Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2012, 23:11   #152
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Wojowniczka czuła, jak krew powoli odpływa jej z twarzy. Jan nie żył. Nie było wątpliwości. Zeskakując z wozu, widziała to we wzroku klęczącej przy nim Erlene. Samkha nie potrafiła w to jeszcze uwierzyć. Nie potrafiła pojąć, jak to w ogóle było możliwe. Tak, zakładała taką możliwość już wtedy, w chwili, kiedy usłyszała echo wystrzałów. Byli wtedy zbyt daleko, by cokolwiek zdziałać. Mogli zdać się jedynie na los i wolę bogów. Tak naprawdę nie wierzyła jednak, że Janek mógłby nie przeżyć. A teraz...

Kolana same ugięły się pod nią, gdy stanęła nad jego martwym ciałem. To wszystko wydało się jej tak potwornie znajome. Hirvio, huk wystrzałów, martwy wojownik z innego świata. Śniła o tym i teraz tamten sen stanął jak żywy przed jej oczyma. Czy dziś, tak samo jak w owym śnie wzywał jej pomocy? Czy w chwili śmierci winił ją za to, że opuściła go, kiedy jej potrzebował? Nie mogła oderwać wzroku od bladej twarzy, na której zastygł wyraz dziwnego spokoju. Słyszała nad sobą głos Erlene. Przepełniony złością, bólem, wyrzutem. Czego ona od niej chciała? Przecież wyruszając na poszukiwanie porwanych nie wzbraniała jej udać się z sobą. Podjęła takie samo ryzyko, jak Erlene. Uparta, pewna siebie Erlene. Była niemal pewna, że Jan pozostał u boku młodej Wiedźmy wyłącznie dla jej bezpieczeństwa. I oddał życie za swoją decyzję. Być może tylko dlatego Erlene wciąż jeszcze żyła.
Pochyliła się nad Janem. Powstrzymując łzy, złożyła na jego chłodnym czole delikatny pocałunek. Nie potrafiła sprawić, by znów jego serce mogło bić. Nie potrafiła przywrócić mu życia. Od tej chwili należał tylko do bogów. Winna mu była życie. To prawda. Teraz nawet w dwójnasób. Jednak już nie zdoła mu się odpłacić. Chyba tylko pamięcią i wiernością zasadom, które i on uznawał. Podniosła się i z kamiennym wyrazem twarzy powiodła wzrokiem po rozrzuconych wokół ciałach Dzikich.
- To nie ja go zabiłam, Noituus - powiedziała cicho, odwracając spojrzenie od pobojowiska i przenosząc je na Erlene.

Cokolwiek by nie powiedziała, nie miało to żadnego znaczenia. I tak widać było, że Erlene wiedziała swoje i nie ma zamiaru tego punktu widzenia zmienić bez względu na jakiekolwiek argumenty. A że mówienie do kogoś takiego było niczym rzucanie grochu o ścianę, Samkha wolała przeznaczyć ten czas na coś pożytecznego. Chociaż wiedziała, aż nazbyt dobrze, że wspólne z Chrisem badanie śladów najpewniej stanowić będzie, w oczach Erlene, kolejny powód do bezmyślnych oskarżeń i bezpodstawnych pretensji. Była niemal pewna, że niechęć Młodej Wiedźmy i do niej, i do Utlandsk jedynie wzrośnie. Póki nie ochłonie i nie otrząśnie się z … bólu.

Jak sądziła Samkha, teraz Erlene myślała zupełnie nieracjonalnie, przesiewając wszelkie wnioski poprzez poczucie straty, żal, może nawet świadomość własnej winy. Widziała wokół siebie tylko wrogów. Cóż w tym dziwnego? Musiała przez te wszystkie lata u Noituus zdziczeć trochę i odwyknąć od ludzkich odruchów. Niczego nie rozumiała? Nie potrafiła nawet współczuć tym nieszczęsnym dziewczętom? Nic dla niej nie znaczyły? Samkha była rozczarowana. Tak nie powinna zachowywać się następczyni Noituus. Zimna i pusta. Jednakowoż wojowniczka nie miała zamiaru uwłaczać jej ani myślą, ani tym bardziej słowem. Życie nauczyło ją cierpliwości i to życie pokaże ile warte były wszelkie ich domysły, doświadczenia i postępki.


Mieli teraz ważniejsze sprawy niż zabieganie o względy rozżalonej, rozwścieczonej na cały świat, acz w dalszym ciągu “czcigodnej” następczyni Noituus. Gdyby to była jakakolwiek inna dziewczyna Samkha poradziłaby sobie z nią w bardzo prosty sposób. Tym razem jednak musiała zagryźć zęby i milczeć. Co nie znaczyło, że zamierza podporządkować się jej słowom. Słowa zawsze i wszędzie pozostaną jedynie słowami, lecz tylko konkretne działanie może przynieść pożądany skutek. Kiedy więc komentarze na temat sposobu postępowania Chrisa z ciałem Jana ostatecznie przelały czarę goryczy, Samkha porzuciła wcześniejsze swoje wątpliwości.

