-Zdradzieckie szyszkojady!- zaklął Khaldin na widok elfiej strzały wbijającej się w jego przeciwnika. -Czego się spodziewać po tej tchórzliwej rasie. Wolą jak szczury kraść zdobycz sprzed nosa, zamiast zająć się uczciwą wojaczką.- mamrotał pod nosem biorąc kolejny zamach toporem, którym coraz bardziej i bardziej patroszył przeciwnika.
Rzut oka na sytuację pozwolił na to, aby w nadzwyczaj bystrym umyśle Krasnoluda powstał iście genialny plan. ~Bandyci są skupieni razem. Kierują się do wozu. Ich tyły zabezpieczone są naszym wozem. Przede mną droga wolna. A co gdyby tak… ~ Khazad już wiedział, co powinien zrobić.
-Nie będę narażał życia za ten psi pieniądz!- Zakrzyknął. –Zmywam się stąd!- Tym razem krzyknął głośniej, ażeby mieć pewność, że każdy włącznie z bandytami go usłyszał.
Ruszył pędem przed siebie, kierując się w stronę uliczki wprost naprzeciwko. Za wozem. Kiedy biegł krzyknął jeszcze coś po krasnoludzku. |