Całe szczęście, karczmarz się już krzątał, gdy zeszli na dół. Wyraźnie czuwał, czekając na pierwszych, najwcześniejszych gości. Był przy nim również młody chłopaczek o piegowatej cerze i krótkich rudych włosach. Ten też jakby dyżurował, tyle że jednak troszkę inaczej, siedział rozłożony na krześle z przymkniętymi oczami. Właściciel gospody, gdy ujrzał schodzących na dół, podciął stołek młodego, tak że tamten wylądował z hukiem na ziemi.
- Biegnij prędko. – powiedział do niego cichym głosem, jednak tak, że doszło to i tak do uszu Aliquama. Młody zerwał się czym prędzej wybiegając w stronę kuchni.
-Co Was tu sprowadza o tak wczesnej porze? - karczmarz zawołał do grupki, która pojawiła się na dole
- Myślałem, że później się wybieracie w drogę. No nic, nie ma problemu, już idę przygotować wam posiłek. Spocznijcie na moment. – oddalił się do kuchni, po paru minutach wracając ze śniadaniem dla wszystkich.
Zdążył na nie nawet Khaldin z Erykiem. Poza akolitą nikt nie był na tyle dzielnym, by budzić, wciąż nieco pijanego khazada ze snu. Ten za to prawie odpłacił się mu ukróceniem o głowę, gdyż mimo iż był wciąż nawalony i skacowany, to swych nawyków nie stracił. Topór szybko powędrował spod pościeli, nad unikającym ciosu Weissem. Po malutkiej przepychance i głośnym wyjaśnieniu swoich racji zeszli jednak oboje na dół. Reszta już kończyła posiłek. Tak jak Wołodia, zdążyli tylko wziąć pajdę chleba ze smalcem i wyszli przed karczmę. Za Saraid i Anzelmem.
W momencie kiedy pojawili się na zewnątrz, szła już w ich kierunku służka, która przekazała im zadanie dzień wcześniej. Z tyłu za nią, po przeciwnej ulicy stał mały, kryty, czterokołowy wóz zaprzęgnięty w dwa konie., którym przed momentem przybyła.
- Witam was. Wczoraj się nie przedstawiłam. Jestem Kathrine Linke. W wozie jest Juliene Adelhof, Pani którą zobowiązaliście się chronić. Udamy się teraz w stronę Middenheim i tyle starczy wam wiedzieć na ten czas. Powozi Sigismund, na koźle jest jeszcze miejsce dla jednego. W wozie są jeszcze trzy. A dla pozostałej czwórki przyprowadziliśmy konie.
Naglę usłyszeli, że zza ich pleców nadjeżdża kolejny powóz. Gdy zrównał się z poziomem karczmy usłyszeli krzyk.
– Ona tam będzie, pochwycić ją! - wóz przyśpieszył, by następnie zatrzymać się oddzielając najemników od kapłanki. Ze środka wybiegło kilku zbirów. Część ruszyła w stronę wozu kapłanki, jeden z nich gdy tylko podjechali rzucił na konie ciężką, rybacką, unieruchamiającą sieć. Pozostała część obrała na cel najemników.
Wciąż było ciemno, ale niektórzy byli w stanie dostrzec, że uzbrojenie zbirów nie było jakieś wymyślne. Jeden trzymał dwuręczną maczugę, nabitą prawdopodobnie zwierzęcymi czaszkami. Inni głównie krótkie miecze, proce, czy siatki. Wyglądali bardziej na bandę z przypadku, niż wyszkolonych porywaczy.
Kathrina zaczęła rozpaczliwie krzyczeć
- Ratujcie ją! Musicie ją uratować! Ratujcie ją – najemnicy dobyli już broni gotowi do próby odparcia ataku.
=== plan sytuacyjny ===