienaturalnej ingerencji w chi istoty żywej jest... fascynująca. - to był co prawda tylko jeden z powodów dla których tu trafił, ale na wszystko istniał czas i miejsce. Był niezwykle ciekaw czy pozna w końcu jakiś fakt, czy otrzyma politycznie poprawną odpowiedź wymijającą. Trawiła go ciekawość, czy kobieta zdoła go zaskoczyć. Tymczasem, najwyraźniej to on zaskoczył ją. W miarę jak mówił, jej oczy okazywały coraz więcej zdziwienia. Natychmiast jednak zmrużyła je czujnie, nie chcąc okazać pełni swojego zaskoczenia. Układ brwi sugerował, że jest na samym krańcu odkrycia jakiegoś brakującego faktu, zniwelowania niespójności, którą uraczył ją Iori. Jej głowa drgnęła, ostry, zakrzywiony paznokieć odlany z metalu puknął z echem w lewą część maski, sugerując nagłe oświecenie. Zaśmiała się, chociaż tylko ona pojęła zagmatwany żart.
- Och, w takim razie mam wieści, które chyba pana rozczarują. To... ‘Wushu’ wcale nie jest jakąś oryginalną, zapomnianą techniką przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Pamiętam raport z tamtej misji i wiem, że na tej niefortunnej młódce użyto po prostu wybuchowej notki oraz kilku sprawnie rozlokowanych nici. Jeśli wolno mi zaproponować swoją teorię. Być może Chi zawarte w papierze weszło w reakcję z jej krwią, co wywołało niewłaściwą diagnozę?


Kurogane zaśmiał się lekko, przyjacielsko, jakby przed chwilą usłyszał dobry żart. Faktycznie prawda - mimo, że rozczarowująca - bawiła go na swój własny sposób.
- Faktycznie. Z początku myślałem, że jej ciało trawi trucizna. Kto by się spodziewał, że będzie to po prostu robota członka klanu Asaito. W takim razie, technika mimo nieskomplikowania, okazała się nad wyraz skuteczna, jak moja towarzyszka miała okazję się niestety przekonać na własnej skórze. Cieszę się, że udało mi się w końcu ustalić źródło tej anomalii w chi. Dziękuję za wyjaśnienie. - więc w mieście działał klan Ukrytych Nici Przeznaczenia. Jego rozmówczyni bez dwóch zdań do nich należała. Wielkolud spotkany wcześniej raczej nie, choć mógł być równie dobrze najętym roninem. Tak czy inaczej, Herbalista nabierał coraz silniejszego przekonania, że ta organizacja działa przy samym pałacu. Najciemniej pod latarnią, jak to mówią. Postanowił poczekać i pozwolić Pani Sieci przekierować rozmowę na inne tory.
- To naprawdę smutna ironia losu, że osoba potrafiąca zmienić swe ciało w stal i bez wzruszenia znosić ciosy najdoskonalszych ostrzy, została pozbawiona życia czymś tak błahym jak tamta eksplozja. Hagane Aki nigdy nie była naszym celem. Ale, jak mówią, smutek jednych czasami sprowadza szczęście na innych. Ktoś bardzo ucieszył się z jej śmierci...
‘... a my potrafiliśmy to wykorzystać’ zostało pozostawione w domyśle. Pewne prawdy łatwiej przełknąć kiedy nie wypowiada się ich na głos. Jadeit jej spojrzenia padł na pękniętą szybę.
- Grupa zapewne ciężko zniosła jej niespodziewane... odejście?

Iori zaklął w myślach. Ta kurwa miała dostęp do informacji które... mogła uzyskać tylko od szpiegów z ukrytej wioski. Czuł, że z każdą chwilą traci grunt pod nogami i przez chwilę zastanawiał się czy nie spróbować jej teraz zaatakować. Niemniej pomysł został porzucony równie szybko co pomyślany. Takie rozwiązanie nie wchodziło w grę.
- Wręcz przeciwnie. Shinobi na szczęście mają tendencję do zdrowego pragmatyzmu. Pozwolisz pani, że spytam wprost. Skoro wiesz kim są moi towarzysze, wiesz też zapewne po co tu przybyliśmy. Muszę więc spytać, czy wiesz coś na temat celu naszej misji i czego chciałabyś ode mnie za podzielenie się tymi “ewentualnymi” informacjami? - może ta paniusia nie wiedziała wszystkiego, ale napewno miała lepsze zaplecze niż jego grupa. Ioriemu zaś zależało na odnalezieniu dziewczynki przed “towarzyszami broni”.
 
__________________
"The good people sleep much better at night than the bad people. Of course, the bad people enjoy the waking hours much more."
-Woody Allen
Famir jest offline