Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2012, 03:26   #85
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Nadrabianie strat - Poziom 1 snu


Nagle trzasnęła klapa pianina!
Jakby niewidzialna ręka poderwała ją w górę z brutalną siłą, zwracając uwagę wszystkich zgromadzonych, lecz był to jedynie wstęp.
Białe i czarne klawisze samoczynnie, jakby w pianolinowym tańcu uruchamiały młoteczki, wprawiając struny w wibracje.
Wywołane przez nie dźwięki unosiły się w powietrzu obszernej sali ujawniając akustykę mogącą zadowolić wybrednego muzyka.

Sama melodia byłaby poruszająca, gdyby powodem jej narodzin był pianista zręcznie przebierający palcami po klawiaturze instrumentu, nie niewidzialne ręce rodem z upiornego domu utrzymanego w guście Addamsów.

Inżynier spojrzał na źródło anomalii tak, jakby spodziewał się, że zaraz wyskoczy wujek Fester z kilkoma laskami dynamitu w dłoniach.

Najprawdopodobniej nikt nie miał wątpliwości, że zaczyna się to, o czym mówiła Antonia.
A raczej wspomniała. Napomknęła.

Tymczasem trzeba było reagować, jednocześnie mając na uwadze, iż broń palna jest całkowicie nieskuteczna przeciwko temu, co ma nadejść.
W takim wypadku problem rozgałęział się na dwie drogi.

Pierwsza zakładała natarcie istot posiadających choćby szczątkową świadomość, a wtedy byłyby niewrażliwe na ataki, ponieważ nie spodziewał się aż tak wielkiej prędkości, by uniknąć pędzącego pocisku.
Było to możliwe jedynie na filmach akcji, gdzie Agent 007 unikał pocisków poprzez uskoczenie, co w praktyce jest równie realne jak uniki Matrixowego Neo.
O nie, to niewykonalne i przekonał się o tym wielokrotnie. Głównie wtedy, kiedy "bohaterowie" próbowali w filmowym stylu uniknąć otrzymania małej porcji ołowiu.

Druga definiowała nadchodzące niebezpieczeństwo jako czynnik środowiskowy.
Miliardów mikrobów nie można było zastrzelić, tak jak wystrzał nie spowoduje zwiększenia ilości tlenu w pomieszczeniu, z którego zaczął uchodzić.

Gdyby wiedział, z czym ma do czynienia, mógłby opracować przeciwdziałanie, ignorując dążenie do uniwersalności pomysłu z definicji odnoszącego się do ogółu.
Ogół prawie nigdy nie pasuje idealnie do szczegółu.

Na identycznej zasadzie działa program komputerowy, realizujący zadanie. Już na przykładzie najprostszego sortowania widać korzyść skupienia się na szczególe.
Mając zadanie posortowania ciągu cyfr bez dokładniejszego zdefiniowania owego uporządkowania, należy poukładać ciąg zarówno rosnąco jak i malejąco ze względu na brak dokładniejszych danych.
Powoduje to wzrost kosztu pamięciowego i czasowego, który mógłby być, dla przykładu, liniowologarytmiczny.

On również nie miał luksusu poznania dokładnej specyfikacji problemu, przez co, paradoksalnie, żeby zwiększyć szanse, musiał je zmniejszyć.
Zwiększał staraniem rozciągnięcia na ogół, a jednocześnie zmniejszał względem szczegółu.

Był niemalże przekonany, że Architekt będzie absolutnie niezbędny do ochrony. Jego ogromna wyobraźnia mogła przeciwstawić się wszystkiemu, co zaatakuje ich we śnie.
W końcu to Eakhardt był tu pierdolonym Czarnoksiężnikiem, a to wszystko było jego Oz.

Nagle Smith wycelował w Blackwooda w przypływie najprostszego, acz najbardziej uniwersalnego oraz oczywistego rozwiązania, jakiego tylko można było się podjąć.
Zabicie śniącego oznaczało wyjście ze snu.

Niemniej coś nieprzewidywalnego mogło stać się w każdej chwili. Szczególnie w przypadku istoty świadomej, mogącej wytrącić go z równowagi.
Nie spodziewał się, że nie trafiłby. Przecież nie są w Hollywood na planie filmowym, lecz ostrożności nigdy za wiele.
Również Koroniew wycelował w Turystę, natomiast podwójnym zabezpieczeniem miał być Ruler.

-Tik, tak, Blackwood-powiedział odliczając paciorki palcami drugiej ręki.
Cały czas był jednak zaniepokojony największym zagrożeniem, jakim mogła być obca religia.

-Każdy, który przyjmie kulkę: nie zaręczam, że obudzicie się w rzeczywistości. Tony też wam tego nie zaręczy. A raczej zaręczy, bo jest taki pewny siebie i pośle was na śmierć tylko dlatego, żeby nie przyznać mi racji. Robicie jak chcecie. Każdy ma jedno życie. To wy decydujecie, czy należy je złożyć w ręce człowieka, który nie ma pojęcia, o czym mówi. A ty Anthony... pochlebiasz mi, naprawdę. Pominę małe pobudki, które cię do tego pchają, ale takiego komplementu dawno mi nikt nie powiedział. Przeceniasz mnie jednak, i to sporo. Dla twojej informacji: świadome i zamierzone zrobienie tego, czego jesteśmy świadkami, to nie w kij dmuchał. Potrafi to może z dziesięć osób na całym świecie. Nie ma mnie wśród nich, ale może kiedyś będę-ponownie odezwała się Antonia.

Inżynier miał wrażenie, że uczestniczy w kiepskim pokazie cyrkowym jeszcze gorszej trupy.
Ale scenografia był naprawdę niezła. To trzeba było przyznać.
Niemniej cała sytuacja zakrawała już nie na dramat, lecz parodię ze względu na coraz większy komizm kobiety w masce. Komizm sytuacyjny, w którym powiedział lub zrobił coś... Nawet nie bardzo wiedział co, ale najwyraźniej Antonia odczytała to jako nieufność wobec jej osoby.
Nawet poddała słowo lub działanie nadinterpretacji, tworząc własną teorię, jakoby Anthony uważał, iż to ona była powodem obecnej sytuacji.
Kompletne, gruntowne i fundamentalnie niezrozumienie.

Niemniej dowiedział się czegoś bardzo istotnego.

Zabezpieczył broń, by ponownie schować ją. Jednocześnie patrzył na reakcje pozostałych.
Nikt nie wydawał się zaskoczony tym, że niemalże standardowe działanie senne, w tym wypadku nie ma racji bytu.

-Zostawcie Turystę. Antonia, jesteś ślepa, jeśli nie widzisz, że po raz kolejny ufam twoim słowom, nie mając żadnego dowodu na ich prawdziwość. Jesteś mało bystra, jeśli nie dostrzegasz tego, iż kilkukrotnie chciałem zasięgnąć twojej wiedzy. Jesteś nieprzydatna, ponieważ nie chcesz się nią podzielić. Wprowadzić w sen może dowolny chemik. To, co cię wyróżnia, przez twoje zadufanie i przerośniętą opinię o sobie samej, każe ci nie dzielić się niczym, przez co twoje umiejętności nie przydają się nikomu, więc i ty się nie przydajesz-kolejna prowokacja z jego strony, tym razem bez łagodzenia. Nie było czasu na delikatne zagrywki.

-Po wyjściu ze snu lepiej zniknij. Zniknij i zadbaj o to, bym cię więcej nie zobaczył. To będzie spłata mojego długu wdzięczności wobec ciebie. Chyba, że Ekstraktor wybierze ciebie, bo ja nie zejdę z tobą nawet po schodach-dodał na tyle instynktownie, iż musiał zastanowić się, czy przypadkiem w jego umyśle nie kołacze się podobna myśl.

-Malcolm, niezależnie od wyboru, mnie nie musisz błagać o informacje, a jakbym z tego nie wyszedł, Anderson cię do nich doprowadzi-rzekł w kierunku Ekstraktora.
To było kłamstwo. Do wszystkich danych miał dostęp on, zaś Anderson nie wiedział nawet o czym one są.

-Cuchnie, nie czujecie? Jakby... padliną-zmieniła temat Chemiczka, ale Smith niczego nie czuł.
Co to miało być? Zagrywka w stylu: "Zobacz, samolot!", podczas której tyle osób odwróci się, żeby popatrzeć?
Czy może rzeczywiście coś czuła?

-Nie jesteś pewna tego, że się obudzimy Chemiczko? Jak tak to dlaczego? Mówisz byśmy nie zawierzali słowom człowieka, który nie wie co się dzieje. Rozumiem, że ty wiesz co się dzieje. Może więc podzielisz się z resztą grupy swoją wiedzą?-odezwał się Koroniew również przestając celować do Blackwooda.

-Rosjanin doszedł do ściany i postanowił oszczędzić głowie ciosu. To jest to, co wy nazywacie Limbo, panie Koroniew. Limbo się wsącza. To nie jest jakiś mityczny poziom głębokości snu. Limbo otacza wszystkie sny. Nasze miejsce jest bańką zatopioną w Limbo, a ono jest oceanem, do którego brzegów nie dotarł nikt, ludzkie życie jest zbyt krótkie. Teraz Limbo napiera na ściany naszej bańki i je rozpuszcza. Śmierć w tej chwili, na którą tak nalega nasz dzielny Point-Man, rozrzuci nas losowo - część wybudzi się na górze, część spadnie w Limbo. Mi to w sumie wszystko jedno, bo potrafię sama wrócić. Ale nie wiem, jak to będzie z wami.

Anthony nie skomentował. Otrzymał kolejne informacje. Bardzo konkretne informacje, lecz wydane zbyt późno, po zbyt wielu próbach wyciągnięcia czegokolwiek.
Przed uzyskaniem danych należy napisać podanie i czekać na rozpatrzenie?

Drugą kwestią był problem ich prawdziwości. Czy to możliwe, by Limbo przenikało do snu?
Nie miał pomysłu jak przeciwstawić się takiemu zagrożeniu. Uciekanie gdziekolwiek poza drogą w kierunku do rzeczywistości zdawało się nie mieć sensu.
To tak, jakby na piechotę chcieć uciec z Ziemi, ponieważ grozi jej najazd kosmitów.

Potrzebowali wahadłowca - sposobu na wydostanie się ze sferycznej pseudorzeczywistości.
Jedynym sposobem, jaki przychodził mu był prosty przykład na banalność ucieczki dysponując drogą przez wymiar o jeden większy niż więzienie, w którym było się zamkniętym.
Narysowany na kartce ludzik w kółku nie miał najmniejszych szans na ucieczkę. Był na straconej pozycji, ponieważ porusza się w tylu wymiarach, w ilu istnieje jego cela.
Za to człowiek ograniczony kołem porusza się w trzech wymiarach, więc z łatwością opuści wyznaczony obszar, lecz nie pokona już sfery.
Wyjściem jest czwarty wymiar.

Tylko co było analogią czwartego wymiaru?

-Może skończcie te osobiste wycieczki, co? Co Twoim zdaniem powinniśmy zrobić?
Czy to deja vu?
Czemu słyszy swój głos zaklęty raz to w Koroniewa, raz w Amy?

-Żebranie o wiedzę, która może uratować. Może na was spłynie choć kropla łaski wielkiej chemiczki. Ci, którzy przystąpią do zadania muszą być przygotowani na długie błaganie o każdy ochłap informacji, jaki może się przydać. Ja nie będę żebrał, jeśli nie wystarcza moja prośba. A informacja nie zawsze musi przyjść na czas, nawet jeśli spłynie po wężowym języku waszej towarzyszki-wypowiedział to bez udziału własnej woli poszukującej ich czwartego wymiaru.
Jakby machinalnie ciągnął dalej łańcuch prowokacji przy nieobecności duchowej.

Przyjął za fakt słowa Chemiczki. Założył, iż Limbo rzeczywiście ignorowało granice ich snu.
Przeciw samej istocie Limbo nie miał najmniejszych szans na sukces w związku z użyciem broni palnej.
Nie było też po co uciekać, ponieważ dalej będą w obrębie tego samego snu z naruszonymi barierami.
Przez chwilę pomyślał o oddziałach obronnych lub chaotycznie poruszających się iluzjach, ale to również nie rozwiązywało ich problemu.
Czas. Czy zatrzymanie czasu na ograniczonym obszarze byłoby możliwe? Być może, lecz nie sądził, by William mógł dokonać czegoś takiego.

Nie miał w głowie wielu pomysłów, a żaden z istniejących nie nadawał się do wprowadzenia w fazę realizacji.
To wszystko było zbyt nienaturalne, niemalże ezoteryczne, mistyczne...

Nagle świadomość wróciła wraz z pomysłem. Spojrzał na swój paciorkowy talizman owinięty na nadgarstku.
Czyżby rozwiązanie było aż tak proste?
Usiadł na podłodze w pewnej odległości od pozostałych i zamknął oczy.

-Opanuj się człowieku. Nikt tu o nic nie żebra. Próbujemy się czegoś dowiedzieć a ty jak ostatni pajac unosisz się “honorem”. Brawo, bardzo profesjonalne i dojrzałe podejście.

-Też próbowałem-powiedział lakonicznie, nie dodając, iż dalej nieustannie próbuje cokolwiek zrobić.
Ale oni tego nie rozumieli.

-Przede wszystkim nie wymachujmy bronią, bo komuś puszczą nerwy i będzie nieszczęście. Nie wychodzimy przez śmierć, bo nie wiadomo gdzie wyjdziemy. Czekamy, aż nas wyrzuci naturalnie, bo narkoza się wyczerpie. Bronimy normalności. Czyli jeśli pianino gra samo - to ktoś siada i zaczyna napierdalać w instrument. Tylko część bytów z Limbo jest sprytniejsza od ludzi. Resztę można oszukać. Broniąc tego, co normalne, zamykamy im przejście. Musimy tylko wytrzymać. Ściągnięcie nas z góry, nawet jeśli limbo częściowo nas zaleje, jest pewniejsza niż loteria ze śmiercią.

Kolejne dane. Po raz kolejny zdecydowanie za późno. Gdyby wiedzieli wcześniej, każdy reagowałby na takie zagrywki właściwymi metodami.
Interesujące było jeszcze jedno.

Chemiczka podała rozwiązanie, które mogło się sprawdzić. Mogło, lecz nie musiało.
Gdyby mieli do czynienia z "demonem inteligentniejszym", całe działanie niewiele by dało, a im później, tym ciężej zapanować nad nienaturalnymi działaniami środowiska.
Kto wie, czy już nie było za późno. Nikt nie garnął się do grania na pianinie, w tym sama Antonia.

Puszyła się zdolnościami jak paw. Tupała nóżką jak małe dziecko. Znała drogę ucieczki jak każdy inny.

Głosy zaczęły się oddalać, tracąc na wyrazistości zupełnie tak, jakby każdy włożył głowę do garnka.
On sam czuł się znajomo, lecz jednocześnie nieco dziwnie pogrążony w ciemności.
Zupełnie tak, jakby nic go nie dotyczyło. Jakby był sobą i nie był.
W oddali od samego siebie patrzył na wszystko z boku.

Zawsze osobom trzecim niepowiązanym ze sprawą łatwiej wyrokować. Może właśnie w tym kryła się skuteczność?
Naturalnie miał nadzieję, iż w tym stanie znajdzie jakieś konstruktywne rozwiązanie, ale liczył również na to, iż religii zdoła się przeciwstawić inna religia.

W czym gorszy był jego buddyzm od voodoo Antonii?

Słyszał, że Brazylijka zaleciła stworzenie ogniska i ucieczkę, czyli rozwiązanie, które on odrzucił. Uciekać i czekać na wybudzenie...

Nagle wpadł mu do głowy kolejny pomysł!
Jeśli Chemiczka potrafiła sama wyjść ze snu, to może udałoby jej się to również teraz?
Wydostać do rzeczywistości i wybudzić resztę?

Otworzył oczy niechętnie powracając do własnego ciała, ale kiedy tylko miał wstać i zaproponować następną drogę wyjścia, zobaczył akcję współtworzenia.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 10-02-2012 o 00:41. Powód: Zamieszczenie obiecanego tytułu :)
Alaron Elessedil jest offline