Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2012, 11:20   #58
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Jej oczy z powrotem padły na stratega, a on poczuł się jak więzień pod gilotyną.
- Kurogane-san, najpierw chciałabym zadać Ci pytanie. Dlaczego chcesz znaleźć małą Mayę? Jak sam przed momentem stwierdziłeś, Ciebie i innych z Twojej grupy cechuje pragmatyzm. Nie ckliwe rozczulanie się nad tragedią zbałamuconego alkoholem szlachcica. Który, ujmując sprawę dość grzecznie, nie ma zbyt dużych wpływów. Ani szans aby je odzyskać. Jeśli moja ciekawość uderza zbyt mocno w Twoją prywatność, nie odpowiadaj. Zrozumiem...
Wzdech. Urwała, ze sztucznym żalem i drżeniem tonacji, co z powodu przywdzianej ozdoby zabrzmiało bardziej jak ponura przepowiednia niż przejaw szczerego smutku. Jak zapewne miało. Ona ‘zrozumie’, a on straci jakiekolwiek szanse na wyciągnięcie z niej czegokolwiek więcej. Ninja był między młotem a kowadłem, bo osoba pokroju Cynobrowej Pani, która żywi się kłamstwem jak moralny pasożyt, potrafi je zapewne równie łatwo wyczuć.

- To żadna tajemnica. Jak sam mówiłem, cechuje mnie pragmatyzm. Jestem świadom, że nasz pracodawca nie ma żadnych realnych wpływów, niemniej jednak jego osoba jest znana... gdyby jego dziecku przytrafiła się tragedia, gdyby znaleziono jej ciało zmasakrowane w charakterystyczny sposób... wieść szybko rozeszłaby się po miejscowej szlachcie, wzbudzając tym samym negatywne emocje względem shinobi. W najgorszym wypadku byłby to wzrost niechęci społecznej. W najlepszym wrogość i strach o losy własnych pociech.
Iori, co prawda nie wprost, ale właśnie przyznał się do tego, że zamierza znaleźć dziewczynkę i ją zamordować, w taki sposób by jej śmierć dość jednoznacznie wskazywała na shinobi. Jakiekolwiek były cele tego człowieka w żadnym razie nie zaliczały się do nich pokój między ninja a cesarstwem. Palce kobiety splotły się i skrzyżowały mniej-więcej na wysokości połowy torsu. Spojrzenie nie wyrażało absolutnie nic, dolnej części twarzy nie dało się odczytać z powodów oczywistych, a Kurogane miał dziwne wrażenie, że temperatura w pomieszczeniu nagle spadła o kilkanaście stopni, zamieniając przyjemne ciepło w oziębłość.
- Wobec tego, pokładam swoje nadzieje w tym, że reszta pańskiej drużyny zdoła odnaleźć ją całą i zdrową. Scenariusz tego typu, mocno wypaczyłby świat. Na niekorzyść nas wszystkich.

- To akurat pani zdanie, choć jestem w stanie całkowicie zrozumieć argumenty warunkujące taką, a nie inną postawę. Obawiam się niestety, że jeśli już na tym etapie wychodzą... znaczące różnice światopoglądowe, to szanse na jakąkolwiek dalszą współpracę są raczej znikome.
Nie wszyscy shinobi chcieli pokojowego rozwiązania. Kurogane szczerze wierzył, że gdyby ninja się zjednoczyli, byliby wstanie wygrać tę wojnę. To był jednak odległy cel i musiał stawiać małe kroczki. Podróżując od regionu do regionu, siejąc chaos i zniszczenie w Cestartwie w ramach swoich skromnych możliwości. Był zaintrygowany, jak zareaguje kobieta. Wyjdzie z jakąś propozycją, zgodzi się i pozwoli mu odejść, czy też zginie próbując go powstrzymać? Shinobi był nad wyraz ciekawy dalszego przebiegu tej rozmowy. Serce zaczęło szybciej bić, pompując adrenalinę. Zabawne, jak destrukcyjną moc mają słowa. Nie tną ostro jak miecz, nie pozbawiają życia w ułamku sekundy. Ale dobrze ukształtowany zlepek wyrazów ma szansę posłać na śmierć tysiące ludzi, a ich żony uczynić głodującymi wdowami. Przy tak poważnych konsekwencjach, natychmiastowe i nieodwracalne zniszczenie dobrego pierwszego wrażenia, co właśnie uczynił Iori, zdawało się być czymś banalnym, całkowicie trywialnym. Choć oczywiście, poważnie odmienił los dwójki ludzi.
- Zgadzam się. Całkowicie. Bo prowokowanie ludności cywilnej do wsparcia Cesarza i znienawidzenia ninja jest jedną z najgłupszych taktycznie decyzji, jakie słyszałam przez całe życie. Kurogane-san! Otrząśnij się, proszę. Lud to nasza linia życia! Współpracują z nami, chronią nas, liczą na wybawienie od tyranii. Jeśli podburzysz ich przeciw shinobi, wszyscy zginiemy w ułamku sekundy. Zarzucą nas czapkami i zaszczują jak psy! To co proponujesz jest nie tylko ekstremalne, ale i szalone! Pozbawione jakiejkolwiek logiki...
To była jedna z tych rzeczy, odnośnie których puszczały wszelkie granice i gra aktorska. Kiedy twój instynkt samozachowawczy bił na alarm jak zwariowany, rzadko bawiłaś się w polityczny teatrzyk. Nachyliła się nad stołem, a jej otwarte dłonie runęły na blat. Jak dwa pająki, gotowe do skoku. Usłyszał jak wydyszane powietrze dosłownie zaświszczało pomiędzy warstwami metalu.


