Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2012, 19:31   #177
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Dobrze, że zajrzałem, bo przegapiłbym możliwość podziękowania za grę Armiel włożył kawał pracy i serca do tej sesji, my wszyscy również, więc nie wypada zdawkowo powiedzieć dzięki. Przede wszystkim wdzięczny jestem za to, że mogłem z Wami popisać i uczyć się przy Was. Przeżyłem całą gamę emocji. I chyba o to Armielowi chodziło.

Pisało się wspaniale. Eksperymentowałem z ukazywaniem myśli i emocji bohatera wersus ukrywaniem ich i tego jak to wpływa na reakcję innych postaci w grze. Nie dało mi to jednak ostatecznie frajdy i przestałem. Męczyłem Bnów skupiając sie na nich trochę bardziej niż na BG, co może nie jest miłym gestem wobec graczy, lecz to interakcja ze światem była kluczem do rozwiązania zagadki dla Jamesa. A jeżeli gdzieś nam dialogów zabrakło to właśnie pomiędzy naszymi bohaterami przy rozszyfrowaniu wskazówek i tropów.

Doc jako narzędzie dialogów i pchania akcji do gry jest jak demokracja. Nikt jeszcze nic lepszego nie wymyślił. Pisząc do sesji nie zmuszałem się, choć nie zawsze przychodził oto łatwo. Miałem drobny kryzys po drodze, czy nawet dwa, ale w sumie to tylko pomogło w emocjach, bo sesja tak jak i klimat Arcadaii była trudna, tajemnicza i miałem wrażenie faktycznego chodzenia po omacku. Sam sobie też byłem winny, że za mało wysilałem łepetynę, a te wszystkie clues i puzzles do układanki były tak bardzo fajnie przez MG wplecione w przygodę.

Jak Badacz Tajemnic raczej zawiodłem, ale jako gracz bawiłem się naprawdę świetnie. Bynajmniej tylko na wesoło. Raczej mało było do śmiechu, prócz fajnej akcji z mleczarzem. Poza tym było dosyć strasznie

Wasze postacie były niesamowite i choć mi osobiście, tak po ludzku, avatary naszych pań nie przypadły do gustu, bo kojarzyły się z moimi babciami, (przez te fotografie z lat dwudziestych, jestem 100% wzrokowcem), to James, gdyby nie fatalne okoliczności Ciemności z pewnością nie oparłby się długo ich tak różnym od siebie i zarazem tak samo kuszącym pannom. Odgrywałyście swoje bohaterki fenomenalnie. Z pewnością miałby połamane serce nie mogąc zdecydować się, której oddać swoje... Której dać się zranić

Jeżeli idzie o panów, to Solomon był dla Walkera mrocznym cieniem echa wojny, odbiciem lustra z koszmarnego snu zranionej psychiki. Chciałem aby mój bohater był tym, który uciekł od zimnej, stalowej melancholii w której objęcia dał zakuć się Colturst i dlatego ten bohater był tak bliski dla niego. Z kolei bohater Marrta był w pewnym sensie wszystkim czego James w życiu szukał i ku czemu uciekał. Zazdrościł mu i współczuł. Spokojnego, pięknego zakątka, który mógł nazwać domem ojczystym, zwyczajnego, skromnego i surowego życia i tego, że powrócił do domu, czego syn senatora zrobić nie umiał uciekając w indiańskie rezerwaty. Żałuję, że nie dane nam było pocieszyć się dłużej obecnością genialnie odgrywanego Twinkletona, przy którym mój bohater mógłby wygarnąć Panu Bogu a tam musiał zmagać się sam z wiarą i zamiast targować się lub faryzeuszować przeszedł dziwną ewolucję duchową.

Zakończenie jest zaskakujące. Amazonka Lucy faktycznie mogła bardziej pasować do Jamesa na całe życie, choć przyznaję, że to do Mirandy bardziej Walkera ciągnęło. Miała super psiaka Łobuza przecież i mam nadzieję, że przerodziło się potem w przyjaźń między państwem Dufisów i Walkerów. Nie spodziewałem się, że James przeżyje, myślałem, że wznieci pożar i spłonie, a to, że znalazł swój dom na wyspie i nową fuchę jest bardzo, bardzo fajnym dla mnie zakończeniem. No i dalej tajemniczo mrocznym jak na horror przystało. Łowca z Bangor rulez

Jeszcze raz wszystkim dziękuję. Może jeszcze kiedyś, gdzieś, zagramy razem, oby od początku do końca, w innej sesji.

Pzdr.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline