Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2012, 12:46   #22
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Przybytek nosił wdzięczną nazwę “Tłusty prosiak” i sądząc po wyglądzie właściciela nie nadano tej nazwy bez podstawy. Wynajęła pokój, najlepszy jaki mieli wedle słów właściciela, po czym zeszła do głównej sali. W gościnie u kupca zjadła niewiele, a jeszcze mniej wypiła. Potrzebowała czegoś co by odciągnęło jej myśli od obszarów, w które nie było bezpiecznie się zagłębiać. Jeszcze nie, sprostowała, gdyż potrzeba umilenia sobie tego wieczoru czymś więcej niż kielichem dobrego wina, była bardziej niż nagląca.

Zebedeusz bez ogródek po wejściu do karczmy, udał się do jego właściciela. Miał już nawet zamówić pokój gdy dostrzegł Mel, która właśnie schodziła na dół. Zebi szepnął coś karczmarzowi do ucha a ten tylko pokiwał głową i dał mu klucz, do pokoju. Zebedeusz podszedł do Mel i rzekł tylko:
- Jak skończysz przyjdź.. pokój numer 8.
Po tym od razu ruszył do swojego pokoju. Miał masę pracy a noc nie trwa wiecznie. Zaczął sporządzać notatki w języku klasycznym, który poznał na Uniwerytecie. Wyjął z plecaka wino i otworzył je popijając. Wiedział że w końcu przyjdzie. Ciekawość. Tak, Mel lubiła mieć władzę i kontrolę nad wszystkim.. Zebedeusz.. stanowił zagadkę..

Przez dłuższą chwilę stała w miejscu nie zważając na spojrzenia, które na siebie ściągała. Jakby na to nie spojrzeć opanowanie żądzy mordu wymaga trochę czasu, a ta była w niej w tej chwili niezwykle silna. Jak on śmiał! Ból w piersi przypomniał jej o oddychaniu. Jak skończy...? Dobrze, skoro nalegał... Podeszłą do karczmarza, odbarzyła go uroczym uśmiechem po czym zamówiła obfitą kolację. Nie zamierzała nigdzie się spieszyć. Przecież nie miała do kogo... Prawda?

Sala niemal całkiem opustoszała nim wreszcie ją opuściła. Wypiła niewiele, zjadła jeszcze mniej. Nadal była wściekła, jednak stając przed drzwiami prowadzącymi do pokoju oznaczonego ósemką, myślała na tyle jasno by zdać sobie sprawę z własnej porażki. Może powinna jednak dokończyć wino, za które zapłaciła? Nim zdążyła zmienić zdanie uniosła dłoń i lekko zapukała.

Zebedeusz właśnie sporządzał notatki gdy usłyszał pukanie do drzwi. Schował książkę do torby i podszedł do drzwi. Otworzył je. Mel mogła teraz zobaczyć, że żak ubrany był w czarne spodnie i czarną koszulę, dość dokładnie przylegającą do jego ciała. Przy prawie metrze osiemdziesięciu wzrostu, ważył niecałe 80 kilo. Prawa ręka wisiała przy boku, i można było dostrzec że coś z nią jest nie tak, a na ręku miał czarną rękawicę ze skóry. Odsunął się tak by szlachcianka mogła wejść do środa:
- Cieszę się że przyszłaś - uśmiechnął się słabo
- Wejdź...

Jeszcze chwilę temu zastanawiała się nad najlepszym sposobem odebrania mu życia. Było ich kilka zatem wybór nie był łatwy. Gdy jednak otworzył drzwi, a na jego ustach pojawił się uśmiech, który przypomniał jej dawnego Zebedeusza... Gniew wyparował, a jego miejsce zajęła czułość. Zajęta własnymi sprawami niemal zapomniała o stracie, której doznał. Przekroczyła próg pokoju tłumiąc błyskawiczną myśl, która przemknęła przez jej umysł. Może... Później...
- Gdzieżbym śmiała zignorować taki miłe zaproszenie - odparła rozglądając się ciekawie i z zadowoleniem stwierdzając, że faktycznie dostała dobry pokój w porównaniu do tego, który otrzymał Zebedeusz.

Zebedeusz minął kobietę, i zamknał drzwi. Miał milion zdań, milion wersów. Poeta, kochanek, odrzucony, ten którym się stał.. Odezwał się do Mel:
- Podejdź.. - brzmiało to jak prośba lecz nie było nią

Odwróciła się w jego stronę unosząc brwi w wyrazie zdziwienia.
- Skoro nalegasz - odpowiedziała uśmiechając się lekko samymi ustami, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę stolika.

Zebedeusz złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Drugą ręką, prawą, dotknał jej twarzy delikatnie i subtelnie. Pozwolił by spojrzała mu w oczy. By zagłębiła się w nich. A potem rzekł, z uśmiechem na ustach:
- Rozbierz się..

- Nie - padło z jej ust nim była w stanie powstrzymać je przed tą czynnością. Sprzeciw był gwałtowny i z mocą szarpnął jej opanowaniem. Podobnie jak ona szarpnęła rękę którą trzymał mężczyzna.

Zbedeusz jak by przechylił głowę delikatnie, uśmiechnął się miło a potem..popchnął Mel do tyłu. Na stolik.
- Tak, ja jestem gotowy odpowiadając na Twoje ostatnie pytanie..tam w świątyni..
Ruszył do niej powoli. Bez agresji w oczach czy ruchach ale z pewnością siebie.
~“Dziedzictwo. Czym ono jest... czymś od czego uciekniemy. Wątpię... Rodzice.. jestem cząstką ich..niech się więc stanie...”

Roześmiała się cicho, bez śladu wesołości, który zastąpiła nutka okrucieństwa widoczna zarówno w uśmiechu jak i spojrzeniu. Śledząc jego ruchy skierowała dłoń w stronę rękojeści lewaka. Ból za ból...?
- Nie spieszyłeś się zbytnio - oznajmiła przesuwając koniuszkiem języka po wargach.

- Hmm.. wiesz musieli mi poskładać rękę.. i takie tam.. Czyżbyś się stęskniła? - Zebedeusz dostrzegł ruch w stronę lewaka lecz nadal szedł ku niej, aż znalazł się tuż przy niej. Tak by mógł czuć jej oddech, słyszeć bicie jej serca

- Możliwe... - odpowiedziała, chwytając mocniej rękojeść i wyjmując ostrze z pochwy. Na chwilę jej spojrzenie oderwało się od oczu Zebedeusza i z fascynacją spoczęło na broni.
Zebi spojrzał na ostrze i uśmiechnął się.. szaleńczo
- Albo mnie zerżnij albo zarżnij.. Mel.. Mel.. Mel.. Zrób albo jedno albo drugie.. Rękę już straciłem więc.. proszę zdecyduj się
Jeśli nie stawia oporów Zebedeusz przyciągnął ją do siebie i pocałował. Pragnienie stało się Panem, pragnienie przejęło nad nim górę, koniec z gierkami. Czas sięgnąć po to czego się pragnie...

Melissandra nie stawiała oporu pozwalając by zawładnął jej ustami, jednak nie poddając się wrażeniom, nie całkiem. Odpowiadając na pocałunek jednocześnie uniosła dłoń dzierżącą lewak. Ostrze dopominało się krwi, niemal słyszała jego wołanie w swych myślach. Oderwała usta, aczkolwiek niechętnie, układając je w szczęśliwy uśmiech.
- Nic za darmo - wyszeptała cicho, wbijając lśniące głodem spojrzenie w jego oczy i kierując ostrze w stronę odsłoniętego gardła mężczyzny.

Zaskoczenie, może. Przerażenie, na pewno nie. Rozbawienie, widocznie. To można było wyczytać z twarzy Zebedeusza, który delikatnie dotknął ręką ostrza tak by przebiło skórę. Krew na palcu się pojawiła a Zeb jakby z lubością go pocałował.
- Rozetnij mi koszulę.. tylko już mnie nie skalecz - rozkazał, patrząc jej prosto w oczy

Śledziła jego ruchy nie mogąc oderwać spojrzenia od szkarłatnej kropli, która w chwilę później zniknęła w jego ustach. Pozostawał oczywiście ślad na ostrzu jednak ten jakby nieco mniej ją interesował. Mimo to z lubością oczyściła je rozkoszując się metalicznym smakiem, który pozostał na końcu języka.
Pokusa by zignorować jego słowa i wraz z materiałem rozciąć także jego skórę była bardzo, ale to bardzo mocna. Chwyciła za przód koszuli, po czym ostrożnie wsunęła ostrze między nią, a ciało mężczyzny. Odgłos rozcinanego materiału zmieszał się w jej uszach z tętnem krwi. Oddech przyspieszył, a serce zerwało się do galopu. Szkarłatna stróżka spływająca powoli z drobnego rozcięcia na wysokości mostka była w tej chwili widokiem, od którego nie była w stanie się oderwać. Z fascynacją przecięła jej drogę zbierając krew na palec wskazujący lewej dłoni. Kontrast między jej jasną skórą, a czerwienią krwi wywołał na jej usta zadowolony uśmieszek.

Zebedeusz spojrzał na rozcięcie na klatce i znów uśmiechnął się. Po czym złapał Mel za rękę i wykręcił jej tak, że upuściła sztylet odwracając się do niego plecami. Drugą ręką przyciągnął ją do siebie i złapał w okolicy pasa. Ustami zaczął całować jej szyję i ucho, delikatnie od czasu do czasu przygryzając je. Ręką gdzie trzymał ja w pasie zaczął iść w górę ku piersiom, które zaczął delikatnie naciskać i pieścić przez ubranie.

Szarpnęła się próbując wyswobodzić rękę. Nagłe uczucie paniki wstrzymało jej oddech sprawiając, że przez chwilę znów czuła zapach dymu z kadzideł i cichą muzykę. Wszystko zniknęło równie szybko jak się pojawiło. Odchyliła głowę poddając się pieszczocie ust Zebedeusza. To tylko jej młody uczony... Była bezpieczna.