- Proszę nie mierzyć innych swoich miarą. - odparł chłodno Iori, widząc jak dziewczyna traci panowanie nad sobą. Zdanie wypowiedział bardzo powoli, akcentując odpowiednio litery dając jej do zrozumienia, że spora ilość szacunku, którą do niej mimo wszystko żywił, zniknęła bezpowrotnie. Nawet jeśli miał przed sobą jedną z tkaczek, to Pani Sieci nie mogła stać zbyt wysoko w hierarchii. Opanowanie było jedną z cnót tego klanu. Mimowolnie poczuł się zawiedziony tym nagłym wybuchem, który nie świadczył o niczym dobrym. Nie w tym przypadku. Miał wrażenie, że stoi przed arachnidem, który zaczął zrywać własne nici.
- Shinobi są podzieleni. Taka jest prawda. W naszym społeczeństwie istnieją dziesiątki, jeśli nie setki różnych frakcji. Każda z innymi planami i celami. Walczącymi między sobą. Nasza społeczność przypomina sytuację w której zaczynamy plątać się we własne sieci. Nawet kiedy wybuchła wojna nie byliśmy wstanie się zjednoczyć. Dlaczego? Bo nie ma jeszcze prawdziwego zagrożenia. Oni czasem uderzą w nas, a my czasem w nich, ale żadna ze stron nie jest wstanie jednoznacznie przechylić szali. Zimna wojna, gdzie żadna ze stron nie wie do końca jak rozwiązać problem. Niektórzy ludzie marzą o pokoju. O pojednaniu z Cesarstwem. Ja i mi podobni twierdzimy, że cesarz nigdy nie zapomni ani nie wybaczy. Nie on, to jego dziedzic. Nie teraz to za pięćdziesiąt... sto... dwieście lat. Prędzej czy później, jednak dopną swego. Co więc pozostaje? Zjednoczyć się, ale jak już powiedziałem, na chwilę obecną to niemożliwe. Ponieważ ludzie obudzą się dopiero, gdy zagrożenie stanie się realne. Gdy przelana zostanie ich własna krew. Gdy dobra ogółu staną się ważniejsze i pilniejsze od dóbr klanów i organizacji. Dlatego między innymi uważam, że należy prowokować Cesarstwo. Jeśli się uda wygramy tą wojnę. Będzie to proces długotrwały i mozolny, ale wygramy. Jeśli się nie uda... i tak czeka nas ten sam los. Tyle, że nastanie on trochę szybciej. A czy jestem szaleńcem...
Mówił powoli, wypranym z wszelkich z uczuć głosem, pozwalając sobie jedynie na silniejsze zaakcentowanie tytułu, jakiego użyła kobieta przedtawiając się. Co mi zrobisz? - mówiło jego spojrzenie. Zabijesz mnie? Możesz zabić jednostkę, ale nasza idea będzie żyć dalej. W innych. Bo są inni, których złączy ta sama myśl, wizja przyszłości. Nie ja to oni, niech tak będzie.