- Jak mogę ci pomóc Przybyszu? - zapytała przyklękając na skraju pokaźnego już dołu kopanego w milczeniu przez Chrisa. Nie była pewna czy powinna uczestniczyć w pochówku Jana. Nie tylko ze względu na jego rodzaj. Być może popełniała jakieś świętokradztwo. Może w kraju Utlandsk kobieta nie powinna proponować swojej pomocy w ceremonii, nie chciała jednak, by Chris sądził, iż podziela poglądy Erlene na ich zwyczaje. Nie czuła się powołana do osądzania ich. Nie chciała też, by pomyślał, że gardzi nim podobnie do Wiedźmy i odsuwa się od niego. Nie, żadną miarą nie chciała by tak uważał.
Chris w pierwszej chwili nie zrozumiał, do kogo skierowane są te słowa. Od dawna Samkha tak do niego się nie zwracała. Była na niego o coś zła?
Skinął głową.
- Możesz mi pomóc złożyć go w grobie - powiedział. - A potem wystarczy, że postoisz chwilę i pomyślisz o jego zaletach i dobrych uczynkach. Nie mamy skalda, by opowiedział o jego życiu i czynach.
- Znałam go zaledwie kilka dni, a jednak wydaje mi się, że jego życie godne byłoby długiej pieśni - powiedziała cicho.
- Był dobrym człowiekiem - odparł z przekonaniem Chris. Może nie do końca był tego pewien, ale... - I zginął jak mężczyzna, w dobrej sprawie, a to najważniejsze.
- Nie musiał - szepnęła. - I tego nigdy sobie nie wybaczę. - Coś ściskało ją za gardło i sprawiało, że łzy napływały do oczu chociaż starała się nad nimi panować. - Ale nie mogłam postąpić inaczej.
Spojrzenie Chrisa stwardniało.
- Każdy człowiek ma przed sobą liczne wybory - powiedział. - Ty dokonałaś słusznego wyboru. Nie można było zostawić tych dziewczyn. Jan też zrobił to, co do niego należało. Nie można było zostawić Erlene samej.
Wniosek nasuwał się prosty, przynajmniej dla Chrisa. Ciekawe tylko, czy Samkha dojdzie do tego samego wniosku.
Opuściła wzrok i przymknąwszy powieki, skinęła głową. - Dziękuję - odpowiedziała, wstając szybko. - Jeśli nie chcemy, żeby zwierzęta wykopały ciało, musimy je czymś zabezpieczyć - zmieniła temat.

Do zmroku pozostało jeszcze wiele czasu, pogrzebawszy więc ciało towarzysza i dopełniwszy zwyczajów Obcych, wyruszyli czym prędzej w dalszą drogę. Chyba wszyscy jak najszybciej chcieli oddalić się z tego miejsca. Może z wyjątkiem Erlene, która ostatnia dołączyła do grupy, ociągając się z odjazdem. Podróż mijała spokojnie. Samkha od czasu do czasu dostrzegała szary cień przemykający knieją. Ledwo wyczuwalne towarzystwo Varjo dodawało jej otuchy i uspokajało. Liczyła, że ostrzegłby ją, gdyby wyczuł jakieś niebezpieczeństwo. Zatrzymali się na postój, gdy zaczęło zmierzchać. Wszyscy potrzebowali odpoczynku i posiłku. Poza tym, skoro Noituus nie chciała zniżyć się do pomocy pokrzywdzonym dziewczętom, to Samkha musiała się nimi zająć. W końcu nie mógł tego zrobić Chris.

~ * ~

Ostrzegło ją krótkie warknięcie. Sięgnęła po łuk zanim dobiegł ich tętent końskich kopyt. Kiedy zwróciła się ku źródłu niepokojącego dźwięku, Chris już trzymał w pogotowiu wymierzoną w ciemność broń. Vario węsząc intensywnie, wkroczył w krąg blasku ogniska. Ogon wilka po kilkakroć machnął uspokajająco. Chwyciła lufę karabinu Chrisa, łagodnie kierując ją ku ziemi. Zanim oddział konnych zbliżył się na tyle, by mogła rozpoznać nadjeżdżających, wilk wycofał się z powrotem poza zasięg światła. Kamień spadł z serca Samkhy. Jednym z nadjeżdżających wojów był Wulfgar.
Nie trzeba było wielu słów. Oddział, powołany do ścigania Hirvio i odbicia branek, spełnił swoje zadanie. Znajdowali się tak blisko grodu, iż nie warto było pozostawać w dopiero co założonym obozie, skoro mogli jechać pod dobrą eskortą. Zanim nastał świt ujrzeli bramy królewskiego grodu.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 05-02-2012 o 23:29.
Lilith jest offline