Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2012, 13:11   #83
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Czasami ranki obfitujÄ… w traumatyczne zagwozdki.

Czasami te zagadki nigdy nie doczekują się wyjaśnień.

To był właśnie taki ranek i Antonia, którą Dominic podniósł rano z podłogi w łazience, okrytą marynarką Koroniewa, jak zwykle pogodziła się pogodnie ze wszystkimi jego konsekwencjami.

Nie bardzo pamiętała, w jakich okolicznościach weszła w posiadanie części garderoby Rosjanina, aczkolwiek mgliście majaczyło się jej wspomnienie spacerowania po balustradzie i głębokiego głosu Szóstki, pytającego nostalgicznie, czy to już czas na umieranie... Palec wiatru targający jasnymi włosami Koroniewa. Piotr mówił, że nie chce, ale nie mogła sobie przypomnieć, czego... Nie pamiętała też zupełnie, w którym momencie, przy kim i dlaczego zdjęła majtki i co z nimi potem zrobiła. Z samą sobą również. W każdym bądź razie majtek nie miała. Razem z tępym bólem w tyle czaszki, kiedy wstawała wspinając się po Dominicu, wrócił moment, nagły i brutalny jak błysk świateł pędzącej ciężarówki. Malcolm w marynarce w prążki z jej snu, liliowej apaszce na szyi i śladami szminki na policzku, w hełmie, jakie noszą piloci helikopterów... Malcolm na szczycie schodów, rozkładający ręce jak bohaterka Titanica i wrzeszczący coś radośnie o kroczącej ciemności i strachu, który trzeba utopić.

Natomiast dokładnie i szczegółowo pamiętała, jak to się wszystko zaczęło, potem własne zawieszenie pomiędzy dwoma światami i fakt, że w tym dramatycznym rozkroku najpierw poczyniła Christopherowi wyznanie, a potem wyrzuciła go za drzwi.

- Myślisz, że jestem głupia? - zapytała poważnie Dominica, a potem zgięła się wpół i porzygała rzęsiście do umywalki.

***
Antonii opadła szczęka.
- Możliwość opÄ™tania przez TurystÄ™ zostaÅ‚a zanotowana i bÄ™dzie sprawdzona Â-- powiedziaÅ‚a podejrzanie szybko. - Niemniej, sugerujÄ™ egzorcyzm. Ani ciÄ™ to nie zaboli, ani ci od tego nie ubÄ™dzie... moim zdaniem warto.
- Ani nie zaboli, ani nie ubędzie … a co jak przybędzie? Wykonajmy najpierw badanie a potem pomyślimy o Twoich metodach. - Malcolm spojrzał dziwnym wzrokiem na Antonię - Co z Blackwoodem?
- Malcolm. Ja to zrobię bez twojego udziału i bez zgody także. To nie są przelewki. A co do przybywania, to jesli mam rację - to już ci przybyło i trzeba się tego pozbyć. Brak zgody mogę uznać za kolejny symptom tego, że opętanie miało miejsce - oznajmiła kwaśno Antonia i zignorowała pytanie o Turystę, okopując się chyba w pozycjach swoich twardych przekonań.