W miarę jak mówił, kobieta stawała się bardziej emocjonalnie odległa z każdą, mijającą chwilą. Jej głowa spuszczona, ręce rozluźnione po bokach, spojrzenie mętne jak zabłocona sadzawka w deszczowy dzień. Duch złamany, oszukany. Rezygnacja bijąca jak aura tyle, że posiadająca klarownie widzianą emanację w świecie fizycznym. Ale niespodziewanie, cudowna energia i wigor napełniły ją ponownie. Znowu stała się tą samą, życzliwą, niezrażoną światem kobietą, z którą rozmawiał jeszcze chwilkę temu. Dla niej, nic się nie stało. Wzniosłej scenki po prostu nie było. Nawet jeżeli ktoś otwarcie splunął jej w twarz, zawsze mogła powiedzieć, że zaczął padać deszcz.
- Rozumiem, Kurogane-san. Widocznie źle Cię oceniłam. Pierwsze wrażenia potrafią być mylące. Przepraszam za moją... emocjonalną reakcję. To się więcej nie powtórzy. Jeżeli nie masz dalszych pytań, chyba skończyliśmy. Ufam, że sam trafisz do drzwi?
- Nic się nie stało. Ja z kolei przepraszam za moją... pompatyczność. Chyba oboje nas poniosło. - Kurogane wstał, po czym delikatnie się ukłonił.
- Miło było cię poznać, Pani Dziewięciu Cynobrowych Sieci, ale mam nadzieję że się już nigdy nie spotkamy. - rzekł tonem sugerującym ostatnie pożegnanie z najlepszą przyjaciółką. Potem odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia. Mimowolnie, prawa dłoń powędrowała do wewnętrznej poły jego szaty, gdzie shinobi trzymał parę bliźniaczych Sai. Może był kapkę przewrażliwiony, bo oto bez problemu opuścił pustawe pomieszczenie i zszedł swobodnie po schodach. Nikt go nie zatrzymywał. Nikt nie wyprowadzil niespodziewanie zdradzieckiego ciosu w jego plecy. Potwornego giganta z mięsa też nie uświadczył. Przyjemne promienie popołudniowego słońca powitały jego twarz... a wraz z nimi ujawniło się odbicie złocistej łuny na przepięknym wzorze srebrzystych nici, które pomknęły w jego stronę ze skutecznością większą, niż jakiekolwiek ostrze zabójcy.


Kurogane działał bez namysłu. Chciał uskoczyć, ta ale gigantyczna, niewidzialna dotąd sieć, była zbyt szybka. Oblepiła go ze wszystkich stron i przyszpiliła do przeciwległej ściany, nieopodal martwej Cho. Uderzenie jego kruchej formy rozeszło się echem. Drzwi zamknęły się z trzaskiem, a kiedy ninja uniósł wzrok, zobaczył kobietę stojącą na schodach i patrzącą na niego z urazą. Zamarzniętą na kość, pełną jadowitej nienawiści. Gdyby mogła, pewnie splunęłaby mu w twarz. Ale nie miała czasu na taki teatrzyk.
- Faktycznie, źle Cię oceniłam. Ci z Czarnego Księżyca mówią, że wściekłego psa trzeba ubić szybko, nim zarazi swoim szaleństwem całą hodowlę. Tak więc zrobię. Głupcze!
Uniosła gardząco dłoń. Chociaż Iori nie mógł tego widzieć, doskonale wiedział, że posłała w jego stronę śmierć. Szybko, skutecznie i bez wyrzutów sumienia. Po chwili poczuł, że jego tkanki rozcinają dziesiątki małych wici, ostrością oraz dostarczanym naporem dorównujące drutowi kolczastemu. Dostrzegł jak fragment jego palca upada na drewnianą podłogę i odtacza się na bok. Potem element nadgarstka, łokcia, przedramienia. Jego ciało było dosłownie szatkowane na części pierwsze. Dalej nastała głęboka czerwień... i czerń, z której nie było powrotu. Ostatnie chwile wypełniła mu smutna refleksja. Przed kilkoma minutami, tam na górze, mógł osiągnąć wiele. Tak bardzo wiele, praktycznie wszystko! Kobieta była w stanie ukazać mu świat pełen nowych, bezgranicznych możliwości. Ale on nie mógł przejść przez wrota, które tak szczodrze otworzyła dla niego na pełną szerokość. Dlaczego tak się stało? Ponieważ jego prymitywny, jednowymiarowy fanatyzm krępował mu umysł niczym kajdany z najdoskonalszej stali.
 
Highlander jest offline