Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2012, 19:20   #28
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Edgardo Mortis

Mimo że wylądowałeś w tym samym miejscu co wcześniej Kerei, odszukanie go było problemem. Chłopak poruszał się przy pomocy swoich sztuczek nie zostawiając żadnych śladów, tak więc musiałeś postawić na łut szczęścia. Zagłębiając się w las słyszałeś za sobą odgłosy rozpoczynającej się na plaży bitwy, jednak byłeś pewny że gorgona będzie informowała Cie o przebiegu potyczki na bieżąco.

Las tętnił życiem, na plażę nadbiegały coraz to nowe małe grupki walczących, omijałeś je, bowiem zdradzenie swej obecności mogło by być podpisaniem na siebie wyroku śmierci.
Wraz z dalszym podróżowaniem w głąb wyspy zobaczyłeś że las szybko się przerzedza, aż w końcu drzewa ustąpiły miejsca fragmentom murów i ścian. Powoli zaczynałeś wchodzić do ruin, które na pierwszy rzut oka wydawały się być bardzo rozległym kompleksem zniszczonych budynków. Kto wie może nawet całym miastem?

Twój wzrok przykuło to, że po tym miejscu porusza się spora liczba zakutych w kajdany osób, pilnowana przez nieliczną straż. Czyżby wyprawa trafiła na wyspę łowców niewolników, i nieszczęśni rybacy stanowili trzon pracujących w ruinach osobników? Jednak nim zdążyłeś skonsultować się z kapitanem i zapytać o kolejne rozkazy, ziemia za tobą lekko zadrżała. Obróciłeś się odruchowo, a widok zmroził Ci krew w żyłach, otóż zapewne z korony ostatniego z drzew, zeskoczyła za Ciebie potężnej postury postać.


Ponad dwumetrowy osobnik, odziany w czarną obcisłą szatę, oraz z maska przysłaniającą twarz. Człek ten był niezwykle muskularny i uzbrojony po zęby, w dłoni ściskał, miecz który dla normalnego człeka byłby zapewne bronią dwuręczną. Na twój widok, zamaskowany ryknął wściekle niczym zwierze i zamachnął się potężnym mieczem by skrócić Cię o głowę.

Czas więc chyba było na prawdziwy pokaz umiejętności a nie byle walkę z rekinami…

Ishir & Kerei


Ominięcie obozu i grupek biegnących lasem nie było dla kosiarza problemem. Wystarczyło umiejętnie i oszczędnie używać portali, dbając o to by zapas energii magicznej nie uszczuplił się za bardzo. Ba chłopak miał nawet szczęście i natrafił na samotnego żołnierzyka, którego dość szybko i skutecznie obezwładnił i uzupełnił zapasy brakującej energii. Las dość szybko się przerzedzał, co nie pomagało kryciu się i przemykaniu w cieniach. Co jakiś czas Kerei musiał kryć się w kępie krzaków, czekając, aż mały oddziałek uda się w stronę plaży.

W tym czasie Ishir pokryty niebieska osłoną, ruszył po schodach gotowy do jak najszybszego ominięcia strażników, by potem w razie możliwości szybko ich spacyfikować. Chłopak stanął przed drewnianą klapą, wziął głęboki oddech, po czym jednym ruchem otworzył ją i wyskoczył na zewnątrz.

Los tak chciał, że to przejście znajdowało się skryte akurat w krzakach, przy których czaił sie Kerei. Rozpędzony chłopak z impetem walnął w kosiarza wywracając go na ziemię. Nastała chwila konsternacji, kiedy obaj mężczyźni spojrzeli sobie w twarz. Kerei od razu poznał twarz niebieskowłosego, mimo że wychudzona i zmizerniałą. W swoim gabinecie miał wszystkie listy gończe i osób zaginionych związane ze sprawą kuźni Shiro. A twarz tego osobnika z pewnością należała do Ishira Razebura, maga z Fairy Tail który zaginął tamtego felernego dnia.
Elektryczny mag natomiast patrząc na rysy kowala, zauważył spore podobieństwo do Reiego, tak jak by obaj byli ze sobą spokrewnieni.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=YiUtwUmmphQ&feature=related[/MEDIA]

By dopełnić zaś maksymalnego pokręcenia sytuacji z krzaków wyłonił się zaspany strażnik przejścia.


Jeden z głównych pomocników Varsa, spokrewniony z przywódca kultu wiecznie zaspany wojownik. Obaj leżący na ziemi mężczyźni poznali go od razu, Kerei z listów gończych, Ishir z doświadczenia. Mężczyzna ziewnął głośno i mruknął zaspanym tonem dobywając miecza.
- Co tu się wyprawia… nie powinniście być aby przypadkiem w celach?

Lucius Hyalus


Od porwania minęły dwa dni. A raczej urywki dni, bowiem białowłosy, wybudzany był jedynie na posiłki, które spożywał ledwo przytomny, omamiony usypiającym dymem, by potem znowu pozostać uśpionym. Z tego co w czasie karmienia zdołał wywnioskować, znajdował się na łodzi, która płynęła na jakąś wyspę. Jego magię tłumił specjalne kajdany, a swą „cele” dzielił razem z wróżką, która jednak uśmiechała się spokojnie za każdy razem gdy chłopak był wybudzany.

Teraz jednak o dziwo obudzono go nie po ty by podać jedzenie, a by przekazać informacje.
- Zaraz dopłyniemy na miejsce. – powiedziała sucho fioletowo włosa dziewczyna i wyszła z kajuty pozostawiając związaną dwójkę samą sobie. W końcu Lucius miał chwilę by porozmawiać z babunią, ta jednak odezwała się pierwsza.

- Nie wiń tej dziewczyny. Moje wewnętrzne oko mówi mi, że została do tego zmuszona, a po za tym zabierają nas w miejsce gdzie jest twoja ukochana. Porwali ją zapewne Ci sami osobnicy. –powiedziała lekko Margaret, budząc tym samym w sercu chłopaka nadzieję. – Ale musisz być ostrożny. –powiedziała nagle poważnie – Wyczuwam z miejsca do którego płyniemy, dziwne moce i wielkie niebezpieczeństwo. A teraz cicho bo jeszcze usłyszą, żem wróżką i mi też założą te paskudne kajdany.

Tak więc reszta drogi przebiegła w ciszy, aż w końcu chybotanie łajby ustało, zaś dwa oprychy które wcześniej zostały przez Luciusa pobite, wyprowadziły go i babunie na piaszczysty brzeg. Przed nimi rozciągał się sporej wielkości las, w stronę którego zaczęła ich prowadzić trójka oprawców. Jednak w powietrzu wisiało coś dziwnego, odór śmierci. Tak tez do uszu całej grupy ze wschodu zaczęły dochodzić odgłosy walki, jak gdyby gdzieś niedaleko toczyła się walna bitwa.
- Co tu się wyprawia… –mruknął jeden z oprychów do drugiego, a ten tylko z głupią miną wzruszył ramionami.[/i]

Ten moment wykorzystała wróżka, by szepnąć do dziewczyny która zamykała szereg. – Wiem, że Cię zastraszyli, pewnie powiedzieli że uśmierca twoją rodzinę? Lub kogoś kogo kochasz?
Fioletowowłosa drgnęła lekko i nieznacznie przytaknęła głową jak gdyby bała się, że usłyszą ich idący z przodu mężczyźni.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=81onTTgKUuE&feature=related[/MEDIA]

- Uwolnij nas… Ten młody chłopak to mag, sama widziałaś pomoże Ci. Zape…- wróżka jednak nie dokończyła bo jej słowa przerwał dziki krzyk jednego z osiłków który zwalił się na ziemię… martwy. W jego piersi ziała sporej wielkości wyżarta dziura, z której powoli wychodziło stworzonko przypominające motyla.


Był on wielkości ludzkiej dłoni, o dwóch parach czarnych skrzydeł, oraz świecący lekką fioletowa poświatą. Stworzenie zaświergotało, trzepocząc groźni skrzydłami i niczym piorun podfrunęło do drugiego z osiłków, siadając na jego szyi i wwiercając się w nią. Niczym wściekłe wygłodniałe stworzenie, pragnące tylko krwi, motyl wyjadł sobie w makabryczny sposób drogę na drugą stronę poczym zatrzepotał skrzydłami otrząsając je z krwi, martwego oprycha. Stworzonko wzleciało w powietrze i leniwie pofrunęło w stronę nadchodzącego leniwym krokiem młodego chłopaka.


Ubrany w rozpięta marynarkę i lekko poluzowany krawat, chłopak o brązowych włosach i płomiennym spojrzeniu. Wystawił palec a stworzonko posłusznie na nim usiadło, niczym tresowana słodka papużka.
- Wybaczcie… –powiedział spokojnie patrząc na dwa trupy leżące w powiększającej się kałuży krwi. – Zmiana planów i zasad panujących na wyspie za dużo tu was i jeszcze mój plan może się nie powieść.- po tych słowach przeniósł wzrok na pozostała przy życiu trójkę. – Witajcie jestem Ryo i jestem zmuszony zgładzić i was. Mam nadzieje, że nie będziecie mieli mi tego za złe. –powiedział jak gdyby zapraszał ich na piknik i podrzucił motyla do góry, a ten rozłożył skrzydła gotowy na żer.

- Uwolnij chłopaka! –krzyknęła Margaret, a fioletowo włosa dziewczyna, gnana paniką w sekundę usunęła kajdany z rąk Luciusa. – Przepraszam was… –szepnęła jeszcze z łzami w oczach i wtuliła się przerażona w staruszkę. Margaret przytuliła mocno dziewczynę i powiedziała hardo. – Luciusie Hyalus, nie oszczędzaj się, od tego chłopaka… Ryo, czuć coś naprawdę niedobrego, to nie jest zwykły przeciwnik…

Póki co jednak przeciwnikiem chłopaka nie był Ryo, a pędzący w stronę grupki krwiożerczy motyl.
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 06-02-2012 o 19:23.
Ajas jest offline