- Ok. Ale wstrzymaj się z tym do wyników rezonasów. Antonio … mam wrażenie, że czegoś mi nie mówisz … - Whitman nie spuszczał wzroku z Chemiczki.
- Rezonans jutro. A jutro to już po herbacie może być - syknęła. - I pewnie, że nie mówię. O Blacwoodzie nie mówię. Bo jak nie jestem czegoś pewna, to gębę trzymam zamkniętą.
- Po rezonansie … zdania nie zmieniÄ™. Â-Co do Blackwooda … byÅ‚ Å›niÄ…cym, caÅ‚y armagedon powstaÅ‚ w jego umyÅ›le. Nie chcÄ™ aby to siÄ™ powtórzyÅ‚o. Mów co wiesz … - szorstkim tonem powiedziaÅ‚ Whitman.
- Jednak się nie zgodzę. Armageddon miał z Blackwoodem niewiele lub wręcz nic wspólnego. Natomiast jest niepokojący. Chcesz porozmawiać o bredniach, Malcolm? - kwestię egzorcyzmu pominęła gładko, skinąwszy tylko głową.
- Jeszcze jeden drink i możemy gadać o czym chcesz. Co pijesz? - Malcolm nie czekając na odpowiedź ruszył w kierunku barku.
- To samo proszÄ™. Od tego momentu bÄ™dÄ… brednie. MogÅ‚eÅ› sÅ‚yszeć o takiej naiwnej wierze, że zabicie kogoÅ› powoduje przejÄ™cie jego zdolnoÅ›ci. Zabicie wojownika dodaje siÅ‚y, sprawia, że sam stajesz siÄ™ silny. Zabicie czarownika sprawia, że sam... możesz czynić czary. To sÄ… brednie! - skrzywiÅ‚a siÄ™ paskudnie. - Bardzo szkodliwe brednie. PochodzÄ… z tej samej szuflady co wiara w odmÅ‚adzajÄ…cÄ… moc kÄ…pieli w krwi dziewic czy zżeranie serc pokonanych wrogów. Prawda natomiast jest taka, że Â-jeÅ›li wykopiesz z grobu koÅ›ci Einsteina i zrobisz sobie na nich rosół, to nie bÄ™dziesz noblistÄ…, tylko kanibalem. Zabicie i zeżarcie chirurga nie zrobi z nikogo lekarza. Tylko mordercÄ™. Takie sÄ… fakty. Pewne zdolnoÅ›ci sÄ… wyuczalne, inne sÄ… tylko dziedziczne. WiÄ™c nie mam pojÄ™cia jak to siÄ™ staÅ‚o, że Blackwood strzeliÅ‚ mi w Å‚eb i nagle jego wykres... jest taki jak aktywnego, dziaÅ‚ajÄ…cego czarownika.

Malcolm nalewaÅ‚ drinki. Z zainteresowaniem sÅ‚uchaÅ‚ słów Antonii. Przy sÅ‚owach o koÅ›ciach Einstaina i gotowaniu z nich zupy otrzÄ…snÄ…Å‚ siÄ™. Gdy Chemiczka mówiÅ‚a o wykresie turysty przestaÅ‚ napeÅ‚niać szklanki. ZamarÅ‚ na chwilÄ™ z butelkÄ… w dÅ‚oni. Czy aby nie mamy drugiego szamana w teamie … - główkowaÅ‚ Ekstraktor. JeÅ›li to prawda to Blackwood może okazać siÄ™ cennym nabytkiem … podobnie jak William. Â-Kiedy Whitman odwróciÅ‚ siÄ™ od barku ze szklankami w dÅ‚oniach, jego twarz byÅ‚a obojÄ™tna, chociaż umysÅ‚ dokonywaÅ‚ zimnych kalkulacji.
- Myslisz, że mu to zostało na poziomie zero? - zapytał Antonię wręczając jej rum z colą.
- Nie jestem pewna. Dominic przeprowadzi kilka małych testów. Nie jest powiedziane, że jeśli wyjdą negatywnie, to... Blackwood jest, powiedzmy, przeciętny. Rozumiem, że jest Europejczykiem? Blackwood, znaczy?
- Europejczykiem? Nie zastanawiałem się nad tym … - odpowiedział Malcolm skubiąc brodę - przeciętny … a czy możliwe jest, ze jego … zdolności pojawią sie dopiero w projekcji?
- Właśnie dlatego pytam o pochodzenie. Jeśli jest, hm, genetycznym Europejczykiem, to generalnie sprawa jest przesrana. Te zdolności, jak ci już mówiłam, są dziedziczne. To umiejętność rozmowy i czerpania sił z własnego wewnętrznego demona. Magia odeszła prawie całkiem z Europy. Najpierw polowania na czarownice, potem - oświecenie i zmiana myślenia na racjonalne. Dlatego ci, którzy zostali - to zawsze są szczwane bestie. Ukrywają się. Sen to ostatni bastion, w którym się okopali. Nie wiem, czy to dla ciebie jasne - ale ja jestem załamana taką możliwością. Bo to może oznaczać, jeśli oczywiście mam rację - że Blackwood średnio kontroluje swoje siły.
- Jeśli to jego słaby punkt, więcej nie będzie mógł być śniącym … no i trzeba mu się będzie baczniej przyglądać. Mówisz Antonio, że magia odeszła z Europy … ciekaw jestem co na ten temat powie profesor von Trescow.
- Kto?
- A Ty znowu nie uważałaś na odprawie. Pamiętasz? … Berlin … jutro wylot … pojutrze mamy prywatny wykład profesora von Trescow, wybitnego specjalisty w dziedzinie okultyzmu. - Alkohol najwyraźniej rozluźnił Ekstraktora, bo ton jego głosu był żartobliwy bez cienia ironii.

- Mówiłeś o tym na odprawie? Faktycznie musiałam przysnąć - zaśmiała się. wiedziała doskonale, jak to się stało. Malcolm mówił, mówił, mówił, a ona zapadła się w słodkich marzeniach, zapatrzona w Christophera... ech, słodka miłości. - Musisz wiedzieć, że mam niepochlebne opinie o naukowcach badających okultystyczne kwestie. Niemal tak złe jak o łowcach duchów i tropicielach UFO. Możliwe, że nie zdzierżę. A co do Blackwooda - odsunięcie go z pozycji śniącego moim zdaniem nic nie zmieni. Niewyszkolony człowiek o takich umiejętnościach to zawsze bomba. Ale, może się jeszcze okazać, że nic z tych rzeczy. Przejdźmy do rzeczy istotnych. Dominic i ja storzymy laboratorium na potrzeby naszej akcji. Szczegóły omówiłam już ze Smithem. Masz jakieś, bo ja wiem... priorytety w tej kwestii?

- Zdzierżysz Antonio, a przynajmniej powstrzymasz siÄ™ od komentarzy. To co powie profesor ma Â-Å›cisÅ‚y zwiÄ…zek z Markiem. Im lepiej poznamy cel tym Å‚atwiej siÄ™ do niego dobierzemy. Laboratorium? Pierwsze sÅ‚yszÄ™ … nie mówiÄ™, że to zÅ‚y pomysÅ‚, ale być może lepiej wynająć coÅ› gotowego … na godziny - Malcolm uÅ›miechajÄ…c siÄ™ spoglÄ…daÅ‚ na ChemiczkÄ™.

Dominic popijał małymi łyczkami burbon, wsłuchując się w toczącą się rozmowę. Ble, co to do cholery jest? Smakuje jak jakieś lekarstwo... Słuchał o szamanie, zdolnościach magicznych i innych rzeczach, a jednocześnie myślał: Co się ze mną do cholery dzieje? Wierzę w nauke, a nie w paranormalno mistyczne brednie? Szlag, ta akcja źle na mnie wpływa. Nagle zaczął się zastanawiać nad Antonią i całą tą sprawą. Nie podlegało wątpliwości, że miała ona w sobie coś tak niesamowitego, że wszyscy prędzej czy później jej wierzyli. Ludzie, którzy prawdopodobnie zajmują się tym fachem od wielu wielu lat i którzy wiedzą, że choć wiele jeszcze nie wiemy, to jest to wszystko czystą nauką. A jednak teraz niemal każdy ufał jej, niecodziennej chemiczce o egzotycznej urodzie. Prawda, wszystko co się działo jest niezwykłe i dziwne, ale zamiast szukać wytłumaczenia, wszyscy zadowolili się zwykłą magią. Ale z drugiej strony, Antonina udowodniła swą wartość. Może jej wiedza jest specyficzna i nazywa ją mało naukowo, ale wszystko musi mieć źródło w prawach natury i fizyki. Przemyślenia pozostawił jednak dla siebie, postanawiając jednocześnie, że będzie musiał poszukać wyjaśnień na własną rękę.
-Przed akcją potrzebujemy spędzenia wielu dni nad badaniami. I nie możemy pozwolić by ktoś pozwolił na robienie bałaganu. Sprawa jest zbyt ważna i nie może być żadnej wpadki. Chyba się zgodzisz, prawda? - Dominic odezwał się dość śmiało.

Malcolm przeniósł wzrok na siedzącego w fotelu chłopaka … potem z pytającym wzrokiem ponownie zajrzał w oczy Antonii.
- No tak, Malcolm, stary kumplu, czytasz w moich myÅ›lach - przyznaÅ‚a Antonia wstydliwie, na jej ciemnych policzkach pojawiÅ‚ siÄ™ nawet cieÅ„ - jakże panieÅ„skiego - rumieÅ„ca. - Też tak chciaÅ‚am, abyÅ›my coÅ› sobie podnajÄ™li. Dominic jest może mÅ‚ody, ale jest geniuszem. Nie, nie zadaÅ‚am mu rosoÅ‚u na koÅ›ciach Einsteina - zaznaczyÅ‚a poważnie. - Taki siÄ™ urodziÅ‚. WyjÄ…tkowy. UmysÅ‚y takie jak jego najlepiej pracujÄ… w grupie, lub chociaż obok grupy. Te burze mózgów przy porannej kawie i wieczornym sznapsie, sam wiesz... Sama też chÄ™tnie bym poznaÅ‚a nowych ludzi, zdarÅ‚a biaÅ‚y kitel z jakiegoÅ› mÅ‚odego, obiecujÄ…cego naukowca - rozmarzyÅ‚a siÄ™ totalnie i zamilkÅ‚a, kontemplujÄ…c tÄ™ przyjemnÄ… wizjÄ™. - Na moje nieszczęście, nasze zadanie wyklucza takie przyjemnoÅ›ci. Nie możemy sobie pozwolić na to, żeby jakiÅ› mÅ‚ody, obiecujÄ…cy naukowiec zajrzaÅ‚ przypadkiem w naszÄ… dokumentacjÄ™. Nie możemy sobie pozwolić na poranne kawy i wieczorne sznapsy z innymi chemikami. Jedno sÅ‚owo rzucone przypadkiem przy kawie i zacznÄ… siÄ™ domysÅ‚y. Nie, Malcolm. Choć mam na to ochotÄ™, nie możemy dzielić z nikim labu. Nie możemy sobie pozwolić, by ktoÅ› patrzyÅ‚ nam na rÄ™ce. W tym zakresie - patrzenia nam na rÄ™ce i plÄ…tania siÄ™ bezużytecznie pod nogami - i tak zamierza siÄ™ wykazywać Anthony. Powodowany jakże naturalnÄ…, choć cokolwiek dziwnÄ… w jego wieku ciÄ…gnotÄ… Â-do przebywania w moim towarzystwie zapowiedziaÅ‚ nam już liczne wizytacje. Chce zaglÄ…dać w wyniki na każdym etapie. Tym profesjonalnym żądaniem maskuje chęć zajrzenia mi miÄ™dzy nogi. StwierdziÅ‚ też, że poszuka ochotników, co odebraÅ‚am jako sugestiÄ™ rozważenia jego kandydatury. Jak ktoÅ› tak bardzo pragnie oddać siÄ™ w moje rÄ™ce, czy mogÅ‚abym odmówić? - rzuciÅ‚a w przestrzeÅ„ z drapieżnym uÅ›miechem.

