Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2012, 17:33   #33
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Adam nie bardzo zdawał sobie sprawę z tego co działo się wokoło. W zasadzie należało stwierdzić, że był jak pijany. Pijany i trzeźwy zarazem. Z jednej strony doskonale zdawał sobie sprawę z tego co działo się wokoło z drugiej natomiast pojmował rzeczywistość jak ktoś pod zdecydowanym wpływem alkoholu. Nie oceniał tego co się dzieje na zimno, nie był w stanie odnieść się do tego wszystkiego co się działo w sposób obiektywny. Miast tego miał przed sobą rannego. Człowieka, który jeszcze przed kilkoma chwilami w sposób bestialski chciał wykorzystać innego człowieka, któremu się nie udało. Teraz w skutek kolejnych, następujących po sobie momentalnie zdarzeń, w skutek kilku oddanych strzałów, ten sam człowiek leżał teraz w rosnącej z każdym uderzeniem serca karminowej kałuży.
Warto dodać, że osobą oddającą strzały był właśnie Adam. Ten jednak nie miał czasu zastanawiać się nad tym wszystkim w tej chwili. Zdawał sobie sprawę, że to go dopadnie, że będzie musiał się nad tym wszystkim zastanowić, że powróci to pewnie tej nocy… że może powracać jeszcze przez wiele kolejnych. Teraz jednak musiał skupić się nad czymś zupełnie innym. Zaciągnął rannego do jakiejś dziury, w zasadzie nie kryjąc się… bo jak można się kryć znacząc drogę do schronienia czerwoną ścieżką?
Zaczął opatrywać rannego. Ten stracił przytomność i nie raczył go więcej prośbami o pomoc i tanimi gadkami o tym, że ma rodzinę itp. Potem coś usłyszał.
Komendę wydaną bestii usłyszał i Kowalski. Nastąpiła wcale nie tak długo po tym jak niedawny napastnik stracił przytomność. Jego noga krwawiła i nie wyglądała na zbyt mobilną. Do tego mimo iż słyszałeś głos to widziałeś jedynie stojącego parę metrów na prawo Gregorego. Bez karabinu i zdaje się niemal tak wystraszonego jak ty. Chyba Cie nie widział, bo sam dostrzegłeś go przez dziurę w murku.
Adam skończył opatrywanie kończyny. Zrobił dla tego człowieka ile mógł, a i tak było to dużo za dużo, niż należało. Nie chciał go być sędzią, jednak jego zdaniem kula wystrzelona przez Grega, powinna trafić nieco wyżej. Sam się w pewien sposób dziwił sobie i swojemu stanowczemu osądowi. Jednak... Adam zawsze był osobą zasadniczą i pod pewnymi względami konserwatywną. Był zwolennikiem kary śmierci i uważał, że za pewne przewinienia człowiek po prostu powinien być postawiony pod ścianą i powinien dostać kulkę w głowę. Podziwiał pod tym względem chińczyków, którzy w takiej sytuacji nakazywali skazanemu zakupienie pocisku, który chwilę później zakończy jego własny żywot. Zerowe obciążenie dla Państwa... Mimo swych przekonań, nie potrafił wykonać wyroku własnoręcznie. Nie potrafił nie zająć się rannym i tym samym skazać go na wykrwawienie się. Teraz z tego powodu pluł sobie w brodę.
Gdy zobaczył pająka, powiedzmy że się przestraszył. Dosłowniejsze było by określenie, że był przerażony, że nie bardzo wiedział co to jest... i dlaczego jest takie wielkie, dlaczego nigdzie nie ma żadnego miejsca w którym można by bezpiecznie się przed tym ukryć... no i oczywiście czemu nie ma przy sobie olbrzymiego pojemnika z muchozolem. Dopadł do krawędzi swojej kryjówki i dokładnie zaczął przyglądać sie temu co się przed nim działo. Jak się okazało po kilku chwilach dostrzegł Grega, prowadzonego przez jakiegoś obcego typa. Typ najwyraźniej był nastawiony nieprzyjaźnie. Świadczyć o tym mógł fakt, iż trzymał w ręku karabin Zadymy, a ostrze swojej kosy trzymał cały czas przy gardle Martina.
Adama zmroził strach. Jeszcze większy i jeszcze głębszy niż ten, którego doświadczył przed kilkoma chwilami. Pająk na wyraźne polecenie obcego gdzieś odszedł. Zachował się jak tresowany piesek... jak jakaś zabawka. Mordercza, groźna i zapewne skuteczna w swym działaniu. Kowalski wyobrażał sobie co ptasznik wielkości sedana jest w stanie zrobić z człowiekiem. Nie uśmiechała mu się rola muchy w pajęczynie. Prócz tego nie uśmiechało mu się także szarżowanie na kogoś, kto jak mu się wydawało podszedł Grega bez najmniej szych problemów. Zdecydował się zatem chwilę poczekać.
Dobył klamki, a w drugą rękę ujął zabranego przed kilkoma chwilami wcześniej colta.
<klamka była zabrana na podstawie konsultacji z MG i wymienionymi informacjami na GG>
Odciągnął cyngiel w rewolwerze, przeładował pistolet i usiadł na krawędzi swojej kryjówki. Starał się ze wszystkich sił, aby nie wydać najmniejszego dźwięku, aby nie zdradzić swojej pozycji. Z drugiej strony czekał, aż jego przeciwnik wystawi się do pewnego strzału.
- Karabin jest zabezpieczony a twój przyjaciel jest bezpieczniejszy niż wcześniej. Zdaje się, że obaj macie równie wyostrzony zmysł wzroku co nietoperze. Tylko echolokacja coś wam szwankuje. Przyszedłem pogadać ze starym znajomym. Jak widzę Duchy nadal bawią się reliktami dawnej epoki. - Kowalski był pewien, że mężczyzna spojrzał w jego kierunku jednak nie mógł go widzieć, bo Adam był za zasłoną. Nie mógł. Był za to spokojny i nie wykonywał żadnych szybkich ruchów. Nadal był na pozycji nie dogodnej do strzału. - Odłóż broń i poczekajmy spokojnie na Ruska.
Cóż! Mawiają, że jeśli nie możesz pokonać wroga, przyłącz się do niego. Adam jeszcze nie był do końca pewien, że wroga pokonać się nie da. Jasnym jednak było, że w tej konkretnej chwili miał za słabe karty. To rozdanie należało zdecydowanie spisać na straty. Można jednak było przygotować sobie grunt do kolejnego. Jasnym było, że jego pozycja jest znana. Jaki sens miało zatem ukrywanie się? Adam zagryzł zęby, a następnie podniósł się i wyszedł z ukrycia. Broni jednak nie odłożył. Spojrzał pewnie na swego przeciwnika... ponieważ był przekonany że ma do czynienia z przeciwnikiem i zaczął go obchodzić szerokim łukiem. Nie mierzył do niego, nie celował, w żaden sposób nie zdradzał wrogich zamiarów... no może poza tym, że w dłoniach miał cały czas dwie gotowe do strzału klamki. Przynajmniej teoretycznie dwie.
- W sposób zabawny interpretujesz bezpieczeństwo. Stwierdził Adam beznamiętnie. - Szczególnie, jeśli za bezpiecznego uważasz kogoś, kto ma właśnie przy szyi dobre trzydzieści centymetrów stali... Następnie Adam bezceremonialnie odpalił dwukrotnie ze swojej klamki... gdzieś w bok. Nie celując, nie starając się o cokolwiek. To nie miał być nawet strzał ostrzegawczy. Miał to być jedynie sygnał.
Huknęło raz, drugi... Adam, Gregory i pewnie każdy kto widział miejsce, gdzie stał rusznikarz i domniemany napastnik zauważyli, że wszystko wokół pokrył biały, gęsty dym. Martin rozejrzał się na boki. Nie widząc na dalszą odległość jak dwa metry zląkł się. Przysiągłby, że usłyszał lądowanie - zapewne po jakimś zamaszystym skoku. Chwilę później usłyszał jakby coś bardzo szybko biegło w jego kierunku. Stał jeszcze sekundę potem coś go obaliło. Wpadł na jakieś sterty kamieni boleśnie uderzając plecami w jakiś wystający pręt. Adam widział, że nikt nie opuszcza zadymionego obszaru jednak, gdy dym zaczął rzednąć usłyszał za sobą jakiś ryk. Po chwili skowyt od, którego głowa chciała mu pęknąć. Na gruzach parę metrów od siebie zobaczył olbrzymiego pająka a niedaleko za nim... gigantyczną jaszczurkę. Ta szybko ogarnęła wzrokiem obszar starcia... zawyła drugi raz. Dym opadł...
W jego środku stał napastnik. W stroju maskującym i dredami na głowie. Tego Adam jeszcze nie widział. Miał z rękach uniesiony karabin.
- Rzuć to, kurwa. - powiedział głośno zerkając na bok.
Tego było za dużo jak na jedno popołudnie. Nie dość, że za jego plecami łaził pająk to jeszcze pojawiła się tam jaszczurka. Równie zacnych rozmiarów. Nie dość, że nikt nie reagował na jego wołanie o pomoc... bo tymże były jego strzały, to jeszcze ktoś traktował go jako realne zagrożenie. Gdyby Adam takowym był, zapewne cisnął by teraz jakimś zabawnym stwierdzeniem z gatunku “You talking to me?”. Zagrożeniem jednak nie był. Przynajmniej za takie się nie uważał, mało tego, że nie był zdolny do przedsięwzięcia czegokolwiek, to na dodatek kolana trzęsły mu się jak galareta. W gardle zaschło i w zasadzie nie byłby w stanie wydusić z siebie żadnego artykułowanego zdania... poza UGHTR! Wolno uniósł dłonie z dala od siebie sygnalizując brak złych zamiarów. Klamek jednak nie rzucił. Miast tego powoli zaczął kucać, aby odłożyć je delikatnie na ziemię. Jego oczy tymczasem desperacko poszukiwały czegokolwiek, co mogło by posłużyć za zasłonę.
- Nie jestem przeciwnikiem. Wiedz jednak, że natura jest niezmienna. Można wytresować i oswoić zwierzę, ale nigdy nie będzie działało wbrew swej naturze. Strzelaj tylko, gdy musisz. Przynajmniej w moim towarzystwie. Nie lubię hałasu... - powiedział mężczyzna przewieszając karabin przez plecy.
- Dawno nie zrobiłeś tyle hałasu. - z wylotu rury rozbrzmiał głos Ruska, który właśnie pojawił się niosąc na rękach jakąś kobietę. Jej twarz była bardzo sina, ale widać, że oddychała płynnie.
Adam nie bardzo wiedział co ma zrobić w tej sytuacji. Przeprosić, zaczerwienić się? Został w przyklęku z bronią w rękach.
- Mam wypaczone podejście do tematu przeciwników. Dla mnie ktoś, kto mierzy do mnie nożem lub w sposób jawny mi grozi jest moim przeciwnikiem... ale wiesz może jest inaczej. Mogę nie być na bieżąco w zasadach savoir vivre.
- Nie czuję urazy. Jak kobieta? - zapytał jegomość z dredami unosząc prawą rękę nad siebie. Obecni zauważyli, że pobliskie bestie ruszyły ku gościowi nie zwracając olbrzymiej uwagi na resztę. - Moje zwierzęta nie uczynią wam krzywdy.
- Mówisz o nich, jakby to były chomiki... Adam odniósł się z wyraźną rezerwą do tego co przechodziło koło niego i tego co spoglądało na niego jak na posiłek. Po raz pierwszy znalazł się w takiej sytuacji i zdecydowanie mu się to nie podobało.
- Zadyma? Jak kobieta? W ruinach jest jeszcze ten, któremu Greg prawie odstrzelił nogę. Opatrzony, nieprzytomny. Co z nim robimy?
- Kobieta żyje, ale jest w szoku. Chyba się nią jakiś czas zabawiali. Ostatni uciekł wgłąb kanału. Szakal pomożesz? - spojrzał na nowoprzybyłego. - A ty, Adam, może zajmij się nią co? Nie jestem najlepszy w opatrywaniu ran.
- Oczywiście. Adam, podszedł do kobiety z otwartymi dłońmi i torbą sanitariusza przewieszoną przez ramię.
Kobieta wyglądała na zszokowaną. Na wszystko patrzyła rozszerzonymi oczami, wokół których zaczynały pojawiać się sińce. Adam bez problemu dostrzegł to co widać od razu. Krew na głowie była powodem małego rozcięcia z tyłu oraz rozerwanego łuku brwiowego. Ten ostatni był w nienajlepszym stanie. Nos kobiety był cały, podobnie jak kości policzkowe. Z tego co Kowalski zobaczył była przykryta jakimś kocem spod którego wystawał pobłyskujący koc termiczny. Jej spodnie były opuszczone do kostek, podobnie jak bielizna a bluza była porwana ukazując posiniaczone podbrzusze oraz okolice mostka. Jej oddech był płynny, ale płytki. Po bliższym przyjrzeniu się mechanik zauważył, że pewnie niedawno płakała i darła się w niebogłosy - co by się zgadzało. Teraz jednak nie wypowiedziała nawet słowa.
Adam nie podszedł bliżej, nie dotknął kobiety. Oceny stanu jej zdrowia mógł dokonać z pewnej odległości. To, co w tej chwili wykona będzie warunkowało i może podtrzymać tylko szok i traumę w jakiej niewątpliwie teraz była kobieta.
- Zadyma. Nie wiem, jakie teraz panują zwyczaje, ale moim zdaniem ona nie powinna iść. Nie wiem do którego momentu chcesz roztaczać nad nią opiekę, ale jeśli mamy ją zabrać do Nancy, to sugeruję jakiś środek lokomocji. Ona nie powinna iść... no i jest jeszcze ten nieprzytomny koleś dwadzieścia metrów za nami... Potem Adam zwrócił się do kobiety.
- Mam na imię Adam. Nie zrobię Ci krzywdy. Przygotuję Ci teraz gazę do przemycia ran i twarzy. Weź ją. Dasz radę? Mogę Ci pomóc?*
Kobieta pokiwała powoli głową. Jej oddech wyrównywał się powoli. Adam widział jak człowiek w stroju maskującym podał karabin Zadymie a Gregory pozbierał się z ziemi. Pająk i jaszczur zbliżyły się do człowieka jak wierne kundelki obniżając się aby człowiek mógł sięgnąć do siodeł. Z jednego z nich chwycił łuk oraz kołczan strzał.
- Onar, pilnuj. - powiedział wyraźnie do jaszczura pokazując na waszą grupkę. - Tros, za mną. - powiedział do trekkuna ruszając do tunelu. - Zadyma poczekajcie tu dziesięć minut. Do tego czasu powinienem wrócić.
- Może ja skoczę po samochód? Zapytał Adam Ruska gdy tylko nieznajomy zniknął w rurze. Co robimy z tym drugim?*
- Idź po auto. Masz tu pilot. - powiedział Rusek pokazując przycisk, który otwiera drzwi garażu. - Gregory, pomóż z nią. Tamtego zabieramy. W końcu działa u nas coś takiego jak policja.
Adam kiwnął głową, odebrał pilota i puścił się biegiem po auto.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline