Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2012, 09:40   #59
Henshin
 
Henshin's Avatar
 
Reputacja: 1 Henshin nie jest za bardzo znany
W co te chłopaczki się wpakowali? Sil nie poświęcała obserwacji specjalnie sporo czasu. Całą sytuację odbierała dość osobiście, mając brata w podobnym wieku miała ochotę przetrzepać im te puste łby. Dała znać gestem ręki swoim kompanom, by zostali gdzie są. Na wszelki. Jeśli młodziki dojdą do wniosku, że należy uciekać przed czarno-odzianą nieznajomą, to wpadną wprost w ręce pozostawionych tu dwóch shinobi. Z resztą, wszyscy zgromadzeni, oprócz Shina, potrafili być wystarczająco szybcy, by ich dogonić. A każdy z nich, nawet z nieprzytomnym Shinem, byłby w stanie ich pokonać. Zwinnym, szybkim susem Nguyen wyskoczyła z krzaków pochwycając wpierw Zrzędę, a w chwilę później Płaczka. Za uszy. Tak jak to się robi z takimi zumerami. Oczywiście brała pod uwagę, że “mózg” tego duetu może upuścić skrzynię i z jakiejś magicznej kieszonki dobyć nóż. Wrażliwszy z dwójki, raczej by się do tego nie posunął, ale na niego też miała oko. Odczekawszy spokojnie aż miną pierwsze złowróżebne teksty, temperowała ich próby wydostania się z niezbyt sprawiedliwego, ale jakże efektywnego chwytu zwiększając nacisk lub wykręcając mocniej uszy. Dla własnej wygody w trakcie tych przepychanek skierowała chłopców ku glebie, na której docelowo mieli usiąść.

- Już? Będzie spokój?

Zapytała spokojnym, lekko zrzędliwym głosem. Nie miała zamiaru krzyczeć.


Co było, to przeszło, rozpłynęło się gdzieś w sinej oddali. Yuen szedł ostrożnie, przynajmniej starając się trzymać na uboczu oraz nie chcąc, by ktokolwiek spośród towarzyszy go obserwował. Natomiast zadumany ninja spoglądał bystro na nich. Jakby potrafili odczytać myśli chłopaka. Zwłaszcza wtedy, gdy Onimaru oraz Sil właściwie jawnie flirtowali ze sobą. Bez trudu dostrzegał miłe słówka, uśmiechy owe sekundowe spotkania spojrzeń. Ogarniało go jakieś nieprzyjemne uczucie. Och, zdawał sobie sprawę, ze to po prostu zazdrość, aczkolwiek zazdrość w jego stylu, czyli nie niosąca ze sobą zawiści, lecz poczucie smutku oraz osobistej klęski. Ogólnie rzecz biorąc, Yuen miał coś w sobie z filozofa i realnie przyjmował wszystkie ciosy. Starał się postępować honorowo, jednak zdając sobie sprawę, że to droga najeżona pułapkami oraz, że kiedyś, jakieś sidło dorwie go. Tam nieomal stało się dzisiaj, ale mniejsza o takie szczegóły. Cieszył się na wyprawę z Sil, cieszył … wcześniej się cieszył … Jednak cały jego fatalny nastrój nie przejawiał się zmianami oblicza, wiecznie ozdobionego neutralnym uśmiechem nr 7. Całkowicie sztucznym oraz idealnie wypranym uczuciowo. Piękna maseczka założona na twarz, cudownie nieodgadniona. Przy całym swoim przygnębieniu jednak starał się pomagać. Owszem, nie mówił tyle co zwykle, praktycznie niemal wcale, poza sytuacjami wyjątkowymi. Jednak mógł reagować ruchem, mógł ochronić, słuchać poleceń. Kiedy piękna Sil wyskoczyła chwytając chłopaków na wszelki wypadek rozglądał się wokoło. A nóż, jakiś kolejny był gdzieś w namiocie jeszcze i chciałby zaatakować dziewczynę? Oczywiście obroniłaby się, ale pewnie musiałaby wypuścić któregoś ze schwytanych chłopaków. Dlatego właśnie asekurował ją obserwując, gotowy do rzutu jedną ze swoich gwiazdek. Właściwie powinien podejść sprawdzając, ale po prostu dziwnie poczuł się słabo. Nogi jakby nie chciały go nieść, zresztą, może to nie ciało, lecz osłabiona gwałtownie psychika ninja. Yuen mógł przez lata wydawać się twardzielem, aż nagle zaczął trzeszczeć, niczym stara krypa na wietrze.

Po króciutkim okresie naburmuszonej antypatii, jaki stanowiło dzisiejsze przedpołudnie, Fortuny ponownie zaczęły uśmiechać się do grupy i darzyć ją swymi względami. Chłopiec stojący przy ognisku był tak niemrawy z powodu alkoholu buszującego w jego organizmie, że wystarczyło pojedyncze pchnięcie dłoni Sil aby padł na ziemię, jak drzewo ścięte przez oszalałego drwala. Tamten drugi spanikował, rzucając swój kuferek z trofeami w powietrze i rozsypując świecidełka wszędzie wkoło. Ale nie zdążył nawet odwrócić się aby spróbować dać drapaka, bo jego ucho zostało zamknięte w żelaznym uścisku młodej ninja, która... obecnie miała w sobie więcej z surowej niańki niż ponurego zabójcy utkanego z cieni. Chłopcy chyba lepiej na tym wyszli.

- C-coś ty za jedna, co? Skąd żeś się tu wzięła i czego chcesz?!

Chamski pyskacz nawet w tej sytuacji nie tracił ciętości języka. Oczywiście nie wiedział, że oprócz dziewczyny, która właśnie go utemperowała, w krzakach czai się także trójka jej kolegów. W innym wypadku pewnie byłby nieco grzeczniejszy. Ten mniejszy, młodszy, trzymał język za zębami. Bał się, był zbyt wystraszony żeby odpyszczyć czymkolwiek. Mówiło się, że alkohol ponoć rozwiązuje ludziom język, a tu taka niespodzianka.

- Jak się do mnie odzywasz, szczeniaku? - warknęła i mocniej skręciła ucho - Przeproś!

- Aaaała! Chole... przepraszam! Przepraszam, no!

Hultaj ugryzł się w język i okazał skruchę pod wpływem dostarczonego stymulantu. Nacisk na ucho zelżał do znośnego. Oczywiście nie odpuściła całkowicie.

- No... - sapnęła, trochę udobruchana ich kooperatywnością.

- W co się znowu wpakowaliście? Kto was tak urządził?

Nieletni ‘przywódca’, z miną cierpką jakby wypił właśnie pól litra octu, zastanawiał się co odpowiedzieć tej dziwacznej kobiecie, która tak sprytnie ich obezwładniła, wykorzystując zaskoczenie. Mimo wszystko, buntować się nie zamierzał. Nie chciał tracić części aparatu słuchowego. Mrucząc pod nosem coś mało kulturalnego, poczuł delikatne tężenie ręki na czerwonym uchu. Przewrócił oczami, skrzyżował ręce i zaczął gadać.

- Żołnierze. Cesarscy piechurzy, jak zwiewaliśmy z ich obozu.

- Co robiliście w ich obozie? - głos Żmijki lekko zahaczył o wyższe tony w skali.

-... słyszeliśmy, że... cholera! Słyszeliśmy, że przewożą złoto i jadeit z Heigenchou do Daiwy. Niezliczone skrzynie! Myśleliśmy, że jeśli uda nam się ukraść jedną, nikt nas nie zauważy...

Słuchając tego, Sil miała poważne kłopoty z utrzymaniem równowagi, nie mówiąc już nawet o kontynuowaniu przesłuchania. Nadmiar głupoty emanujący od tego chłopaczka najwyraźniej zwiększył jej pole grawitacyjne. Najwidoczniej te żałosne, miejskie szczury poczuły się tak pewnie, że zachciało im się podkraść do Żelaznej Karawany. Na tego typu konwoje, nawet ninja z doświadczeniem mierzonym w dekadach napadali bardzo rzadko. Nguyen nigdy nie widziała ani jednej na oczy, ale słyszała ponure opowieści o elitarnych oddziałach uzbrojonych w broń palną i ładunki wybuchowe, Egzekutorach, Złotych Lwach... wszystkim co najgorsze. Takie transporty stanowiły prawdziwe mobilne fortece, pełne pieniędzy, cennych kruszców, dóbr, a nawet niewolników. Zawsze przewodziły im najbardziej wyzute z wartości moralnych i etycznych jednostki, które z równą łatwością mogły zamówić dla siebie mięso w tawernie, co nakazać podkomendnym obdarcie noworodka ze skóry. Jakim... jakim cudem, dwójka tych szczeniaków mogła być tak naiwna!? Mieli myśli samobójcze, czy co!?

Pytanie jakie rodziło się w głowie Nguyen było z goła inne: jak ta dwójka uszła z życiem? Żmijka poczuła nieprzyjemny dreszcz przechodzący wzdłuż jej karku. Jeśli “zapłacili” dziewczynką za własną wolność... Cóż, mogli wtedy uratować własną skórę i tłumaczyłoby to stan duchowy cichszego z chłopców. To było tylko podejrzenie, jednak gdy Sil odezwała się po raz kolejny w jej głosie nie pozostało nic z siostrzanej troski.

- Gdzie Maya?

Na tę komendę, młodszy rozkleił się i zaczął płakać jak bóbr. Aż wstyd żeby kilkunastoletni chłopak posypał się w ten sposób, jednak sytuacja zdawała się to usprawiedliwiać.

- Zakradliśmy się tam... kiedy żołnierze byli na ćwiczeniach! Myśleliśmy, że nas nie zauważą! Ale ktoś został na straży! Buszowaliśmy w trójkę w ich skrzyniach i wtedy... wtedy pojawił się jakiś mężczyzna w czarnym pancerzu z samurajską maską! Złapał nas za fraki, potem było tylko gorzej... zaprowadził nas do kobiety odzianej podobnie jak on... zostaliśmy związani na środku obozu. Wspólnie bili nas, kopali i cięli przez kilka godzin, na oczach tych wszystkich żołnierzy, a oni po prostu się... się śmiali... na bogów, nie chcę tego pamiętać, nie chcę!

Załamany młodzik, nie bacząc na spójny stan swojego ucha, wysunął się niespodziewanie z jej uchwytu i zwinął się w kłębek, do pozycji embrionalnej. Z niego ciężko już będzie wyciągnąć cokolwiek. Pozostawało chyba tylko skupić się na tym twardszym.

To nie był pierwszy raz, na pewno też nie ostatni, gdy spotykała się z taką sytuacją. Możliwe, że kiedyś będzie jej to obojętne, jednak teraz odczuwała niesmak. Popchnęła chłopaka ku ziemi tak jakby dotknęła czegoś obrzydliwego. Czegoś głupiego, żałosnego i niewartego uwagi.

-Co z nią zrobili?

Onimaru czuł się jak głupiec. Lata treningu, wyrzeczeń, walk o życie... a oni nie mogą się odnaleźć w lesie. Mimo wszystko, humor mu dopisywał i potrafił znaleźć lepszą stronę tej sytuacji. Chociaż nie mógł sobie przypomnieć, co dobrego było w błądzeniu po omacku. Nie mniej, dobry humor pozwolił zignorować wszelkie niedogodności, i zanim zdążyła zeżreć go irytacja, odnaleźli obozowisko. Obserwował Sil w akcji. Musiał przyznać, że umiała sobie radzić z kłopotliwymi dziećmi... choć pochwyceni chłopcy, mieli raczej zgoła inne zdanie na ten temat. Jasne było, że z ich strony, nie uraczą żadnego zagrożenia, a na pewno nie takiego z którym Sil nie dała by sobie rady samodzielnie.
Już chciał się ruszyć, żeby zbadać okolicę, ale zastygł w pół ruchu. Miał jej przecież nie znikać z oczu, więc rozglądał się stacjonarnie, czy ktoś się do nich nie zbliża, lub nie łowi uchem cennych informacji, które płynęły z ust rzezimieszka. Gdy młody zaczął opowiadać o ich szaleńczej próbie, Ronin skupił się na jego słowach. Uśmiechnął się z aprobatą słysząc ich brawurę, kiwając jednocześnie głową na boki, ganiąc ich w myślach za pośpiech i głupotę. Dowiedzieli się, gdzie może być Maya, więc chyba nic tu po nich. Mogli ruszyć dalej. Ale co Sil zrobi, ze zniewolonymi w żelaznym uścisku huncwotami?
 
__________________
May my enemies live long so they may see me progress.

You can run, but You will only die tired.
Henshin jest offline