Zebedeusz zaczął ją całować coraz mocniej, puszczając rękę szlachcianki. Nie cackając się rozerwał jej czarną koszulę i zdjął ją. Lekko odsunął ją od siebie i rzekł:
- Zdejmij gorset..szkoda niszczyć - a sam zaczął zdejmować koszulę z siebie
Wtedy Mel mogła zobaczyć jak na wysokości prawego barku widnieje spora blizna idąca przez bark oraz wzdłuż prawej ręki. Druga blizna była jakby po wypaleniu, bowiem skóra w tym miejscu opadała w głąb ciała, powodując że w tym miejscu było wgłębienie. Na plecach na tej samej wysokości co wgłębienie była również blizna.
Samo ciało uczonego wyglądało na dość zadbane, widać że chłopak nie tylko przykładał wagę do ksiąg i pozyskiwania wiedzy. Sama prawa ręka, z której Zebedeusz zdjął rękawicę lużno opadała. Widać było że jest jakby słabsza, mięśnie jakby prawie nie widoczne, choć palce poruszały się całkiem sprawnie. Kolejna blizna na ręku od wewnętrznej strony szła przez całe przedramię, to musiała być rana po uderzeniu jednej z macek demona.
Sam bark wydawał się jakby nie równy, jakby brakowało jakiejś kości, lub coś było nie tak. Strzaskany bark, zniszczone przez magiczny pocisk nerwy i mięśnie to wszystko było powodem stanu fizycznego Zebedeusza.
Miał on również bliznę na wysokości klatki piersiowej, w kształcie litery sześć. Blizna ta była bardzo stara, jakby Zebedeusz nabawił się jej jak był jeszcze niemowlakiem, może ciut starszy lecz nie mógł liczyć więcej niż sześć wiosen. Tak patrząc na młodzieńca można było odnieść wrażenie, że musi liczyć co najmniej dwadzieścia jeden lat. Ostatnią z blizn miał na plecach a właściwie szła ona wzdłuż całych pleców na skos. To chyba pamiątka po ostatnim uderzeniu demona, nim Detlef pozbawił go życia. Żak patrzył tak na Mel i się uśmiechał, patrząc jak ona się rozbiera. Jego oczy rozpalała żądza i coś jeszcze..coś głęboko ukrytego..co wołało by wypuścić to na wolność.

Spoglądając na Zebedeusza czuła jak opadają z niej kajdany, w które zakuła swe pragnienia. Jej wzrok dokładnie badał każdą bliznę, którą przed nią odsłaniał. Niemal pieścił, akceptując i pragnąc dodać do nich nowe, będące dziełem jej rąk. Nie posłuchała jego nakazu, nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz. Zamiast zająć się gorsetem, odpięła pas i odłożyła go ostrożnie na stolik starając się przy tym nie odsłaniać zbytnio pleców. Następnie ostrożnie usiadła na jego blacie by delikatnie sunąć dłonią wzdłuż prawej nogi dostać się do sznurowań skórzanych butów do pół uda. Zgrabne palce w mgnieniu oka rozprawiły się z wiązaniem rzemieni by po chwili powtórzyć cały rytuał z drugim butem. Uniosła spojrzenie by upewnić się, że posiada całą uwagę Zebedeusza po czym pochyliła się i chwyciwszy obiema dłońmi prawą nogawkę spodni podciągnęła ją do kolana ukazując znajdujący się pod nią pas z pochwą. Odpięła go, po czym niemal z uczuciem ujęła spłaszczoną rękojeść i wysunęła pozwalając by blask lampy zalśnił na ostrzu. Był mniejszy od zazwyczaj spotykanych, przypominał nieco nóż do rzucania jednak miał od niego znacznie dłuższą klingę. Odłożyła go na blat po czym z uśmiechem na ustach zsunęła się ze stolika. Uniosła dłoń i przesunęła nią po materiale gorsetu po to by zatrzymać się przy zapięciu spodni.
Wyswobodzenie się z nich zajęło jej zdecydowanie więcej czasu niż powinno. Nie spieszyła się zsuwając je powoli, obserwując przy tym reakcje mężczyzny. Gdy spodnie spoczęły w nieładzie u jej stóp, odwróciła się i z wprawą nabytą przez lata, zdjęła gorset ukazując dowód na to, że artyści tuszu i igły zamieszkujący Grenzstadt mogli być z siebie dumni. Bardzo realistycznie oddana podobizna miecza, do złudzenia przypominającego ten, którym władał Zebedeusz ciągnęła się od łopatek do linii pośladków. Wokół ostrza owijało się gęsie pióro, którego ostro zakończona końcówka nakładała się na pióro ostrza.
Spojrzała przez ramię by odpowiedzieć na jego uśmiech swoim własnym połączonym z szaleństwem i dumą wyzierającymi z oczu.
- Masz na to odwagę? - zapytała zlizując z ust krew, której już tam nie było.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline