Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-01-2012, 20:21   #21
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Gdy tylko zaczęły ich otaczać rekinopodobne stwory, Edgardo odruchowo stanął plecami do Kereia. W prawej ręce dzierżył trzy noże do rzucania, a w lewej pęk kluczy.
- Czyli jednak natrafiliśmy na morskie potwory. Wyśmienicie! Zawsze chciałem mieć naszyjnik z zębów rekina - powiedział z wyraźnym zadowoleniem. - Tylko się nie przestrasz, dobra? Zaraz pokażę tym bestiom co to znaczy mierzyć się z łowcą potworów.
Poczekał najpierw aż pierwszy ze stworów się do nich zbliży, po czym gdy tylko skoczy na nich z rozdziawionymi szczękami, zamierzał wyrzucić mu prosto w paszczę trzy noże. Jednocześnie, nawet nie patrząc, wybrał drugą ręką odpowiedni klucz i wykonał nim pionowe cięcie w powietrzu.
- Hirake, Bōshoku no Tobira: Cerberus!


Powietrze przed nimi się rozdarło. Zapachniało siarką, buchnęły płomienie, a sekundę później przed łowcą pojawił się trójgłowy pies, gotowy do zasłonięcia swojego mistrza, w razie gdyby jego atak nie zatrzymał pierwszego rekina. Ogar był na oko dwukrotnie większy od szarżujących potworów, jednakże wciąż miały one nad nimi znaczną przewagę liczebną.
"koc był straszniejszy" pomyślał wciąż na swój sposób zaspany Kerei widząc pupila Edgardo. Nie powiedział jednak tego na głos, jego komentarz był inny:
- Mi również podoba się sytuacja. Podobno Dr. Odgen słynął z zmutowanych zwierząt. Choć byłem pewien, że woli kameleony i dusze małych, zielonowłosych dzieci.
Kończąc swoje na wpół stwierdzenie na wpół nieudany żart zacisnął kosę czekając na skok zwierząt. Mógłby odciąć je od centrum łodzi, ale nie sądził, aby było to koniecznie. Niewątpliwie zwierzęta są jedynym powodem śmierci rybaków i handlowców.
Chronią wyspy uważając wszystkich w okolicy za swoich przeciwników.
- Mana strike. - Wyszeptał a jego broń zaczęła błyszczeć się drobnym połyskiem czystej magii.
Oczekiwał naskoku stworzeń, aby uderzyć je wzmocnionym cięciem kosy.
Pierwszy z rekinów, który rzucił się na dwójkę najemników, swój żywot zakończył z trzema nożami w paszczy. Ciśnięte przez Mortisa pociski, bez trudu wbiły się w miękkie podniebienie, skazując potwora na powolną śmierć. Karei, jednak nie miał tyle szczęścia, bowiem okazało się ,że atakowani są nie tylko frontalnie. Z gęstej mgły obok chłopaka, niespodziewanie wyskoczył rekin, który pochwycił jego nogę w swe potężne szczęki. Trysnęła krew, gdy kły wbiły się w kończynę chłopaka, na szczęście szybki ruch kosą, pozbawił potwora łba. Noga bolała, ale wciąż była na swoim miejscu, zaś potworą było trzeba przyznać, że siłę w szczękach miały. Przekonał się tez o tym cerber, który mimo że pochwycił trzy stwory w swe paszcze, gruchocząc ich kości (a może i ości, któż to wie?), został dotkliwie ugryziony w tylną łapę.
- Tfu! - ryknęła środkowa głowa demonicznego psa. - Nie cierpię ryb! Mówiłem ci, Edgardo, żebyś przyzywał mnie tylko kiedy masz dla nas coś do żarcia, ale one są po prostu ohydne!
- Czy ja wiem? - stwierdziła lewa głowa, odrywając zębami wielkości sztyletów sporą część boku rekina. - Mi tam nawet smakują.
- Morda! Co z ciebie za ogar? Powinniśmy jeść dziczyznę i wołowinę, a nie jakieś śmierdzące ryby!
- A co to za różnica? - dodała trzecia głowa. - Przecież i tak mamy wspólny żołądek. Jeśli on się naje, to ty też.
- Nie ma mowy. Jeśli chcecie żreć to świństwo, to beze mnie - środkowy pies wyglądał na oburzenego - Rozszarpię je wszystkie i znikam stąd. Tri-hound Form!
Momentalnie demoniczny pies zaczął rozdzielać się na trzy mniejsze ogary, wydając przy tym odgłosy mielonego i rozdzieranego mięsa.
- Dobry plan. Utwórzmy formację obronną, tak aby żaden ze stworów nie mógł nas zaatakować od tyłu - zakrzyknął Edgardo.
Ogary natychmiast wykonały rozkaz, okrążając swojego mistrza i jego towarzysza, tak że teraz wszyscy stali w jednym ciasnym kręgu. Łowca w tym czasie dobył rapiera i przyjął pozycję szermierczą, gotowy do przebicia na wylot każdego rekina który skoczy w jego kierunku.
- Tch. - Syknął chłopak widząc ranę. Wiedział, że we mgle jest to bardzo prawdopodobne, ba, wszyscy w tym miejscu wiedzieli, że atak będzie pochodził z każdej strony. Czemu jednak dał się złapać? Starzeje się już?
Niemożliwe. Efekt nie byłby gwałtowny.
- Zastanawia mnie tylko jedno. Ile ich będzie? - Miał dziwne przeczucie, że roiło się tu od nich, a wielkość statku wcale nie pomagała. Rekiny reagują na dwie rzeczy, jedną jest ruch, drugą zapach krwi. Innymi słowy im gwałtowniej się bronisz i im bardziej dasz się zranić, tym więcej ich przyciągniesz.
Postanowił więc uspokoić swój oddech i po prostu czekać na okazję do obrony, gotowy na to że stwory niekoniecznie będą skakać, ale może i czołgać się w ich kierunku.
- Nie mam pojęcia - odezwał się Edgardo. - Z tego co wiem rekiny nie polują w grupach, więc jeśli rzeczywiście te bestie zostały sztucznie zmodyfikowane przez tego waszego doktora, to nie powinniśmy polegać na naszej dotychczasowej wiedzy. Chociaż, to nie jest ich naturalny habitat, a dźwięki i zapachy na powierzchni rozchodzą się inaczej niż w wodzie, więc ich zmysły mogą być przytępione. Zobaczmy co się stanie gdy będziemy stali nieruchomo.
- U podstaw to rekiny, więc tak powinny się zachowywać - stwierdził. - Ale jeżeli są tutaj jako strażnicy, powinno być ich możliwie wiele. Nie są w końcu specjalnie wytrzymałe. Choć to tylko domysł. - dodał.
Rozmowę dwójki mężczyzn przerwał ryk stworzeń, które najwyraźniej wiedziały gdzie Ci się znajdują mimo pozostawania w bezruchu. Jeden z rekinów, trochę większy niż pozostałe, skoczył na piekielnego ogara, z którym zderzył się z impetem. Dwa stwory starły się na ziemi gryząc się i drapiąc, jednak to rekin wychodził zwycięsko w tej potyczce. Gdyby nie pomoc pozostałych psów, jeden z ogarów mógłby stracić swój żywot. Dwie maszkary, zostały pozbawione życia dzięki ostrzu kosy, członka rodu Shiro, jednak potwory wciąż napływały, włażąc przez burty i wyłaniając się z mgły. Odgłosy walki zaś nie cichły, a wręcz wskazywały, że najemnicy zaczęli wkładać w walkę jeszcze więcej życia.
Kerei radził sobie całkiem dobrze, i po za ranną noga póki co nie odniósł większych ran. Gorzej z Mortisem, który mimo kunsztu w walce swą szpadą doznał kilku lekkich ran. Szpony rekinów otóż, rozdarły rękaw jak i skórę prawej ręki, jak i wywołały lekkie krwawienie z lewego boku.
- Odepchnijmy je - zaproponował. - Jestem w stanie zablokować przez pewien czas jedną stronę statku, jednak najpierw musimy się dostać do granicy. - Stwierdził. - Z lewej strony pewnie jest ich więcej, bądź ląd jest bliżej. Damy radę się tam dopchać?
- Szlag by to - jęknął łowca, chwytając się za bok. - Wybacz, ale nie jestem najlepszy w walce wręcz. Co powiesz na to żebym osłaniał cię z powietrza?
Zręcznie przerzucił rapier z prawej ręki do lewej ręki, a następnie wyciągnął spod płaszcza staroświecki pistolet o długiej lufie, z wystającym hakiem o kształcie zbliżonym do harpuna i wycelował nim w podłogę bocianiego gniazda.
- Przy okazji rozeznam się w sytuacji panującej na pokładzie - mówiąc to nacisnął spust pistoletu i wystrzelił z zamiarem wciągnięcia się na tyle wysoko, by mgła nie ograniczała mu widoczności i jednocześnie by być poza zasięgiem skoku rekinów. Następnie, jeśli mu się udało, wyciąga kuszę pistoletową i zaczyna strzelać do rekinów znajdujących najbliżej kosiarza.
- My pójdziemy z tobą - odezwał się jeden z ogarów. - Postaramy się oczyścić ci drogę. W razie śmierci i tak wrócimy do Świata Podziemnego, więc o nic się nie martw.
Kerei uśmiechnął się. W nieco pochylonej pozie odwrócił się do lewej strony statku, machnął po tym ręką. - Warp Gate - wskoczył w otworzone przed nim koło skracające drogę o pare metrów. Miał zamiar dostać się do granic statku, wywalczyć sobie chwilę spokoju, i zamknąć możliwie dużą przestrzeń, aby spowolnić przedostawanie się na statek stworzeń dzięki swojej tarczy.
Świadom był jednak że nim zdobędzie okazję, możliwe że stworzenia będą już martwe. Nie martwił się tym jednak zbytnio.
Kerei wskoczył w swój portal a następnie biegiem ruszył w stronę lewej burty, wraz z trzema osłaniającymi go ogarami. Rekiny skoczyły na chłopaka, jednak lata ( i to dość długie lata...) praktyki nie poszły na marnę. Stworzenia zostały odbite przy użyciu kosy, jak i swych odlatujących w powietrze towarzyszy. Cerbery rzuciły się na poprzewracane stwory zaś Shiro dotarł do burty, po której to wspinały się rzesze rekinopodobnych stworów.
Mortis w tym czasie na dolne bocianie gniazdo. W swym planie nie przewidział jednak jednego - specyfiki mgły. Unosiła się ona bowiem tylko nad pokładem, teraz chłopak czuł się jak by patrzył z góry na białe prześcieradło. Z pomocniczego ostrzału raczej nici. Ale przynajmniej wywiad terenowy się udał. Pozostałe staki, jak i ten na którym stacjonował, mim ataku stworów dzielnie parły do przodu, a wyspa była już blisko. Jedno jednak chłopaka dziwiło, otóż na brzegu do którego zmierzali znajdowało się coś na kształt obozu. Namioty były dobrze widoczne, a ruch wśród plamek (której daj bóg były ludźmi) wskazywał na to, że szykują się w jakiś sposób na przyjęcie statków.
Kerei stanął przed burtą i przeklął pod nosem. "Jeszcze za daleko" stwierdził w myślach spoglądając na ląd. Pierwotnie planował zablokować burtę, ale stworzenie przedostają się po całej szerokości. Nie było już miejsca na statek i najemników, tylko Odgen liczył się w tym całym zamieszaniu. Przynajmniej dla niego.
Spojrzał na psy obok siebie i odwrócił głowę, krzycząc:
- Wiesz jak mogę dostać się nad ląd nie opuszczając mgły?!
Miał nadzieję, że Mortis go usłyszy. W tym czasie gotował się do samoobrony, nie miał zamiaru marnować energię. Ścinał stworzenia, gdy tylko wystawiły głowy nad burtą.
- Interesujące zjawisko. Nigdy nie widziałem by mgła się tak zachowywała. Czyżby była magiczna? - mówił sam do siebie, analizując jednocześnie sytuację na pozostałych statkach i na lądzie.
Wtem usłyszał niewyraźny głos Kereia. Zrozumiał tylko "dostać na ląd", jednakże to mu wystarczyło.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz! - odkrzyknął do towarzysza, po czym schował kuszę i sięgnął ponownie po swoje klucze.
- Hirake, Yokubō no Tobira: Succubus!
Jeszcze raz pojawiła się wyrwa w ich wymiarze, z której buchnęły płomienie, a po chwili wyskoczyła z nich skrzydlata kobieta.


- Och, witaj mistrzu, dawno się nie widzieliśmy - powiedziała do Edgarda lubieżnym głosem, jednocześnie machając ogromnymi skrzydłami. - [i]Czego ode mnie żądasz? Wiesz, że zrobię dla ciebie dosłownie wszyyyyystko.
- Ekchem - odchrząknął nieco speszony łowca, wskazując lewą burtę - poleć tam i zabierz mojego towarzysza na ląd. To młody chłopak ochraniany przez Cerbera.
- Z przyjemnościąąąąą - odrzekła demonica, oblizując się, po czym runęła w kierunku wskazanym przez Edgarda, chwytając w talii nic nie spodziewającego się Shiro i wylatując z nim w kierunku lądu.
- Cześć kruszynko. Mój pan chce żebym się z tobą nieco zabawiła. Gdzie dokładnie mam cię zabrać? Może w jakieś ustronne miejsce, gdzie nikt nie będzie nas widział?
- Tak i leć mgłą, aby nikt nas nie widział. - Jego reakcja była raczej zimna. Przynajmniej teraz, kiedy już nie czuł wielkiej potrzeby zaciśnięcia rąk na kosie możliwie silnie, aby odciąć łeb atakującemu. - Śpiesz się, jeśli to możliwe.
Stwór z piekła rodem popędził w stronę lądu, unikając dzięki mgle spojrzeń jakimi mogli by obrzucić go stacjonujący na brzegu. Obleciał plażę i nim Kerei się spostrzegł wylądował w lasku na wydmach skąd miał świetny widok na obozowisko.
Nie był to jednak pocieszający pełen spokoju pejzaż. Na nadmorskich piaskach, biegali uzbrojeni ludzie, szykując się zapewne do zaatakowania załogi schodzącej na ląd. Kryli się po krzakach jak i maskowali w profesjonalny wojskowy sposób. Nie była to byle zgraja- to byli szkoleni żołnierze, czy też najemnicy.
- Wracaj. - Powiedział do sukkuba opierając się o kosę - i powiedz swojemu panu, aby nie wychodził na ląd. Wyspa jest naprawdę dobrze broniona. - zaczął przyglądać się stworzeniu, oczekując, aż ruszy w stronę statku.
Kobieta-demon wyraźnie posmutniała.
- Miałam nadzieję spędzić więcej czasu z takim przystojnym młodzieńcem, ale skoro już mnie nie chcesz.
Uniosła skrzydła i ponownie wzbiła się w powietrze, by powrócić na statek.
W tej zadymie zanim przerąbią się na brzeg, nie tylko połowa z nich zginie, ale cała wyspa będzie o nich wiedziała. Nie miał zamiaru marnować tam czasu.
Korzystając z zamieszania zaczął zakradać się w głąb, miał zamiar znaleźć Odgena, bądź kimkolwiek był tutejszy gospodarz, i porządnie nim wstrząsnąć.
Bitwa w mgle wcale nie pasjonowała go, tym bardziej, gdy miał większe problemy.
Być może najemnicy nie będą mu mieli tego za złe.
 
Fiath jest offline  
Stary 30-01-2012, 20:34   #22
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Ishir zatrzymał się również gwałtownie, co samuraj. Skąd ten palant mógł się tutaj wziąć? Czyżby, jako prywatny strażnik niebieskowłosego cały czas miał go na oku? To było najbardziej prawdopodobne. Z resztą nie było czasu na takie rozmyślania. Trzeba było szybko podjąć decyzję. Czy decyzja nie została już dawno podjęta?

„- Mistrzu, dlaczego z nim nie walczyłeś skoro cię wyzwał? - dziesięcioletni Ishir ze zwyczajnym dla niego podziwem w oczach patrzył na Laxusa.
- Widzisz młody, ten frajer był dla mnie zwyczajowo za słaby. – odpowiedział mag błyskawic jak zwykle głosem wypranym ze wszystkich uczuć.
- To, dlaczego ostatniemu spuściłeś łomot, chociaż był słaby? – chłopiec jak zawsze nie dawał za wygraną.
- Eh… zadajesz za dużo pytań. – Laxus nie odpowiedział dość długi moment, lecz w końcu przemówił:
- Widzisz mały… W życiu bywa tak, że spotyka się przeciwników niegodnych walki, tak jak ten dzisiejszy idiota. Spotyka się też ludzi niegodnych walki, ale sprawiających, że łomot w pełni im się należy. Tak jak ten ostatni. Są też ludzie, z którymi walczysz, bo są godnymi przeciwnikami. Z tymi walczy się najlepiej. Zawsze jednak znajdą się silniejsi. Z nimi się nie walczy. Od nich się ucieka. Istnieją jednak też tacy, którzy są silniejsi, lecz honor czy inne badziewie nie pozwala uciec. W walkę z takimi wkłada się całe swoje serce. – Laxus zamilkł wyraźnie dając do zrozumienia, że temat został zakończony.
- Nic z tego nie rozumiem mistrzu. – Mina Ishira w pełni wyrażała jego słowa.
- Eh… – Mistrz chłopaka był wyraźnie załamany – Kiedyś zrozumiesz

Ishir nigdy nie starał się dzielić ludzi według siły. Walczył z każdym bez względu na to czy był godny czy nie godny. Nigdy się nie poddawał i nie uciekał. Nigdy nie postępował zgodnie ze słowami jego mistrza. Wytworzył własny styl.
- Wybacz… – powiedział ni to do samuraja, ni to do własnych myśli.
-Nie zamierzam wracać do celi – przemówił głośniej, robiąc kilka kroków w stronę Ryo. - Wybacz Mifu, ale nigdy nie zostawię swoich towarzyszy. – Chłopak dobył miecz spoczywający do tej pory przy jego boku. – Jeśli chcesz to uciekaj i ratuj życie. Spłaciłeś dług.
- Jesteś głupi czy głuchy! -wydarł się samuraj.- Mnie i tak zabiją, a Ciebie złapią i wykorzystają do swoich planów. Przestań być taki samolubny, pomyśl ilu osobom może teraz zagrozić twoja brawura! -wykrzyczał białowłosy, starając się odsunąć elektrycznego maga, Ryo zaś obserwował ich tylko ze znudzeniem.
Słowa samuraja lekko wstrząsnęły młodym magiem. Nigdy nie brał pod uwagę konsekwencji swoich działań. Zawsze było tu i teraz. Nie uważał się jednak za samoluba. Czy cały czas był taki? Czy tylko perspektywa bycia wykorzystanym do jakiegoś mrocznego rytuału sprawiła, że jego upartość przemieniła się w samolubstwo?
- Rozumiem… – Ishir gwałtownie odwrócił się w stronę samuraja. – Dziękuję – powiedział wykonując skłon. – Twoje poświęcenie nie pójdzie na marne. Obiecuję.
Niebieskowłosy schował miecz i ruszył biegiem przed siebie. W ucieczkę wkładał wszystkie siły pozostałe w jego ciele. Skoro ktoś już miał za niego umrzeć, nie mógł pozwolić by ta śmierć poszła nadaremnie. Biegł, a z jego oczu spływały łzy…
Mifu uśmiechnął się pod nosem i spojrzał prosto na Ryo zaciskając dłonie mocniej na katanach.- Ostrzegam nie pozwolę Ci łatwo złapać tego chłopaka.
- Ile razy ja już to słyszałem... -westchnął chłopak w garniturze i wyciągnął ręce z kieszeni, samuraj zaś ruszył na niego biegiem...

~*~

Ishir pędził na łeb na szyje przed siebie, ocierając łzy rękawem. Kiedy oddaliła się od walczących na dobry kawałek zobaczył przed sobą kilkanaście różnych przejść prowadzących na górę. Najsensowniej było chyba wybrać jedno z nich i ukryć się gdzieś na wyspie.
Niebieskowłosy zatrzymał się. Chwilę rozglądał się po przejściach, kilka razy spojrzał za siebie. Korciło go, żeby wrócić. W głowie mu wirowało, samemu kręcił się w miejscu. Nie wiedział co zrobić. W końcu zdecydował...
-Blue electicity, Electric Skin
Ciało chłopaka pokryła elektryczność. I tym razem była ona tylko z początku żółta. Po chwili stała się niebieska.
Umysł Ishira uspokoił się. Wróciła zdolność logicznego myślenia. Młodzieniec wybrał pierwsze na prawo przejście i ruszył biegiem. Elektryczność powróciła do zwyczajnego, żółtego koloru, a ciało maga dzięki zaklęciu zaczęło poruszać się szybciej.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 30-01-2012 o 23:13.
Karmazyn jest offline  
Stary 30-01-2012, 22:32   #23
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wspólny post Bain & Aryuki

Lokator dziewczyny, może i był wybitnie rozbawiony tą sytuacją, ale Aryuki przygniecionej ciałami mężczyzn nie było do śmiechu. I zdecydowanie brakło jej poczucia humoru. Podobnie jak brakowało oddechu. Zdołała jednak piskliwie krzyknąć.-Złazić ze mnie, zanim kości wam poprzestawiam!
-Wiesz co możesz zrobić.”- zasugerował głos, a dziewczyna odruchowo poprawiwszy okulary na nosie dodała w myślach.-”Zapomnij.
- Chyba na kogoś spadliśmy. -zauważył Jun. - Grum weź ten tyłek, trzeba jakoś wstać. -zakrzyknął inżynier, zaś krasnolud łapiąc za głowę “kryształka” by się podciągnąć zagaił. - Mogło być gorzej, jesteśmy chyba w jakimś lesie.
-Złazić... nie gadać.-jęknęła płaczliwym tonem Aryuki.

„Ciekawość prowadzi do piekła…” – ta sentencja najlepiej oddawała charakter zdarzenia, jakie miało miejsce w podziemiach siedziby Konfederacji Alchemików. Ciekawość Baina została w pewnym sensie zaspokojona (zobaczył m.in. jak działa jeden z tajemniczych pistoletów. Podejrzewał, że „cacko” Juna działa na podobnej zasadzie), jednak na parę sekund przed teleportacją pomyślał, że to przez nią stało się to wszystko. Lot jakiemu została poddana część golema był zupełnie irracjonalny oraz pozbawiony wszelkich praw logiki. Wyglądało to tragikomicznie. W młodym Magu Kryształu obudziła się obawa, czy aby nikomu nie stanie się nic złego, czy aby na pewno nikt dziś nie zginie przebity lecącą rurką? Stało się trochę inaczej. W takich momentach rzeczywistość zwalnia, a ludzki wzrok rejestruje każdą, nawet najmniejszą czynność jaka ma miejsce. Nie tak wyobrażał sobie przygotowanie do teleportacji. Myślał, że Jun będzie ich uspokajał, zostaną do tego przygotowani, a dopiero potem oblani fioletową mazią. Wszystko stało się tak nagle, że młody Egiladrie nie miał czasu na racjonalne myślenie. Poddał się emocjom i adrenalinie. Zaczął krzyczeć, panikując iż trafi na drugi koniec świata…

… Sam proces teleportacji był procesem przyjemnym. Cała trójka swobodnie lewitowała w jakimś nieznanym, fioletowym tunelu o konsystencji galaretki. Bain poczuł się naprawdę swobodnie. Na jego twarzy pojawił się naturalny uśmiech. Towarzyszyło temu również uczucie błogości. Mogli oderwać się od wydarzeń które miały miejsce kilkanaście sekund temu. Mag Kryształu już wyciągał rękę, by dotknąć ściany tunelu, gdy nagle, tunel skończył się, a na jego końcu znajdował się czarny lej, który przyciągał trójkę bohaterów nieznaną siłą. W tunelu zaczęło wiać, Bain, Jun i Grum próbowali się czegoś złapać, by tu zostać, jednak były to daremne próby. Białowłosy poczuł mocny ucisk w żołądku, po czym z niesamowitą prędkością został wciągnięty do leja…
Następnie zobaczył światło. Nie jakieś tam „światełko w tunelu”, ale naturalne światło słońca, które górowało nad ludzką planetą. Poczuł świeże powietrze, usłyszał śpiew ptaków i zaczął spadać w dół… Dostęp powietrza został natychmiast odcięty, ponieważ w trymiga leżał na nim Grum, zaś na nim Jun. Z dzieciństwa pamiętał, że metoda „na kanapkę” była dość zabawna, jednak teraz zdawała się być zupełnie niekomfortowa. Egiladrie nie mógł wydusić z siebie nawet krzyku. Cielsko krasnoluda skutecznie to udaremniało. Błyskawicznie uderzyli w ziemię. Pod sobą usłyszał kobiecy jęk, toteż zrobiło mu się strasznie głupio. Po karkołomnej próbie postawienia siebie na nogi, cała trójka wstała powoli. Bain był cały obolały. Masował swój kark, badał się po głowie, którą swoimi łapskami obmacywał Grum. Nagle poczuł niesamowite zawroty głowy. Świat okręcił się o siedemset dwadzieścia stopni, a Mag Kryształu upadł ponownie na ziemię.

Po paru sekundach wstał, z widoczną trudnością.
- Teraz już wiem dlaczego wolę działać w pojedynkę… – łypnął groźnie na swoich towarzyszy, po czym spojrzał chłodno na dziewczynę. Rozejrzał się wokół.
- No rzeczywiście las… Przynajmniej otacza nas natura. Na początku myślałem, że idziemy do piekła, potem, że do nieba, a teraz… Teraz jesteśmy chyba w raju – westchnął.
Ponownie spojrzał na dziewczynę, po czym spytał, nie zważając na ton swojej wypowiedzi:
- A Ty kim jesteś?
-To ja powinnam raczej zadać to pytanie.- burknęła gniewnie dziewczyna.- To wy się na mnie rzuciliście.
I bynajmniej nie zainteresowana odpowiadaniem białowłosemu, zaczęła przeglądać zawartość swego plecaka, załamując się najwyraźniej.-Połamana! A taka nowiuśka była, dopiero co ją w zeszłym roku nabyłam. Połamaliście mi wędkę!
- Co tam wędka, ja obiłem sobie tyłek! -marudził Jun, który zapewne większość życia przesiedział w ciepłej pracowni, a o biwakach nie miał bladego pojęcia. Grum natomiast bez pardonu zajrzał do plecaka dziewczyny i rzekł. - No faktycznie ładna wędeczka była, ale może da się naprawić, Jun ma łeb na karku i smykałkę do takich rzeczy. -powiedział krasnal wskazując chłopaka w goglach. - A tak właściwie to ja jestem Grum, jeden z starszych rady Konfederacji Alchemików, ten młody uszatych chłopak to Kryształek, a Jun to ta maruda.- przedstawił całą grupę brodacz. - A Pani to kto?
-Nie pani. Taka stara to już nie jestem.- zamarudziła dziewczyna. I spojrzała z pewną niechęcią na marudzącego Juna. I zapewne z niedowierzaniem co do jego talentów.


-Aryuki. Aryuki Marai.-rzekła w końcu.- I to nie jest raj, tylko las.
Po czym wskazała kciukiem w kierunku z którego przyszła.-Jak pójdziecie w tamtym kierunku dojdziecie do miasta o nazwie Lasthope, a stamtąd to już pewnie traficie, tam gdzieście szli... czy latali, czy co tam robiliście w powietrzu.
- Teleportowali, niezbyt udanie. -mruknął Jun. - Tak to jest gdy, porcja eliksiru przeznaczona dla dwóch osób ląduje na trzech.
Po tym nastąpiła seria marudzenia młodego inżyniera, zaś Grum zagadnął zamyślony. - Lasthope...Lasthope, gdzieś słyszałem tą nazwę...- i nagle przyszło lśnienie.- Chwila, to obok tego miasta miała być wieża! -krzyknął uderzając się otwartą dłonią w czoło. - Powiedz mi Aryuki, nie słyszałaś może o kryształowej wieży. -to mówiąc brodacz rozejrzał się jak gdyby budynek miał pojawić się za najbliższym drzewem.
-Kolejny wasz nieudany eksperyment? - zamyśliła się dziewczyna skupiając wzrok na krasnoludzie.-Dużo ich produkujecie w ciągu roku?
- Hum? -zdziwił się brodacz unosząc krzaczaste brwi.- Że niby wieża? Nie, nie, nie to akurat nie nasz produkt. -zaśmiał się staruszek.
-Pewnie konkurencji, co?- dziewczyna sięgnęła po połamaną wędkę mówiąc.-A i faktycznie. Jakaś wieża z kryształu się pojawiła. I burmistrz z tego powodu raban robi. Echh...- wskazała kierunek palcem.-Do wieży to tam, jak nie zabłądzicie za bardzo, to do niej traficie. Akurat tam idę, więc mogę was zaprowadzić.
Po czym podeszła do Juna i wcisnęła mu w ręce połamaną wędkę.-A ty czaruj, panie alchemiku. Ma być jak nowa.

Bain nie lubił nigdy takich “panienek”. Tylko dlatego, że jest kobietą nagle trzeba traktować ją inaczej? “Piórko w dupę i na wodę...” - cytując klasyka. Eh. Nie przejmował się nią. Otrzepał swoje nieskazitelnie dotąd czyste ubranie z kurzu, po czym rozejrzał się po okolicy. Było tu spokojnie i nic nie wskazywało na to, że cokolwiek zniszczy tę sielankę. W sumie, sam przyjrzałby się jak ręce Juna działają cuda z wędką nieznajomej.
- Bain Egiladrie, członek Konfederacji Alchemików - burknął, nie patrząc na dziewczynę.
- Skoro formalności mamy za sobą, to jak rozumiem, kierujemy się do Lasthope, a następnie do kryształowej wieży? Swoją drogą, jestem ciekaw, czyją jest ona sprawką. Jeśli spotkamy Maga Kryształu, to przydadzą się dodatkowe magiczne umiejętności. Nasza gałąź magii jest zdecydowanie wytrzymała na inne. - spojrzał po twarzach wszystkich zebranych.
-Nie wiem gdzie wy chcecie. Ja akurat idę do wieży.-rzekła dziewczyna w odpowiedzi i wzruszyła ramionami informując.-Nie mam po co wracać do Lasthope, bowiem... gdziekolwiek nie ruszycie, dojdziecie tam wieczorem. Więc albo miasto, albo wieża.
Najpierw spojrzał na Gruma, a następnie na Juna. Jego wzrok oznaczał tylko jedno.
- Proponuję wybrać się do tej wieży i rozwiązać tę sprawę. Lasthope nie ucieknie, a wieża... -zamyślił się - ...hm, przy odpowiednich umiejętnościach może sprawić taką niespodziankę. Magowie Iluzji są niezwykle przebiegli. Nigdy nie byłem dobry w przełamywaniu Zaklęcia Kameleona.
Jun spojrzał na wędkę i burknął coś pod nosem, po czym rozsiadł się na ziemi i wygrzebawszy z kiszeni jakieś dziwne urządzenie, przypominające klucz francuski zaczął opukiwać wędkę. Grum zaś spoglądał to na dziewczynę to na maga kryształu aż w końcu rzekł wesoło. - Po co być takim poważnym cały czas kryształku! Jesteśmy na biwaku! -zagrzmiał i walnął chłopaka w plecy. - A Panienka po co idzie do wieży? -zagadnął krasnal unosząc brwi pytająco.
-Miejscowi się boją, że coś z niej strasznego wylezie i... mam się upewnić, że jest niegroźna.- odparła dziewczyna wzruszając ramionami. Po czym przesunęła spojrzeniem po alchemikach i westchnęła z lekką rezygnacją.-Umiecie sobie załatwić jedzenie?
Ilekroć krasnolud “klepał” go po plecach, Bain czuł jakby zaraz jego wnętrzności miały wyskoczyć na zewnątrz. Toteż po chwili na twarzy młodzieńca pojawił się jeden z wachlarzu “fałszywych uśmiechów”.
- Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało Aryuki - wyciągnął rękę w jej stronę. - Jeśli chodzi o jedzenie, to chyba nie będzie żadnego problemu.Zaraz coś upolujemy, co nie, Grum? - mrugnął porozumiewawczo w stronę przyjaciela. Mag Kryształu zawsze czuł się podniesiony na duchu przez kompana. Zawsze potrafił do niego dotrzeć.
-To dobrze. Głupio mi by was było zostawiać w głuszy bez jedzenia.- dziewczyna nieufnie uścisnęła dłoń chłopaka. Po czym dodała.-A i co do współpracy to... nie wiem, co wy tam zamierzacie robić. I nie zamierzam wam przeszkadzać. Ale... to chyba tyle. Wy macie swoje sprawy, ja swoje.
Spojrzała w kierunku Juna.-To jak? Możemy ruszać? Czy dalej zamierzacie tak stać?
Po czym obróciła się i ruszyła przodem przez las.

- To mam to naprawić czy nie! -oburzył się inżynier znad kijaszka - Tworzenie to sztuka, wymaga czasu! - mruknął nie ruszając się z miejsca, a Grum zachichotał po czym mruknął. - Nie przejmujcie się on tak zawsze, a o jedzenie się nie martwcie, mam coś chytrego ze sobą.- mówiąc to puścił oczko dziewczynie jak i kryształkowi.
- Podzielam zdanie Aryuki. Po tej teleportacji jakoś głodny nie jestem, więc możemy ruszać dalej. O ile Jun naprawi to “cacko” - ostatni wyraz wypowiedział z nieukrywaną ironią.
- Macie, no macie marudy! -mruknął Jun, który opukał połamaną wędkę już kilkunastoma urządzeniami a ta ... nie przypominała już starej prostej wędeczki. Teraz przy kołowrotku znajdował się mały monitory, trzon wędki w miejscu przełamania pokryty był metalem, a giętkie drewno pokryte było licznymi lampeczkami.- Trochę zmodyfikowałem ten prymitywny przedmiot. -burknął inżynier. - Dodałem mierniki sił i naciągów, monitor pozwalający oglądać ruchy ryb w zasięgu do stu metrów, głębokościomierz oraz możliwość odtwarzania trzech melodii zależnie od nastroju. -dodał wręczając dziewczynie o wiele cięższa wędkę. - A jak naciśniesz tu. -powiedział i kliknął czerwony guzik na kołowrotku, na co wędka zmniejszyła się do rozmiarów słomki barowej. - łatwiej będzie Ci ją przenosić.
- Genialny nie? -mruknął Grum półgębkiem do Baina i dziewczyny.
-Acha...- ni to potwierdziła, ni to pochwaliła konstruktora Aryuki, ostrożnie odbierając wędkę. W sumie to zagubiła się już przy miernikach sił i naciągów, więc nieufnie schowała ów wynalazek do plecaka i upewniwszy się, że katana nie wysunęła się z wiązania plecaka dodała.-No to chodźmy... za mną.
Po raz drugi dziś Bain przecierał oczy ze zdumienia. Nawet zwykłej naprawie, Jun może nadać rangę niesamowitej. Popatrzył na “upgrade’owaną” wędkę, po czym ruszył za Aryuki. Po przygodę.

Wędrówka po lesie trwała chwilę. Mimo, że Aryuki znała okolicę jak własną kieszeń to miejsce o którym mówił burmistrz leżało spory kawałek od miasta. Powoli robiło się ciemno, tak jak zresztą dziewczyna to przewidziała. Niemniej zbliżali się. Krok po kroku docierali do miejsca, gdzie wedle słów burmistrza Cho stała owa wieża z kryształu.
Aryuki jakoś nie paliła się do rozmowy, bowiem podczas tej wędrówki nie odzywała się z własnej inicjatywy. Jednym z powodów było jej obolałe ciało, które trójka mężczyzn poobijała lądując na nim.
Dziewczyna ignorowała radosne komentarze Gruna, jak i narzekania Juna. Jej spojrzenie było skupiona na drodze przed nimi i na wyszukiwaniu niebezpieczeństw. Co prawda w tej części lasu nic im nie groziło, ale...



… kto wie. Wieża ponoć zmieniła ryby. I możliwe, że coś jeszcze. Poza tym, dziewczyna nie miała jakoś ochoty na beztroskie pogaduszki. Najważniejsze, że do celu wędrówki było już tylko kilka kroków.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 30-01-2012 o 22:42.
abishai jest offline  
Stary 30-01-2012, 23:09   #24
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Edgardo w tym czasie obserwował to co działo się na pokładzie, aczkolwiek niewiele udawało mu dostrzec. Znajdował się natomiast w prawdopodobnie jedynym bezpiecznym miejscu na statku.
- Nie mogę tak wisieć bezczynnie. Muszę znaleźć kapitana i dowiedzieć się jakie są jego rozkazy.
W tym momencie wrócił jego Sukub i zdał mu raport z tego co zobaczył na lądzie.
- Świetnie się spisałaś. Teraz możesz wracać, musze przywołać innego ducha.
- Jak sobie życzysz, panie - rzekł demon, po czym znikł w płomieniach, a Mortis wyciągnął kolejny klucz.
- Hirake, Senbō no Tobira: Gorgonis - rzekł, a na bocianim gnieździe pojawiła się kobieta o wężowych włosach.
- Słuchaj Euryale, musisz się spieszyć. Na pokładzie trwają walki, ale chcę żebyś się w nie nie mieszała. Masz odnaleźć jedną konkretną osobę.
Edgardo na prędko opisał gorgonie wygląd Komatsu, po czym sam wspiął się na bocianie gniazdo, gdyż ręka zaczynała mu już drętwieć od ciągłego wiszenia. Ponownie nacisnął spust pistoletu, co spowodowało schowanie się zadziorów harpuna i szybkie zwinięcie stalowej linki na której był zaczepiony.
- Dobrze, zrobię wszystko co w mojej mocy - odpowiedziała wężowa kobieta i w następnej sekundzie zamieniła się w gniazdo zaskrońców, które z gracją spełzły po maszcie i znikły w gęstej mgle. Jedynie jeden gad pozostał na ramieniu łowcy, aby informować go o wynikach poszukiwań ducha.
Węże potrafiły wyczuwać ciepło żywych istot przy pomocy rozdwojonego języka, ale w takim zamieszaniu znalezienie kapitana mogło im zająć trochę czasu. Około tuzina zeszło pod pokład, drugie tyle wpełzło do kasztela i rozpoczęło przeszukiwanie kwater mieszkalnych, a reszta pozostała na pokładzie identyfikując poszczególnych walczących, po czym schodziła im z drogi aby nie zostać przypadkiem rozdeptana.
Tymczasem Cerber starał się ograniczyć posiłki wroga i zminimalizować straty po stronie floty, gryząc, drapiąc i strącając stwory wspinające się na statek po lewej burcie. Ogary trzymały się jednak na tyle blisko siebie, by w razie potrzeby pomóc sobie nawzajem gdyby jeden z nich znowu znalazł się w kłopotach.
Kapitana jednak długo nie było trzeba szukać, bowiem jego rozkaz przekrczyał panującą wrzawę, możliwe iż w jakiś magiczny sposób został wzmocniony. - Odeprzeć te bestię, zaraz schodzimy na ląd, tam będziemy bezpieczni. Odsunąć się ta fala jest moja.- po tych słowach pod mgłą błysnęło zielone światło, a pod chwile mleczny opar, rozwiał się nad małą częścią statku. Mortsi z góry dokładnie widział, jak Komatsu chowa już miecz do pochwy, zaś na stado rekinów pędzi zielona fala energii. To siła tego ataku rozwiała mgłę, zaś gdy cios uderzył w rekiny, rozbił ich falę niczym zwykłe pierze. Stwory rozleciały się na wszystkie strony, niektóre z głębokimi ranami, inne zabite przez samą siłę odrzutu. Mina kapitana wskazywała jednak iż tego ataku często stosować nie mógł.
Jeden z węży wpełzł niepostrzeżenie po plecach Komatsu, usadawiając się ostatecznie na jego ramieniu, i zaczął mu szeptać do ucha:
- Ssssss... kapitanie tego statku. Mój pan, Edgardo Mortis, ma ci do przekazania bardzo ważną wiadomość. Ssssss...
Chłopak znajdujący się na bocianim gnieździe dyktował treść wiadomości drugiemu wężowi.
- Na brzegu wróg szykuje na nas zasadzkę. Ssssss... liczna grupa uzbrojonych wojowników rozbiła obóz na plaży. Najwyraźniej spodziewali się naszego przybycia. Stanowczo odradzam schodzenie na ląd. Ssssss... załogi pozostałych okrętów wciąż walczą z rekinami. Ssssss... pomogłem też w dostaniu się na brzeg Kereiowi Shiro. Proszę wybaczyć mi moją lekkomyślność, sir, ale należało działać szybko, a uznałem że przyda nam się ktoś kto przeprowadzi dywersję wśród oddziałów wroga. Ssssss... Czekam na pana rozkazy.
- Zbrojni? -mruknął kapitan- Dobrze wiedzieć, teraz gdy tracą element zaskoczenia powinniśmy bez problemu odeprzeć ich z plaży, wydam stosowne rozkazy, a ty Edgardo, także leć na tyły wroga i dołącz do Kerei, wole mieć kogoś na ich terenie. -rozkazał kapitan poprzez węża.
- Tak jest, sir. Jeśli pozwolisz, to zostawię te dwa węże do komunikacji między nami.
Edgardo zamknął bramę Obżarstwa, a większość zaskrońców również przeniosła się z powrotem do Świata Podziemnego, natomiast dwa które pozostały natychmiast wpełzły pod zbroję zakonnika oraz płaszcz łowcy. W takiej postaci Gorgona powinna zużywać nawet mniej energii niż Imp, jednak dopóki jej nie odwoła nie będzie mógł korzystać z Double Summoning.
- Hirake, Yokubō no Tobira! - zawołał, przyzywając ponownie Sukuba.
- Ara! Już się za mną stęskniłeś? Jesteś taki słodziutki, że mogłabym cię wyssać do ostatniej kropli many.
- Nie o to chodzi - odrzekł spokojnie. - Mój pracodawca wydał mi rozkaz dołączenia do Kereia. Czy mogłabyś mnie zabrać tam gdzie go zostawiłaś?
- Och, czemu zawsze musisz być taki oschły? Z takim podejściem nigdy nie znajdziesz sobie dziewczyny.
Edgardo o dziwo lekko się zaczerwienił i zakładając ręce na pierś odwrócił wzrok.
- Nie mam czasu na takie rzeczy. Gdybym miał spełniać zachcianki wszystkich swoich duchów, to nie miałbym czasu na wykonywanie zleceń i kontynuowanie poszukiwań pozostałych kluczy.
- Oj, nie chciałam cię urazić. Masz, to na przeprosiny - nagle demon zbliżył się do Edgarda i wcisnął mu w ręce fiolkę, która pojawiła się nie wiadomo skąd. - To eliksir miłosny który sama przyrządziłam. Wystarczy jeden włos i każda kobieta która go wypije natychmiast się w tobie zakocha.
W tym momencie łowca już cały poczerwieniał i czym prędzej wyrzucił fiolkę jakby to był odbezpieczony granat.
- Czyś ty zwariowała!? Chcesz żebym resztę życia spędził w lochu? Przecież wiesz, że używanie magii miłosnej w naszym świecie jest zakazane!!
Sukub zrobił tylko minę niewiniątka.
- Ja tam o niczym nie wiem. Przecież jestem tylko duchem, prawda?
- Po prostu zabierz mnie już na tą przeklętą wyspę!
- Się robi, mistrzuniu.
Chwyciła go podobnie jak wcześniej Shiro i uniosła się w powietrze, zabierając go dokładnie w to samo miejsce, gdzie zostawiła jego towarzysza.
- Teraz poradzę już sobie sam. Muszę oszczędzać energię magiczną - rzekł do ducha po wylądowaniu.
- Tylko pamiętaj żeby niedługo zadzwonić - posłała mu całusa, po czym zniknęła w kłebach płomieni.
Edgardo postanowił zacząć eksplorację wyspy po tym jak odnajdzie kosiarza. Wolał żeby nie zrobił czegoś głupiego na terytorium wroga. Oddziały zakonników wraz z najemnikami rzeczywiście powinny sobie poradzić ze zdobyciem plaży. Natomiast ich zadaniem póki co była cicha infiltracja i dowiedzenie się jak najwięcej o osobie która za tym wszystkim stoi. Tymczasem Euryale powinna mu pomóc w znalezieniu Kereia, ponadto gęste zarośla oraz piaszczysta ziemia dodatkowo ułatwiały mu przekradnięcie się koło zbrojnych niezauważonym. Zastanawiał się tylko czy kosiarz poradzi sobie równie dobrze.
 
Tropby jest offline  
Stary 02-02-2012, 15:59   #25
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
- Uważajcie zarówno na posąg jak i na resztę sali, obawiam się pułapek - stwierdził kapelusznik do Lao i Crony, sam powolnym krokiem ruszając w stronę posągu. Miał zamiar obejrzeć go dokładnie, sprawdzając sposób mocowania medalionu do ręki jednocześnei zachowując ostrożność by ożywiony nagle posąg nie pozbawił go ukrytej pod kapeluszem głowy.
Po kilku krokach kapelusznik zobaczył iż posąg zaczął lekko drgać. Jedna z jego rąk, trzymająca małą latarnię, została wystawiona lekko przed posąg na wysokości piersi kamiennego osobnika. Tak gdzie powinien palić się płomień, błysnęło żółte światło, które strzeliło cienkim promieniem w stronę chłopaka. Ten jednak zdążył odskoczyć na bok, zaś laser rozciął tylko ziemię kawałek za nim niczym masło. Głowa posągu powoli zaczęła obracać się za kapelusznikiem zaś w sali rozległ się śmiech klauna.

- To się nazywa dopiero cięta riposta co?

Najwyraźniej klaun ze wszystkich sił starał się postawić Andhera w sytuacji gdy jego magia zawiedzie. Również tym razem nie mógł wyzwolić swojego potencjału, nie oznaczało to jednak że zamierza się poddać. Jak zwykle w przypadku trudniejszych wyzwań musiał rozpocząć zabawę od zebrania jak największej ilości informacji. Delikatnym gestem zasugerował pozostałej dwójce by spróbowała obejść posąg po przeciwniej stronie, miał nadzieję że uda mu się odciągnąć uwagę przeciwnika wystarczająco długo by mogło im się udać. Jednocześnie bez większej nadziei na sukces wypuścił stworzoną z magii kopię swojej osoby by sprawdzić jak posąg reaguje na moc cienistego. O dziwo gdy pojawiła się jego bliźniak, posąg uniósł drugą dłoń z taką samą lataraneką, i dwa promienie wystrzeliły w tym samym czasie, jeden w kopię drugi w prawdziwego Andhera. Zręczność kapelusznika pozwoliła mu uniknąć ciosu, jednak zrodzony z mocy klon został unicestwiony. W tym czasie Lao zaczął zachodzić posąg z prawej a Crona zniknęła gdzieś w cieniach zapewne używając magii chciała zajścć golema od tyłu.

W tym momencie Andher zauważył dla siebie szansę. Jeśli zdoła zająć golema wystarczająco długo by Crona lub Lao dotarł do niego powinno im się udać. Wolał narazić na niebezpieczeństwo magiczne kopie niż swoich przyjaciół, więc wytężając znaczną część swojej mocy spróbował stworzyć ich jak najwięcej i nakazać by ruszyły w stronę posągu. Sala zaroiła się nagle od wielu kapeluszników, którzy bezdźwięcznie ruszyli w stronę golema, ten zaś szybkimi ruchami wysyłał promienie tnące cienistych wojowników. Było ich jednak tak wielu, iż zdobyli kompanom Andhera odpowiednią ilość czasu. Lao wbił swą włócznie w bok posągu sprawiając, że spory kawał głazu odkruszył się od ciała, Crona zaś zesłała na przeciwnika deszcz czarnych igieł, które także uszkodziły pomnik, odrywając nawet jedną z rąk - trzymająca tarczę. Jednakże golem miał jeszcze wiele sztuczek w zanadrzu. Nagle z tyłu jego głowy otworzyła się trójka oczu, które rozbiegły się tak, że dostrzegły włócznika i różowowłosą. Dwie dłonie dzierżące miecze zaatakowały wojownika, który jednak odparł atak swą włócznią, mimo to zmuszony był do odskoku. Atak w stronę Crony był zaś bardziej zaskakujący. Posąg uniósł wazę dzierżoną w dłoni i silnym gestem posłał ciecz znajdującą się w naczyniu w stronę Crony. Czarodziejka odskoczyła w ostatniej chwili ,bowiem płyn który uderzył o ścianę przeżarł ją doszczętnie. Kontakt z ciałem był raczej gwarantowaną śmiercią.

Plan Andhera okazał się słuszy, pozwolił nawet na wyprowadzenie kontrataku przeciwko posągowi czego kapelusznik się nie spodziewał - udało mu się zatem osiągnąć więcej, niż zaplanował. Jego magia działała na posąg, przynajmniej częściowo co dawało możliwość wykorzystania nieco większej części swojego potencjału niż początkowo zamierzał. Zdawał sobie sprawę że ryzykuje ale niestety, jak to często z wyzwaniami które napotykał na swojej drodze bywało, nie dało się tego w żaden sposób uniknąć. Moc cienistego rozwijała się wraz z czasem i teraz nadarzała się idealna okazja, by wypróbować nowo nabyte zdolności - wyciągnął dłoń w stronę głowy posągu wykorzystując Zaciemnienie a następnie ruszył do ataku, licząc się jednak z tym że posąg nie zostanie pokonany tak łatwo. Niestety, pomimo przyjęcia dobrych założeń tym razem nie wszystko poszło po jego myśli. Bowiem w momencie gdy ciemność otoczyła głowę posągu, rozbłysnęło słońce na medalionie, który miał zdobyć Andher, a efekt jego czaru został rozproszony. W tedy też kapelusznik zdał sobie sprawę, że koło niego siedząc po turecku lewituje błazen który przywitał ich w tym miejscu.

- Ciekawa rzecz ten posąg nieprawdaż? Nie przypomina ci on czegoś? Niezliczone ręce, które jednak są niczym bez solidnej podstawy. Tak mowa tu o kłamstwie! -zaśmiał się klaun po czym pstryknął palcami i mówił dalej. - Niektóre są ostre, tną prawdę niczym miecz płótno. - po tych słowach nagle ręce trzymające miecze, wydłużyły się i w mgnieniu oka znalazły się przy niegotowym na to Lao. Wojownik nie zdążył nawet podnieść włóczni, gdy ostrze, rozpłatały jego zbroję niczym nic niewarty papierek, zaś z ran siknęła gęstym strumieniem krew, gdy oszołomiony chłopak upadał na ziemię.

- Inne zas potrafią przybić nie sądzisz? Smutek jaki wywołują kłamstwa potrafi wręcz sparaliżować. Nie sądzisz? - Andher nie zdążył wypowiedzieć słowa, kiedy to w rękach golema pojawiła się włócznia, ciśnięta prosto w Cronę. Ciało dziewczyny zostało porwanę w powietrze, niczym pacynka. Potężny kawał żelaza, przebił Bok różowowłosej, przybijając jej wątłą sylwetkę do ściany pomieszczenia.

- Zas te najgorsze kłamstwa... są naprawdę zabójcze... -dodał błazen z szaleńczym uśmiechem, a posąg powoli zaczął iść w stronę dziewczyny.

Od momentu gdy cienisty unicestwił swoje wspomnienia stając się nowym człowiekiem polegał na swojej magii zawsze gdy sprawy przybierały zły obrót. Był zależny od własnej mocy bardziej niż chciał przyznać, miał wrażenie że bez mocy tak naprawdę byłby nikim, szarym człowiekiem którego życie zostaje zagubione wśród tysięcy mu podobnych. Bycie magiem definiowało jego krótkie życie od samego początku, świadomość posiadania mocy była jednym z niewielu wspomnień które pozostawił we własnym umyśle przed roztrzaskaniem osobowości. Dopiero później nauczył się polegać na innych, choć był z tym jeszcze ostrożny nie potrafiąc zaufać drugiemu człowiekowi do końca, dzięki Lao i Cronie powoli otwierał się na kontakt z ludźmi. Teraz jednak, gdy z jego powodu ta dwójka stanęła na granicy życia i śmierci zawsze opanowany i spokojny kapelusznik po raz pierwszy stracił kontrolę. Uciekł całkowicie w głąb swojej mocy, szukając w niej rozpaczliwie ratunku - i znalazł tam na niego szansę, w zaklęciu którego do tej pory nie miał okazji zbyt wiele razy użyć. Cała moc jaką posiadał została wypalona w gwałtownym rozbłysku magii przeradzając się w zaklęcie, nie był to jednak koniec. Ból rozpłynął się po jego ciele gdy również jego własne siły życiowe zaczęły się spalać w magicznym płomieniu zmieniając się w czystą moc która również została wlana w zaklęcie. Andher wykorzystał najpotężniejszą zdolność by zachwiać rzeczywistością, roztrzaskać ją i uformować na nowo w łańcuch pomyślnych zdarzeń gdzie ani Lao ani Cronie nie dzieje się krzywda. Sięgnął do urojonej rzeczywistości by stworzyć swój świat na nowo

Klaun, który lewitował koło maga skrzywił się lekko, gdy ten uwolnił potężną ilość swej mocy. Jednak nie tylko jego twarz wykrzywiła się w grymasie, jego całe ciało zaczęło się skręcać, niczym powietrze czy też dym, to samo zresztą działo się z całą salą dookoła Andhera. Posąg, pomieszczenie, Lao i Crona, wszystko rozciągało się i kurczyło nierealnie czasem nawet groteskowo, zaś na ścianach zaczęły pojawiać się świetliste pęknięcia. Kiedy kapelusznik wyrzucił z siebie ostatnią, najsilniejszą falę mocy, do jego uszu dobiegł dźwięk jak gdyby pękało szkło. Gdy uchylił oczy, zobaczył że cała sala rozpada się, niczym rozbite lustro. Sypała się podłoga, ściany, sufit, pomnik, a nawet Lao i Crona. Zaś oczą Andhera ukazał się zupełnie nowy pokój.

Cienisty mag znalazł się w małym saloniku, gdzie wesoło huczał ogień, zaś lampy olejne rzucały na wszystko leniwy blask. Na ścianie na przeciwko niego nie było obrazów, trofeów czy innych ozdób, a jedynie trzy całkowicie zaskakujące elementy. Do ściany przypięte były szklane trumny, w których znajdowały się kolejno trzy ciała: Lao, Crony i Andhera. Andher wewnątrz szklanego pudła różnił się jednak od widoku jaki chłopak zapamiętał z porannych zabiegów przy lustrze. Kapelusznik, miał o wiele dłuższe włosy, był chudszy, a paznokcie upraszały się o szybkie przycięcie. Crona i Lao zresztą też wyglądali podobnie, jak gdyby w trumnach przeleżeli już sporo czasu.
Od szklanych trumien odgradzał chłopakowi drogę, fotel- zajęty fotel.



Siedział w nim kościsty osobnik o bladej cerze i fantazyjnym ubiorze. Z jego marynarki, wystawał szereg szpargałów, jak karty, łyżeczki czy piłki do żąglerki. Cylinder był już nadgryziony przez ząb czasu, zaś spojrzenie zielonych oczu - przeszywające. Stykając ze sobą koniuszki palców, bladolicy przeszywał Andhera który pojawił się w pokoju.

- Nie sądziłem że tak szybko się tu spotkamy... Zaskoczyłeś mnie Andherze.

Wędrowanie poprzez labirynt, rozwiązywanie zagadek, unikanie pułapek, później starcie z golemem i widok umierających towarzyszy zakończony desperackim uwolnieniem pełnego potencjału mocy - wszystko to dość mocno nadwyrężyło kondycję psychiczną Andhera. Dlatego teraz, gdy znalazł się w tym miejscu i uzyskał potencjalne odpowiedzi na wiele pytań coś w nim pękło, nie miał nawet siły dziwić się całej sytuacji. Ociężałym krokiem dotarł do krzesła stojącego naprzeciw rozmówcy po czym w wyraźną ulgą usiadł pokonując opór drżących od ogromnego osłabienia mięśni. Ostatnie zaklęcie wypaliło zbyt wiele sił życiowych by teraz mógł normalnie funkcjonować. Dopiero gdy miał pewność że nie przewróci się razem z krzesłem podniósł wzrok na mężczyznę z którym mógłby rywalizować o tytuł kapelusznika i trzy szklane trumny znajdujące się za nim. Powstrzymał się od zadania najgłupszego pytania które jako pierwsze przyszło mu na myśl ,,czy umarłem” i pokonując zmęczenie zmusił swój umysł do jeszcze jednego wysiłku

- Chyba nie bardziej, niż samego siebie. Wygląda na to, że przez chwilę nie byłem do końca sobą - odpowiedział, szczególny nacisk kładąc na część o nie byciu sobą
- Och, nie jak najbardziej byłeś sobą, zapewne bardziej niż kiedykolwiek, w końcu nie ograniczała Cię fizyczność, ale chyba nie dostrzegłeś tego w porę. -odparł spokojnie mężczyzna gładkim, zimnym głosem. - Chociaż mimo to wciąż mnie nie pamiętasz, prawda?
- Cóż, zabrzmi to jak przechwałki ale miałem przypuszczenia że otoczenie nie jest realne już na samym początku, na arenie. I owszem, nawet jeśli mieliśmy okazję się poznać to tego nie pamiętam. Nie zwracam jednak zbyt wielkiej uwagi na innych ludzi, więc jest to możliwe - Andher już całkowicie zdołał uspokoić się po poprzednich wydarzeniach i wrócił do swojego zwykłego, pozbawionego emocji tonu
- To dość możliwe... -mruknął mężczyzna sam do siebie po czym spojrzał Andherowi w oczy.- Czas na ostatnią grę. Najważniejszą. Widzisz trumny za mną? To ty i twoi przyjaciele, teraz rozmawia ze mną bezpośrednio twój umysł, a kompani którzy podróżowali razem z tobą, też byli tylko ich umysłami, manifestacją myśli jeżeli wolisz. -powiedział po czym wyciągnął dłoń na bok, po kieliszek z winem. Upił łyk i kontynnuował. - Twój umysł tego nie zauważył, ale... jesteś tu już od około roku. Minęło prawie dwanaście miesięcy od kiedy Cię złapałem. Dla tego teraz czas na ostatnią, najprostsza ale i najtrudniejszą grę. Musisz wybrać. Albo wyjdziecie stąd we trójkę, ale ja udziele Ci tylko kilku informacji, albo wyjdziesz stąd sam, ale dostaniesz odpowiedź na wszystko co Cię nurtuje. -zakończył bladolicy opróżniając kieliszek do dna.

Jeszcze nie tak dawno nad tego typu propozycją Andher musiałby poważnie się zastanowić. Zawsze cenił potęgę informacji, niejednokrotnie potężniejsza była ona od magii czy broni jednak w tym wypadku chodziło o coś więcej - o ludzkie życie. Nie przejmowałby się gdyby chodziło o obce osoby, wtedy bez wahania poświęciłby obie, jednak zarówno Lao jak i Crona znaleźli się tutaj przez niego. Zdawał sobie sprawę że to pytanie jest jednocześnie formą testu, jego rozmówca zapewne oczekiwał konkretniej odpowiedzi. Kapelusznik nie był do końca szczery we wcześniejszej odpowiedzi, na taką osobę zwróciłby uwagę więc znajomość prawdopodobnie pochodzi z wykasowanego okresu gdy był jeszcze całkiem innym człowiekiem. Porwanie to musiało mieć jakiś związek z tym jaki był kiedyś, czyżby zatem bladolicy liczył, że kapelusznik poświęci tą dwójkę w imię wiedzy? A jeśli tak, czy miał to być wstęp do jakiejś propozycji, bo innego celu dla całej tej rocznej farsy nie potrafił wymyślić. Nie dane mu się jednak będzie o tym przekonać

- Odejdziemy we trójkę
- Niewiele się zmieniłeś od naszego ostatniego spotkania. -stwierdził zachowując kamienne oblicze. -[i] Zawsze tylko udawałeś osobę samolubną, jednak gdy przychodziło co do czego, stawałeś po stronie innych. - westchnął mężczyzna i zerknął na zegarek kieszonkowy. - Mamy jakis kwadrans, potem według moich obserwatorów, przyjdą tu osoby, które zapewne przypadkiem zniszczą te sferę. Pytaj więc o co chcesz, odpowiem na to co uznam za słuszne.

Kapelusznik starał się nie dać po sobie poznać jak bardzo był zszokowany stwierdzeniem rozmówcy. Musiał jednak wykorzystać ten czas by dowiedzieć się czegoś więcej, w końcu najwyraźniej upłynęło wiele czasu od chwili gdy ostatni raz miał okazję być w swoim ciele

- Zacznę może od podstaw, bo niezbyt pewnie się czuję rozmawiając z kimś czyjego imienia wciąż nie znam
- Sugetsu, albo Joker jak wolisz. -odparł mężczyzna rozsiadając się w fotelu wygodniej.
- Powiedz mi, po co to wszystko? Choć zastanawiałem się nad różnymi motywami nie potrafię zrozumieć jaki był cel tego, nazwijmy to, porwania?
- Nudziło mi się. No i chciałem Cię znowu zobaczyć.- padła z ust bladego człeka kolejna zimna odpowiedź

Ze wszystkich ludzi chyba tylko Andher był w stanie zaakceptować to jako dobry powód, więc skinął głową spokojnie przyjmując to do wiadomości

- Gdzie się znajdujemy i co to za niesamowita magia która nie dość że wyrwała mnie z ciała to na dodatek pozbawiła mnie sporego kawałka życia?
- Znajdujemy sie w świecie, który można by przyrównać do rzeczywistości duchów astralnych. Czas płynie tu inaczej. Magia, cóż to stare i skomplikowane zaklęcie, jednak nie warte stosowania na codzień z prostego powodu, ja tez musiałem przesiedzieć tu rok, by to wszystko się nie rozpadło. -westchnął osobnik, póki co nie miał jakoś oporów w dawaniu odpowiedzi.

Kolejne skinięcie głową świadczyło że Andher zrozumiał odpowiedź Sugetsu

- Kiedy i gdzie mieliśmy okazję się poznać?
- Kiedyś na pewno się dowiesz.- odparł krótko kapelusznik.
- Czy masz wobec mnie jeszcze jakieś plany? Wiesz, kolejne porwania czy coś w tym stylu?
- Nie sądze byśmy tu wrócili, i tak udało mi się załapać twoją osobę dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Reszta planów to moja sprawa.
- W jaki sposób mnie złapałeś? Oraz czy wiesz co stało się z pozostałymi magami Fairy Tail którzy byli obecni w okolicy?
- Moja marionetka Cię tu przeniosła, udało mi się podmienić prawdziwego młodego księdza, na fałszywego w ciemnościach tej kuźni. -powiedział ze śmiechem kapelusznik II. - Jednak z osób z waszej śmiesznej gildii jest niedaleko, i oczekuje już od roku aż ktoś ją uratuje. Zielonowłosy chłopczyk zwariował i zniknął. Elektryczny jegomość, został porwany przez kogoś mało znaczącego. Reszta zrobiła pewnie coś równie mało znaczącego.- dodał kapelusznik z rozszerzającym się uśmiechem szaleńca.
- A gdzie dokładnie się znajdę gdy opuścimy to miejsce?
- Jakiś las zdala od cywilizacji. Ładna wieża wyrosła tu nie dawno, tam czeka jeden z twych towarzyszy. -odparł wesoło Sugetsu.
- W porządku, tyle pytań wystarczy, w końcu wybrałem opcję powrotu całej naszej trójki. Chyba najwyższy czas wrócić do siebie
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 05-02-2012, 14:17   #26
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Lucius westchnął delikatnie. Prawdopodobieństwo takiego zdarzenia wydawało się niemalże żadne. Niemniej bał się myśleć co zignorowanie tego mogło wyrządzić jego i tak już nieźle poharatanej duszy. Położył swój bagaż na ziemi i w zaledwie kilka sekund pokonał dystans między nim a mężczyznami. Powiedział ze zwodniczym spokojem:
- Sugerowałbym, byście zostawili tę kobietę w spokoju i oddalili się czym prędzej. Inaczej wasze życia mogą już wkrótce wysoce się skomplikować... a kto wie, może nawet zakończyć.
-Laluś nie wtykaj nosa w niej swoje sprawy, co? -burknął jeden z oprychów, odwracając się gwałtownie by odepchnąć białowłosego młodzieńca.
Młody mag zrobił krok do tyłu i spojrzał na oprycha z pogardą. - Skoro życzycie to sobie zrobić w trudny sposób... - wysunął otwartą dłoń do przodu - Ostatnia szansa. Odejdźcie teraz, a nie stanie wam się krzywda. - Powiedział, zachowując spokój.
- Coś Ci się chyba pokręciło chłoptasiu. -burknął oprych dobywając zza pasa metalowego pręta, drugi zaś dalej przytrzymywał dziewczynę. - Czas chyba trochę obić Ci te ładną buźkę. - stwierdził uderzając prętem o otwartą dłoń.
Lucius uśmiechnął się. Paskudnie. - W każdej innej sytuacji, zachowałbym spokój. Niemniej udało wam się trafić na mój wyjątkowo zły dzień. - Uśmiechnął się szerzej - Jak sobie życzysz. Glass-Make Pillar. - powiedział, a słup szkła poleciał w kierunku idioty próbującego mu grozić.
Mężczyzna rozchylił zdziwiony usta, po czym szklany słup ugodził go w pierś, posyłając oprycha na najbliższą ścianę w którą ugodził z impetem. Jego bezwładne ciało osunęło się powoli w dół i spoczęło na ziemi. Drugi z oprychów zszokowany całą sytuacją, stał tylko w miejscu patrząc się tempo na Luciusa.
Mag szkła odwrócił się powoli w stronę drugiego mężczyzny. Bardzo pomocnym tonem powiedział - To jest ten moment w którym odwracasz się, i uciekasz jak najprędzej, błagając o litość. Lub - powiedział wytwarzając wokół dłoni niewielką szklaną sferę - Możesz zrobić to samo co twój kolega i spróbować, jak to szło...? “Obić mi tę ładną buźkę”. - Lucius cały czas się uśmiechał - Powiedz to, proszę. W ciągu ostatnich kilku godzin miałem bardzo stresujące przeżycia. Dostarczacie mi tak wspaniałej rozrywki że aż trudno odmówić.
Mimo zapewne niezbyt dużego ilorazu inteligencji, oprych wykonał dość szybko kalkulacje i puszczając dziewczynę zaczął uciekać ile miał sił w nogach, zostawiając swego kompana za sobą. Kobieta w kimono zaś zaczęła powoli dźwigać się z ziemi burcząc pod nosem. - Dziękuje za pomoc...
- Nie ma za co. - wyciągnął dłoń by pomóc jej wstać - Wszystko w porządku?
- Tak chyba tak, kim... kim jesteś?- zapytała dziewczyna korzystając z pomocy.
- Lucius Hyalus, do usług - Mag szkła skłonił się delikatnie. - Sądzisz że oni mogą wrócić? Jeśli mają jakiś kolegów w okolicy i przyprowadzą ich ze sobą, może się polać krew. A tego wolałbym uniknąć.
- Nie sądzę... są chyba zbyt przerażeni. -stwierdziła dziewczyna wspierając się na kiju bambusa. W tym czasie podeszła do dwójki wróżka towarzysząca Luciusowi i cmokając ustami zwróciła się do młodej dziewczyny.- Długo mamy jeszcze czekać, aż to zrobisz?- padło zagadkowe pytanie.
Lucius zignorował nie mający sensu komentarz staruszki i powiedział do dziewczyny
- Czy od tego momentu będziesz potrzebować pomocy? Z chęcią pomógł bym ci dalej, ale mam do załatwienia nie cierpiącą zwłoki sprawę. - Uśmiechnął się mrocznie - Można by powiedzieć że sprawę życia lub śmierci.
Dziewczyna spojrzała zdziwiona na staruszkę, po czym na Luciusa i uniosło szybko kij bambusowy. - Myślę, że raczej długo mnie nie opuścisz. - po czym szybko dmuchnęła w kij z którego wyleciała chmura zielonego duszącego dymu, godząc w twarz białowłosego, który od razu zrobił się senny...
Jego ostatnia myśl tuż przed upadkiem wywołała jego cichy śmiech. Myśl jego przeszłego ja.
„Lepiej wychodziłeś na byciu skurwielem, co Lucius?”
Poczym zwalił się na ziemię, nieprzytomny.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 05-02-2012, 17:43   #27
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Anette

Na widok Kennego znak na twarzy dziewczyny rozbłysnął czerwonokrwistym światłem. Na początku zaniemówiła i nie wiedziała jak się zachować. Kiedyś miała go za kolegę, nawet przyjaciela. Często razem imprezowali i myślała, że to jemu może zaufać jak nikomu innemu. Myliła się. Książę po prostu chciał ją zaliczyć, jak najprostszą dziewczynę. Myśli o tym nie dawały jej spokoju przez całe jej życie. Tak wiele mogło się potoczyć inaczej. Jednak stało się jak stało. Tak próbowała sobie to wytłumaczyć. Ból na jej twarzy pierwszy raz osiągnął stopień krytyczny. Myślała, że znak zaraz eksploduje, jednak nie dawała po sobie poznać niczego. Była zła, wściekła. Czekała rok, by spotkać swojego oprawce. Była podirytowana. Czy to wszystko tylko po to? Miała chęć. Go zniszczyć. Wszystkie złe emocje, które tłumiła, nagle chciały się wydostać.
- Jak tam skarbie, zaliczyłeś już jakąś Panne? Czy musisz uciekać do przestępstw? - zapytała z podłym uśmiechem na twarzy.
- A ty jak zawsze masz cięty język. -zaśmiał się grubym głosem mężczyzna siadając do stołu. - Aż dziw, że nie starasz się rozerwać łańcuchów i mnie dopaść, czyżby okres życia na ulicy Cię zmiękczył? -zadrwił książe, i pstryknięciem nakazał Sebastianowi nałożyć jadła na talerz.
- Nie. Inne wartości życiowe. - uśmiechnęła się. Spojrzała następnie na Takera.
- Więc po co mnie tu ściągnełeś?
- Cóż to dość skomplikowane... -westchnął Taker splatając palce ze sobą. - W skrócie mówiąc, potrzebne jest mi twoje życie, a książę Kenny łaskawie zgodził się nam je udostępnić. -wyjaśnił bez ogródek białowłosy, a szlachcic dodał. - Oczywiście najpierw wezmę to co chciałem wziąć już dawno... - mówiąc to spojrzał lubieżnie na Anette.
- Potrzebne Ci jest moje życie, a co ma wspólnego z tym On? Czekaj! Moment! Jak to moje życie? Co tu sie dzieje!? Co chciałeś wziąść dawno!?
- Oh nasz szanowny Książe, powiedział nam o tobie, bowiem potrzeba mi życia osoby specjalnej, zaś ty idealnie pasujesz do opisu. Co do zachcianek sir Kennego, chodzi mu o najbardziej przyziemna z cielesnych uciech. Zapewne zamierza zabrać to, czego kiedyś nie pozwoliłaś mu dostąpić.-wyjaśnił spokojnie Taker popijając z kielicha.
Na jej ustach zagościł duży wyszczerz.
- Pan Kenny nie może użyć żadnej z przyziemnych cielesnych uciech, gdyż nie ma tego co większość mężczyzn ma. Niestety, nie podoba mi się ta umowa więc pozwól iż na nią nie przystnaę. - odparła krótko, odwracająć się do Takera.
- Ochh i pewnie dodasz jeszcze, że nie mogę Cię dotknąć? -zapytał Kenny i demonstracyjnie uniósł palec, po czym przycisnął go bez problemu do czoła dziewczyny.- Zaskoczona?
Zbiła palec ręką z całej siły.
- Od początku wiedziałam, że nie jesteś mężczyzną. Nawet z penisem nim nie byłeś. - powiedziała to aktorsko.
- Czemu chcesz moje życie? O co chodzi? - znowu zwróciła się do Takera.
Kenny zaśmiał się tylko cofając rękę.- Zobaczymy czy będziesz taka wygadana i harda w mojej komacie. -po tych słowach chwycił za nóżke indyka która pojawiła się na jego talerzu i wgryzł się drapieżnie w mięso, Taker zaś spojrzał na dziewczynę i powoli zaczął tłumaczyć. - Oh to dość proste, twoje życie posłuży mi do przywrócenia duszy i Anny z tamtego świata, a twoje ciało posłuży za jej nowy dom... jesteście bardzo podobne. -dodał i westchnął.
- A jeśli bym się nie zgodziła? I dlaczego akurat z NIM dobijałeś targu o moje ciało? - spytała spokojnie.
- Akurat twoje zdanie zbytnio sie w tej sprawie nie liczy, a nasz drogi Książę, cóż bez niego nie dowiedziałbym się o tobie, on sprzedałm nam informacje o tobie, można powiedzieć twoje życie, my daliśmy mu coś innego. -stwierdził Taker.
- Kiedy ma być zmiana?
- Wszystko w swoim czasie, wszystko w swoim czasie. -westchnął gospodarz wieży.
- Chce mi się siku. - powiedziała krótko, sięgając po widelec.
- Sebastian Cię zaprowadzi. -powiedział spokojnie Taker, a łańcuchy trzymające dziewczynę, rozwiązały się cicho, zaś kelner podszedł by chwycić ją pod ramię.
- Sama pójdę - powiedziała i ruszyła pierwsza, dyskretnie oglądając się i badając jak daleko kelner za nią idzie.
Sebastian szedł powoli kilka kroków za dziewczyną, nie spiesząc się specjalnie by ją dogonić.
Anette gdy weszła do toalety szybko rozejrzała się po pomieszczeniu, szukając jakiejkolwiek możłiwości zabunkrowania się lub ucieczki. Szukała też czegoś do walki, oprócz widelca, którego cały czas trzymała w ręku.
Toaleta jednak jak to toaleta wielu możliwości ku temu nie dała (chyba że dziewczyna planowała schować się w sedesie ale to było by conajmniej dziwne). Wszystko stworzone było tu z kryształu (po za wodą rzecz jasna), i nie było elementów których można by użyć do efektywnej walki.

Nie było szansy. Dziewczyna wzięła głęboki oddech. Spojrzała w lustro by ujrzeć swoje własne odbicie. Była już dorosła. Tak bardzo chciałaby jeszcze raz spojrzeć na matke. Tak bardzo chciałaby z nią zamienić słowo. Nagle złapał ją potworny ból głowy. Urywki wspomnień powróciły. To jak jej dom został zaatakowany. To jak matka używała łuku. Z jaką gracją używała magii. Każdy jej ruch był śmiercionośny a zarazem piękny. Czy było to spowodowane tym, że mogła sobie pozwolić na dopracowanie każdej rzeczy, ponieważ jako Władca Feniksa miała nieskończoną energie? Czy były to lata praktyki, o której Anette nie wiedziała? Jej orzeł, zrobiony był dużo szybciej niż ten Anette, tak samo jak każdy strzał z łuku zostawiał za sobą zieleniastą smugę. Wydawało się, że tak naprawde nie potrzebna jest wielkość robionej rzeczy, tylko dopracowanie każdego szczegółu. Anette nie mogła tego zrozumieć. Dlatego była gorsza? W jaki sposób matka opanowała tą magię. Jak zrobić z tak destrukcyjnego elementu, coś tak pięknego? Zielony Feniks. Ile musiała mieć w sobie siły, bo go zabić.

Słychać było uderzenie dłonią w blat. Dziewczyna spojrzała na swoją rękę. Podobno jej matka wybiła sama całą armię. Podobno jej matka była jedyną obstawą samej księżnej. Jej matka, jej matka. Te słowa latały i świstały w głowie niczym wiatr. Czemu nie mogła ćwiczyć pod okiem takiego maga? Czemu taki mag jak jej matka nie była w najlepszej dziesiątce? Czy to przez to, że musiała się ukrywać? A może władcy feniksów byli ściagani? Może chcieli przeprowadzać na nich badania? Tyle pytań pozostawało do wyjaśnienia. Anette nie zamierzała oddawać się jakiemuś byle śmieciowi. Tak samo jak nie zamierzała ginąć.

Klasnęła w ręce. Na jej przedramieniach pojawiły się dwa ostrza. Podeszła do drzwi i mocnym szarpnięciem otworzyła je. Tupnęła w ziemię i lekko wyskoczyła, by móc jeszcze mocniej odepchnąc się od ściany i rzucić na lokaja, którego chciała ściąc na miejscu.
 
BoYos jest offline  
Stary 06-02-2012, 19:20   #28
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Edgardo Mortis

Mimo że wylądowałeś w tym samym miejscu co wcześniej Kerei, odszukanie go było problemem. Chłopak poruszał się przy pomocy swoich sztuczek nie zostawiając żadnych śladów, tak więc musiałeś postawić na łut szczęścia. Zagłębiając się w las słyszałeś za sobą odgłosy rozpoczynającej się na plaży bitwy, jednak byłeś pewny że gorgona będzie informowała Cie o przebiegu potyczki na bieżąco.

Las tętnił życiem, na plażę nadbiegały coraz to nowe małe grupki walczących, omijałeś je, bowiem zdradzenie swej obecności mogło by być podpisaniem na siebie wyroku śmierci.
Wraz z dalszym podróżowaniem w głąb wyspy zobaczyłeś że las szybko się przerzedza, aż w końcu drzewa ustąpiły miejsca fragmentom murów i ścian. Powoli zaczynałeś wchodzić do ruin, które na pierwszy rzut oka wydawały się być bardzo rozległym kompleksem zniszczonych budynków. Kto wie może nawet całym miastem?

Twój wzrok przykuło to, że po tym miejscu porusza się spora liczba zakutych w kajdany osób, pilnowana przez nieliczną straż. Czyżby wyprawa trafiła na wyspę łowców niewolników, i nieszczęśni rybacy stanowili trzon pracujących w ruinach osobników? Jednak nim zdążyłeś skonsultować się z kapitanem i zapytać o kolejne rozkazy, ziemia za tobą lekko zadrżała. Obróciłeś się odruchowo, a widok zmroził Ci krew w żyłach, otóż zapewne z korony ostatniego z drzew, zeskoczyła za Ciebie potężnej postury postać.


Ponad dwumetrowy osobnik, odziany w czarną obcisłą szatę, oraz z maska przysłaniającą twarz. Człek ten był niezwykle muskularny i uzbrojony po zęby, w dłoni ściskał, miecz który dla normalnego człeka byłby zapewne bronią dwuręczną. Na twój widok, zamaskowany ryknął wściekle niczym zwierze i zamachnął się potężnym mieczem by skrócić Cię o głowę.

Czas więc chyba było na prawdziwy pokaz umiejętności a nie byle walkę z rekinami…

Ishir & Kerei


Ominięcie obozu i grupek biegnących lasem nie było dla kosiarza problemem. Wystarczyło umiejętnie i oszczędnie używać portali, dbając o to by zapas energii magicznej nie uszczuplił się za bardzo. Ba chłopak miał nawet szczęście i natrafił na samotnego żołnierzyka, którego dość szybko i skutecznie obezwładnił i uzupełnił zapasy brakującej energii. Las dość szybko się przerzedzał, co nie pomagało kryciu się i przemykaniu w cieniach. Co jakiś czas Kerei musiał kryć się w kępie krzaków, czekając, aż mały oddziałek uda się w stronę plaży.

W tym czasie Ishir pokryty niebieska osłoną, ruszył po schodach gotowy do jak najszybszego ominięcia strażników, by potem w razie możliwości szybko ich spacyfikować. Chłopak stanął przed drewnianą klapą, wziął głęboki oddech, po czym jednym ruchem otworzył ją i wyskoczył na zewnątrz.

Los tak chciał, że to przejście znajdowało się skryte akurat w krzakach, przy których czaił sie Kerei. Rozpędzony chłopak z impetem walnął w kosiarza wywracając go na ziemię. Nastała chwila konsternacji, kiedy obaj mężczyźni spojrzeli sobie w twarz. Kerei od razu poznał twarz niebieskowłosego, mimo że wychudzona i zmizerniałą. W swoim gabinecie miał wszystkie listy gończe i osób zaginionych związane ze sprawą kuźni Shiro. A twarz tego osobnika z pewnością należała do Ishira Razebura, maga z Fairy Tail który zaginął tamtego felernego dnia.
Elektryczny mag natomiast patrząc na rysy kowala, zauważył spore podobieństwo do Reiego, tak jak by obaj byli ze sobą spokrewnieni.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=YiUtwUmmphQ&feature=related[/MEDIA]

By dopełnić zaś maksymalnego pokręcenia sytuacji z krzaków wyłonił się zaspany strażnik przejścia.


Jeden z głównych pomocników Varsa, spokrewniony z przywódca kultu wiecznie zaspany wojownik. Obaj leżący na ziemi mężczyźni poznali go od razu, Kerei z listów gończych, Ishir z doświadczenia. Mężczyzna ziewnął głośno i mruknął zaspanym tonem dobywając miecza.
- Co tu się wyprawia… nie powinniście być aby przypadkiem w celach?

Lucius Hyalus


Od porwania minęły dwa dni. A raczej urywki dni, bowiem białowłosy, wybudzany był jedynie na posiłki, które spożywał ledwo przytomny, omamiony usypiającym dymem, by potem znowu pozostać uśpionym. Z tego co w czasie karmienia zdołał wywnioskować, znajdował się na łodzi, która płynęła na jakąś wyspę. Jego magię tłumił specjalne kajdany, a swą „cele” dzielił razem z wróżką, która jednak uśmiechała się spokojnie za każdy razem gdy chłopak był wybudzany.

Teraz jednak o dziwo obudzono go nie po ty by podać jedzenie, a by przekazać informacje.
- Zaraz dopłyniemy na miejsce. – powiedziała sucho fioletowo włosa dziewczyna i wyszła z kajuty pozostawiając związaną dwójkę samą sobie. W końcu Lucius miał chwilę by porozmawiać z babunią, ta jednak odezwała się pierwsza.

- Nie wiń tej dziewczyny. Moje wewnętrzne oko mówi mi, że została do tego zmuszona, a po za tym zabierają nas w miejsce gdzie jest twoja ukochana. Porwali ją zapewne Ci sami osobnicy. –powiedziała lekko Margaret, budząc tym samym w sercu chłopaka nadzieję. – Ale musisz być ostrożny. –powiedziała nagle poważnie – Wyczuwam z miejsca do którego płyniemy, dziwne moce i wielkie niebezpieczeństwo. A teraz cicho bo jeszcze usłyszą, żem wróżką i mi też założą te paskudne kajdany.

Tak więc reszta drogi przebiegła w ciszy, aż w końcu chybotanie łajby ustało, zaś dwa oprychy które wcześniej zostały przez Luciusa pobite, wyprowadziły go i babunie na piaszczysty brzeg. Przed nimi rozciągał się sporej wielkości las, w stronę którego zaczęła ich prowadzić trójka oprawców. Jednak w powietrzu wisiało coś dziwnego, odór śmierci. Tak tez do uszu całej grupy ze wschodu zaczęły dochodzić odgłosy walki, jak gdyby gdzieś niedaleko toczyła się walna bitwa.
- Co tu się wyprawia… –mruknął jeden z oprychów do drugiego, a ten tylko z głupią miną wzruszył ramionami.[/i]

Ten moment wykorzystała wróżka, by szepnąć do dziewczyny która zamykała szereg. – Wiem, że Cię zastraszyli, pewnie powiedzieli że uśmierca twoją rodzinę? Lub kogoś kogo kochasz?
Fioletowowłosa drgnęła lekko i nieznacznie przytaknęła głową jak gdyby bała się, że usłyszą ich idący z przodu mężczyźni.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=81onTTgKUuE&feature=related[/MEDIA]

- Uwolnij nas… Ten młody chłopak to mag, sama widziałaś pomoże Ci. Zape…- wróżka jednak nie dokończyła bo jej słowa przerwał dziki krzyk jednego z osiłków który zwalił się na ziemię… martwy. W jego piersi ziała sporej wielkości wyżarta dziura, z której powoli wychodziło stworzonko przypominające motyla.


Był on wielkości ludzkiej dłoni, o dwóch parach czarnych skrzydeł, oraz świecący lekką fioletowa poświatą. Stworzenie zaświergotało, trzepocząc groźni skrzydłami i niczym piorun podfrunęło do drugiego z osiłków, siadając na jego szyi i wwiercając się w nią. Niczym wściekłe wygłodniałe stworzenie, pragnące tylko krwi, motyl wyjadł sobie w makabryczny sposób drogę na drugą stronę poczym zatrzepotał skrzydłami otrząsając je z krwi, martwego oprycha. Stworzonko wzleciało w powietrze i leniwie pofrunęło w stronę nadchodzącego leniwym krokiem młodego chłopaka.


Ubrany w rozpięta marynarkę i lekko poluzowany krawat, chłopak o brązowych włosach i płomiennym spojrzeniu. Wystawił palec a stworzonko posłusznie na nim usiadło, niczym tresowana słodka papużka.
- Wybaczcie… –powiedział spokojnie patrząc na dwa trupy leżące w powiększającej się kałuży krwi. – Zmiana planów i zasad panujących na wyspie za dużo tu was i jeszcze mój plan może się nie powieść.- po tych słowach przeniósł wzrok na pozostała przy życiu trójkę. – Witajcie jestem Ryo i jestem zmuszony zgładzić i was. Mam nadzieje, że nie będziecie mieli mi tego za złe. –powiedział jak gdyby zapraszał ich na piknik i podrzucił motyla do góry, a ten rozłożył skrzydła gotowy na żer.

- Uwolnij chłopaka! –krzyknęła Margaret, a fioletowo włosa dziewczyna, gnana paniką w sekundę usunęła kajdany z rąk Luciusa. – Przepraszam was… –szepnęła jeszcze z łzami w oczach i wtuliła się przerażona w staruszkę. Margaret przytuliła mocno dziewczynę i powiedziała hardo. – Luciusie Hyalus, nie oszczędzaj się, od tego chłopaka… Ryo, czuć coś naprawdę niedobrego, to nie jest zwykły przeciwnik…

Póki co jednak przeciwnikiem chłopaka nie był Ryo, a pędzący w stronę grupki krwiożerczy motyl.
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 06-02-2012 o 19:23.
Ajas jest offline  
Stary 06-02-2012, 19:23   #29
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Anette Cassai


Dziewczyna wyskoczyła z łazienki gotowa do jak najszybszego ataku na Sebastiana. Początek planu szedł dobrze, Anette wyskoczyła z toalety, odbiła się od pobliskiej ściany by jak najszybciej dotrzeć do zdziwionego lokaja. Ten jednak szybko sięgnął do kieszeni wydobywając swój kieszonkowy zegarek. Zakręcił nim, a klapka otworzyła się, ukazując tarcze zegara. Z ust Sebastiana padły zaś spokojne słowa.
-Magic Clock – Sphere of the time. – po wypowiedzeniu formuły zaklęcia odsłonięte wnętrze zegarka błysnęło jasnym blaskiem. Z przedmiotu wyleciała, półprzezroczysta, tarcza zegarowa, przypominająca wielkością, pawęż.


Dziewczyna nie zdążyła wyhamować i wpadła na nadlatujące zaklęcie, przenikając przez wielki zegar. Jednak w momencie zetknięcia z tarczą zegarową, jej ruchy zaczęły gwałtownie zwalniać, a po chwili dziewczyna całkowicie zamarła w miejscu, niczym figura z wosku. Nie mogła poruszać oczami, czy nawet oddychać. Zdała sobie jednak sprawę iż oddychanie nie jest jej teraz potrzebne, tak samo jak bicie serca i tym podobne czynności, które zostały wstrzymane.
- Panienka wybaczy, dla Panienki dobra musiałem umieścić Cie Anno poza czasem.

Wrzawa zwabiła zapewne Takera i Kennego, którzy powolnym krokiem zbliżyli się do dziewczyny. Właściciel wieży z pobłażliwym uśmiechem, szlachcic zaś z szyderczym wyrazem twarzy.
- Mała bojowniczka jak zawsze. –zakpił Kenny obchodząc dziewczynę i oglądając ją niczym eksponat w muzeum. Taker zaś pstryknął jedynie palcami, a ze ścian wypełzły łańcuchy które unieruchomiły dziewczynę. Chwile po tym jak się zawiązały efekt wstrzymania czasu minął, a Sebastian zamknął swój zegarek, dyskretnie ocierając kropelkę potu z czoła, widać sztuczka była męcząca.

- Nie ma co tracić czasu! –powiedział Taker i klasnął wesoło w dłonie. – Sir Kenny, bierz co twoje, macie ile chcecie czasu w twojej komacie, Sebastianie ty pójdziesz ze mną. –powiedział białowłosy i ruszył wraz z kelnerem w swoją stronę. Kenny zaś popchnął obwiązaną niczym baleron dziewczynę, w stronę swojej komnaty.

~*~

Gdy szlachcic i Anette oddalił się na odległość głosu od Takera ten mruknął do swego służącego. – Czuje, że mamy nieproszonych gości, zajmijcie się nimi, nie chce by cos przerwało rytuał. Jacyś magowie… i cos czego nie jestem w stanie do końca wyczuć ale pachnie znajomo.
- A sir Kenny? Zabić go? –zapytał Sebastian kłaniając się swemu mistrzowi.
- Nie, nie, niech rytuał wypełni się w pełni, dziewczyna jest łatwiejsza do odczytania niż książka dla dzieci. –powiedział Taker ze złowieszczym, uśmiechem. – Jestem pewny że zrobi co trzeba, ten idiota książę też.
Po tych słowach Sebastian ponownie się skłonił i zniknął rozsiewając dookoła zapach siarki, Taker zaś nucąc pod nosem ruszył dalej korytarzem. – Już niedługo Anno, niebawem będziemy znowu razem. –mruknął z nostalgia w głosie. – A wtedy powiesz mi kto Cię skrzywdził… –dodał a jego oczy błysnęły złowieszczo w świetle słońca wpadającego przez małe okienka.-… a wtedy ja go zniszczę. –dodał i uderzył pięścią w ścianę, wywołując serię pęknięć na zielonym krysztale.

~*~

Kenny wepchnął Anette do swojej izby, o wiele większej i lepiej urządzonej niż pokoik dziewczyny. Silnym ruchem posłał ja na łóżko i począł zamykać za sobą drzwi mrucząc pod nosem lubieżnym głosem. – Teraz odpłacę Ci się za wszystko, zabiorę Ci całą godność…
W tym momencie w głowie dziewczyna usłyszała wesoły głos Takera. – Miłej zabawy wam życzę... – i poczuła jak nagle łańcuchy opadają z jej ciała, zaś magia ponownie jest w jej zasięgu.
Kenny odwrócił się nieświadomy niczego lecz widząc wstającą z łóżka oswobodzoną dziewczynę stanął jak wryty. – Co tu się dzieje!? Miałaś być cały czas bezbronna.

Anette zaś, nie była ani bezbronna.. Anie też spokojna…

Andher, Bain Egiladrie, Aryuki Marai


Grupka pod przewodnictwem dziewczyny w okularach powoli zbliżała się do miejsca gdzie stać miała kryształowa wieża. Jun marudził, Ghim podziwiał widoki, zajadając się kiełbasa wydobytą z plecaka, zaś Bain zajęty był własnymi myślami. Jednak ogólne milczenie przerwał nagle Jun który stanął w miejscu i dawkowanym tonem zapytał. – Może mi ktoś wytłumaczyć… Co to jest? –powiedział wskazując mały namiocik cyrkowy skryty wśród drzew. Z namiotu zaś wystawała wesoło pomalowana armata, która wycelowana była prosto w grupkę. Lont zaś właśnie zasyczał dochodząc do końca, a armat z odgłosem urodzinowej serpentyny wystrzeliła w grupkę, która znalazła się w niewłaściwym miejscu i czasie…

~*~

Sugetsu spojrzał na Andhera i zaklaskał wesoło w dłonie, a za szklanymi trumnami otworzyły się trzy szerokie otwory. – A więc jak sobie życzysz! Czas już lecieć!- zaśmiał się kapelusznik po czym spojrzał jeszcze na Andhera siedzącego przed nim. – A i żeby zaoszczędzić Ci tłumaczenia,
Zadbałem o to by ta dwójka która Ci towarzyszyła, słyszała cała naszą rozmowę.
–powiedział uśmiechając się niewinnie. – A i radze ci odwiedzić tę wieżę, przynajmniej pomożesz swojej byłej towarzyszce. Tak więc do zobaczenia! –powiedział wesoło, a Andher siedzący na krześle, poczuł jak by coś wciągało go w wielki wir, prowadzący wprost do szklanej trumny, potem zaś usłyszał bardzo głośną urodzinową serpentynę, i poczuł wiatr w swych dłuższych niż kiedy się tu pojawiał włosach…

~*~

Wystrzelony z armaty Andher, walnął z impetem w Juna, wywalając się razem z nim na ziemię. To samo spotkało zresztą Gruma, który został ugodzony pancernym Lao, oraz Aryuki, na którą wpadła Crona. Po krótkiej chwili krzyków, plątania się po ziemi i pospiesznego wstawania , grupa wędrująca w stronę wieży, mogła zobaczyć, kto został w nich wystrzelony z armaty.


Osobnik, który ugodził w Juna ubrany był w szary prochowiec , lekko znoszony kapelusz, a przy dopiętą miał szpadę. Włosy osobnika, jak zresztą całej trójki, były zaniedbane i wyglądał jak by bardzo dawno nie widziały nożyczek, tak samo paznokcie. Wychudłe twarze całej trójki wskazywały, że dawno nie jedli nic porządnego.

Drugą z wystrzelonych osób, był ciężkozbrojny włócznik, który nabił Grumowi sporego guza.


Lao był postawnym młodym mężczyzną zaś jego pancerz nosił ślady wielu walk. Z oczu dobrze mu patrzyło, mimo że lekko oszołomiony rozglądał się po okolicy, jak gdyby nie za bardzo wiedział jak się tu znalazł.

Ostatnia osobą była zaś kobieta (a przynajmniej sugerowały to bardzo niewielkie wybrzuszenia w rejonach klatki piersiowej)


Crona ubrana w długą czarną suknię, ciasno przylegającą do ciała, od razu zaczęła przepraszać wywróconą Aryuki, odgarniając z twarzy przydługie różowe włosy. Wyglądała na bardzo przestraszona i zmieszaną całą sytuacją.

Gdy wszyscy powstali i otrzepali się z kurzu, Grum obrzucił Andhera i Cronę badawczym spojrzeniem po czym zapytał. – A wy nie jesteście przypadkiem dwójka magów która zaginęła rok temu? Grubsza sprawa, sporo magów z Fairy Tail zniknęło na jednej misji. Bardzoście do nich podobni, a ty masz nawet tutaj tatuaż. –stwierdził krasnolud wskazując dłoń Crony.

~*~

Kiedy sprawa pojawienia się trójki nowych członków małej ekspedycji została wyjaśniona, do jeziora zostało zaledwie parę kroków. Wystarczyło odsunąć na bok krzaczory i oto było, nieskazitelnie czyste jeziorko, w którym pływały najróżniejsze ryby. Jedne malutki, inne wielkie rogate i mackowate. Jednak nie zachowywały się groźnie. Głos w głowie Aryuki mruknął tylko –„ Niektóre są naprawdę smaczne, chociaż wam nie polecam, no chyba, że życie wam nie miłe.

Na środku jeziorka, zaś była wyspa złożona z kryształowej masy, a na niej potężna budowla, której szukali – kryształowa wieża.


- Dziś nie ma co tam płynąć, za ciemno już, w nocy lepiej w takie miejsca się nie udawać. –zarządził Grum i postawił na ziemi plecak. – Czas rozbić obóz, nie martwcie się mam kilka zapasowych, pomniejszanych namiotów. –rzucił wesoło do grupki Andhera, p oczy zaczął wyjmować z torby małe zawiniątka, które okazały się magicznie zmniejszonymi namiotami.

Głos w głowie Aryuki zaś, na widok wieży mruknął niezrozumiale i zamilkł – co było dlań dość dziwne zwłaszcza, że okazji do kąśliwych uwag nie brakowało.

~*~

Grum okazał się mistrzem polowej patelni i nikt nie mógł odmówić smaku przygotowanej przez niego potrawki. Dodał do niej jakichś tajemniczych ziółek, które nadały daniu niezwykłego aromatu i posmaku.
Jun natomiast szybko sklecił przy użyciu swych tajemniczych narzędzi, porządne nożyczki fryzjerskie jak i do paznokci, dzięki którym „Grupa z armaty” mogła doprowadzić się do porządku. Wynalazca wziął się również za budowę łódki, na jutrzejszy poranek. Ciche przekleństwa dochodzące z mroku, obok jego namiotu, na temat braku odpowiednich warunków, dowodził tego że wciąż zawzięcie pracował, gdy wszyscy powoli kładli się spać, po typowych dla takiego nocowania rozmowach przy ognisku.
Uznano, że warto trzymać warty, zaś pierwszym ochotnikiem okazał się Lao, włócznik chciał w ten sposób odwdzięczyć się za gościnność i pomoc nowopoznałych osób.

Kiedy mężczyzna siedział przy ognisku wsłuchany w odgłosy natury i ciche mamrotanie Juna, coś przemknęło za jego plecami. Lao chwycił pewniej broń, zerkając niepostrzeżenie przez ramię. Jednak tylko się uśmiechnął i odłożył oręż, widząc jak szczupła sylwetka wsuwa się do namiotu Andhera.

Andher, który leżał już w namiocie szykując się do snu, został zaś całkowicie zaskoczony przez pojawienie się Crony! Dziewczyna weszła do jego namiotu, ściskając mocno poduszkę które Grum rozdał wszystkim. – Nie mogę zasnąć… możemy trochę porozmawiać?
Niektórzy zwalczali smoki, inni podróżowali po lochach szukając skarbów, uznając to za wyzwanie. Jednak na Andhera spadła misja jeszcze trudniejsza – nocna rozmowa z posmutniałą kobietą!

Aryuki też nie mogła spokojnie delektować się snem. Bowiem gdy tylko wsunęła się do namiotu, głosik w jej głowie odezwał się. „– Musimy poważnie pogadać. ”- mruknął mieszkaniec jej ciała. – „ Na temat tej wieży… warto chyba byś cos wiedziała. Nie żebym się troszczył o twoje życie… ale to może i na mój los wpłynąć.

~*~

Gdy noc dobiegła końca, a słońce wesoło świeciło na niebie, wszyscy chętni do podróży na kryształową wysepkę, zebrali się przy sporej łódce zbudowanej przez Juna. Pojazd był gotowy do drogi, zas zbadanie kryształowej wieży pozostawało już tylko kwestią kilkunastu minut… o ile podróż przez jeziorko o każe się bezpieczna.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 13-02-2012, 23:28   #30
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Edgardo uniósł powoli wzrok, by ujrzeć przysłoniętą maską twarz wielkoluda.
- Może spróbujemy załatwić to nieporozumienie jak kulturalni ludzie, przy szklaneczce wina? - zaproponował.
Próbował zachować spokój, mimo iż sam widok olbrzyma zapewne każdego przyprawiłby o ciarki na plecach. Wielkolud w odpowiedzi ryknął tylko na niego, omiatając go w całości swoim śmierdzącym oddechem.
- Wezmę to za nie - odrzekł chłopak, machając jednocześnie dłonią przed twarzą, by pozbyć się smrodu.
Zaraz potem musiał działać niezwykle szybko jeśli chciał ujść z życiem, gdyż olbrzym bez uprzedzenia zamachnął się na niego swoim wielgachnym mieczem. Łowca natychmiast pochylił się do przodu i skoczył przed siebie, starając się przeturlać między nogami wielkoluda. Jednocześnie włożył prawą rękę do kieszeni i wymacał odpowiedni klucz. Nie miał wyboru, do tej walki zdecydowanie potrzebował swojego najsilniejszego ducha.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=3XyBMYbLiCU&feature=related[/MEDIA]

- Hirake, Hokori no Tobira: Incubus! - krzyknął, otwierając bramę Pychy, z której wyskoczył rogaty demon w krwistoczerwonej pelerynie.


Przeciwnik o zamaskowanej twarzy na widok demona od razu z dzikim rykiem zaszarżował na niego biorąc szeroki zamach swym olbrzymi ostrzem. Inkub jednak z zuchwałym uśmiechem schylił się, unikając z łatwością ciosu, który ściął drzewo za nim. Przyzwany stwór zaś bez problemu dostał się za plecy wroga, stwarzając sobie idealną okazję do ataku.
- To ma być mój przeciwnik!? Chyba żarty sobie stroisz, Edgardo!
Wyglądało na to, że wielkolud nijak nie mógł dorównać szybkością i zwinnością Inkubowi, który bez wahania wykorzystał okazję by po zgrabnym uniku zaatakować go od tyłu.
- Tym razem wybaczę ci tą zniewagę, ale następnym razem masz mi znaleźć kogoś naprawdę mocnego, bo inaczej to ciebie przebiję moją kosą. Boiling Scythe!


W ręku demona pojawiła dziwacznie wyglądająca broń, która w mgnieniu oka zaczęła jarzyć się na czerwono, a powietrze wokół niej drgało od gwałtownych zmian temperatury. Inkub uniósł kosę i zamachnął się by wbić jej górne ostrze głęboko w plecy przeciwnika, a następnie rozdzielić ją do postaci podwójnej kamy i wspiąć się po plecach olbrzyma, po czym owinąć łańcuch którym połączona była jego broń wokół szyi przeciwnika i zeskoczyć na dół, by powalić go na ziemię.

W tym czasie Edgardo przycupnął za najbliższym fragmentem muru, czy też może ściany jakiegoś zrównanego z ziemią budynku i wyciągnął Gorgonę spod swojego płaszcza. W drugiej ręce trzymał nóż.
- To może trochę zaboleć, ale potrzebuję twojej krwi. Jeśli walka pomiędzy Inkubem i tym gigantem zacznie się przedłużać, to będzie działało na naszą niekorzyść, gdyż moje zasoby many nie są niewyczerpane, a wiesz że ten furiat nigdy się nie oszczędza.
- Rozumiem, ssssss... - przytaknął wąż. - Nie powstrzymuj się, ta postać to tylko niewielki fragment mojego ciała. Nic mi nie będzie. Ssssss...
Edgardo ostrożnie naciął lewy bok zaskrońca, po czym wziął do ręki bełt i umoczył jego grot w krwi przywołańca.
- Tyle powinno wystarczyć. Dziękuję, Euryale.
- Cieszę się, że mogłam być pomocna, ssssss... - zasyczał wąż, po czym wpełzł z powrotem pod płaszcz szlachcica, który właśnie naciągał cięciwę kuszy.
Miał tylko jeden strzał. Na potworze tej wielkości zwykłe bełty i noże do rzucania nie zrobiłyby żadnego wrażenia, a walka w bezpośrednim starciu byłaby dla niego stanowczo zbyt ryzykowna. Jednak krew Gorgony powinna osłabić go na tyle, by w razie porażki Inkuba mógł z nim walczyć na równych warunkach.
Wychylił się więc zza murku i uniósł kuszę, wyczekując odpowiedniej chwili by oddać strzał.
Kosa ze świstem rozdarła powietrze, po czym wbiła się w plecy olbrzyma, który ryknął bardziej ze wściekłości niż bólu. Jednak plan Inkuba by wspiąć sie na wroga, zakończył się fiaskiem, bowiem rozgniewany zamaskowany osobnik, obrócił się niespodziewanie i odrzucił z impetem demona od siebie.
Wtedy też był idealny moment do oddania strzału, wróg był odsłonięty, zaś Inkub nie mógł wejść pod tor strzały. Edgardo nacisnął na spust swej broni, a bełt poszybował w stronę monstrum. Pocisk trafił perfekcyjnie, wbijając się głęboko w potężną pierś zamaskowanego. Ten stęknął cicho, po czym ryknął jeszcze głośniej niż poprzednio, oczywiście na efekty trucizny był otrzeba chwilę zaczekać. Zamaskowany berserker, uniósł swój miecz, jednak zrobił to zbyt gwałtownie... bowiem rękojeść wyślizgnęła mu się z dłoni potężne ostrze poszybowało gdzieś daleko za niego, wbijając się w jedną ze ścian zniszczonych budynków jak w masło.
Inkub zaśmiał się wniebogłosy na widok poczynań berskera.
- Haha! Głupiec, który nie potrafi nawet utrzymać w ręku własnej broni! Aż wstyd mi, że muszę walczyć z kimś takim!
Dopiero po chwili demon uspokoił się i przybrał groźną minę, wciąż jednak uśmiechając się szyderczo.
- Pokażę ci jak się to robi, ćwierćmózgu. Hell Ember!
Tym razem to ciało Inkuba nabrało czerwonego odcienia, a jego ruchy gwałtownie przyspieszyły. Przywołaniec zaczął okrążać swojego przeciwnika z zawrotną szybkością, owijając wokół niego łańcuch łączący dwie małe kosy, który z każdą chwilą coraz bardziej się wydłużał. Celem demona było całkowite spętanie olbrzyma, a następnie unieruchomienie go poprzez wbicie głęboko w ziemię drugiej kosy. Edgardo tymczasem załadował do kuszy następny bełt i wystrzelił celując w stopę wielkoluda, by dodatkowo utrudnić mu utrzymanie równowagi.
Berserk ryknął ponownie, ale zachwiał się lekko, swe wielkie łapsko układając na głowie, zapewne magiczna trucizna zaczynała działać. Inkub zaś pędził dookoła niego, obwiązując go niczym baleron swym rozgrzanym łańcuchem, który przepalał czarną szatę stopniowo. Bełt również trafił w cel, jednak wielkolud na pewno bardziej odczuwał druzgocące skutki łańcucha. W chwile potem zamaskowany grzmotnął o ziemię, wijąc się i rycząc głośno.
Ciało Inkuba powróciło do normy, jednak jego kosa wciąż pozostawała rozgrzana do czerwoności. Łowca w końcu wyszedł z ukrycia i przyjrzał się z bliska schwytanemu olbrzymowi. Zdażało mu się już nie raz polować na większe, a przy tym bardziej inteligentne stwory, ale z tym poradził sobie wręcz zbyt łatwo.
- Hmm. Ciekawe czy ma coś wspólnego z tym doktorem Ogdenem, o którym wszyscy mówią?
Skinął głową na Inkuba, by ten zdjął maskę berserkerowi, po czym sam kontynuował:
- Co bydlaku, nie lubisz kiedy piekielny żar przypala twoje ciało? Gadaj kim jesteś i dla kogo pracujesz, a może oszczędzę twoje życie. W końcu nie można mieć pretensji do głupców, że są głupcami, prawda?
Inkub pochylił się by zdjąc maskę z olbrzyma, ten jednak ryknął napinając wszystkie muskuły do granic możliwości.


Mimo piekielnego ognia parzącego ciało, olbrzym nie przestał napinać się i szarpać. Łańcuch zaś nie wytrzymał i pękł z metalicznym zgrzytem. Olbrzym wstał dysząc z bólu jak i zmęczenia tym nadludzkim wysiłkiem, po czym sięgnął po dwa niezwykle długie miecze wiszące na jego plecach. W oczach pod maską paliła się wręcz rządza mordu.
- Czyli masz w sobie jeszcze jednak trochę pary? - zawołał Inkub z nieukrywanym zadowoleniem. - Świetnie, właśnie chciałem znaleźć jakąś wymówkę żeby jeszcze trochę się nad tobą poznęcać, i ty mi ją dałeś.
Ustawili się z Edgardem po przeciwnych stronach olbrzyma, tak że aby zaatakować jednego z nich musiał stanąć do drugiego plecami.
- Teraz przynajmniej wiemy, że nic z niego nie wyciągniemy - zauważył łowca. - Albo jest bezmyślną bestią nastawioną jedynie na zabijanie, albo jest przez kogoś kontrolowany.
- Co za różnica? Martwy nie będzie nikomu więcej sprawiał kłopotów.
- Masz rację, jeśli zostawimy go przy życiu i odejdziemy, może zacząć siać spustoszenie wśród nacierających zakonników z najemnikami. Nie możemy na to pozwolić. Musimy go unieszkodliwić tu i teraz.
Demoniczna kosa wciąż była rozgrzana, zaś Edgardo dobył swojego rapiera i przybrał odpowiednią postawę. Jeśli wielkolud zdecyduje się zaatakować Inkuba, wtedy zaatakuje go celując szpadą w nerki, a demon skupi się na unikach i blokach. Jeśli natomiast oponent zwróci się ku Edgardowi, ten postara się unikać jego ciosów, podczas gdy Inkub spróbuje odciąć olbrzymowi ramię swoją kosą.
Berserker uniósł broń i z rykiem zaszarżowal na inkuba, który sprawił mu póki co najwięcej bólu. Zamachnął się trzymanym orężem jednak szybkośc inkuba pozwoliła mu bez problemu uniknąć ataków. Dwa miecze rozbiły w perzynę jedną ze ścian starych budynków, kiedy demon pochylił się by ich uniknąć. Wtedy tez Edgardo mógł ruszyć na wroga, jednak tym razem atak nie okazał się skuteczny. Berserk zaczął niczym zwierze wymachiwać rękami uzbrojonymi w ostrze, przez co Inkub jak i Mortis nie mieli jak sie do niego zbliżyć. Zamaskowany był niczym wściekłe tornado.
- Stój żesz spokojnie i daj się zabić! - wrzasnął Inkub. - Ten głupol zaczyna mnie irytować!
- Musimy go zaatakować z dystansu. Niebezpiecznie byłoby zbliżać się do niego gdy jest w takim stanie. Musi być naprawdę wytrzymały, skoro dalej ma tyle siły, będąc pod wpływem trucizny gorgony.
- Z dystansu powiadasz? Zostaw to mnie.
Demon zaczął niemożliwie szybko obracać kosą, po czym cisnął nią po łuku w kierunku berserkera.
- Czas na żniwa! Demon Harvest!!
Edgardo natomiast z przeciwnej strony wyrzucił trzy noże, celując w łeb potwora.
Kosa poszybowała w stronę olbrzyma, który niczego się nie spodziewał, broń wbiła się głęboko w jego pierś, ten jęknął chwiejąc się, a noże dokończyły dzieła. Jeden wbił się, w szyje stwora który jęknął i opadł na ziemię, o dziwo wciąż dychając.
- To by było na tyle - rzekł Edgardo, chowając szpadę do pochwy przy pasie. - Skończ jego męki Inkubie, a potem wróć do Świata Podziemnego. Niewykluczone, że będę zmuszony przyzwać cię ponownie nim ta misja dobiegnie końca.
- Co? - demon wyglądał na zdziwionego i jednocześnie rozbawionego. - Więc wielki łowca potworów, Edgardo Mortis, boi się dobić swoją ofiarę?
Młodzieniec odwrócił wzrok, również się uśmiechając.
- Otóż to, nie poluję na ludzi, Inkubie. Nie jestem płatnym zabójcą - stwierdził z powagą w głosie. - Jednakże ten człowiek jest zbyt niebezpieczny, by zostawić go przy życiu - nagle ucichł i przyłożył rękę do podbródka, jakby na coś wpadł. - Jak się tak zastanowić, to mógł pełnić rolę nadzorcy niewolników, których wcześniej mijałem...
- Ha! Mógłbyś już skończyć z tym swoim kodeksem rycerskim, Edgardo. To dlatego nigdy nie dorównasz komuś takiemu jak ja! - przerwał mu Inkub, uderzając się w pierś.
- Nie żeby mi na tym kiedykolwiek zależało - stwierdził jego mistrz, wciąż patrząc w przestrzeń.
- Dobra, panie honorowy, niech będzie po twojemu. Dobiję tego gościa, ale wzamian zabiorę sobie jego miecz.
- He? - chłopak spojrzał z powrotem na demona. - Masz na myśli tamtą daikatanę? Myślałem, że bronie którymi posługują się duchy są tworzone z części ich własnej duszy.
- To tylko jeden ze sposobów - odpowiedział mu dumnie przywołaniec. - Możemy także przekuć broń którą zabierzemy z tego świata do naszego, umieszczając w niej fragment duszy, dzięki czemu na zawsze zostanie ona z nami związana.
- Interesujące - przyznał Edgardo.
- Świetnie, rób jak uważasz. Tylko żeby nie zajęło ci to zbyt długo. I tak straciłem już przez ciebie zbyt dużo energii magicznej.

Odwrócił się plecami do Inkuba, po czym wznowił swój marsz wgłąb wyspy, wspomagając się zdolnościami gorgony. Poinformował też Komatsu o napotkanym wielkoludzie i więźniach w ruinach na zachodzie.

Demon zaś przywołał z powrotem swoją kosę, która brutalnie wyrwała się z ciała olbrzyma i powróciła do swojego prawowitego właściciela. Ten natomiast powoli zbliżał się do pokonanego, aż w końcu stanął bezpośrednio nad nim.
- Jakieś ostatnie życzenia? - zapytał, przykładając olbrzymowi do gardła ostrze kosy. - Przyznam, że sprawiłeś mi nieco frajdy, jak na takiego bezmózgowca. Dlatego zakończę to szybko. Do zobaczenia po drugiej stronie.
Jednym pociągnięciem ręki pozbawił głowy pokonanego berserkera, po czym kosa znikła, a Inkub zaczął przeczesywać pobliskie gruzy w poszukiwaniu miecza. Gdy go w końcu znalazł, zważył go tylko w dłoni, a następnie sam powrócił do swojego świata, pozostawiając po sobie jedynie kupkę popiołu.
 

Ostatnio edytowane przez Tropby : 13-02-2012 o 23:48.
Tropby jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172