Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2012, 13:12   #84
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Najpierw powąchała sobie perfumy Malcolma. Całkiem, całkiem, niebrzydkie. Potem ściągnęła sprzed lustra jego szczoteczkę do zębów i schowała ją sobie za dekoltem. Potem weszła pod prysznic i zaczęła wybierać włosy z odpływu. Przy wychodzeniu zaś straciła równowagę i runęła jak długa na ziemię.


Z przekrzywiona głową Whitman patrzył na odchodzącą kobietę. Wolno sączył whisky. Potem przeniósł wzrok na Dominica.
- Receptury są twoje … i tak bez was do niczego mi się nie przydadzą. Jeśli dasz radę, to nie widzę problemu na kolejną podróż … tylko kto byłby Markiem. Po Putinie … to jak gra w niższej lidze.
Na dźwięk rumoru Whitman spojrzał w kierunku łazienki
- Wszystko Ok?!
- Europa to barbarzyńskie miejsce! - jęknęła Antonia z łazienki. - U nas woda spuszcza się sama! Z siłą wodospadu!
Antonia wróciła po dłuższej chwili i opadła na fotel.
- Dobra, to właściwie wszystko mamy uzgodnione. Mam jeszcze kilka tajemnych sprawek z Pointem, ale nie dogadaliśmy ich do końca, Tony musi się jeszcze zastanowić, co zrobi z moją propozycją. Damy ci znać jak będą jakieś konkrety... To ile w końcu dajesz nam czasu w labie? Kiedy jest nasza godzina 0?
- Czy dwa miesiące wam wystarczą? Być może dostaniecie więcej czasu, wszystko zależy od Marka … tego gdzie i kiedy będzie, od stworzenia optymalnych warunków do działania.
- Jeżeli mam w tym samym czasie przygotować nam grunt pod kątem zabezpieczenia naszej bańki snu przed ingerencjami z zewnątrz... to w ogóle nie ma sensu, żebyśmy zaczynali. Chyba że... Dominic pociągnie większość badań sam. Trzy miesiące to minimum. Lepiej cztery.
- Myślę, że do opracowania całego planu oraz dobrania się do Marka potrzeba nam 6 miesięcy … nie wiem tylko czy zleceniodawcy będą tak długo czekać - Malcolm pociągnął solidnego łyka.
- Jeśli wszystko dobrze pójdzie czas nie będzie was ograniczał.
-No to chyba wszystko mamy ustalone. - Dominic odzywał się znienacka i po długich chwilach milczenia - Po wykonaniu receptur zachowam je tutaj - popukał się koniuszkiem palca po głowie - a resztę danych zniszczę. W końcu w myśl nowej ustawy Stanów musimy dbać o swoją własność intelektualną. Nie musicie się bać cze czegokolwiek zapomnę. Takich rzeczy nie potrafię zapomnieć, choćbym nawet chciał.

Potem były kolejne drinki. I kolejne. Antonia znalazła się na kanapie obok Malcolma i opowiedziała mu ze szczegółami, jak to swego czasu cały jej Team trafił do pierdla... bynajmniej nie była to wpadka – tylko rewelacyjna impreza. Architekt poszedł siedzieć za jazdę pod prąd autostradą pod wpływem alkoholu. Benedicta zgarnęli za spoliczkowanie funkcjonariusza drogówki na służbie, który ich zatrzymał. Antonię za składanie temuż policjantowi korupcyjnych nieprzyzwoitych propozycji. Pointa za kradzież radiowozu i wożenie w jego bagażniku S związanego policjanta. Forgera za podawanie się za funkcjonariusza... Obecna impreza zmierzała prościutko w tym samym kierunku. Will dobrał się do jej płyt i właśnie popisowo tańczył na stole. Antonia uznała, że balanga osiągnęła punkt bezwładu i będzie się toczyć dalej sama, nikt też nie zauważy jej odejścia. Wymknęła się po angielsku, zaganiając do pokoju Ekstraktora boya hotelowego oraz małżeństwo Hiszpanów, które wyraźnie chciało się przyłączyć do fety, tylko zbrakło im śmiałości. Sama podążyła do swojego pokoju.

Zdążyła poprzesuwać część mebli i narysować krąg. Właśnie leżała na łóżku i czekała, aż zażyty peyotl wygasi widok rzeczywistego świata, kiedy rozległo się pukanie, a potem głos Christophera. A więc jednak zauważył, że znikła. Jakoś jej to jednak nie ucieszyło. Zwlekła się z łóżka. Parę kroków z sypialni do salonu zabrało jej wieki. Ciężkie powieki Antonii rozwarły się nadludzkim wysiłkiem i zamknęły ponownie, nogi przesuwały się wolno jak dryf kontynentów.

- Mam parę pytań...

Ja też mam, pomyślała Antonia z niechęcią, więcej niż kilka. Setki i tysiące. Mądry człowiek wie, kiedy pytać.

Otworzyła oczy. Jakaś część jej, ta o zwierzęcych instynktach, które nakazywały unikać większych i silniejszych od siebie, skuliła się jak małe zwierzątko i wrzasnęła: SPIERDALAĆ! NATYCHMIAST!

Nie wiedziała już, gdzie jest i czy to Ruhl przed nią stoi, czy coś innego. Na sylwetkę dobrze jej znana nakładała się inna, migotały w rytm mrugania jej oczu. To Christopher, to potężna postać o skórze popękanej jak dno wyschniętego jeziora, ramionach potężnych jak góry... bo to były góry. Po zboczu klatki piersiowej osypywały się lawiny. Oczy pod nawisem skalnym brwi były otchłaniami, w których pulsowała płynna magma. Wszystko wokół drżało pod jego krokami. Góra, która się obudziła, tytan ziemi.

Umysł Antonii walczył z tym, co widziały jej oczy. Ciało zrywało się do ucieczki i pewnie by uciekła, gdyby właśnie całej siły woli nie wkładała w utrzymanie równowagi. Poprosiła, by pomógł jej przepchać toaletkę. Ruszył jak lawina, miała wrażenie, że podłoga trzeszczy pod jego stopami i zaraz się zapadnie.

Była na progu przejścia i nie pomagało jej to w rozmowie. Ani to, ani Soukou, który stanął w drzwiach sypialni i przypatrywał się Ruhlowi czarnymi, hipnotycznymi oczami. Powiedziała, co jej się udało wysłowić... i miała wrażenie, że za dużo i za wcześnie. Wściekła na siebie i na Chrisa, wywaliła go z pokoju i zamknęła za wychodzącym drzwi.

Co za cholerny pech. Wszystko, wszystko idzie nie tak.

- On jest biały – wyszeptał Soukou, głos płynął ze wszystkich kątów pokoju.
- Jest. I co z tego? - burknęła. - Nie możemy być rasistami.
Zmarły wieki temu szaman wyglądał na rozbawionego. Skąd on w ogóle wiedział, co to jest rasizm?
- Dobrze, możemy – skapitulowała. - Ale niechaj nasz rasizm będzie wybiórczy.
- Miłość jest ogniem duszy?
- No a co, nie jest?
- Jest. Ona jest ogniem. A żądza to wiatr...
- ... który rozsiewa pożar – dokończyła niechętnie. - Wiem.
- Więc?
- Więc spalę cały cholerny świat. Zostawmy to. Nie chcę o tym rozmawiać. Pomożesz mi?
Soukou spojrzał na krąg, jego wpółprzezroczysta twarz nie zmieniła wyrazu.
- Nie. Sama nasrałaś, sama sprzątaj gówno.
- Dziękuję, z całego serca, naprawdę. To co tu robisz?
- Otworzyliście przejście. Skorzystałem. Wiatr przynosi oddech mojej ziemi. Woła mnie.
- Tęsknisz?
- Zawsze.

Stał przy otwartym oknie, wystawiając twarz na wiatr, kiedy Antonia usiadła w kucki przed kręgiem i zaczęła śpiewać, by wypędzić demona, który zamieszkał w Malcolmie. Zniknął dopiero, gdy skończyła i wyszła, by wrócić do zabawy, którą rozkręciła tak owocnie.
 
Asenat jest offline