Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2012, 10:47   #3
Dhagar
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację


Urodził się jako Ferrante Alighieri w 1559 roku w Mediolanie. Przynajmniej tak mówił jego przybrany ojciec, gdy znalazł go na progu swego domu. Był ubogim szlachcicem a zarazem człowiekiem wielce religijnym i dobrodusznym. Ferrante wraz z wiekiem mężniał, nabierał manier i uczył się wszystkiego co musiał umieć syn szlachcica. Tego wymagało wszak szlacheckie pochodzenie. Jemu nie brakowało niczego, ale widział co się dzieje wokół: głód, nędza, wyzysk i oszustwa. Ci, na których mieli liczyć nie interesowali się zbytnio zwykłymi ludźmi, nawet kler. Postanowił to zmienić, skończywszy lat 17 zaczął pomagać tym, którzy tego najbardziej potrzebowali. Ojciec wspierał go w tym dziele, pochwalając jego czyny. Był z niego dumny.
W 1580 roku zakochał się w Livii, córce weneckiego kupca. Dwa lata później pobłogosławieni przez rodziców wzięli ślub. Szczęśliwe to były lata. Lecz nie dane im było długie życie.

Kwiecień 1587 roku był początkiem drogi, której się nie spodziewał. Miejscowy ksiądz, któremu w niesmak była działalność dobroczynna Ferrante postanowił przerwać jego prace. Wysłał najemnych zbirów, którzy w czasie napadu rabunkowego zabili obu Alighieri - zarówno ojca jak i syna, gdy ten był u niego w odwiedzinach, zaś dom podpalili. Zginęło również kilku sąsiadów, którzy pospieszyli im z pomocą…
Ocknął się wśród trupów i pogorzeliska. Nie mógł uwierzyć, że wciąż żyje. Wszak zginął w walce przebity piką. Uznając swe ożywienie za diabelska sztuczkę uciekł w las pochowawszy uprzednio ojca. Nie chciał być dla innych powodem cierpień. Dwa lata żył niczym pustelnik, póki nie odnalazł go pewien człowiek – Olaf Gustaffson. On to objaśnił mu kim jest i kim się stał po śmierci oraz ponownym zmartwychwstaniu Alighieri. Przez kolejne dwa lata nauczył go wszystkiego co sam umiał, po czym odszedł równie nagle jak się pojawił.

Ferrante postanowił wykorzystać dar jakim była nieśmiertelność. Bez obaw o śmierć ruszył kontynuować zaczęte niegdyś dzieło. Chciał wrócić do żony, lecz zrozumiał, że jego zmartwychwstanie może się źle dla niej skończyć. Gorycz i bezsilność go ogarnęła, gdy dowiedział się, że majątek ojca trafił w ręce miejscowego księdza, lecz nic nie mógł na to poradzić. Ostatniej nocy pozostawił jedynie na drzwiach swej niedawnej rodziny zachowany pierścień, jaki otrzymał od Livii w prezencie, po czym ruszył w drogę, aby po krótkim czasie dotrzec do Grecji. Pomógł w odbudowie szpitala, który spłonął w pozarze, a potem został tam jeszcze jakiś czas studiując medycynę.
I stało się tak, iż w czerwcu 1596 roku rzucił mu wyzwanie człowiek ze wschodu, Abdul ibn Fahred. Krwawe starcie o brzasku Alighieri wygrał łutem szczęścia – jego pierwsze zdobyte ożywienie. Moc i wiedza pokonanego z siłą wdarły się do jego ciała i napełniło umysł. Niezapomniane wrażenie, które towarzyszyć mu miało już zawsze przy zwycięstwie nad innym nieśmiertelnym. Taki był początek jego walki o nagrodę.

Kolejne lata mijały niczym wiatr, a on nabierał doświadczenia, wiedzy i umiejętności. Wędrówka po Europie już w mnisim habicie, zawiodła go wszędzie tam, gdzie mógł być potrzebny: Prusy, gdzie rozwiązał problem grasantów nawiedzających małą wioskę na pograniczu, we Francji uratował w czasie pożaru rodzinę, a następnie pomógł stanąć im na nogach od nowa, w Hiszpanii zaś podpadł tamtejszym władzom uwalniając i nie dopuszczając do spalenia na stosie grupy kobiet oskarżonych kłamliwie o czary. Uciekając przed goniącą go inkwizycją, dotarł daleki wschód, do Chin. Tam uratował życie Dom Kimowi w czasie górskiej lawiny. Ocalony okazał się mistrzem sztuk walki i medytacji. Doceniając ratunek wziął go po krótkim teście na swego ucznia i wprowadził w arkana wschodniej sztuki. Ferrante spędził w Azji sporo czasu trenując pod czujnym okiem mistrza, a po jego śmierci kontynuując ćwiczenia. W końcu starł się z Jinem Woo, kolejnym nieśmiertelnym. Po jego pokonaniu postanowił ruszyć dalej.

Trafił do Nowego Świata w poszukiwaniu nowych wyzwań i perspektyw. Tam działał jako lekarz, pomagając chorym bez względu na to czy to byli biali, indianie czy murzyni, czym nie przysporzył sobie zbyt wielu zwolenników wśród bogaczy i różnych ludzi. Potem wziął udział w amerykańskiej wojnie o niepodległość, w czasie której natknął się na parę nieśmiertelnych – Harrisa i Malcolma. Obaj rzucili mu wyzwanie i stoczyć musiał z nimi zacięty pojedynek w ruinach starego fortu. Jego mentor nie miał wiec racji, nawet wśród nich zdarzają się czarne owce, renegaci zdolni łamać odwieczne Zasady. Zdołał ich pokonać, choć kosztowało go to sporo wysiłku i krwi. Nie minęło wiele czasu i wybuchł kolejny konflikt – Secesja. Z końcem wojny wziął pod opiekę sieroty wojenne zajmując przy tym jeden z opuszczonych domów, by mogli gdzie mieszkać. Czuł się wtedy potrzebny, dzieci kochały go, a troje sióstr zakonnych było wdzięcznych za jego poświecenie. Sielanka nie trwała jednak długo. Nie minęło 7 lat, gdy do sierocińca przybyła Inga – nieśmiertelna z Niemiec. Pewna swego rzuciła mu wyzwanie. Był to pierwszy raz, gdy zabił nieśmiertelną kobietę. Mimo iż była to walka o przetrwanie w drodze ku Nagrodzie to jednak czuł się podle.

Niedługo po tym wrócił do Europy w 1888 roku, gdzie natrafił na ślad słynnego Kuby Rozpruwacza, kolejnego nieśmiertelnego renegata. Wyśledziwszy go pokonał w walce ścinając mu głowę i przerywając pasmo jego mordów. Niedługo po tym pojawiła się w okolicy kolejna nieśmiertelna, która również polowała na mordercę z własnych powodów. Tak oto zawiązała się znajomość, a potem przyjaźń miedzy zdumiewająco piękna, celtycką druidką Gwendolin a Ferrante.
Potem były kolejne lata, dwie wojny światowe, w których brał udział jako sanitariusz, konflikt wietnamski, gdzie o mały włos nie stracił głowy częściowo sparaliżowany trucizną.

W 1958 roku wziął pod opiekę młodego nieśmiertelnego, który zginął w wypadku parę dni wcześniej – Billa Mortona. Pokazał mu ścieżkę jego nowego życia i nauczył niemal wszystkiego co sam umiał. Po tym wydarzeniu zmienił nazwisko na Quinncy i postanowił ustatkować swoje życie. Miał już dość wojen, a poza tym odłożył dość pieniędzy, aby żyć dostatnio przez dłuższy czas.
Będąc w Nowym Yorku zawarł znajomość z ojcem Lovellem, który mimo piętrzących się przed nim przeszkód zajmował się bezdomnymi i starał się pomagać okolicznej młodzieży. Quinncy wspomógł go wtedy sporą ilością gotówki i przez kilka lat pomagał mu w jego pracy. Podziwiał go i rad był z tego co robi dla innych. Szybko też stali się przyjaciółmi, a to wiele znaczyło dla Roberta, zwłaszcza że ci którym pomagano nieraz przekazywali informacje o innych potrzebujących lub też tych, którzy wręcz byli zagrożeniem dla okolicy. Procentująca znajomość rzekło by się.

W 1970 roku bedąc w Hiszpanii, zgłosił się do pracy w szpitalu, gdzie poznał Izabelę, młodą lekarkę – chirurga. Początkowa znajomość szybko jednak przerodziła się w miłość. Nie przeszkadzało mu zupełnie, że dziewczyna ma ośmioletnią córkę z pierwszego związku, wręcz przeciwnie. Oboje uznali, że nie mogą bez siebie żyć i pół roku później pobrali się w jej rodzinnym mieście, w Toledo. Żyli szczęśliwie przez trzy lata i zdawać by się mogło, że w końcu Ferrante odnalazł swoje miejsce. Choć wiedział, że czas biegnie dla jego rodziny nieubłaganie, to miał zamiar być z nią tak długo jak tylko był w stanie. Nie przewidział jednak wszystkiego.

W maju 1973 wracał do domu po dłuższym dyżurze w pracy spowodowanym wypadkiem. Był przez to trochę spóźniony na spotkanie z jej krewnymi. Na miejscu jednak zastała go tylko martwa cisza. Wszyscy, cała dziesiątka, w tym troje dzieci nie żyło. Bestialsko zamordowani, pozbawieni krwi. Przybyła na miejsce policja zbadawszy ślady uznała, to za sprawkę satanistów udających filmowe wampiry. Nie zdołali jednak znaleźć winnych zbrodni. Wtedy to przysiągł nad grobami rodziny Vendette – nie spocznie póki nie dopadnie i zabije każdego z tych, którzy dopuścili się tego mordu. Wyszukując wszelkich śladów i oznak obecności „wampirów“ wkrótce dopadł pierwszego podejrzanego. To nie był satanista... lecz prawdziwy wampir. Ten, pod wpływem perswazji wyjawił mu przed śmiercią wszystko, co Quinncy chciał wiedzieć: o tym kto dokonał ataku jak i informacji o wampirach. Tymi, których poszukiwał była sfora niejakiego Ernersto Chaveza i jego kochanki Sophie. Nie zagrzewali oni nigdy długo miejsca tam gdzie się zatrzymywali. Robert ruszył w drogę śladem krwiopijców, bezlitośnie zabijając każdego wampira jakiego napotkał. Hiszpania, Francja, Niemcy, Polska, Anglia, w ciągu kilku lat przemierzył połowę Europy podążając ich śladem. W tym też czasie wiele się o nich nauczył i odesłał ku ostatecznej śmierci sporą ich grupę. W 1977 roku, w Bordeaux zaś dokonał czynu, który ściągnął na niego gniew krwiopijców. Wykrywszy wampirzą kryjówkę zwana Elizjum w starym dworku, w pobliżu winnic, zniszczył ją przy pomocy ciężarówki z benzyną. Śmierć poniosło poza wampirami również czworo zwykłych ludzi. Dwunastu krwiopijców zginęło z jego miecza w tym mieście, pozostali trzej zdolali zbiec. W swej rządzy zemsty zatracił by się całkowicie i zapewne zginął, gdyby nie druidka Gwen. Ona to wyciągnęła go z otchłani, jaką sam sobie stworzył przed 4 laty, pomogła mu otrząsnąć się i odżyć na nowo. Wrócić do drogi, którą niegdyś podążał, a wielu wciąż potrzebowało jego pomocy i opieki. Nie zapomniał jednak o zemście, leczy już tym razem smakował ją na zimno i działał w tej dziedzinie rozważnie. Parę porad otrzymał również od przyjaciela druidki, którym się okazał wilkołak. Cóż, wróg mego wroga jest moim przyjacielem jak to mówią a nowo poznany zdawał się być takowym. Postanowił działać bardziej subtelnie, wykrywać ich słabości i zabijać w kolejności od tych najbardziej zagrażających ludziom. Zdarzyło mu się kilkakrotnie zostawić wampira w spokoju, lecz były to wyjątki. Czarne owce jednak przeważają wśród krwiopijców.

Od tamtej pory minęło już trochę czasu, a on wrócił na dobre do swej dawnej roli. Wampiry ze sfory Chaveza zniknęły już wszystkie, lecz pozostał sam przywódca i jego kochanka. Lecz na nich również w końcu przyjdzie czas, Quinncy wszak miał go pod dostatkiem i był cierpliwy.

W 1995 roku przyleciał do USA, gdzie poznał Johna Tolanda, gliniarza z Chicago a zarazem łowcę wampirów. Początkowa nieufność do siebie zniknęła, gdy Quinncy ocalił mu życie w czasie obławy na jeden z miejscowych gangów. Lecz jego zlikwidowanie nie było końcem sprawy. Quinncy bowiem starł się tej samej nocy z szefem owego gangu, jak okazało nieśmiertelnym Lukiem Dantois. Każdy ma jakieś tajemnice i policjant nie interesował się tym, czemu doszło do walki zakończonej śmiercią jednego z pojedynkujących się. Ten świat i tak miał problem z wampirami. Kolejna znajomość była dla Roberta wielce pomocna w razie ewentualnych problemów z prawem, przynajmniej na terenie Chicago. Tam też pozostał jakiś czas wyciągając z bagna grupę młodzieńców, którzy dopiero stawiali pierwsze kroki w przestępczym procederze. Dzięki niemu nie skończyli w więzieniu lub na cmentarzu.

Roku pańskiego 1999 przygarnął 6-letnią dziewczynkę z sierocińca, który został właśnie zlikwidowany. Nowy okres zaczął się wtedy dla niego. Załatwiwszy papiery adaptacyjne stworzył dla małej Erin nowy dom, w którym nic jej nigdy nie brakowało. Posłał ją do szkoły a potem do liceum. Dziewczyna była szczęśliwa. Znów miała bowiem rodzinę a Ferrante był dobrym ojcem. Nie ograniczał jej, dawał jej sporo swobody ale i przestrzegał przed niebezpieczeństwami czyhającymi na świecie na młode i samotne dziewczyny. Wynajął dom w Dallas, gdzie uczyła się i gdzie też on sam osiadł. Gdy pytała zaś co robi odpowiadał prawdę, że pomaga ludziom, wyciąga ich z tarapatów i pomaga stanąć na nowo. Dla Erin - Ferrante był wspaniałym człowiekiem i bardzo go kochała.
A teraz, cóż świat się zmienia. Jedni umierają, inni się rodzą lecz życie wciąż prze naprzód. Wciąż są na ludzie którzy potrzebują pomocy i opieki a on należy do nielicznych, którym ich los nie jest obojętny...

I czy mógł przejść obojętnie wobec tego co się teraz działo ? Tajemnicza informacja by opuścił USA była podejrzana, ale nie zlekceważył jej. Odesłał swoją córkę w bezpieczne miejsce, pod opiekę znajomej, a sam wyruszył do Sioux Falls. Wyczuł innych, lecz nie miał zamiaru wszczynać od razu walki, to nie było w jego stylu. Ważniejsza była sprawa, która go tu przyciągnęła.

Ci, którzy go mogli zauważyć, mogli by go wziąć za jakiegoś turystę. Wysoki, przystojny mężczyzna, o krótkich ciemnych włosach i szaroniebieskich oczach, mający około 30 lat. Ubrany w ciemne jeansy i szarą bluzę, do tego długi płaszcz sięgający kolan. Sylwetka zdradza regularne ćwiczenia, trzymające go w formie, zaś z twarzy przebija się zaufanie i pogodność ducha.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."

Ostatnio edytowane przez Dhagar : 07-02-2012 o 20:06. Powód: Zapomniałem dać opisu wyglądu :)
Dhagar jest offline