Wzdrygnal sie gdy Annabell polozyla dlon na jego ramieniu i niemal zachlysnal Vitae, a gdy uslyszal co szeptala przez chwile zglupial kompletnie. Szybko jednak ten stan minal i odwrocil sie usmiechajac do swojej towarzyszki - Ale masz zimne rece! - stwierdzil, jakby starajac sie ukryc, ze po raz kolejny wampirzycy udalo sie wytracic go z rownowagi. Jednak po chwili parsknal smiechem, przecierz oboje wiedzieli ze trik Annabell sie udal.
Rozejrzal sie za reszta sfory. Jatagan stal gdzies z boku i wygladal, jakby mial zaraz zaczac oplakiwac smierc wiszacych pod sufitem smiertelnikow. Dla Chrisa byli oni jedynie tworzywem, z ktorego, zaleznie od jego jakosci mozna stworzyc arcydzielo i sie nim napawac. Mogl zrozumiec traktowanie smiertelnych jako bydlo, zwierzyne lowna czy po prostu kolacje, ale sposobu, w jaki podchodzil do nich Jatagan nie potrafil ogarnac.
Carlos juz tu byl chyba od dawna, i jak zwykle sprawial wrazenie jakby byl u siebie w domu. Zadziwiajace jak szybko i latwo potrafil znalezc sie w kazdej sytuacji - za to Christian go zawsze podziwial. - Chodzmy sie przywitac z Carlosem - zaproponowal Annabell -Panie przodem - sklonil sie delikatnie i dal znak reka w jakiejs glupawej parodii renesansowej etykiety. |