Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2012, 10:44   #60
Eyriashka
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Ten żwawszy i butniejszy też spuścił nos na kwintę. Widać, mimo ładnie utrzymywanych dotąd pozorów, nawet jemu ciężko przychodziło poradzenie sobie z tym, czego doznał pod nader ‘czujnym i opiekuńczym’ okiem żołnierzy pilnujących Żelaznej Karawany. Co zabawne, nawet nie kwestionował w jakikolwiek sposób tożsamości kobiety, która go trzymała. Kim jest, dlaczego właściwie go wypytuje. Nic z tych rzeczy nie było ważne. Defetyzm pełną gębą.
- Dali nam wybór. Jedno miało się poświęcić, żeby pozostała dwójka mogła ujść z życiem. Maya zgłosiła się pierwsza... rozwiązali nas i wykopali z obozowiska. Zapowiedzieli, że jak nie wyniesiemy się z okolicy natychmiast, to wrócą po nas i nie będą tak ‘łaskawi’ jak ostatnio...
Zaczął oddychać ciężej, histerycznie łąpiąc powietrze. Pewnie chciał coś zrobić, ale wiedział doskonale, że jest całkowicie bezsilny. Ujął jedną z leżących na boku pereł i cisnął ją daleko.
- Nie mogliśmy nic zrobić, nie wiedzieliśmy do kogo się zwrócić... ten... ten ich przywódca, cesarskie psy chyba zwracały się do niego Keikan. Nie można go pomylić z nikim innym. Ma na gębie cztery, głębokie bruzdy biegnące z góry na dół. To potwór! Demon! Oni z najgłębszych czeluści piekieł! Każda rana, którą nam zadawał sprawiała, że chichotał z radością jak małe dziecko! Ja... nie wiem nawet czy Maya jeszcze żyje. Jeśli został z nią sam na sam...
… to można tylko mieć nadzieję, że nie męczyła się długo - dodała w duchu Nguyen. Zadziwiające, że chłopcy postrzegali śmierć jako najgorsze wyjście z opresji. Jednak nie sądziła, by dziewczynie dane było dołączyć do swych przodków. Raczej wygadała się kim jest i teraz mają względem niej nie liche plany. Nguyen złapała się na tym, że przejmowała się życiem dziewczynkim w stopniu raczej nikłym. Ważniejsze było wykonanie zadania i utrzymanie sojuszników. A jeśli to cesarskie psy pozbawiły córkę pana Neitaki życia lub zdrowia istniała ogromna szansa, że status quo zostanie podtrzymane.
- Gdzie ta karawana?


- Na wielkiej polanie, nie więcej jak kilometr stąd. Powiniennem chyba... mieć ten ich obóz zaznaczony na mojej mapie. Moment prze pani. Tylko ją z kieszeni wyciągnę...

Poszperał po spodniach. Jego ‘mapa’ stanowiła pomięty, poplamiony i pożółkły kawałek papieru, ze wszystkimi charakterystycznymi elementami krajobrazu zaznaczonymi przy użyciu węgla. Nic więcej niż zestaw rozmazanych kropek i krzywych linii. Jednakże, jak mawiają roztropni leśniczy i zbieracze grzybów na terenie Cesarstwa ‘lepszy rydz niż nic’. Z tą pseudo mapą mogli bez problemu trafić do miejsca, gdzie przetrzymywano Mayę, nie ryzykując jednocześnie ponownego zgubienia pomiędzy morderczymi i nader zwodniczymi pniami drzew.

Sprawa się więc wyklarowała, niestety zmieniając bardzo na niekorzyść. Pytanie aktualne brzmiało: czy Maya zdradziła, kim jest. Jeśli nie, to pewnie potraktował ją jak każdą młodą dziewoję przyłapaną na takiej zabawie. Prawdopodobnie przeleciał na wszelkie możliwe sposoby, dodając jeszcze trochę boleśniejszych kawałków, potem zaś ubił. Jednak przypuszczał, że Maya raczej powiedziała. Możliwe, że zgłosiła się, gdyż miała nadzieję, że pozycja jej ojca zapewni jej względną nietykalność, albo przynajmniej spowoduje lżejsze traktowanie niż każdego innego. Rzecz jasna, chłopaki się nie popisali. Zostawili dziewczynę, uciekli oraz zgodzili się, żeby wzięła na siebie owo paskudne brzemię. Jednak możliwe, że właśnie ona nakłoniła ich do tego. Odważna dziewucha, chociaż może głupia. Cóż, istniały rozmaite rozwiązania. Chociażby wślizgnąć się do tak licznej grupy udając służbę lub dostawców. Można było sprokurować pożar namiotów, potem wykorzystać zamieszanie. Można było spróbować jakiegoś szantażu na którymś z członków karawany. Bowiem, że tamten wariat jest kimś, kto woli bić niż rozmawiać, był przekonany. Cóż, jakaś decyzja musiała być podjęta. Stał czekając na nią, zaś długie włosy rozwiewał łagodny wiatr.
- Zmywajcie się stąd szybko i nie zapomnijcie tych kuferków.
Pchnęła jeden z nich lekko nogą, całkowicie tracąc przy tym zainteresowanie chłopcami i spoglądając w stronę listowia, za którym powinni skrywać się jej kompani - Ruszajmy.
Chłopcy, pokornie jak dwa baranki z przejawami zaawansowanej kleptomanii, pozbierali z ziemi co się tylko dało i czym prędzej czmychnęli w siną dal, nie zostawiając po sobie nawet smugi kurzu. Trafne oszacowanie ich nastawienia względem zrelacjonowanej Nguyen sytuacji było kapkę skomplikowane. Pewnie, chciało by się w tym momencie usłyszeć jakąś ckliwą historyjkę o młodzieńczej odwadze, wielkim poświęceniu i wiecznej przyjaźni między trójką ludzi, ale... z drugiej strony mowa była przecież o nieletnich złodziejach, którzy posiadali umiejętności bitewne nie przewyższające zbytnio tych bezdomnego kota.

Chociaż powoli słońce chyliło się ku upadkowi, zaścielając niebo mieszanką głębokich kolorów, od żółci po purpurę, pchani wewnętrzną chęcią jak najszybszego zakończenia tej wariackiej pogoni, nasi dzielni ninja dotarli na miejsce w ciągu ledwie kilkunastu minut. Mimo imponujących rozmiarów antypatii, istniejącej pomiędzy żołnierzami Cesarstwa i powstałą nie tak dawno temu Koalicją Lotosu, tym pierwszym nijak nie dało się odmówić taktycznego podejścia do sprawy. Nawet tak błahej jak rozbicie obozowiska. Wybrana polana była niemal całkowicie kolista, sześć wozów transportowych utworzyło sobą zamknięty krąg. Wszędzie rozmieszczono wbite w glebę tyczki z pochodniami. Te, gdy tylko zostaną zapalone, rozświetlą większość zakamarków trawiastego schronienia, czyniąc podkradnięcie się bliżej nielada osiągnięciem. Jedyna normalna ścieżka prowadząca do Żelaznej Karawany została obstawiona czterema wojakami, każdy z nich ściskał w łapach broń drzewcową. Ci z Heigenchou mogli ziać znudzeniem i brakiem przykładności podczas wypełniania swych obowiązków, ale egzemplarze żołnierzyków tutaj, swoją czujnością i paranoją wpędziłyby w kompleksy niejednego nocnego myśliwego. Tak to już jest, kiedy dowodzenie nad grupą ludzi obejmuje psychopata, nie tolerujący porażki. Odpowiednia dawka strachu może stanowić sobą cudowny czynnik motywujący.

Mimo iż kryjący się pomiędzy gałęziami i liśćmi wojownicy cienia mogli wyłapać pojedyncze odgłosy śmiechu oraz przechwałek, raczej nie była to masowa libacja, która umożliwiłaby im wyczekanie momentu gdy wszyscy będą nieprzytomni z powodu nadmiaru wypitego alkoholu i wykradzenie małej szlachcianki. Żołdacy siedzieli po prostu w półkolu, wymieniając się żartami oraz historyjkami bitewnymi. Szefa wszystkich szefów nigdzie widać nie było, najwyraźniej wyznawał zasadę, że zbyt częste, pobłażliwe interakcje z podkomendnymi zmniejszają autorytet dowódcy. Nawet jeśli ostatnie z tych interakcji obejmowały torturę małych dzieci.

 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.
Eyriashka jest offline