- Dopóki w negatywny sposób nie przekÅ‚ada siÄ™ na zadanie to sprawy ewentualnych adoracji Twojej osoby przez Anthonego mnie nie interesujÄ…. JesteÅ› już duża i zapewne dasz sobie radÄ™ ... co do laboratorium Â-… zrobimy tak … - Malcolm upiÅ‚ maÅ‚y Å‚yk whisky. – W Los Angeles mamy wynajÄ™te stare studio filmowe … budynek jest obskurny ale wnÄ™trza sÄ… w caÅ‚kiem dobrym stanie. Zamierzam ulokować tam Team. BÄ™dziecie tam mieszkać i pracować. Na laboratorium też znajdzie siÄ™ tam miejsce. W studio zostaÅ‚a część wyposażenia, wiÄ™c jakby ktoÅ› pytaÅ‚ to przy takiej iloÅ›ci osób możemy nawet pokusić siÄ™ o odpowiedź, że krÄ™cimy film. Co do gatunku Â-… nie bÄ™dÄ™ siÄ™ wypowiadaÅ‚ … tylko nie mówcie, że to pornol. Will, mógÅ‚by czuć dyskomfort … on jest taki brytyjski – lekko wstawiony Whitman bÅ‚ysnÄ…Å‚ uÅ›miechem. – Po pierwsze: co zamierzacie tam robić poza przygotowanie roztworu do PASIV’u a po drugie: ile bÄ™dzie kosztować wyposażenie?

Antonia rozpromieniła się w uśmiechu, przechyliła się przez stół i ujęła rękę Malcolma.
- To znaczy, że będziemy tam siedzieć wszyscy na kupie? Wspaniale! Los Angeles, morze, pościgi samochodowe - zachwyciła się szczerze. - Smog, cholera jasna. No trudno, poradzimy sobie. Oprócz standardów - chcemy stworzyć kilka nowych formuł. Zwiększającą możliwości fizyczne we śnie, to raz. Kiedyś mi się to udało, całkiem przez przypadek. Dwa, podniesienie możliwości kreacji. To... będzie trudniejsze. Lecz możliwe. Ile dajesz nam czasu?
- Na sporządzenie kosztorysu czy mikstur? - zapytał Whitman z przechyloną głową przygladający się Antonii.
- Kosztorys to ja mam tu - Antonia przekopała stos papierów. - I zajęło to pół godziny. Ale, Malcolm... jesli to Los Angeles, to zamiast kupować wyposażenie, mogę spróbować je wynając. Lodówki, wirówkę, mikroskopy i sporo drobiazgu. Byłoby taniej - oznajmiła radośnie i podała Malcolmowi kartki. - Do tego odpadną koszty budynku, skoro dajesz nam miejscówkę. Kontynuując: dla Amy i Ruhla konieczne jest potrójne co najmniej oczyszczanie mieszanki. Amy ma... niestandardową budowę... - zawiesiła głos - ... układu nerwowego, hihi. Ruhl wątrobę jak tarcza strzelecka po wizycie szkoleniowej policji. Do tego dla Amy planujemy zabieg dentystyczny z założeniem fałszywej plomby z mocnym srodkiem przeciwbólowym, żeby się nie rozsypała w drobiazgi przy ewentualnym przesłuchaniu. Dla Willa łagodny psychotrop. Sypie nam się lekko nasz Brytol. Ale to nic. Geniusze tak mają, raz górka, raz dołek, prawda, Dominic? Wypchamy Willa na górkę i będzie jak nowy.
- Ok. Zweryfikuj co i ile bÄ™dzie kosztować a potem daj mi znać. Plomba ze Å›rodkiem przeciwbólowym … to nic nie da. JeÅ›li wpadniemy nieskoÅ„czy siÄ™ na jednym przesÅ‚uchaniu. Może lepiej każdemu zrobić przeglÄ…d uzÄ™bienia Â-i zaaplikować truciznÄ™. Skróci to mÄ™ki, bo na wyÅ›cie żywym przy ewentualnej wpadce raczej bym nie liczyÅ‚. Â-Co do Willa jeÅ›li ma lepiej siÄ™ czuć to nie ma sprawy. WÄ…troba Ruhla … a co z nim pije, ćpa, wdycha? - Malcolm najwyraźniej byÅ‚ zainteresowany stanem zdrowia czÅ‚onków Teamu.
- Żeby to było to! - Antonia wkurwiła się widowiskowo. - Kopnęłabym go tak w dupę, że zaraz by mu przeszło! Nie. On się koksuje. Jest nienaturalnie silny. A dostępne dla zwykłego człowieka środki, które to umożliwiają, zawsze mają swoją cenę. Dobrze, że mało chla. Dzięki temu może dociągnie do 50-tki. Ale ostatnie 10 lat będzie karmiony dożylnie, głupi fiut - Antonia mełła w ustach cichsze już przekleństwa. Ale nadal sprawiała wrażenie, że lada chwila może eksplodować.
- Aż tak długo nie będziemy dobierać się do Putina. To co brał na siłce pewnie zostawiło trwałe ślady. Ważne, żeby nagle z niewiadomych porzyczyn serducho mu nie stanęło. Reszta to jego wybór. Co z pozostałymi … William, Anthony, Szósty, Wingi?
- Nie wiem jak ty, Malcolm - wycedziła Antonia słodkim głosem. - ale ja nie zamierzam kończyć życia na naszym zadaniu. Ruhl ma w moich planach poczesne miejsce i - Antonia wzięła głęboki oddech i jednocześnie rąbnęła pięścią w stolik - i nie zamierzam mu w trakcie tego życia podcierać zasranego tyłka i wymieniać wenflonów, kurwa MAĆ! - wrzasnęła wściekle.
- Nikt nie ma zamiaru kończyć życia na tym zadaniu … ja również. Skoro masz z nim plany Twoja brocha aby był na chodzie. Jeśli kiedyś będę potrzebował cyngla również wezmę go pod uwagę. - Whitman chyba już się przyzwyczaił do częstych zmian nastrojów Antonii, bo jej wybuch nie zrobił na nim żadnego wrażenia - Nie odpowiedziałaś … co z pozostałymi?

Antonia otworzyła szeroko oczy. Białka błyskały w ciemnej twarzy, źrenice zwęziły się jak łebki szpilek.
- A więc też masz interes do naszego Rambo - zagaiła chytrze. - To z nas czyni wspólników. Powiesz mu, że ma odstawić to gówno i przejść na moje mieszanki?

- Jasne … na czas akcji nie weźmie więcej tych odżywek. Potem … sama musisz oto zadbać. Nie będę miał już wpływu na to co je, z kim śpi, ani co zażywa. Antonio? - Malcolm zmrużył oko.
Reakcja Brazylijki przeszła wszelkie granice tak zwanego dobrego wychowania. Antonia zerwała się z miejsca, dopadła Malcolma i porwała go w kurczowe objęcia.
- Jesteś prawdziwym przyjacielem, Malcolm. Słyszysz, prawdziwym przyjacielem - w jej oczach zakręciły się łzy. - Jestem ci taka wdzięczna!
- To miłe - odparł Whitman, próbując złapać oddech i starając się nie wylać zawartości szklanki. - Zrobię Ci jeszcze jednego drinka, a Ty powiesz mi w tym czasie co wykazały badania pozostałych, same wnioski … ogólnie stan zdrowia, stopień wydolności … sama wiesz najlepiej.

- Tak tak - Antonia pokiwała głową i wróciła na swoje miejsce, ciągle promiennie szczęśliwa. - Lecimy od góry. Ty, poza tym, że jesteś nienormalny - to jesteś zdrowy. Może trochę niepokoić podwyższona - o tutaj - skłonność do zapaleń. Ale to może byc czasowe, a dwa, żyjemy w pięknych czasach sterylnych szpitali i antybiotyków. Anthony - zdrowy jak koń. Umrze na starość albo na bezpośrednie trafienie z kałacha. Obydwaj macie przeciętną, normalną formę fizyczną. Amy, poza anormalną wrażliwością - OK. Nasz nadworny Rosjanin Koroniew - zdrowy, wybitna forma. Cryer - ogólnie dobrze, ale forma taka sobie, on ani nie pobiegnie, ani w mordę nie da. Dominic - wszystko cacy. Turysta - on to jakiś kafar. Badania wytrzymałościowe mu dwa razy powtarzali, bo nie chcieli wierzyć. Pokaż mu ścianę - a on przez nią przejdzie i co najwyżej się zakurzy. No i ja - przeciętna wytrzymałość, ogólnie stan zdrowia dobry.
- Jest jeszcze jedna niewiadoma, co prawda myśle, ze wyszedł z tego … inna sprawa dlaczego się tam znalazł … mam na myśli Architecta. Wiadomo, ze w sprincie na 100 metrów nie wygra ale chciałbym żeby wogóle dobiegł. Jak się on miewa?
- Zostawiłam go na koniec, żeby cię dobić. Tak se się miewa. Stan że tak powiem, stabilny. Ogólne osłabienie. Prawdopodbnie rozpieprzona gospodarka hormonalna, dlatego może mu czasami odwalać. A czemu się pytasz?
- Ponieważ go nie wymieniłaś. Stan stabilny … przyznasz, że nie brzmi to entuzjastycznie. Nomen omen to samo powiedział doktor o Mirandzie. - Whitman wstał z kanapy i skierował kroki do barku po obiecanego Antonii drinka. - Oczywiście to samo? - zapytał trzymając butelkę rumu w dłoni.
- Lepiej nie mieszać. Malcolm, Willowi nic nie będzie. Wyprowadzę go tak, że nie tylko pobiegnie na więcej niż 100 metrów, ale i dzieci jeszcze narobi... Tylko odpalę ten cholerny lab.
- Po powrocie z Berlina zajmij się tym. Zresztą wszyscy polecą do Los Angeles. Ja dotrę trochę później. Mam nadzieję, że pod moją nieobecność nie pozabijacie się tam wszyscy. - Whitman usiadł na swoim miejscu. Antonii podał drinka a szklaneczkę z bourbonem postawił obok tej niedopitej.
- I jeszcze jedna ważna rzecz. Już to mówiłam, ale ważne, żeby to padło z twoich ust i dotarło do wszystkich. Żadnych substancji psychoaktywnych poza alkoholem, z tym nie będzie problemu, żeby mi sie tylko nikt bezposrednio przed akcją nie nawalił. Ale żadnych prochów i wynalazków niewiadomego pochodzenia. Niektórzy mieli epizody fascynacji narkotykami. Nie będę mówić kto, to nieistotne. Każdy kiedyś coś sobie rąbnął, tylko nie u każdego to widać. Teraz takie rozrywki są bezwzględnie niedopuszczalne.
- Masz to … tak samo jak Ruhla. Zależy mi na akcji … wiesz jak wzrosną nasze notowania po akcji? Będziemy na samym wierzchołku. - Malcolm sięgnął po drinka … tego nowego, tamten najwyraźniej był za ciepły.
- Twój wierzchołek nie jest moim wierzchołkiem - zaznaczyła Brazylijka. - Hallo, macham do ciebie z tej wielkiej góry obok. Ale rozumiem ambicję. W porządku. Wszystkie formuły powstałe podczas akcji będą należały do Dominica. Twoja sprawa, co zrobisz i czy zrobisz cokolwiek, by go przy sobie zatrzymać. Teraz idę się wysikać, a ty się przez ten czas zastanów, jak to przeprowadzicie z Pointem, abym dostała badania Putina, w miarę świeże, tu, do mojej ręki - pomachała Malcolmowi rzeczoną ręką i ruszyła na poszukiwanie toalety.
Zamknęła się w niej na klucz i spojrzała we w oczy własnemu odbiciu. Była na lekkim rauszu i już nie tylko czuła, ale i widziała – wyrywającego się na wierzch demona. Pod skórą coś pulsowało i wybrzuszało się, w oczach lśniło odbicie piekła.
- Tak – szepnęła sama do siebie. - Jestem zła. I po prostu nie mogę, cholera, przestać.
 
Asenat jest offline